Przejdź do zawartości

Przejdź do spisu treści

Niemcy

Niemcy

Niemcy

NIEMCY zajmują szczególne miejsce na arenie międzynarodowej. Co roku przyjeżdża tu przeciętnie około 15 milionów zagranicznych turystów. Wielu z nich spędza urlop w Alpach Bawarskich, Szwarcwaldzie czy nad malowniczym Renem lub odwiedza miasta będące ośrodkami kulturalnymi. Inni przybywają do Niemiec w interesach. Jest to jedna z głównych potęg handlowych naszego globu, utrzymująca kontakty z całym światem. Przez szereg lat kwitnąca gospodarka niemiecka przyciągnęła tylu zagranicznych pracowników, że wyraźnie się to odbiło na strukturze ludności większych miast. Wpłynęło również na działalność kaznodziejską Świadków Jehowy w tym państwie.

Na ich służbę miały też wpływ wydarzenia, które się rozegrały w trakcie oraz po zakończeniu II wojny światowej. Pod dyktatorskimi rządami Adolfa Hitlera Świadkowie byli celem okrutnych i nieprzerwanych ataków. Mając błogosławieństwo kleru katolickiego i protestanckiego, Hitler przyrzekł wytępić Poważnych Badaczy Pisma Świętego (Ernste Bibelforscher), jak wówczas nazywano tutejszych Świadków Jehowy. Oni jednak nie sprzeniewierzyli się swym przekonaniom. Pozostali niezachwiani mimo bezlitosnych prześladowań.

Dwanaście lat po zakazaniu działalności niemieckich Świadków Hitler i jego partia już nie istnieli. Natomiast Świadkowie Jehowy dalej opowiadali innym o Królestwie Bożym i jego znaczeniu dla ludzkości. Ich przeżycia i wytrwałość pod rządami nazistów są pięknym świadectwem również dla całego świata.

Dzięki czemu Świadkowie wyszli zwycięsko z tych prób? Z całą pewnością nie dzięki własnej zaradności ani swej liczebności. Na początku II wojny światowej w całych Niemczech było niespełna 20 000 Świadków, mających przeciw sobie potężny reżim hitlerowski. Odpowiedzi na wspomniane pytanie udziela Biblia słowami, które dawno temu wyrzekł mądry nauczyciel Gamaliel: „Jeśli ten zamysł lub to dzieło pochodzi od ludzi, zostanie obalone, ale jeśli pochodzi od Boga, nie zdołacie ich obalić” (Dzieje 5:34-39). Świadkowie Jehowy w Niemczech pozostali lojalni wobec Boga nawet w obliczu śmierci, a Jehowa spełnił swą obietnicę, iż „nie opuści lojalnych wobec niego” (Ps. 37:28).

Wykorzystywanie sprzyjających warunków po wojnie

Ci, którzy mieli za sobą doświadczenia lat wojennych, dostrzegali, że czeka ich praca. Właśnie przeżyli wydarzenia wyraźnie spełniające zapowiedź Jezusa Chrystusa co do znaku jego obecności i zakończenia systemu rzeczy. Znaleźli się w odmętach wojny nie mającej precedensu w całych dotychczasowych dziejach. Odczuli, co to znaczy stać się przedmiotem nienawiści narodów, być zdradzonym, wydanym na ucisk i na śmierć. Zaznali też przepowiedzianych braków żywności. Ludziom należało wyjaśnić znaczenie tych wydarzeń. Nawet w obozach koncentracyjnych Świadkowie Jehowy nigdy nie przestali głosić. Pamiętali jednak słowa Jezusa: „Ta dobra nowina o królestwie będzie głoszona po całej zamieszkanej ziemi na świadectwo wszystkim narodom” (Mat. 24:3-14). Czekało ich jeszcze więcej pracy i bardzo pragnęli dalej ją wykonywać.

Wkrótce po wojnie Świadkowie w Niemczech zorganizowali na nowo dzieło głoszenia o Królestwie. Gdy Erich Frost po dziewięciu latach odzyskał wolność, natychmiast zadbał, by dojrzali bracia odwiedzili, zreorganizowali i umocnili zbory. Niektórzy głosiciele tak osłabli z głodu, że na zebraniach mdleli, byli jednak zdecydowani na nie przychodzić i korzystać z pokarmu duchowego. Nazajutrz po zwolnieniu Gertrud Pötzinger szła cały dzień do Monachium, gdzie miała nadzieję odnaleźć męża. Kiedy wieczorem życzliwi ludzie zapewnili jej żywność i nocleg, jeszcze po północy dawała im świadectwo o zamierzeniu Jehowy. Konrad Franke zaraz po oswobodzeniu podjął służbę pionierską, mimo iż początkowo jedyne jego ubranie stanowił obozowy pasiak.

W roku 1947 w Niemczech było 15 856 Świadków, którzy znów uczestniczyli publicznie w służbie polowej i śmiało nauczali, że Królestwo Boże jest jedyną nadzieją na trwały pokój i bezpieczeństwo. Jehowa pobłogosławił ich gorliwej służbie i w maju 1975 roku, 30 lat po zakończeniu wojny, w Niemczech Zachodnich działało 100 351 zwiastunów Królestwa.

W tamtych latach świadectwo dawano nie tylko ludności niemieckiej. Gorliwi Świadkowie w tym państwie zaczęli napotykać w służbie kaznodziejskiej przedstawicieli wielu narodowości. Jak do tego doszło?

Teren misjonarski na własnym podwórku

Aby sprostać potrzebom rozwijającej się gospodarki, w połowie lat pięćdziesiątych Niemcy zaczęły werbować gastarbeiterów, czyli robotników z innych krajów. Szczególnie dużo przyjechało ich z Grecji, Hiszpanii, ówczesnej Jugosławii, Portugalii, Turcji i Włoch. W roku 1972 liczba zagranicznych pracowników przekroczyła 2,1 miliona.

Gastarbeiterzy napływali do Niemiec od lat pięćdziesiątych do siedemdziesiątych, a w latach osiemdziesiątych kraj ten zalała fala uchodźców z Afryki i Azji. W latach dziewięćdziesiątych dołączyli do nich uciekinierzy z Europy Wschodniej i Bałkanów. Ówczesne liberalne przepisy regulujące przyznawanie azylu politycznego sprawiły, że Niemcy mają najwyższą w Europie liczbę mieszkańców urodzonych za granicą.

Świadkowie Jehowy zrozumieli, że na ich podwórku powstał wyborny teren misjonarski. Ponieważ „Bóg nie jest stronniczy”, a ludzie zmuszeni do opuszczenia rodzinnego kraju niewątpliwie potrzebują pociechy, jaką może zapewnić jedynie Słowo Boże, Świadkowie uznali głoszenie im dobrej nowiny za swój obowiązek (Dzieje 10:34, 35; 2 Kor. 1:3, 4). Jednakże udostępnienie tego orędzia rzeszy 7 500 000 cudzoziemców w Niemczech w ich językach nie było łatwym zadaniem.

Chcąc skuteczniej przekazywać tym ludziom prawdę biblijną, wielu niemieckich Świadków nauczyło się jakiegoś nowego języka. Dowiedli w ten sposób prawdziwej miłości do bliźnich, czego zresztą Jezus uczył swych naśladowców (Mat. 22:39). Chociaż Świadkowie ci na ogół nie mogli podjąć zagranicznej służby misjonarskiej, pragnęli w pełni wykorzystać sposobności nadarzające się w kraju. W sierpniu 1998 roku w 371 zborach i 219 grupach obcojęzycznych oznajmiało dobrą nowinę ponad 23 600 głosicieli. Rzecz jasna zbory takie tworzy się nie w celu wprowadzania segregacji, lecz po to, by osobom nie znającym dobrze niemieckiego ułatwić poznawanie prawdy w ich własnym języku. Wielu głosicieli zauważyło, iż drugi język może trafić do umysłu, natomiast mowa ojczysta często porusza serce.

Chociaż pewne ugrupowania w Niemczech nie lubią i źle traktują cudzoziemców, to słudzy Jehowy serdecznie ich przyjmują i darzą prawdziwą chrześcijańską miłością. Obecnie tutejsi Świadkowie urządzają zebrania w 24 językach (nie licząc niemieckiego), między innymi w albańskim, amharskim, arabskim, chińskim, hindi, japońskim, perskim, rumuńskim, tamilskim, tigrina, węgierskim i wietnamskim. Spośród 194 751 obecnych na kongresach pod hasłem „Pouczani przez Boga”, które zorganizowano w Niemczech w roku 1993, jakieś 10 procent stanowili uczestnicy zgromadzeń obcojęzycznych. A do chrztu zgłosiło się na nich prawie 14 procent ogólnej liczby ochrzczonych.

Orędzie Królestwa z docenianiem przyjęło między innymi małżeństwo hinduistów, które w roku 1983 opuściło trapioną wojną Sri Lankę, żeby zapewnić swemu sześcioletniemu synkowi opiekę lekarską. Niestety, chłopiec zmarł. Ale jego rodzice poznali Jehowę, który wskrzesi umarłych i otworzy przed nimi sposobność życia wiecznego (Dzieje 24:15). Warto też wspomnieć o pewnej Nigeryjce, która jako nastolatka walczyła w wojnie biafrańskiej. Kiedy po przeprowadzce do Niemiec dowiedziała się, jak Jehowa uczy ludzi mieszkać ze sobą w zgodzie i pokoju, dokonała w swym życiu zmian (Izaj. 2:3, 4).

Włosi, którzy podczas pobytu w Niemczech stali się Świadkami Jehowy, często powtarzają przysłowie: „Non tutti i mali vengono per nuocere” (Nie każde nieszczęście wychodzi na złe). Jakże trafne słowa! Wielu Włochów oraz innych obcokrajowców przyjechało do Niemiec, by uniknąć trudności finansowych, a tymczasem znalazło coś bardziej wartościowego od dóbr materialnych — prawdę o Bogu i Jego zamierzeniu.

Gorliwą działalność Świadków wśród tych ludzi dostrzegają osoby postronne. Zbór w Halberstadt otrzymał następujący list: „Nasz ośrodek jest głównym obozem azylanckim i stale opiekujemy się osobami z przeszło 40 krajów. (...) Ludzie ci, wywodzący się z rozmaitych kultur, musieli zostawić krewnych, kraj rodzinny, język i tradycję. Nierzadko mają za sobą wstrząsające przeżycia, a przed sobą niepewną przyszłość. (...) Właśnie dlatego wielu z nich szuka wsparcia i nadziei w religii. Jesteśmy wdzięczni za Wasz szczodry dar [w postaci różnojęzycznych Biblii] — dzięki czytaniu Biblii we własnym języku osoby te będą mogły doznać pociechy i pokrzepienia”.

Niektóre grupy obcojęzyczne

ANGIELSKA: Z działalności zborów angielskich odnoszą pożytek uchodźcy między innymi z Nigerii, Ghany, Sri Lanki oraz Indii. Jednym z nich jest Steven Kwakye z Ghany. Kiedy w Niemczech młody człowiek z Bangladeszu powiedział mu, że stara się unikać Świadków, Steven poprosił, żeby ich przysłał do niego. Jako młodzieniec rozmawiał w Ghanie z pewnym Świadkiem. Teraz uwolnił się od presji krewnych i chciał pogłębić swą wiedzę. Obecnie jest chrześcijańskim starszym i razem z rodziną służy Jehowie.

TURECKA: Żona oraz synowie Rasima już ponad dziesięć lat byli Świadkami Jehowy, a on dalej wyznawał islam. Wiedział jednak, że interpretacja Koranu w różnych meczetach jest tak odmienna, iż niektórzy muzułmanie chodzą tylko do swego. Podczas wizyty w Turcji uczęszczał zarówno do meczetu, jak i na zebrania Świadków Jehowy. W meczecie zetknął się z wykładnią islamu odbiegającą od tej, którą słyszał w Niemczech. Wyraźnie odczuł brak jedności. Po powrocie do Niemiec oświadczył: „W tutejszej Sali Królestwa panuje ta sama miłość i przedstawia się ten sam program, co w Sali Królestwa w Turcji. To jest prawda”.

HINDI: W roku 1985 dwóch Świadków zapukało do drzwi Shardy Aggarwal zaraz po tym, gdy pomodliła się o pomoc w znalezieniu jakiegoś boga, przed którym mogłaby wylać swe serce. Jej mąż miał raka płuc. Była zrozpaczona, bo uważała, że hinduscy bogowie lekceważą jej modlitwy. Zapytała Świadków, czy Jezus jest Bogiem. Pod wpływem ich wyjaśnień nabrała przekonania, iż jej modlitwa została wysłuchana. Jehowa wydał się jej tym bogiem, którego chciała poznać. Początkowo bała się porzucić bóstwa hinduizmu, żeby nie ściągnąć na siebie ich niezadowolenia, wkrótce jednak usunęła ich wizerunki i uznała Jehowę za prawdziwego Boga. W 1987 roku dała się ochrzcić. Obecnie pełni stałą służbę pionierską i jest wdzięczna za możliwość służenia osobowemu Bogu, któremu może się zwierzać. Jej mąż oraz syn są sługami pomocniczymi (Ps. 62:8).

POLSKA: W roku 1992 utworzono w Berlinie zbór polski i jeszcze tego samego roku zorganizowano w tym języku jednodniowe zgromadzenie specjalne. Chociaż urządzono je w części Niemiec, w której jest sporo ludzi pochodzenia polskiego, nikt się nie spodziewał, że Sala Zgromadzeń, stołówka i pobliska Sala Królestwa będą wypełnione po brzegi. Przybyła wprost niewiarygodna liczba osób — 2523! Sporą grupę stanowili polscy Świadkowie należący do zborów niemieckich, którzy bardzo się ucieszyli, że dzieło głoszenia o Królestwie zainicjowano wśród ludzi mówiących po polsku, i byli wdzięczni za możliwość słuchania prawd biblijnych w języku ojczystym.

Nawet rosyjska, serbsko-chorwacka i chińska!

ROSYJSKA: Po zakończeniu zimnej wojny wróciło do Niemiec wiele osób, których przodkowie pochodzili z tego kraju, choć one same dorastały w Rosji i mówiły po rosyjsku. A w NRD mieszkali z rodzinami żołnierze armii radzieckiej. Każdy człowiek ma wrodzone potrzeby duchowe, które w ich wypadku nie były zaspokajane.

W roku 1992 Schlegelowie, będący narodowości niemieckiej, przenieśli się z Krymu do kraju swych przodków. Tu spotkali kobietę pochodzącą z Uzbekistanu, która w Niemczech została Świadkiem Jehowy. Wszyscy członkowie tej rodziny zaczęli studiować Biblię, a potem zgłosili się do chrztu.

Siergiej i jego żona, Żenia, byli ateistami. Kiedy jednak pokazano im w Biblii odpowiedzi na ich pytania, zwłaszcza te dotyczące przyszłości, bardzo się zdziwili. Pokornie zaczęli budować wiarę w Jehowę i zmieniać swe życie, mimo iż dla Siergieja oznaczało to podjęcie innej pracy i zrezygnowanie z prawa do emerytury, na którą wkrótce by przeszedł.

Marina, pielęgniarka ze szpitala wojskowego, poszukiwała sensu życia. Otrzymawszy książkę Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi, od razu ją przeczytała i szybko sobie uświadomiła, że znalazła to, czego szukała. Po powrocie do Rosji odwiedziła i pokrzepiła inne osoby, które studiowały w Niemczech ze Świadkami Jehowy. Wkrótce za cel swego życia obrała służbę pionierską.

W sierpniu 1998 roku było 31 zborów i 63 mniejsze grupy rosyjskojęzyczne, w których działało 2119 głosicieli, czyli o 27 procent więcej niż rok wcześniej.

SERBSKO-CHORWACKA: Johann Strecker, nadzorca podróżujący, który odwiedza głosicieli mówiących językiem serbsko-chorwackim, uważa, iż w byłej Jugosławii mieszkali przedstawiciele co najmniej 16 narodowości. „Wspaniale jest widzieć, jak prawda ich jednoczy” — mówi. Kiedy Munib — muzułmanin, który osiem lat służył w armii jugosłowiańskiej — został zaproszony na zebranie Świadków Jehowy w Niemczech, stwierdził, iż Chorwaci, Serbowie oraz dawni wyznawcy islamu przebywają ze sobą w zgodzie. Wydawało mu się to wprost niemożliwe! Przez miesiąc jedynie ich obserwował. Gdy się przekonał, że pokój i jedność wśród Świadków to coś naprawdę realnego, zgodził się studiować Biblię. W roku 1994 zgłosił się do chrztu.

Rosanda, katoliczka z Chorwacji, która szereg lat spędziła w zakonie, pojechała do Niemiec odwiedzić krewnych będących Świadkami. Poszła z nimi na zajęcia teokratycznej szkoły służby kaznodziejskiej i na zebranie służby, po czym przyznała: „Macie prawdę. Zawsze się zastanawiałam, jak pierwsi chrześcijanie głosili ewangelię. Kiedy zobaczyłam, jak na podium jedna siostra głosiła drugiej, błysnęła mi myśl: Pewnie właśnie tak to czynili chrześcijanie w I wieku”. Obecnie jest ona pionierką i wstępuje w ślady tamtych chrześcijan.

Gdy stało się to możliwe, część niemieckich Świadków, którzy w celu głoszenia tym osobom nauczyli się ich języków, z czasem przeniosła się do krajów byłej Jugosławii, aby tam pełnić służbę.

CHIŃSKA: Działalność wśród mieszkańców Niemiec mówiących po chińsku zainicjowano stosunkowo niedawno. „Większość Chińczyków nigdy o nas nie słyszała, nie mówiąc już o czytaniu Biblii” — wyjaśnia Egidius Rühle, były misjonarz na Tajwanie. Następnie dodaje: „Na ogół chętnie się uczą, więc chłoną wiedzę niczym sucha gąbka wodę”.

Kiedy w październiku 1996 roku przedstawiano rodzinie Betel w Selters 12 klasę Kursu Usługiwania, miło było poznać pierwszego Chińczyka uczestniczącego w tym szkoleniu w Niemczech. Właśnie tutaj poznał prawdę. Z kolei sam dał świadectwo pewnej chińskiej profesor geologii i wręczył jej książkę Jak powstało życie? Przez ewolucję czy przez stwarzanie? Przeczytała ją w ciągu tygodnia. Teraz zamiast uczyć ewolucji, prowadzi domowe studia biblijne — pod koniec roku 1996 miała ich 16.

Chętni dzielić się nabytą wiedzą

W ciągu minionych lat w Niemczech poznało prawdę dosłownie setki cudzoziemców, którzy potem wrócili do rodzinnych krajów, by tam głosić dobrą nowinę. Sporo usługuje teraz w charakterze starszych bądź sług pomocniczych albo pełni inne odpowiedzialne funkcje. Petros Karakaris należy do rodziny Betel w Grecji. Mamadou Keita jest misjonarzem w Mali, a Paulin Kangala — wielu osobom znany jako Pepe — i jego żona, Anke, usługują jako misjonarze w Republice Środkowoafrykańskiej.

Od początku lat dziewięćdziesiątych powróciło do Grecji ponad 1500 głosicieli władających językiem greckim, w tym również wykwalifikowani starsi. Inni przenieśli się do Szwecji, Belgii, Anglii i Kanady, by wesprzeć działalność kaznodziejską wśród tamtejszej ludności greckojęzycznej. Ale chyba w żadnym innym kraju na świecie, z wyjątkiem samej Grecji, nie ma tylu głosicieli mówiących po grecku, co w Niemczech.

Co się działo w Niemczech Wschodnich?

Pod koniec II wojny światowej Niemcy zostały zajęte przez armie Francji, USA, Wielkiej Brytanii i Związku Radzieckiego. Pokonany kraj podzielono na cztery strefy okupacyjne, podlegające jurysdykcji jednego z czterech zwycięskich mocarstw. (Również stołeczny Berlin podzielono na cztery sektory okupacyjne). Ponieważ radziecka strefa objęła rejon kraju leżący na wschodzie, wkrótce stała się znana jako strefa wschodnia. W roku 1949 przywrócono tej części Niemiec suwerenność i utworzono z niej Niemiecką Republikę Demokratyczną. W praktyce zamiast „strefa wschodnia” mówiono odtąd Niemcy Wschodnie. Kiedy w 1955 roku trzy pozostałe strefy okupacyjne przekształcono w Republikę Federalną Niemiec, zaczęto ją nazywać Niemcami Zachodnimi.

Po upadku państwa hitlerowskiego Świadkowie Jehowy mieszkający w strefie wschodniej bezzwłocznie zaczęli korzystać ze sposobności do urządzania publicznych zebrań i gorliwego udziału w służbie polowej. W połowie 1949 roku w NRD złożyło sprawozdanie ponad 17 000 głosicieli. Ale ulga, jaką odczuli po załamaniu się reżimu nazistowskiego, trwała krótko. Policja znowu przerywała zebrania zborowe. Konfiskowano literaturę. Blokowano drogi, by uniemożliwić Świadkom dotarcie na zgromadzenia. Aresztowano braci. Dnia 31 sierpnia 1950 roku wprowadzono w NRD oficjalny zakaz. Tamtejsi Świadkowie — tym razem za sprawą reżimu komunistycznego — ponownie musieli zejść do podziemia, z którego wyszli dopiero po upływie niemal 40 lat.

Początkowy okres zakazu w Niemczech Wschodnich przyniósł bardzo ostre prześladowania. W roku 1990 niemiecka gazeta Berliner Morgenpost doniosła: „Między rokiem 1950 a 1961 [gdy wzniesiono mur] wschodnioniemieccy urzędnicy aresztowali 2891 Świadków Jehowy, a 2202 z nich, w tym 674 kobiety, postawiono przed sądem i wymierzono im łączną karę 12 013 lat pozbawienia wolności. W więzieniach zmarło 37 mężczyzn i 13 kobiet — z powodu brutalnego traktowania, chorób, niedożywienia albo wskutek podeszłego wieku. Sądy skazały 12 mężczyzn na dożywocie, ale później zmniejszono te wyroki do 15 lat”.

Rzecz jasna był to dopiero początek. Zakaz obowiązywał cztery dziesięciolecia. W pewnych okresach nacisk na Świadków jakby się zmniejszał. Później jednak znów nachodzono ich domy i aresztowano dalsze osoby. Chociaż dokładna liczba nie jest znana, to z zapisków historycznych Towarzystwa wynika, iż w latach zakazu w NRD więziono w 231 różnych miejscach 4940 Świadków.

Potajemne zebrania

Nawet w tak trudnych warunkach Świadkom Jehowy na ogół udawało się jakoś zdobyć literaturę biblijną do studiowania. Setki odważnych braci i sióstr ryzykowało wolność, a niekiedy nawet życie, by zadbać o potrzeby duchowe. Często ważną rolę odgrywały w tym siostry. Zanim w roku 1961 wzniesiono mur berliński, podróżowały do zachodniego sektora Berlina, w tamtejszym biurze Towarzystwa zaopatrywały się w publikacje i z nimi wracały. Kiedy enerdowscy szpiedzy zaczęli obserwować, kto zgłasza się do biura po literaturę, część kurierów została aresztowana. Zastosowano więc inne metody. Siostry będące łączniczkami odbierały publikacje w mieszkaniach berlińskich Świadków i wyruszały w drogę powrotną. Chociaż niektóre aresztowano, postawiono przed sądem i skazano na karę więzienia, strumień pokarmu duchowego nigdy całkowicie nie wysechł.

Czy to możliwe, by w takich okolicznościach odbywały się zebrania chrześcijańskie? Rzecz jasna niektórzy początkowo trochę się bali. Rozumieli jednak, że zgromadzanie się ze współchrześcijanami ma istotne znaczenie w zachowaniu sił duchowych (Hebr. 10:23-25). Postanowili robić to dyskretnie w małych grupkach. Ze względów bezpieczeństwa używali tylko imion. Zebrania odbywały się na ogół po zmroku w różnych miejscach i dniach. Latem nie zaczynały się wcześniej niż o dziesiątej wieczorem. Ale braciom to nie przeszkadzało.

Ponieważ nie można było korzystać z Sal Królestwa, w Saksonii pewien życzliwy rolnik oddał do dyspozycji swoją stodołę. Z tyłu miała drzwi wychodzące na ścieżkę osłoniętą krzewami. Przez całą zimę spotykała się tam przy blasku świec mniej więcej 20-osobowa grupa. Wkrótce także ów rolnik stał się Świadkiem.

Przede wszystkim starano się obchodzić Wieczerzę Pańską. Manfred Tamme wspomina, jak pewnego razu miał dostarczyć uwięzionemu bratu emblematy używane podczas tej uroczystości: „Do butelki po odżywce do włosów wlałem wino i poprosiłem o doręczenie jej pewnemu bratu w więzieniu. Urzędnik odkręcił butelkę, powąchał jej zawartość i rzekł: ‚To ma zapobiec wyłysieniu?’ ‚Przynajmniej tak jest napisane’ — odparłem. Zakręcił butelkę i przekazał ją bratu, dla którego była przeznaczona!”

Uczenie się świadczenia podczas zakazu

W NRD dzieło głoszenia dobrej nowiny o Królestwie Bożym nie ustało. Biblia nie była zakazana, toteż bracia często rozpoczynali rozmowy, po prostu nawiązując do tej Księgi. Ponieważ wcale lub prawie wcale nie mieli literatury do rozpowszechniania, więc dyskusje biblijne prowadzili na podstawie ciągu wersetów omawiających dany temat. Oczywiście głoszenie było niebezpieczne. Dzień spędzony w służbie mógł być ostatnim dniem wolności. Świadkowie uczynili modlitwę swym „nieodłącznym towarzyszem”, jak to ujął jeden z nich, po czym wyjaśnił: „Działała na nas uspokajająco i dodawała nam pewności siebie. Nigdy nie czuliśmy się osamotnieni. Stale jednak należało zachowywać czujność”.

Chociaż Świadkowie starali się być ostrożni, niekiedy stawali twarzą w twarz z policjantami. Gdy pewnego razu Margit i Hermann Laube zaszli do jednego z mieszkań wskazanych przez znane im osoby, drzwi otworzył mężczyzna, za którym dostrzegli wiszący na wieszaku mundur policyjny. Margit pobladła na twarzy, a Hermannowi serce zaczęło walić jak młotem. Cicho się pomodlili. Przecież niechybnie mogli zostać aresztowani! „Kim jesteście?” — spytał szorstko domownik. Margit odparła: „Na pewno skądś pana znam, ale nie mogę sobie przypomnieć, skąd. Ach tak, pan jest policjantem. Musiałam widzieć pana na służbie”. Wówczas nieco bardziej przyjaznym tonem zapytał: „Czy jesteście od Jehowy?” „Tak” — odrzekł Hermann. „Przyzna pan, że zapukanie do pańskich drzwi wymagało od nas odwagi. Jesteśmy zainteresowani pańską pomyślnością”. Mężczyzna ten zaprosił ich do mieszkania. Po kilku ich wizytach wyraził zgodę na studium biblijne i z czasem został chrześcijańskim bratem.

Świadectwo dawano także w samych więzieniach. Wolfgang Meise siedział w zakładzie karnym w miejscowości Waldheim. Pewnego dnia otrzymał od żony list, z którego się dowiedział, że była „w Berlinie skosztować zupy Knorra”. (Knorr to marka popularnych w Niemczech zup). Wolfgang skorzystał z okazji, by wyjaśnić współwięźniowi, że w Berlinie odbyło się zgromadzenie, na którym przemawiał Nathan H. Knorr, prezes Towarzystwa Strażnica. Ów więzień nigdy nie zapomniał, z jakim błyskiem radości w oczach Wolfgang objaśniał mu list od żony. Jakieś 14 lat później, mieszkając już w RFN, zaczął studiować Biblię i po dwóch latach zgłosił się w Würzburgu do chrztu.

Hildegard Seliger, która miała za sobą wieloletni pobyt w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, została skazana przez sąd komunistyczny w Lipsku na dalsze dziesięć lat. Później od jednej z oddziałowych z więzienia w Halle dowiedziała się, że uznano ją za ‛szczególnie niebezpieczną, bo całymi dniami mówiła tylko o Biblii’.

Mimo zakazu ciągły wzrost

Gorliwość braci wydała wspaniałe owoce. Według informacji przekazanych przez Horsta Schramma na początku lat pięćdziesiątych zbór w Königs Wusterhausen liczył 25 głosicieli, natomiast po upadku muru berlińskiego było ich 161 — mimo iż 43 głosicieli przeniosło się na zachód, a kilku zmarło. W niektórych zborach ponad 70 procent aktywnych obecnie Świadków poznało prawdę w czasie zakazu.

Weźmy na przykład pod uwagę rodzinę Chemnitzów. Waltraud i Bernd zostali zaznajomieni z prawdą i dali się ochrzcić w dość młodym wieku, w początkowym okresie zakazu. Gdy się pobrali i zaczęli zarabiać na utrzymanie rodziny, nie pozwolili, by zakaz przeszkodził im w wychowaniu dzieci na sług Jehowy. W latach osiemdziesiątych, kiedy dzieło dalej było zakazane, Andrea, Gabriela, Ruben i Esther, idąc w ślady rodziców, oddali się Jehowie i zgłosili do chrztu. Jedynie najmłodszy, Matthias, uczynił to po uchyleniu zakazu. Za swą zdecydowaną postawę w obliczu sprzeciwu małżonkowie ci zostali szczodrze pobłogosławieni przez Jehowę. Jakąż nagrodą jest dla nich fakt, że cała piątka ich dzieci należy do rodziny Betel w Selters!

Pewien starszy, który pomagał zestawiać miesięczne sprawozdania ze służby polowej wysyłane do Towarzystwa, powiedział: „W ciągu całych 40 lat zakazu nie było miesiąca, w którym by nie ochrzczono choć jednej osoby”. Następnie wyjaśnił: „Na ogół odbywało się to w małym gronie i w mieszkaniu prywatnym. Po wykładzie zanurzano kandydatów w wannie. Całkowite zanurzenie ich często okazywało się niełatwe. Mimo takich niedogodności każda z tych osób wciąż z radością wspomina dzień swego chrztu”.

Kiedy sprawozdania ze służby polowej w Niemczech Wschodnich znowu można było publikować, ogromną radość sprawiła informacja, że w latach osiemdziesiątych działało w tym kraju 20 704 głosicieli. Teraz, rzecz jasna, oddzielne zestawienia nie są już potrzebne. W roku 1990 liczba głosicieli w zjednoczonych Niemczech wynosiła 154 108.

Reorganizacja mająca umocnić społeczność braterską

W okresie gdy władze komunistyczne usiłowały odciąć tutejszych Świadków od ich chrześcijańskich braci w innych krajach, w ogólnoświatowej organizacji Świadków Jehowy zaszły doniosłe zmiany. Zostały one wprowadzone w ramach starań o dokładniejsze trzymanie się tego, co na temat zboru chrześcijańskiego z I stulecia mówi Biblia, i służyły umocnieniu międzynarodowej społeczności braterskiej oraz przygotowaniu organizacji na szybki wzrost w nadchodzących latach (por. Dzieje 20:17, 28).

Tak więc od października 1972 roku zborem nie kierował już jeden brat — sługa zboru — którego w sprawowaniu pieczy nad niezbędnymi pracami wspierali pomocnicy, lecz wyznaczone grono starszych. Piękne owoce tego postanowienia były widoczne już przed rokiem 1975.

Jednakże długoletni nadzorca podróżujący Erwin Herzig pamięta, że nie wszyscy ucieszyli się z tej zmiany. Jak oświadczył, ujawniła ona „stan serc niektórych sług zboru”. Chociaż większość z nich okazała się lojalna, zmiana ta wyeliminowała nieliczne grono ludzi ambitnych, pragnących raczej „być na świeczniku”, niż usługiwać swym braciom.

Niedługo potem nastąpiły kolejne zmiany. W latach siedemdziesiątych zwiększono liczbę członków Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy, a następnie je zreorganizowano — wykonywaną przez nie pracę rozdzielono między sześć komitetów, które zaczęły działać 1 stycznia 1976 roku. Miesiąc później, 1 lutego 1976 roku, zmieniono sposób sprawowania nadzoru nad biurami oddziałów. Odtąd każdym z nich kierował nie sługa oddziału, lecz wyznaczony przez Ciało Kierownicze Komitet Oddziału.

W Niemczech funkcję sługi oddziału pełnili w różnych okresach bracia Frost, Franke i Kelsey. Brat Frost musiał ze względów zdrowotnych opuścić Betel. (Zmarł w roku 1987, mając 86 lat. Jego życiorys zamieszczono w Strażnicy numer 15 z 1966 roku). W roku 1976 powołano w Niemczech Komitet Oddziału, który tworzyli: Konrad Franke (wielokrotnie więziony w okresie rządów nazistowskich), Richard Kelsey (absolwent Gilead usługujący wówczas w Niemczech już 25 lat), Willi Pohl (który przeżył hitlerowskie obozy koncentracyjne i uczęszczał do 15 klasy Gilead), Günter Künz (absolwent 37 klasy Gilead) oraz Werner Rudtke (były nadzorca podróżujący).

Ci pierwsi członkowie Komitetu Oddziału — z wyjątkiem brata Franke, który zmarł w 1983 roku — do tej pory wchodzą w jego skład. (Życiorys Konrada Franke ukazał się w Strażnicy numer 1 z roku 1964). Przez pewien czas usługiwali w nim do swej śmierci także dwaj inni bracia: Egon Peter (w latach 1978-1989) i Wolfgang Krolop (w latach 1989-1992).

Obecnie Komitet Oddziału liczy osiem osób. Oprócz już wymienionych jego członkami są: Edmund Anstadt (od 1978 roku), Peter Mitrega (od 1989 roku) oraz Eberhard Fabian i Ramon Templeton (od 1992 roku).

Kiedy w roku 1976 zmieniono system nadzoru nad oddziałem, rodzina Betel w zachodnioniemieckim mieście Wiesbaden składała się jedynie ze 187 osób. Od tamtej pory powiększyła się do 1134 członków, reprezentujących przeszło 30 narodowości. Poniekąd odzwierciedla to międzynarodowy charakter dzieła, w którym oddział ten ma przywilej uczestniczyć.

Drukarnia mająca zaspokoić rosnące potrzeby

W połowie lat siedemdziesiątych obiekty niemieckiego Biura Oddziału znajdowały się w Kohlheck, dzielnicy Wiesbaden, która niegdyś była zacisznym przedmieściem na skraju lasu, a teraz stanowi szybko rozwijającą się część miasta. Swą posiadłość w tym rejonie Towarzystwo powiększało już 13 razy. Ale liczba głosicieli Królestwa w Niemczech Zachodnich wzrosła do około 100 000. Nadzorowanie działalności w tym kraju wymagało większego biura. Aby można było wydawać odpowiednią ilość literatury biblijnej, konieczna stała się obszerniejsza drukarnia. Nabycie miejsca pod dalszą rozbudowę okazało się bardzo trudne. Jak zamierzano rozwiązać ten problem? Komitet Oddziału modlił się do Jehowy o kierownictwo.

Pod koniec 1977 roku członkowie nowo mianowanego Komitetu Oddziału zaczęli rozważać możliwość wzniesienia nowego obiektu Betel w innym miejscu. Ale czy naprawdę zachodziła taka potrzeba? Powszechne było przekonanie, że koniec starego systemu rzeczy jest bardzo bliski. Należało jednak wziąć pod uwagę także inny czynnik. Zmieniały się metody drukowania i Towarzystwo musiało je wdrożyć, jeśli dalej miało drukować na wielką skalę — niezależnie od tego, ile czasu pozostało obecnemu światu. Co ciekawe, przy wprowadzaniu tych — jak się okazało — niezbędnych zmian braciom w Wiesbaden przydało się doświadczenie nabyte w czasie zakazu działalności Świadków Jehowy w Niemczech Wschodnich. Na czym ono polegało?

Decyzja o drukowaniu techniką offsetową

Kiedy w roku 1961 wzniesiono mur berliński, dostarczanie literatury Świadkom Jehowy w NRD stawało się coraz trudniejsze. Zaczęto więc przygotowywać dla nich specjalne wydanie Strażnicy w mniejszym formacie. Zawierało ono jedynie artykuły do studium. Żeby jednak mogły się ukazać w tej wersji, musiano je ponownie przełamać. Drukowano na bardzo cienkim papierze, co nie należało do łatwych zadań, podobnie jak falcowanie (składanie) zadrukowanych stron. Gdy bracia znaleźli nadającą się do tego automatyczną falcówkę, stwierdzili, że jak na ironię wyprodukowano ją w Lipsku, mieście leżącym w NRD, czyli kraju, w którym Świadkowie Jehowy działali pod zakazem i dla którego było przeznaczone to mniej rzucające się w oczy wydanie Strażnicy.

W celu uproszczenia pracy pewien brat, który przed przyjściem do Betel poznał drukowanie offsetowe, podsunął myśl, by owe czasopisma wydawać tą techniką. Artykuły do studium fotografowano, pomniejszano i przez naświetlanie przenoszono na płyty offsetowe. Oddziałowi podarowano niedużą arkuszową maszynę offsetową. Z czasem zaczęto publikować nie tylko artykuły do studium, ale też całe czasopismo, najpierw w wersji czarno-białej, a potem kolorowej. W ten sam sposób produkowano książki małego formatu.

W roku 1975 do Wiesbaden przyjechał Nathan Knorr, ówczesny prezes Towarzystwa Strażnica, i z zainteresowaniem obserwował cały ten proces. „Nieźle” — powiedział, oglądając wydrukowany materiał. Gdy mu wyjaśniono, że jest to specjalne wydanie dla NRD i że drukowanie nową metodą się sprawdza, odparł: „Bracia, którzy tyle przechodzą, zasługują na to, co najlepsze”. Od razu wyraził zgodę na zakup dodatkowych maszyn.

Gdy więc w 1977 roku odwiedził Niemcy Grant Suiter, członek Ciała Kierowniczego, i wspomniał, że Towarzystwo od dłuższego czasu poważnie rozważało przejście na drukowanie techniką offsetową, a teraz postanowiło wdrożyć ją na wielką skalę, bracia w Wiesbaden mieli już pewne doświadczenie w tej dziedzinie. Zakaz w NRD pośrednio przygotował ich do tej zmiany.

Nie wystarczyło jednak uznać, iż należy zmienić metodę drukowania. Jak wyjaśnił brat Suiter, potrzebne były większe i cięższe maszyny drukarskie. Ale gdzie je ustawić? Co innego marzyć o zwojowych maszynach offsetowych, drukujących techniką wielobarwną, a co innego to urzeczywistnić. Zbadano kilka możliwości dalszej rozbudowy w Kohlheck, ale wszystkie okazały się problematyczne. Co począć?

Nowa siedziba oddziału

Odpowiedniego miejsca zaczęto szukać gdzie indziej. Dnia 30 lipca 1978 roku jakieś 50 000 Świadków zebranych na zgromadzeniu w Düsseldorfie i prawie 60 000 w Monachium dowiedziało się ku swemu zaskoczeniu o planach zakupu posiadłości, na której można by zbudować od podstaw siedzibę oddziału.

W niespełna rok obejrzano 123 parcele. Ostatecznie wybrano tę położoną na wzniesieniu górującym nad wioską Selters. Dnia 9 marca 1979 roku za zgodą Ciała Kierowniczego dokonano zakupu. Po dalszych negocjacjach z 18 właścicielami gruntów udało się nabyć 65 przyległych działek i tym samym uzyskano 30 hektarów terenu pod zabudowę. Selters leży jakieś 40 kilometrów na północ od Wiesbaden i z łatwością mogą tam dojeżdżać samochody ciężarowe. A w odległym o jakieś 60 kilometrów Frankfurcie znajduje się międzynarodowe lotnisko.

Niebawem miało się rozpocząć największe przedsięwzięcie budowlane w historii niemieckich Świadków Jehowy. Czy naprawdę byli w stanie podołać temu zadaniu? Rolf Neufert z Komitetu Budowy wspomina: „Nikt, z wyjątkiem brata będącego naszym architektem, nie pracował przy realizacji tak dużego projektu. Niełatwo sobie wyobrazić stopień trudności tego zadania. Takich ogromnych i skomplikowanych przedsięwzięć zazwyczaj podejmują się jedynie firmy z wieloletnim doświadczeniem i kompletem niezbędnych fachowców”. Bracia wychodzili jednak z założenia, że jeśli Jehowa chce, aby budowali, to pobłogosławi końcowy rezultat.

Należało uzyskać 40 różnych zezwoleń na budowę, ale miejscowi urzędnicy okazali się chętni do współpracy, co bardzo sobie ceniono. Oczywiście początkowo pojawił się sprzeciw — głównie ze strony duchownych, którzy na urządzanych przez siebie spotkaniach podburzali do stawiania oporu, jednak bezskutecznie.

Do pracy zgłosili się Świadkowie z całych Niemiec. Przejawiali wspaniałego ducha. Codziennie na terenie budowy wysilało się przeciętnie 400 stałych pracowników i około 200 osób, które poświęcały na ten cel swe urlopy. W ciągu czterech lat budowy ochoczo zaoferowało swe usługi nie mniej niż 15 000 Świadków.

Pewien brat wspomina: „Bez względu na trudności i pogodę — czy było ciepło, czy zimno, czy nawet bardzo zimno — roboty posuwały się naprzód. Czasem gdy inni już wstrzymywali prace, my dopiero się rozkręcaliśmy”.

Pomoc nadchodziła też z innych krajów. Nora i Jack Smithowie wraz ze swą 15-letnią córką, Becky, przyjechali aż z odległego o tysiące kilometrów Oregonu w USA. Akurat byli na międzynarodowym zgromadzeniu w Monachium, gdy podano do wiadomości, że Towarzystwo zamierza wznieść nowe obiekty Biura Oddziału w Niemczech. „Praca przy budowie nowego Betel byłaby wspaniałym przywilejem!” — powiedzieli i stawili się do dyspozycji. Jack wspomina: „W 1979 roku w trakcie przygotowań do kongresu otrzymaliśmy formularz zgłoszeniowy i zaproszenie do możliwie najszybszego przyjazdu. Byliśmy tak podekscytowani, że nie mogliśmy się skupić na pracy ani na programie zgromadzenia”.

Aby zakwaterować pracowników budowlanych, trzeba było przebudować już istniejące obiekty. Przed nastaniem zimy w roku 1979 ukończono pierwszy budynek. We wrześniu 1980 roku położono fundament pod nowy Dom Betel. Rozpoczęto też prace przy drukarni, i to w samą porę. Otóż w styczniu 1978 roku zamówiono 27-metrową maszynę offsetową zwojową, która miała zostać dostarczona na początku 1982 roku. Do tego czasu należało skończyć przynajmniej część drukarni.

Większość prac udało się wykonać we własnym zakresie. Pewien brat jeszcze teraz opowiada z podziwem: „Nikt z nas nie miał żadnego doświadczenia w realizowaniu tak dużego projektu ze stale zmieniającą się załogą budowlaną. Nieraz sądziliśmy, że w tej czy innej dziedzinie utknęliśmy, bo do określonych prac brakowało nam fachowców. Ale często dosłownie w ostatniej chwili napływało nagle zgłoszenie od wykwalifikowanej osoby. Gdy jacyś bracia byli potrzebni, to się pojawiali”. Dziękowano Jehowie za Jego kierownictwo i błogosławieństwo.

Przeprowadzka do Selters

Przetransportowanie mebli i osobistych rzeczy około 200 członków rodziny Betel, nie mówiąc o wszystkich maszynach i urządzeniach potrzebnych im do pracy, wymagało sporo wysiłku. Było to tak ogromne przedsięwzięcie, że nie dało się go zrealizować za jednym razem. Poszczególne działy Betel przenoszono do Selters stopniowo — w miarę posuwania się prac budowlanych.

Na początku przeprowadzili się między innymi pracownicy drukarni, gdyż tę część kompleksu ukończono w pierwszej kolejności. Maszyny w Wiesbaden stopniowo demontowano i przewożono do Selters. Tymczasem dnia 19 lutego 1982 roku zaczęła tam już pracować nowa maszyna rotacyjna, drukująca techniką czterobarwną. Cóż za powód do radosnego świętowania! W maju drukarnia w Wiesbaden ucichła. Po 34 latach jej działalność dobiegła końca.

Pierwszym dużym zadaniem dla nowej maszyny offsetowej była książka Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi. Miała zostać wydana na zgromadzeniach okręgowych w 1982 roku, a oddział niemiecki poproszono o wydrukowanie jej w siedmiu językach. Niedogodnością było to, że introligatornia wciąż znajdowała się w Wiesbaden. Do Selters przeniesiono ją ponad rok później. Kiedy więc spod prasy w Selters zeszły składki książki, pośpiesznie przewożono je ciężarówką Towarzystwa do Wiesbaden i tam oprawiano. Mimo tej dodatkowej pracy bracia zdołali ukończyć na czas 485 365 egzemplarzy — spośród 1 348 582 stanowiących pierwszy nakład — dzięki czemu międzynarodowe rzesze obecnych na kongresach w kilku krajach mogły się cieszyć tą nową publikacją.

Oczywiście przeprowadzka wywołała mieszane uczucia. Niektórzy członkowie rodziny Betel mieszkali w Wiesbaden blisko 35 lat. Ale wkrótce potem kompleks tamtejszych budynków podzielono i rozprzedano różnym osobom. Zatrzymano tylko jedną małą część dawnej introligatorni i przebudowano ją na Salę Królestwa. Obecnie korzystają z niej cztery zbory — dwa niemieckie oraz angielski i rosyjski, co trafnie unaocznia jedność międzynarodowej społeczności sług Jehowy.

Uroczyste otwarcie

Kompleksowi zabudowań Betel w Selters nadano ostateczny szlif i 21 kwietnia 1984 roku odbyła się uroczystość otwarcia. Wszyscy uczestniczący w realizacji tego przedsięwzięcia wyraźnie odczuwali, iż była z nimi ręka Jehowy. Prosili Go o kierownictwo i dziękowali Mu, gdy dawało się usunąć na pozór nieprzezwyciężone przeszkody. Wzniesione budynki, już wykorzystywane do popierania prawdziwego wielbienia, stanowiły wyraźny dowód Jego błogosławieństwa (Ps. 127:1). Nastała pora szczególnej radości.

Wcześniej w tym samym tygodniu obiekty te udostępniono zwiedzającym. Zaproszono różnych urzędników, z którymi Towarzystwo miało styczność. Serdecznie witano też ludzi z sąsiedztwa. Jeden z gości wyznał, iż przyszedł dzięki swemu pastorowi. Jak wyjaśnił, w ostatnich latach ów duchowny tak często narzekał na Świadków, że cała gmina miała tego dość. W ostatnią niedzielę znowu wystąpił przeciw Świadkom i ostrzegł wiernych, by nie przyjęli zaproszenia z okazji dnia otwartych drzwi. „Wiedziałem o waszym zaproszeniu”, oświadczył ów człowiek, „ale nie pamiętałem daty. Gdyby w ostatnią niedzielę pastor o tym nie wspomniał, pewnie bym przeoczył”.

Po pierwszych wycieczkach nadszedł wreszcie dzień uroczystego otwarcia. Program rozpoczął się muzyką o godzinie 9.20. Jakąż radością napawał fakt, że z zaproszenia zdołało skorzystać 13 spośród 14 członków Ciała Kierowniczego! Ponieważ jednak nie było możliwe, by zjawił się tu każdy, kto w taki czy inny sposób przyczynił się do pomyślnej realizacji tego przedsięwzięcia, liniami telefonicznymi połączono 11 innych miejsc w całym kraju. Dzięki temu wspaniałego programu wysłuchały 97 562 osoby.

Tego pamiętnego dnia wśród zebranych w Selters znalazło się wiele osób, które w czasie II wojny światowej dowiodły swej wiary w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, oraz kilka tych, które były więzione w Niemczech Wschodnich i niedawno wyszły na wolność. Należeli do nich między innymi Hildegard i Ernst Seligerowie. Brat Seliger rozpoczął służbę pełnoczasową dokładnie 60 lat wcześniej, a oboje spędzili w hitlerowskich i komunistycznych więzieniach i obozach koncentracyjnych łącznie ponad 40 lat. Po uroczystości napisali: „Czy możecie sobie wyobrazić, co czujemy po tak wspaniałej uczcie w duchowym raju? Ten cudowny program od początku do końca brzmi w naszych uszach niczym Boża symfonia teokratycznej jedności i harmonii”. (Szczegółowy opis ich prób wiary można znaleźć w Strażnicy numer 4 z 1977 roku).

‛Domy dla imienia Jehowy’

Wiele ludzi jest zaskoczonych, gdy widzi, jak Świadkowie Jehowy w ciągu kilku tygodni lub nawet dni budują Sale Królestwa, jak rękami ochotników wznoszą duże Sale Zgromadzeń, a z dobrowolnych datków finansują obiekty Betel warte miliony dolarów. Mieszkańcy Niemiec niejednokrotnie mogli wszystko to zobaczyć na własne oczy.

Na początku lat siedemdziesiątych w Berlinie Zachodnim otwarto pierwszą Salę Zgromadzeń w zachodniej części Niemiec. Potem powstały kolejne, dzięki czemu w 1986 roku wszystkie zgromadzenia obwodowe tamtejsi Świadkowie zorganizowali we własnych Salach.

W trakcie realizacji tych przedsięwzięć bracia wyraźnie dostrzegali błogosławieństwo Jehowy. W Monachium dzięki współpracy ze strony władz miejskich udało się po bardzo przystępnej cenie nabyć teren pod Salę Zgromadzeń, położony przy autostradzie, naprzeciw olbrzymiego Stadionu Olimpijskiego i na skraju pięknego Parku Olimpijskiego.

Dokładano usilnych starań, by zminimalizować wydatki związane z budową i wyposażeniem. Właśnie przenoszono pewną elektrownię i wystawiono na sprzedaż tablice rozdzielcze i łącznicę telefoniczną, toteż braciom udało się je kupić za niecałe pięć procent pierwotnej ceny. Gdzie indziej zaczęto rozbierać kompleks budynków i bracia zdołali nabyć za niską cenę umywalki, sedesy, drzwi, okna oraz setki metrów rur wodociągowych, gazowych i przewodów wentylacyjnych — akurat wtedy, gdy tego potrzebowali. Zaoszczędzono też na krzesłach i stołach, zrobiono je bowiem we własnym zakresie. Zgodnie z życzeniem władz miasta bracia musieli posadzić na terenie Sali 27 lip. Dokładnie tyle odpowiednio wysokich drzew znaleziono w pewnej zamkniętej już szkółce i kupiono je za jedną dziesiątą normalnej ceny. A ponieważ większość brukowanych ulic w mieście otrzymała nową nawierzchnię, za bezcen odkupiono tony kostki brukowej i wyłożono nią przejścia wokół Sali oraz parking.

Podobne historie można by opowiedzieć o innych niemieckich Salach Zgromadzeń; wprawdzie każda z nich została zaprojektowana indywidualnie i ma swój własny urok, niemniej każda naprawdę jest „domem dla imienia Jehowy”, jak ponad 3000 lat temu nazwał świątynię w Jerozolimie król Salomon (1 Król. 5:5).

Aby zaspokoić potrzeby 2083 zborów w tym kraju, w szybkim tempie buduje się też Sale Królestwa. Obecnie działa tu 17 Regionalnych Komitetów Budowlanych. Zanim w roku 1984 utworzono pierwszy z nich, w całych Niemczech Świadkowie posiadali jedynie 230 Sal Królestwa. Tymczasem w ciągu ostatnich 12 lat (do sierpnia 1998 roku) rokrocznie powstawało przeciętnie 58 nowych Sal — czyli ponad jedna na tydzień!

W dziedzinie budownictwa niemieccy Świadkowie Jehowy udzielają się także za granicą. Należą przecież do ogólnoziemskiej rodziny. Ponad 40 osób z Niemiec pełni służbę w charakterze sług międzynarodowych; ochoczo wykonują oni prace budowlane, bez względu na to, gdzie i na jak długo Towarzystwo ich pośle. A dalsze 242 osoby pracowały przy realizacji takich zagranicznych projektów okresowo.

Nadzorcy podróżujący pasą trzodę

Do duchowego umacniania organizacji ogromnie się przyczynia praca nadzorców podróżujących. Są oni prawdziwymi pasterzami trzody Bożej (1 Piotra 5:1-3). Zgodnie ze słowami apostoła Pawła stanowią „dary w ludziach” (Efez. 4:8).

Po II wojnie światowej nadzorcy podróżujący odwiedzali i budowali zbory, współpracując z nimi w służbie polowej. W charakterze takim usługiwali między innymi Gerhard Oltmanns, Josef Scharner i Paul Wrobel, którzy zgłosili się do chrztu w roku 1925, jak również Otto Wulle i Max Sandner, którzy zostali ochrzczeni w latach trzydziestych.

Gdy potrzeba było więcej nadzorców podróżujących, do ich grona dołączyli kolejni bracia. Od zakończenia wojny do chwili obecnej odwiedzaniem zborów w zachodniej części Niemiec zajmowało się ponad 290 braci, a we wschodniej przeszło 40. Stawiali do dyspozycji swój czas i siły, by popierać sprawy Królestwa. Dla jednych oznaczało to rzadkie spotkania z dorosłymi dziećmi lub z wnukami. Inni zaś nie tylko wywiązywali się z przydzielonych zadań, lecz także regularnie poświęcali czas swym sędziwym lub chorym rodzicom.

Niektórzy kaznodzieje podróżujący wykonywali tę wyczerpującą, lecz radosną pracę przez dziesiątki lat. Na przykład Gertrud i Horst Kretschmerowie odwiedzają zbory w Niemczech od połowy lat pięćdziesiątych. Brat Kretschmer do dziś pamięta, że gdy w roku 1950 na krótko zatrzymał się w Betel w Wiesbaden, Erich Frost serdecznie położył mu rękę na ramieniu i powiedział: „Horst, nigdy się nie martw. Jeśli dochowasz wierności Jehowie, On będzie się o ciebie troszczył. Doświadczyłem tego i ty też się o tym przekonasz. Bądź tylko wierny”.

W 1998 roku usługiwało w Niemczech 125 nadzorców obwodu i okręgu. Każdy z tych dojrzałych mężczyzn spędził w pełnoczasowej służbie dla Jehowy przeciętnie 30 lat. Również ich żony gorliwie głoszą i są ogromną zachętą dla sióstr w odwiedzanych zborach.

Nadzorca podróżujący jedzie do Brooklynu

Słudzy Jehowy w Niemczech dobrze znali Gertrud i Martina Pötzingerów. Oboje wiernie służyli Jehowie przed powstaniem hitlerowskiej III Rzeszy, w czasie jej istnienia oraz po jej upadku. Gdy tylko odzyskali wolność, na nowo podjęli służbę pełnoczasową. Przeszło 30 lat pracowali w obwodach na terenie Niemiec. Zaskarbili sobie miłość i szacunek tysięcy Świadków.

W roku 1959 brat Pötzinger uczęszczał do 32 klasy Gilead. Gertrud nie znała angielskiego i nie towarzyszyła mu, ale razem z nim cieszyła się z jego przywileju. Rozłąka z mężem nie była dla niej niczym nowym. Zaledwie kilka miesięcy po ślubie wskutek nazistowskich prześladowań musieli rozstać się na dziewięć lat. Teraz, gdy organizacja Jehowy zapytała ich, czy dobrowolnie mogliby się rozdzielić ze względu na zajęcia teokratyczne, zgodzili się bez wahania i skarg.

Nigdy też nie służyli Jehowie dla osobistych korzyści. Zawsze chętnie podejmowali się zadań teokratycznych. Niemniej byli zaskoczeni, gdy w 1977 roku zaproszono ich do rodziny Betel w głównym ośrodku działalności Świadków Jehowy w Brooklynie. Brat Pötzinger miał wejść w skład Ciała Kierowniczego!

Poradzono im pozostać w Betel w Wiesbaden, dopóki nie uzyskają od władz amerykańskich zezwolenia na pobyt stały. Czekali na nie dłużej, niż się spodziewali — kilkanaście miesięcy. W tym czasie Martin odświeżał znajomość angielskiego, a pełna zapału Gertrud zaczynała się go uczyć. Dla kobiety po sześćdziesiątce poznawanie nowego języka stanowi nie lada wyzwanie. Ale wszystko to z myślą o służbie dla Jehowy!

W nauce angielskiego z ogromną radością pomagało Gertrud i Martinowi paru członków rodziny Betel w Wiesbaden, znających ten język. Ilekroć zgłębianie go zaczynało Gertrud przytłaczać, słyszała od męża życzliwą radę: „Zwolnij tempo, Gertrud, zwolnij tempo”. Ale nigdy nie umiała ‛zwalniać tempa’. Jej życie wypełnione służbą dla Jehowy zawsze cechowała determinacja i angażowanie się całym sercem. Tak też przykładała się do nauki języka i w listopadzie 1978 roku, zaraz po otrzymaniu zezwolenia na pobyt stały, wraz z mężem udała się do Brooklynu.

W związku z ich wyjazdem bracia w Niemczech mieli mieszane uczucia, niemniej cieszyli się razem z nimi z nowych przywilejów służby, które im powierzono. Jakieś dziesięć lat później głęboko poruszyła ich wiadomość, że 16 czerwca 1988 roku 83-letni Martin zakończył swój ziemski bieg.

Po śmierci męża Gertrud wróciła do Niemiec i dalej należy do rodziny Betel. Wciąż nie zwalnia tempa i wygląda na to, że nigdy tego nie zrobi. Wywiązuje się ze swych zadań w Betel, a podczas urlopu nierzadko podejmuje pomocniczą służbę pionierską. (Więcej informacji o małżeństwie Pötzingerów można znaleźć w angielskiej Strażnicy z 1 grudnia 1969 roku i z 1 sierpnia 1984 roku oraz w polskim wydaniu z 1 stycznia 1989 roku).

Specjalne kursy pomagają zaspokoić międzynarodowe potrzeby

W roku 1978, krótko przed wyjazdem Pötzingerów do Brooklynu, wprowadzono w Niemczech Kurs Służby Pionierskiej — dziesięciodniowe praktyczne szkolenie służące umacnianiu pionierów. Co roku odbywa się ono w obwodach całego kraju. Biorą w nim udział osoby dotychczas nie zaproszone, które pełnią służbę pionierską przynajmniej 12 miesięcy. Do początku 1998 roku z kursu tego skorzystało 16 812 osób. Zajęcia prowadzono nie tylko w języku niemieckim, ale też w angielskim, francuskim, greckim, hiszpańskim, polskim, portugalskim, rosyjskim, serbsko-chorwackim, tureckim i włoskim.

Niektórzy uczestniczyli w Kursie Służby Pionierskiej mimo bardzo trudnych warunków. Syn Christine Amos zginął w wypadku samochodowym, gdy wracał z zebrania do domu. Było to niewiele ponad tydzień przed jej szkoleniem. Czy w takiej sytuacji odniesie pożytek z kursu? Jak pod jej nieobecność poradzi sobie mąż? Oboje zdecydowali, iż Christine pojedzie na szkolenie; zajęcie umysłu sprawami duchowymi zapewne okaże się dla niej dobrodziejstwem. W tym czasie jej męża zaproszono do pracy w Betel. Wkrótce potem oboje otrzymali zaproszenie do pomocy przy budowie w Selters. Po jej zakończeniu uczestniczyli w realizacji przedsięwzięć budowlanych w Grecji, Hiszpanii oraz w Zimbabwe. A obecnie znowu pełnią służbę pionierską w Niemczech.

Wśród uczestników wspomnianego kursu są tacy, którzy uczynili służbę pionierską swoją drogą życiową — ich zdaniem ciągle niesie ona ze sobą jakieś wyzwania, ale też sprawia głęboką satysfakcję. Inge Korth, będąca pionierką od 1958 roku, mówi: „Służba pełnoczasowa daje szczególną sposobność codziennego wyrażania swej miłości do Jehowy i wdzięczności wobec Niego”. Waldtraut Gann, która w szeregi pionierów wstąpiła w roku 1959, dodaje: „W tym niegodziwym systemie służba pionierska stanowi ochronę. Odczuwanie pomocnej dłoni Jehowy przysparza prawdziwego szczęścia i wewnętrznego zadowolenia. Nie da się tego porównać z korzyściami materialnymi”. Martina Schaks, która pełni tę służbę wraz z mężem, uzupełnia: „Służba pionierska to swoista szkoła życia, pomaga mi bowiem rozwijać pewne przymioty, takie jak cierpliwość czy panowanie nad sobą. Będąc pionierką, czuję się bardzo blisko związana z Jehową i Jego organizacją”. Dla innych służba pionierska okazała się odskocznią do pracy w Betel, w obwodzie czy do działalności misjonarskiej.

Aby pomóc w zaspokojeniu pilnych potrzeb na polu misjonarskim, w grudniu 1981 roku utworzono w Niemczech filię Szkoły Gilead, dzięki czemu z tego wspaniałego kursu mogą korzystać pionierzy znający język niemiecki. Ponieważ nowy kompleks Betel w Selters nie był jeszcze gotowy, zajęcia pierwszych dwóch klas odbywały się w Wiesbaden. Po przeprowadzce do Selters wyszkolono dalsze trzy klasy. Do tych pięciu klas oprócz 100 studentów z Niemiec uczęszczały osoby mówiące po niemiecku z Luksemburga, Szwajcarii i Holandii. Po otrzymaniu dyplomów absolwenci zostali rozesłani do 24 krajów w Afryce, Ameryce Łacińskiej, Europie Wschodniej i na wyspach Pacyfiku.

Do połowy lat siedemdziesiątych Biblijną Szkołę Strażnicy — Gilead ukończyło 183 sług pełnoczasowych z Niemiec. Pod koniec roku 1996 liczba ta wzrosła do 368 — po części dzięki filii tej uczelni. Jakże miła jest świadomość, że w styczniu 1997 roku mniej więcej połowa absolwentów wciąż usługiwała w charakterze misjonarzy na terenach zagranicznych! Należą do nich między innymi: Paul Engler, który od roku 1954 przebywa w Tajlandii, Günter Buschbeck, który od 1962 roku pełnił służbę w Hiszpanii, dopóki w roku 1980 nie skierowano go do Austrii, Karl Sömisch, który usługiwał w Indonezji i na Bliskim Wschodzie, po czym został przeniesiony do Kenii, Manfred Tonak, który pełnił służbę w Kenii, a następnie — gdy wyłoniła się taka potrzeba — przeszedł do oddziału w Etiopii, oraz Margarita Königer, która w trakcie swej 32-letniej służby misjonarskiej pracowała na Madagaskarze, w Kenii, Beninie i w Burkina Faso.

Od 1991 roku regularnie odbywa się w Niemczech jeszcze inne szkolenie — Kurs Usługiwania, na którym otrzymują pouczenia nieżonaci starsi i słudzy pomocniczy. Wspaniałą zaprawę odebrali na nim nie tylko bracia z Niemiec, ale też osoby mówiące po niemiecku z Austrii, Belgii, Czech, Danii, Holandii, Luksemburga, Szwajcarii i z Węgier. Gdy rozdano dyplomy, niektórzy studenci podjęli się dodatkowych zadań i zostali wysłani do Afryki, Europy Wschodniej oraz na inne tereny, gdzie istniały szczególne potrzeby.

Również Dom Betel i drukarnia w Selters okazały się swego rodzaju szkołą, w której bracia posiedli umiejętność zaspokajania potrzeb wynikłych z przywrócenia swobody wielbienia w Europie Wschodniej. Życie w Betel nauczyło ich współpracy z osobami wszelkiego pokroju i uświadomiło im, że właśnie takich najróżniejszych niedoskonałych ludzi Jehowa używa do wykonania swego dzieła. Bracia pracujący w Dziale Służby zrozumieli, iż problemy udaje się rozwiązywać dzięki konsekwentnemu przestrzeganiu zasad biblijnych i skrupulatnemu trzymaniu się wytycznych Ciała Kierowniczego. A od osób, które nawet pod silną presją nie przestały przejawiać owoców ducha, uczą się zachowywać równowagę i bezgranicznie ufać Jehowie. Jakże cenne lekcje mogą przekazać braciom w innych oddziałach!

Informowanie i miłość pomaga pokonać barierę

W ostatnim dziesięcioleciu na całym świecie prowadzony jest program informacyjny, który ma pomagać Świadkom Jehowy w zdecydowanym przestrzeganiu biblijnego nakazu wstrzymywania się od krwi (Dzieje 15:28, 29). Wiąże się to między innymi z pokonywaniem muru uprzedzeń i dezinformacji. W ramach tego programu w 1990 roku powołano w Niemczech Służbę Informacji o Szpitalach. W listopadzie tego samego roku zorganizowano tam seminarium, w którym uczestniczyło 427 braci z Niemiec i z dziewięciu innych krajów. Zacieśniło to międzynarodowe więzy. Starsi bardzo sobie cenili otrzymaną pomoc. Jeden z nich, przybyły z Mannheim, zauważył: „Zostaliśmy przygotowani do jasnego przedstawiania swego stanowiska — bez lęku, lecz z odwagą i ze stosownym szacunkiem”. A pewien starszy z Austrii powiedział: „Nigdy nie brałem udziału w seminarium, na którym tak szeroki zakres wiedzy omówiono by w tak prosty i przystępny sposób”.

Od tamtej pory na kilku innych seminariach przeszkolono 55 Komitetów Łączności ze Szpitalami, utworzonych w tym czasie w Niemczech w celu pomagania Świadkom w zakresie metod leczenia bez użycia krwi. Praca tych komitetów wydaje dobre owoce. Do sierpnia 1998 roku pomoc w leczeniu Świadków bez krwi zaoferowało ponad 3560 lekarzy. Wśród nich znalazła się jedna czwarta tych, których kilka lat temu czasopismo Focus zaliczyło do „tysiąca najlepszych lekarzy w Niemczech”.

W styczniu 1996 roku Komitety Łączności ze Szpitalami zaczęły rozpowszechniać specjalnie opracowany podręcznik Troska o rodzinę i postępowanie medyczne u Świadków Jehowy. (Ta ładnie wydana publikacja jest przeznaczona wyłącznie dla pracowników służby zdrowia i innych specjalistów i zawiera informacje o dostępnych możliwościach leczenia bez podawania krwi. Postarano się, by trafiła do rąk sędziów, pracowników opieki społecznej, neonatologów i pediatrów). Większość sędziów wyraziła docenianie i nierzadko wspominała o wysokim poziomie i praktycznej wartości tego podręcznika. Niejeden był zaskoczony informacjami o licznych metodach alternatywnych bez użycia krwi, z których mogą korzystać osoby nie zgadzające się na jej przetoczenie. Pewien sędzia z Nördlingen powiedział: „Właśnie tego potrzebowałem”. A profesor z Uniwersytetu w Saarze wykorzystał materiał z tej książki jako podstawę do dyskusji i pisemnego egzaminu w grupie studentów prawa.

Obecnie Komitety Łączności ze Szpitalami działają na całym świecie, toteż w krytycznych sytuacjach mogą współpracować ze sobą na skalę międzynarodową. Kiedy ktoś nie mógł kupić w swym kraju leków przepisanych przez lekarza, nasza międzynarodowa sieć informacyjna ułatwiała ich nabycie i wysłanie pocztą z Niemiec. Ponadto braciom i siostrom z kilkunastu krajów pomagano w nawiązaniu kontaktu z chętnymi do współpracy lekarzami w Niemczech i ustaleniu takiej metody leczenia, na jaką było ich stać.

Rzecz jasna z tej międzynarodowej współpracy odnoszą też korzyści bracia mieszkający w Niemczech. W roku 1995 podczas podróży do Norwegii pewna siostra miała wypadek i trafiła do szpitala. Gdy dowiedział się o tym jej syn w Niemczech, natychmiast poprosił o pomoc Służbę Informacji o Szpitalach. Powiadomiono norweskie Biuro Oddziału. Nazajutrz siostrę odwiedził miejscowy Świadek, który chcąc pomóc jej w większym zakresie, pokonał 130 kilometrów i przywiózł zainteresowaną mówiącą po niemiecku. Później syn owej siostry dał wyraz swemu docenianiu, pisząc: „Cóż za organizacja! Cóż za miłość! (...) Słowa często nie oddają w pełni tego, co się czuje. To coś naprawdę wyjątkowego”.

W ten sposób dzięki informowaniu i miłości poczyniono ogromny postęp w pokonywaniu ogromnej niegdyś bariery. Przedtem usunięto jeszcze inną przeszkodę.

Nieoczekiwany upadek muru berlińskiego

Nagły rozwój wydarzeń wprawił świat w zdumienie. Ludzie na całym globie oglądali telewizję. W Berlinie wiwatowało tysiące osób. Bariera między Wschodem a Zachodem została usunięta. Był 9 listopada 1989 roku.

Ponad 25 lat wcześniej, rankiem 13 sierpnia 1961 roku, mieszkańcy Berlina ze zdziwieniem stwierdzili, że wschodnioberlińskie władze komunistyczne wznoszą mur odgradzający podległy im sektor od reszty miasta. Tym samym rozdzielono je fizycznie na część wschodnią i zachodnią, co odzwierciedlało podział całego kraju. Ale bardziej dramatyczne było chyba coś innego — mur berliński stał się symbolem zmagań, jakie podczas zimnej wojny toczyły ze sobą dwa supermocarstwa.

Potem, 12 czerwca 1987 roku, zaledwie dwa lata przed zaskakującymi wydarzeniami z roku 1989, prezydent USA Ronald Reagan, stojąc nieopodal Bramy Brandenburskiej i mając za plecami mur berliński, zażądał w swym przemówieniu: „Panie Gorbaczow, niech pan otworzy tę bramę. Panie Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur”. Ale czy cokolwiek zdawało się zapowiadać, że jego życzeniu stanie się zadość? Czy słowa te były czymś więcej niż zimnowojenną retoryką? Nic na to nie wskazywało. Jeszcze na początku 1989 roku przywódca NRD Erich Honecker oświadczył niejako w odpowiedzi, iż mur „będzie istniał za 50 i za 100 lat”.

A jednak Brama Brandenburska została nagle otwarta, a mur berliński runął. Pewien członek rodziny Betel w Selters wspomina, jak w czwartkowy wieczór 9 listopada wrócił z zebrania zborowego i włączył telewizor, by obejrzeć wiadomości. Z niedowierzaniem śledził relację o tym, że otwarto granicę między Berlinem Wschodnim a Zachodnim. Mieszkańcy części wschodniej po raz pierwszy od 27 lat swobodnie przechodzili do części zachodniej! Brat nie mógł uwierzyć w to, co widział: Przy wtórze klaksonów, które na znak radości włączano w samochodach przekraczających granicę, zmierzało ku niej coraz więcej mieszkańców Berlina Zachodniego (niektórzy wstali nawet z łóżek) i stawało wzdłuż specjalnego przejścia, by uściskać niespodziewanych gości. Polały się łzy radości. Mur runął — dosłownie w ciągu jednej nocy!

Przez następną dobę ludziom na całym świecie trudno było oderwać się od telewizorów. Oto rozgrywały się historyczne wydarzenia. Co miały przynieść Świadkom Jehowy w Niemczech oraz ich współwyznawcom w innych rejonach naszego globu?

Wizyta trabanta

W sobotę przed ósmą rano jeden z pracowników Biura Oddziału w Selters spotkał w drodze do pracy innego członka rodziny Betel, Karlheinza Hartkopfa, usługującego obecnie na Węgrzech. Podekscytowany powiedział: „Jestem pewien, że niedługo pojawią się tutaj pierwsi bracia z NRD!” Brat Hartkopf jak zwykle odparł spokojnie i rzeczowo: „Już tu są”. I faktycznie, wczesnym rankiem przyjechało dwusuwowym trabantem dwóch braci i czekało przed bramą, aż się rozpocznie dzień pracy.

Informacja ta szybko obiegła Betel. Zanim jednak wszyscy zdążyli przynajmniej zobaczyć i przywitać tych niespodziewanych, ale mile widzianych gości, ci już odjeżdżali do NRD samochodem pełnym literatury. Chociaż działalność oraz publikacje Świadków Jehowy wciąż były tam oficjalnie zakazane, te emocjonujące chwile dodały owym braciom odwagi. „Musimy zdążyć na jutrzejsze poranne zebranie” — wyjaśnili. Można sobie wyobrazić, jaka radość zapanowała w tym zborze na widok kartonów literatury, której przez tyle lat otrzymywali tak mało!

W ciągu następnych kilku tygodni zawitało do RFN tysiące mieszkańców NRD — wielu po raz pierwszy w życiu. Oczywiście bardzo się cieszyli, że po tak długim czasie mogą wreszcie swobodnie się przemieszczać. Na granicy napotykali machających do nich mieszkańców RFN. Gości tych witali również Świadkowie Jehowy, którzy jednak mieli dla nich coś konkretniejszego niż zewnętrzne przejawy sympatii. Wschodnim sąsiadom bezpłatnie udostępniali publikacje oparte na Biblii.

Zbory w niektórych miastach przygranicznych podejmowały szczególne wysiłki, by dotrzeć do przyjeżdżających tam mieszkańców NRD. Ponieważ literatura Świadków Jehowy przez dziesiątki lat była zakazana, wiele osób wcale lub prawie wcale jej nie znało. Popularna stała się więc działalność nie od drzwi do drzwi, lecz od trabanta do trabanta. Ludzie chcieli zapoznać się ze wszystkim, co nowe, łącznie z religią. Niekiedy głosiciele po prostu mówili: „Prawdopodobnie nigdy pan nie czytał tych dwóch czasopism, gdyż w pańskim kraju prawie 40 lat były obłożone zakazem”. Rozmówcy najczęściej odpowiadali: „Skoro były zakazane, muszą być dobre. Chętnie wezmę”. Dwóch głosicieli z granicznego miasta Hof w ciągu miesiąca rozpowszechniło po 1000 czasopism. Nie trzeba dodawać, że miejscowe oraz sąsiednie zbory wkrótce pozbyły się nagromadzonych zapasów literatury.

Tymczasem bracia ze wschodu kraju cieszyli się — choć z początku nieco ostrożnie — nowo uzyskaną swobodą. Wilfried Schröter, który poznał prawdę w czasie zakazu w roku 1972, wspomina: „Rzecz jasna w ciągu pierwszych kilku dni po upadku muru trochę się baliśmy, że wszystko może się nagle odwrócić”. Niespełna dwa miesiące później wziął udział w zgromadzeniu w berlińskiej Sali Zgromadzeń. Tak je opisał: „Nie posiadałem się z zachwytu, że mogę przebywać w towarzystwie tylu braci. Jak wielu innych, podczas śpiewania pieśni Królestwa miałem łzy w oczach. Uczestniczenie w zgromadzeniu ‚na żywo’ sprawiło mi ogromną radość”.

Podobna wdzięczność przebija ze słów Manfreda Tammego. W czasie zakazu zebrania odbywały się w małych grupach i nie była potrzebna aparatura nagłaśniająca. Teraz jednak mówi: „Chociaż już ponad 30 lat byłem pionierem specjalnym, wtedy po raz pierwszy w życiu przemówiłem przez mikrofon. Pamiętam, jak się przeraziłem swego głosu dobiegającego z głośników”. Ale dodaje: „To było wspaniałe, że nagle mogliśmy spotykać się całym zborem w wynajętej sali”.

Krzepiące były też wypowiedzi innych osób, jak choćby ta, którą Manfred usłyszał kilka miesięcy później. Opowiada: „W styczniu 1990 roku poszedłem w celach leczniczych do sauny. Spotkałem tam naszego byłego dzielnicowego. W trakcie miłej pogawędki wyznał: ‚Manfredzie, teraz wiem, że walczyliśmy nie z tymi, co trzeba’”.

Obfitość pokarmu duchowego

„Nie samym chlebem ma żyć człowiek, lecz każdą wypowiedzią, która przechodzi przez usta Jehowy”. Na całym świecie Świadkowie Jehowy dobrze znają tę fundamentalną prawdę, którą Jezus Chrystus zacytował z natchnionych Pism Hebrajskich (Mat. 4:4; Powt. Pr. 8:3). Dzięki podyktowanej miłością pomocy międzynarodowej społeczności braterskiej Świadkowie w NRD nawet podczas zakazu otrzymywali pokarm duchowy, tyle że w ograniczonej ilości. Jakże pragnęli mieć go pod dostatkiem, tak jak ich współwyznawcy w innych krajach!

Gdy runął mur berliński, literaturę do części wschodniej zaczęli przewozić poszczególni Świadkowie. Po jakichś czterech miesiącach, 14 marca 1990 roku, Świadkowie Jehowy w NRD uzyskali osobowość prawną. Odtąd Towarzystwo mogło już oficjalnie wysyłać transporty publikacji. Dnia 30 marca z Selters wyjechała na wschód ciężarówka z 25 tonami pokarmu duchowego. W pewnej publikacji podano: „W ciągu zaledwie dwóch miesięcy zachodnioniemieckie Biuro Oddziału Towarzystwa Strażnica wysłało do samej NRD 275 ton literatury biblijnej, w tym 115 000 egzemplarzy Pisma Świętego” (1991 Britannica Book of the Year).

W tym samym czasie pewien brat z Lipska napisał do współwyznawcy w RFN: „Jeszcze w ubiegłym tygodniu sprowadzaliśmy pokarm potajemnie i w małych ilościach; wkrótce będziemy rozładowywać ciężarówkę, która przywiezie czterotonową porcję!”

Heinz Görlach z Chemnitz wspomina: „Pierwszą dostawę literatury otrzymaliśmy tak szybko, że nie zdążyliśmy się dobrze przygotować. Gdy nadeszła, z trudem dotarłem do swego łóżka — całą sypialnię wypełniały kartony. Czułem się, jakbym spał w skarbcu”.

Również bracia w Selters mogli choć w niewielkim stopniu uświadomić sobie, co ta nowa sytuacja oznaczała dla osób tak długo odciętych od tego, co wielu Świadków cieszących się wolnością uważa za oczywiste. Nadzorca drukarni opowiada: „W jedną z naszych maszyn drukarskich wpatrywał się starszy, skromnie ubrany brat. Chociaż jego wycieczka poszła dalej, on wciąż stał głęboko zamyślony i obserwował, jak z maszyny pracującej na największych obrotach wypływa strumień czasopism. Ze łzami w oczach podszedł do jednego z braci; najwyraźniej był głęboko wzruszony. Próbował coś powiedzieć łamaną niemczyzną, ale drżał mu głos. Zrozumieliśmy go jednak, gdy z uśmiechem wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki kilka kartek, po czym wręczył je nam i śpiesznie odszedł. Co nam dał? Prawie nieczytelny tekst rosyjskiej Strażnicy, przepisany na kartkach z zeszytu. Jak długo trwało sporządzenie takiej kopii? Nie zdążyliśmy się dowiedzieć, ale na pewno o wiele dłużej niż ułamek sekundy, w ciągu którego czasopismo wychodzi spod prasy”.

Świadkowie w każdej grupie studium książki mieli dotąd do dyspozycji co najwyżej kilka czasopism w małym formacie lub przepisanych ręcznie, które mogli trzymać jedynie parę dni. Teraz wszyscy posiadali własne egzemplarze z kolorowymi ilustracjami oraz dodatkowe do wykorzystania w służbie polowej.

Zmiany prowadzące do jawnego oddawania czci Bogu

Większa swoboda pociągała za sobą nie lada wyzwania. Świadczenie podczas zakazu wymagało odwagi, a tych, którzy się tego podejmowali, uczyło bezgranicznego zaufania do Jehowy. Kiedy jednak uchylono ograniczenia, Ralf Schwarz, chrześcijański starszy z miejscowości Limbach-Oberfrohna, powiedział: „Musimy bardziej uważać, by nie dać się zwieść na manowce przez materializm i troski życiowe”. Gdy w październiku 1990 roku NRD przyłączono do RFN, niektóre wschodnioniemieckie rodziny Świadków przeprowadziły się do skromniejszych mieszkań, aby w razie podwyżki czynszu móc go opłacić bez konieczności podejmowania dodatkowej pracy i opuszczania zebrań (Mat. 6:22, 24).

Nawet w trudnym okresie rządów komunistycznych bracia dalej uczestniczyli w działalności ewangelizacyjnej. Co więcej, chodzili od domu do domu, tyle że dyskretnie — na przykład po odwiedzeniu jakiegoś mieszkania w jednym bloku udawali się do innego w drugim bloku. Niektórzy czynili to nawet wtedy, gdy istniało ogromne niebezpieczeństwo, że zostaną aresztowani. Martin Jahn, mający w chwili wprowadzenia zakazu zaledwie 11 lat, wyjaśnił, jakich zmian przyszło im dokonać: „Wszystkie tereny cząstkowe należało wytyczyć na nowo, aby głosiciele mogli opracować całe domy. Mieliśmy we krwi starą metodę, polegającą na zachodzeniu jedynie pod pewne numery lub na określone piętra. Trzymano się jej tyle lat, że niektórym dość trudno przychodziło przestawianie się na ten nowy sposób. Literatury już się nie wypożyczało, lecz ją rozpowszechniało, co było nowością zarówno dla głosicieli, jak i dla zainteresowanych. Ponieważ głosiciele przyzwyczaili się do czegoś innego, więc niekiedy po służbie polowej mieli w torbach więcej publikacji niż przed jej rozpoczęciem”.

Zmieniło się też nastawienie ludzi. Podczas zakazu Świadkowie Jehowy uchodzili w oczach wielu za bohaterów, bo mieli odwagę bronić swych przekonań. Postawa taka zjednała im szacunek. Gdy nastała większa swoboda, niejeden przyjmował ich z entuzjazmem. Jednakże w ciągu kilku lat sytuacja uległa zmianie. Ludzi wciągnął styl życia typowy dla gospodarki rynkowej. Niektórzy zaczęli twierdzić, że wizyty Świadków zakłócają im spokój, a nawet ich drażnią.

Aby świadczyć w czasie zakazu, trzeba było się zdobyć na odwagę. Nie mniejszej determinacji wymagało dostosowanie się do nowej sytuacji. Sporo Świadków zgadza się z wypowiedzią pewnego nadzorcy z kraju zachodnioeuropejskiego, w którym dzieło było dość długo zakazane: „Działanie w warunkach zakazu jest łatwiejsze niż wtedy, gdy panuje swoboda”.

Sprzeciw nie spowalnia dzieła

Chociaż głoszeniu dobrej nowiny w NRD znowu nadano rozmach, początkowo kler chrześcijaństwa niewiele się tym interesował. Kiedy jednak stało się oczywiste, że ludzie naprawdę słuchają Świadków Jehowy, duchowni podnieśli sprzeciw. Według gazety Deutsches Allgemeines Sonntagsblatt pewien kaznodzieja z Drezna podający się za religioznawcę stwierdził, iż „Świadkowie Jehowy przypominają partię komunistyczną”. W latach pięćdziesiątych kler pomawiał ich, że są amerykańskimi szpiegami występującymi przeciw komunizmowi, teraz natomiast próbował przypisać im związki z komunistami. Rzecz jasna ludzie, którzy wiedzieli, iż władze komunistyczne 40 lat zakazywały działalności Świadków Jehowy, zdawali sobie sprawę, że było to jedno wielkie oszczerstwo.

Jakiemu celowi służyło? Kler miał nadzieję, iż Świadkowie ponownie zostaną zdelegalizowani, tak jak to było pod rządami nazistów i komunistów. Czynniki religijne wspierane przez odstępców usiłowały nie dopuścić, by Świadkowie Jehowy mogli korzystać ze swobód chronionych konstytucją, ci jednak w pełni wykorzystywali istniejące możliwości dawania świadectwa w myśl nakazu Jezusa Chrystusa (Marka 13:10).

Przykłady osób, które poznały prawdę

Orędzie Królestwa przyjęły między innymi osoby mocno związane z poprzednim systemem. Egon przez 38 lat pracował we wschodnioniemieckiej policji. Wcale się nie ucieszył, gdy jego żona zaczęła studiować ze Świadkami Jehowy. Spodobało mu się jednak ich przyjazne, serdeczne i zdyscyplinowane zachowanie oraz nader aktualne artykuły z Przebudźcie się!, które często przynosili mu do domu. Kiedy razem z żoną udał się na jednodniowe zgromadzenie specjalne, przeżył wstrząs — stanął twarzą w twarz z bratem, którego kiedyś aresztował. Nietrudno sobie wyobrazić, że poczuł się zakłopotany, a nawet winny. Ale nie bacząc na przeszłość, ci dwaj mężczyźni zaprzyjaźnili się ze sobą. Teraz Egon i jego żona są ochrzczonymi Świadkami.

Günter przez 19 lat należał do Państwowej Służby Bezpieczeństwa i dosłużył się stopnia majora. Zgorzkniały i rozczarowany upadkiem systemu, dla którego tak długo pracował, w 1991 roku po raz pierwszy spotkał Świadków. Ich postępowanie oraz zrozumienie, z jakim podeszli do niego i jego problemów, zrobiło na nim korzystne wrażenie. Zgodził się na studium biblijne i chociaż był ateistą, w końcu nabrał przekonania, że Bóg rzeczywiście istnieje. W roku 1993 zgłosił się do chrztu. Obecnie z radością popiera Królestwo Boże.

Inny mężczyzna, który nie wierzył w Boga i był całkowicie przeświadczony, iż komunizm stanowi jedyną nadzieję dla ludzkości, bez skrupułów przeniknął do organizacji Jehowy, by informacje o jej działalności przekazywać służbie bezpieczeństwa. W 1978 roku został „ochrzczony” i przez dziesięć lat prowadził podwójne życie. Teraz przyznaje: „Zachowanie Świadków Jehowy, które widziałem, oraz treść książek Stwarzanie Finał Objawienia przekonały mnie, że to, co wrogowie mówią o Świadkach, na ogół nie jest prawdą. Dowody na istnienie Stwórcy są nie do zbicia”. Tuż przed upadkiem muru berlińskiego stanął wobec decyzji: albo pod jakimś pretekstem opuścić lud Jehowy i dalej popierać system, w który już nie wierzył, albo się przyznać do zdrady i starać się zostać prawdziwym sługą Jehowy. Wybrał to drugie. Okazał szczerą skruchę, zaczął studiować Biblię i ponownie zgłosił się do chrztu — tym razem opartego na dokładnej wiedzy i prawdziwym oddaniu dla Boga.

Teraz mogli już o tym mówić

Po uchyleniu zakazu Świadkowie z NRD mogli swobodnie opowiedzieć o tym, co przeżyli pod rządami komunistycznymi. Dnia 7 grudnia 1996 roku, w czasie uroczystego otwarcia w Berlinie budynku administracyjnego Świadków Jehowy, kilku starszych, którzy odgrywali ważną rolę w duchowym umacnianiu wschodnioniemieckich zborów, powspominało dawne czasy.

Wolfgang Meise, będący Świadkiem już pół wieku, przypomniał zdarzenie z czerwca 1951 roku, kiedy to miał 20 lat. W pokazowym procesie, któremu nadano rozgłos, otrzymał wyrok czterech lat więzienia. Gdy wraz z innymi skazanymi braćmi był wyprowadzany, otoczyło ich około 150 Świadków obecnych na sali sądowej, zaczęło ściskać im dłonie i zaśpiewało jedną z pieśni Królestwa. Ze wszystkich okien sądu powychylali się zaciekawieni ludzie. Nie takie wrażenie władze chciały wywrzeć na opinii publicznej. Odtąd przestano urządzać pokazowe procesy Świadków.

Egon Ringk przypomniał, że tuż po wprowadzeniu zakazu poszczególne artykuły ze Strażnicy przepisywano na maszynie przez kalkę w sześciu — dziewięciu egzemplarzach. „Pomoc w dostarczaniu zborom pokarmu duchowego zaoferował pewien brat z Berlina Zachodniego, który często przyjeżdżał do NRD ciężarówką. ‚Pokarm’ przekazywano bardzo szybko — w ciągu zaledwie trzech lub czterech sekund; w tym czasie przenoszono też z jednego samochodu do drugiego dwa jednakowe, spore pluszowe misie. W domu z ich brzuchów wyjmowano ważne wiadomości oraz informacje o nowych zamianowaniach” (por. Ezech. 3:3).

Opowiadano również o odważnych kurierach, którzy przemycali literaturę z Berlina Zachodniego do NRD jeszcze przed wzniesieniem muru. Rzecz jasna swobodny dostęp do tego miasta mógł być pewnego dnia odcięty. W celu przedyskutowania takiej właśnie ewentualności zaproszono grupę enerdowskich braci na spotkanie zorganizowane 25 grudnia 1960 roku. „Stanowiło to oczywisty przejaw kierownictwa Jehowy”, oświadczył brat Meise, „bo gdy 13 sierpnia 1961 roku nagle wyrósł mur, nasza organizacja była już na to przygotowana”.

Hermann Laube wyjaśnił, że po raz pierwszy zetknął się z prawdą jako jeniec wojenny w Szkocji. Potem wrócił do Niemiec Wschodnich. Kiedy wprowadzono zakaz, zrozumiał, iż trzeba dostarczać braciom jak najwięcej pokarmu duchowego. Dlatego tamtejsi Świadkowie zaczęli sami go drukować na prowizorycznej maszynie drukarskiej. „Ale bez papieru nawet najlepszy sprzęt jest niewiele wart” — zauważył brat Laube, po czym przypomniał dzień, w którym się dowiedział, że papieru starczy jedynie na trzy numery. I co teraz?

Brat Laube ciągnął dalej: „Parę dni później ktoś zapukał w rynnę naszego domu. Był to brat z Budziszyna, który powiedział: ‚Jesteś drukarzem. Na wysypisku w Budziszynie leży kilka bel z resztkami papieru gazetowego z drukarni, które mają być zakopane. Czy nie przydałoby się wam coś takiego?’”

Bracia nie tracili czasu. „Jeszcze tego samego wieczora zebrałem całą grupę i pojechaliśmy do Budziszyna. Znaleźliśmy tam nie kilka bel, ale bez mała dwie tony papieru! Wprost nie wierzyliśmy, iż zdołamy go przewieźć naszymi rozklekotanymi samochodami, wkrótce jednak nie było po nim śladu. Wystarczyło nam go aż do czasu, gdy Towarzystwo zaczęło nas zaopatrywać w publikacje drukowane na cienkim papierze i w małym formacie”.

Sytuacja wymagała, by z największą starannością chronić tożsamość poszczególnych członków zboru. Rolf Hintermeyer wspominał: „Kiedyś po spotkaniu z braćmi zostałem zatrzymany i zabrany do pewnego budynku na przesłuchanie. Miałem kilka kartek z adresami oraz innymi informacjami. Po przyjeździe na miejsce musieliśmy wejść na górę krętymi schodami. Dzięki temu mogłem połknąć te kartki. Ponieważ jednak było ich sporo, zajęło mi to trochę czasu. Gdy u szczytu schodów funkcjonariusze zorientowali się, co robię, złapali mnie za gardło. Ja też się za nie chwyciłem i wyjąkałem: ‚No, wreszcie poszło’. Usłyszawszy to, puścili mnie, a wtedy mogłem naprawdę połknąć ostatnią kartkę, bo była już mniejsza i wilgotna”.

Horst Schleussner poznał prawdę w połowie lat pięćdziesiątych, czyli w okresie największych prześladowań, toteż wiedział, co mówi, gdy oświadczył: „W czasie blisko 40 lat zakazu Jehowa Bóg z całą pewnością miłościwie zapewniał swym sługom ochronę”.

Świętowanie zwycięstwa w Berlinie

Kiedy epoka komunistycznych prześladowań dobiegła końca, bracia wręcz musieli to uczcić. Przede wszystkim pragnęli na publicznym zgromadzeniu wyrazić swą wdzięczność Jehowie za to, że teraz mogą Mu służyć z większą swobodą.

Wkrótce po tym, jak w listopadzie 1989 roku upadł mur berliński, Ciało Kierownicze poleciło rozpocząć przygotowania do kongresu międzynarodowego w Berlinie. Szybko powołano komitet organizacyjny. Wieczorem 14 marca 1990 roku spotkał się on w celu omówienia spraw związanych z tym zjazdem. Helmut Martin do dziś pamięta, jak Dietrich Förster, wyznaczony na nadzorcę zgromadzenia, poprosił go o powiadomienie zebranych, że tego dnia Świadkowie Jehowy w NRD zostali uznani prawnie. Tak więc zakaz oficjalnie zniesiono!

Ponieważ decyzja o zgromadzeniu zapadła stosunkowo późno, Stadion Olimpijski nie był już dostępny w weekend. Postanowiono więc urządzić je od wtorku 24 lipca do piątku 27 lipca. Jak się okazało, na przygotowanie obiektu bracia mieli tylko jeden dzień, a na późniejszy demontaż wszystkiego zaledwie kilka godzin.

W poniedziałek 23 lipca setki ochotników zjawiło się na stadionie już o piątej rano. Gregor Reichart, członek rodziny Betel w Selters, wspomina, że „bracia z NRD zabrali się do pracy z ogromnym zapałem, jak gdyby robili to całymi latami”. Jeden z gospodarzy tego obiektu wyraził później swą radość, iż „stadion po raz pierwszy został gruntownie sprzątnięty”.

Jakieś 9500 braci z NRD przybyło na kongres 13 wynajętymi pociągami. Innych przywiozło 200 autokarów. Kiedy pewien starszy starał się o wynajęcie jednego z pociągów, wspomniał urzędnikowi, że z samego Drezna mają być trzy składy. Pracownik kolei ze zdumienia otworzył szeroko oczy i zapytał: „Czy w NRD rzeczywiście jest aż tylu Świadków Jehowy?”

Dla osób jadących wynajętym pociągiem zgromadzenie zaczęło się już w drodze do Berlina. „Zebraliśmy się na stacji w Chemnitz i wsiedliśmy do zarezerwowanego dla nas składu” — wspomina Harald Pässler, starszy z Limbach-Oberfrohna. „Podróż do Berlina była niezapomnianym przeżyciem. Oto po wieloletnim zakazie, podczas którego działaliśmy w podziemiu w małych grupkach, nagle mogliśmy zobaczyć naraz tylu braci. Przez całą drogę chodziliśmy do różnych przedziałów i rozmawialiśmy z braćmi, których nie widzieliśmy kilka, a nawet kilkadziesiąt lat. Te ponowne spotkania sprawiały nieopisaną radość. Wszyscy się postarzeli, ale wciąż wiernie trwali. Na stacji Berlin-Lichtenberg powitano nas przez głośniki i skierowano do różnych punktów zbornych, gdzie z dużymi napisami oczekiwali nas berlińscy bracia. Przeżyliśmy coś zupełnie nowego — odejście od anonimowości! Osobiście przekonaliśmy się o tym, o czym dotychczas jedynie czytaliśmy lub słyszeliśmy: Naprawdę stanowimy wielką międzynarodową społeczność braterską!”

Dla wielu Świadków rzeczywiście było to pierwsze zgromadzenie. „Gdy otrzymaliśmy zaproszenie, wszyscy byliśmy zachwyceni” — wspomina Wilfried Schröter. Ponieważ oddał się Bogu w 1972 roku, gdy obowiązywał zakaz, nietrudno zrozumieć jego odczucia. „Już na kilka tygodni naprzód ogarnęło nas gorączkowe wyczekiwanie. Podobnie jak wielu innych braci, nigdy nie przeżywałem czegoś takiego. Po prostu nie mogliśmy sobie wyobrazić, że ujrzymy międzynarodową społeczność braci zebranych na ogromnym stadionie”.

Jakże często bracia z Berlina Wschodniego pragnęli przejechać kilka kilometrów przez miasto i dotrzeć tam, gdzie ich współwyznawcy urządzali zgromadzenie! I wreszcie mogli to uczynić.

Obecnych było prawie 45 000 osób z 64 krajów, w tym siedmiu członków Ciała Kierowniczego. Przybyli, aby razem ze swymi chrześcijańskimi braćmi radować się owym pamiętnym wydarzeniem. To właśnie na tym stadionie w 1936 roku odbyły się igrzyska olimpijskie, które Trzecia Rzesza próbowała wykorzystać w celu zaimponowania światu swymi osiągnięciami. Teraz znowu rozlegały się na nim burzliwe oklaski, ale nie na chwałę zawodników ani na znak dumy narodowej. To członkowie naprawdę szczęśliwej międzynarodowej rodziny sług Jehowy wyrażali w ten sposób wdzięczność wobec Jehowy i docenianie drogocennych prawd zawartych w Jego Słowie. Z tej okazji zgłosiło się do chrztu 1018 osób — większość z nich poznała prawdę w NRD w czasie zakazu.

Odczucia braci z NRD chyba najlepiej rozumiało jakieś 4500 entuzjastycznych delegatów z sąsiedniej Polski. Oni również dość długo działali pod zakazem i dopiero niedawno urządzili pierwsze od lat duże zgromadzenia. Jeden z polskich Świadków napisał później: „Bracia z Polski ogromnie sobie cenią ducha ofiarności widocznego u ich zachodnich sąsiadów, którzy zapewnili im bezpłatne kwatery, wyżywienie oraz transport na stadion i z powrotem, bez czego wielu z nas nie mogłoby przyjechać”.

Bracia z RFN od dawna mogli bez przeszkód korzystać ze zgromadzeń, a mimo to byli głęboko poruszeni. Klaus Feige z rodziny Betel w Selters powiedział: „Jakże to było wzruszające, gdy na trybunie honorowej, zajmowanej niegdyś przez Adolfa Hitlera oraz inne nazistowskie grube ryby, zasiedli wierni bracia w podeszłym wieku, którzy nierzadko znosili prześladowania nie tylko w czasie 40-letnich rządów komunistów, ale też w Trzeciej Rzeszy”. Ten wygodny sektor życzliwie zarezerwowano dla osób starszych i niepełnosprawnych. Cóż to za dobitny symbol tryumfu Królestwa Bożego nad siłami politycznymi, które próbowały powstrzymać jego marsz ku ostatecznemu zwycięstwu!

Przygotowywanie miejsc zgromadzeń

Zaraz po uchyleniu zakazu w NRD dołożono starań, by tamtejsi bracia mogli odnosić pożytek ze zgromadzeń, z których korzystają słudzy Jehowy na całym świecie. Jeszcze przed całkowitą reorganizacją wschodnich obwodów tamtejsze zbory zaczęto zapraszać na jednodniowe zgromadzenia specjalne i zgromadzenia obwodowe do RFN. Początkowo jedną połowę obecnych stanowili głosiciele z Niemiec Zachodnich, a drugą ze Wschodnich. Umacniało to więzy braterstwa, a dzięki wzajemnej współpracy ci ostatni mogli nauczyć się organizowania takich spotkań.

Kiedy w Niemczech Wschodnich powstały nowe obwody, zaproszono je do korzystania z zachodnioniemieckich Sal Zgromadzeń. Odpowiednio blisko dawnej granicy leżało pięć z nich — w Berlinie, Monachium, Büchenbach, Möllbergen i Trappenkamp. Wkrótce jednak rozpoczęto prace przy Sali Zgromadzeń na wschodzie Niemiec, w Glauchau w pobliżu Drezna. Została oddana do użytku 13 sierpnia 1994 roku i obecnie jest to największy tego typu obiekt Świadków Jehowy w Niemczech — mieści 4000 osób.

Zajęto się też wznoszeniem Sal Królestwa. W NRD nie wolno było ich budować, ale teraz stały się potrzebne do zadbania o przeszło 20 000 tamtejszych Świadków. Metoda ich stawiania wprawiła osoby postronne w zdumienie.

W pewnej gazecie tak napisano o budowie Sali Królestwa w Stavenhagen: „Sposób i tempo wznoszenia tego obiektu zadziwiły już wielu ciekawskich. (...) Budynek postawiło mniej więcej 240 ochotników należących do Świadków Jehowy — fachowców reprezentujących 35 zawodów. Przez cały weekend pracowali bez wynagrodzenia”.

Inna gazeta opisała budowę Sali w miasteczku Sagard na bałtyckiej wyspie Rugia: „Około 50 kobiet i mężczyzn, uwijających się jak pszczoły, przygotowuje fundament. Nie widać jednak pośpiechu. Panuje swobodna i przyjazna atmosfera. Choć pracują naprawdę szybko, nikt się nie denerwuje ani nie pokrzykuje na współpracowników, co często spotyka się na budowach”.

Przed upływem 1992 roku wzniesiono siedem Sal Królestwa dla 16 zborów. Bracia mieli w planach wybudowanie 30 następnych. W roku 1998 we własnych Salach Królestwa spotykało się już ponad 70 procent zborów w byłej NRD.

Wzruszające zgromadzenia międzynarodowe

Kiedy w kolejnych państwach wschodnioeuropejskich uchylano oficjalne ograniczenia, Ciało Kierownicze organizowało tam kongresy. Były to krzepiące duchowo spotkania, których uczestników zachęcano, by stale mieli przed oczami dzieło zlecone przez Boga Jego sługom (Mat. 6:19-24, 31-33; 24:14). Ponieważ wielu Świadków z tych krajów latami spotykało się jedynie w małych grupkach, więc na owych kongresach mogli poznać współwyznawców i zbudować się dowodami tego, iż Jehowa błogosławił ich wiernej i wytrwałej postawie. Zaproszono też delegatów z innych państw, dzięki czemu miejscowi bracia mogli w pełniejszej mierze odczuć, że należą do ogólnoświatowej społeczności braterskiej. Wśród gości znalazło się sporo delegatów z Niemiec. Wielu było obecnych na kongresach międzynarodowych, które w latach 1989-1993 odbyły się w Polsce, na Węgrzech, w Czecho-Słowacji oraz byłym Związku Radzieckim.

W przeddzień kongresu międzynarodowego pod hasłem „Lud miłujący wolność”, zorganizowanego w 1991 roku w Pradze, gazeta Lidové noviny doniosła o ogromnej pracy, jaką wykonał mniej więcej 40-osobowy zespół Świadków, by zainstalować „aparaturę nagłaśniającą, wypożyczoną od ‚braci z Niemiec’”. Jednakże niemieccy bracia nie tylko ją pożyczyli, ale również brali udział w jej montażu. Cieszyli się, że w taki sposób mogą podzielić się ze swymi czeskimi braćmi wieloletnim doświadczeniem w organizowaniu zgromadzeń. Na kongresy międzynarodowe kierowano z Niemiec zazwyczaj kilkaset osób, tymczasem do Pragi zaproszono aż 30 000 delegatów. Cóż to było za zgromadzenie!

Dieter Kabus, który w roku 1955 usługiwał jako nadzorca okręgu w Czechosłowacji, a tym razem przyjechał jako delegat z Niemiec, napisał: „Kiedy ogłoszono wydanie Przekładu Nowego Świata [obecnie wydrukowanego na maszynach drukarskich Towarzystwa], wszyscy zerwali się z miejsc i na stadionie wybuchły spontaniczne oklaski, zdające się nie mieć końca. Wszyscy się ściskali; tysiące osób bez skrępowania płakało z radości. Przypomnieliśmy sobie pobyt w obozie, kiedy to w szesnastkę mieliśmy tylko jedną Biblię. Wielu zostało po programie i przez godzinę lub dłużej śpiewało pieśni i cieszyło się wspaniałym towarzystwem”.

W następnym roku, 1992, delegaci z Niemiec byli też obecni na kongresie międzynarodowym w Petersburgu. Niektórzy zapewne pamiętają, iż nie wszystko poszło gładko, przynajmniej jeśli chodzi o ich zakwaterowanie. Ale nawet to przyczyniło się do dania świadectwa. Kiedy pewną grupę delegatów trzeba było szybko przenieść z jednego hotelu do drugiego, ich zachowanie zrobiło na 50-letniej rosyjskiej tłumaczce takie wrażenie, że oznajmiła: „Nie jesteście normalni; nie krzyczycie ani się nie złościcie!” Goście byli bardziej zainteresowani postawą swych umiłowanych rosyjskich braci i sióstr. Po kongresie pewna delegatka z Niemiec napisała: „Żadne słowa nie oddadzą doceniania, z jakim ci bracia chłonęli program. Nie mając Biblii ani śpiewników [których podówczas było w Rosji jeszcze za mało], z wyczekiwaniem i uwagą słuchali tego, co miał im do powiedzenia Jehowa”.

Rok później ponad 1200 niemieckich Świadków uczestniczyło w zgromadzeniach międzynarodowych w Moskwie i Kijowie. Jakże wzruszające historie opowiadali po powrocie do domu! Jednym z delegatów był Titus Teubner, który od 1950 roku jest nadzorcą podróżującym. Oświadczył: „Zapowiedziałem żonie, że gdy na Wschodzie będzie można swobodnie prowadzić naszą działalność, pojadę do Moskwy na pierwszy kongres”. Uczynił tak w roku 1993, po czym oznajmił: „To niemal cud, że na Placu Czerwonym mogłem rozpowszechniać czasopisma o rządzie Bożym”. A pewna delegatka napisała: „Wzięliśmy udział w tym zgromadzeniu, by dodać otuchy naszym rosyjskim braciom, i niewątpliwie to uczyniliśmy. Ale tego samego doświadczyliśmy od nich. Rosyjscy bracia wspaniale nas pokrzepili i dali nam przykład miłości, wdzięczności, wierności i doceniania”.

Członkowie rodziny Betel w Selters są wdzięczni za przywilej usługiwania tak wiernym braciom i siostrom. Docenili go jeszcze bardziej, gdy kierowcy ciężarówek Towarzystwa po powrocie z krajów tego regionu opowiadali o entuzjastycznych powitaniach, o radości, z jaką tamtejsi bracia rozładowywali samochody nawet późną nocą, oraz o tym, jak przed pożegnaniem wspólnie się z nimi modlili.

Rozbudowa mająca zaspokoić pilne potrzeby

W kolejnych krajach Europy Wschodniej uchylano zakazy. Organizowano duże kongresy. Głoszenie dobrej nowiny nabierało coraz większego rozmachu. W tej części symbolicznego pola gwałtownie rosło zapotrzebowanie na literaturę biblijną. Jak można było je zaspokoić? Do wzięcia w tym udziału zaproszono oddział w Niemczech.

W 1988 roku, jeszcze przed upadkiem muru berlińskiego, Ciało Kierownicze zaleciło powiększenie o połowę obiektów Biura Oddziału w Niemczech. Komitet Oddziału początkowo nie mógł zrozumieć przyczyny takiej rozbudowy. Przecież zaledwie cztery lata wcześniej oddano do użytku duży, zupełnie nowy kompleks. Złożono jednak wniosek do miejscowych urzędników. Brat Rudtke wspomina: „Kiedy przedstawiliśmy nasze plany, członek komisji zajmującej się sprawami budowlanymi w Selters niemal szeptem powiedział mi: ‚Radziłbym wam stawiać tyle, ile się da, gdyż władze nigdy więcej się nie zgodzą na dalszą rozbudowę’. Dało nam to do myślenia”. Co ciekawe, w ciągu kilku miesięcy uzyskano wszystkie pozwolenia z różnych urzędów, a obiekty miały zostać powiększone nie o połowę, jak pierwotnie proponowano, lecz o 120 procent!

Budowa rozpoczęła się na dobre w styczniu 1991 roku. Najwyraźniej jednak nie wszyscy bracia i siostry byli przekonani o jej konieczności, o czym świadczyło niewielkie wsparcie finansowe oraz nieśpieszna reakcja na ogłoszenia, iż do realizacji owego przedsięwzięcia potrzebni są fachowcy. Co można było uczynić?

Wyglądało na to, że braci należy po prostu lepiej poinformować, toteż 3 października 1991 roku we wszystkich Salach Zgromadzeń zorganizowano specjalne spotkania z wybranymi starszymi. Wyjaśniono im, że w ostatnim dziesięcioleciu produkcja książek w niemieckim oddziale niemal się potroiła. Uchylono zakazy w Polsce, na Węgrzech, w NRD, Rumunii, Bułgarii, na Ukrainie i w Związku Radzieckim. Literaturę zaczęto wysyłać do krajów leżących daleko poza granicami Niemiec. Działający w nich głosiciele wręcz błagali o publikacje. Selters poproszono o odegranie głównej roli w ich dostarczaniu. Kiedy bracia wyraźnie dostrzegli potrzeby, udzielili hojnego wsparcia.

Początkowy brak reakcji w gruncie rzeczy okazał się pewnym błogosławieństwem. Pod jakim względem? Zamiast zdawać się jedynie na ochotników z Niemiec, tutejszy oddział zdecydował się skorzystać z postanowienia wprowadzonego przez Ciało Kierownicze w roku 1985. Wdrożono wówczas międzynarodowy program budowlany. Zanim prace w niemieckim oddziale dobiegły końca, u boku rodziny Betel usługiwało 331 ochotników z 19 krajów.

Przy budowie pomagało też wielu Świadków z Niemiec, którzy przeważnie poświęcali na to swe urlopy. Wśród nich znalazło się między innymi jakieś 2000 głosicieli z byłej NRD — w czasie zakazu większości z nich zapewne nawet się nie śniło, że pewnego dnia będą pracować w Betel.

Oddanie do użytku

To przedsięwzięcie budowlane wspierali fizycznie, finansowo lub modlitwami wszyscy Świadkowie Jehowy w Niemczech. W Selters mieściło się ich Betel — ogromnie powiększony kompleks, który teraz chcieli oddać do użytku Jehowie. Dlatego na długo przed zakończeniem prac poczyniono kroki, by w uroczystości tej wzięła udział cała społeczność braci z Niemiec oraz liczni goście z zagranicy.

Program rozpoczął się w sobotę rano 14 maja 1994 roku. Na wstępie podkreślono, iż w Europie Wschodniej otwierają się „wielkie drzwi prowadzące do działalności” (1 Kor. 16:9). Bracia z tych krajów przekazali krzepiące wiarę informacje o już odnotowanym wspaniałym wzroście, jak również o widokach na dalszy rozwój. Entuzjazm panujący tego dnia wśród 3658 obecnych w Selters był odczuwany także w niedzielę. Świadków Jehowy z całych Niemiec zaproszono na sześć wynajętych stadionów: w Bremie, Gelsenkirchen, Kolonii, Lipsku, Norymberdze i Stuttgarcie.

Dziesiątki tysięcy przybyłych zamilkło w oczekiwaniu na program, który we wszystkich sześciu miejscach rozpoczął się jednocześnie. Pokrótce przypomniano myśli z sobotniej uroczystości w Selters, po czym delegaci zagraniczni przedstawili dalsze dobre wieści. Szczególnymi punktami były przemówienia członków Ciała Kierowniczego, wygłoszone w Gelsenkirchen, Lipsku i Stuttgarcie. Dla pożytku słuchaczy w pozostałych trzech miejscach transmitowano je łączami telefonicznymi. Grono 177 902 obecnych zostało zachęcone do zachowywania silnej wiary i przeciwstawiania się pokusom do zwolnienia tempa. Pora działać! Jehowa nieoczekiwanie utorował drogę do rozwoju w Europie Wschodniej i nic nie mogło przeszkodzić w wykonaniu tego dzieła. Zanim słuchacze pochylili głowy, by wyrazić wdzięczność Jehowie, wspólnie zaśpiewali: „Braci mych całe miriady stoją przy boku mym. Ci nienaganni słudzy świadczą o Bogu swym”. Nieczęsto można ujrzeć wspanialszy przejaw jedności i zdecydowania sług Jehowy.

Piękna uroczystość inauguracyjna dobiegła końca, ale rozbudowa trwała dalej. Nazajutrz wczesnym rankiem pracownicy budowlani znów byli zajęci. Aby uniknąć dublowania pracy i obniżyć koszty, Towarzystwo właśnie wprowadziło nowe postanowienie o składowaniu literatury, co wymagało powiększenia ekspedycji w Selters.

W roku 1975 spod pras w niemieckim oddziale wyszło 5 838 095 książek i 25 289 120 czasopism. Ponad 20 lat później, w roku służbowym 1998, wyprodukowano już 12 330 998 książek, 199 668 630 czasopism oraz 2 656 184 kasety magnetofonowe. Ten ogromny wzrost spowodowały głównie zamówienia z krajów Europy Wschodniej.

W miarę uchylania zakazu w kolejnych państwach tego regionu również tam zaczęto wysyłać literaturę. Do 21 krajów wschodnioeuropejskich i azjatyckich skierowano 68 procent publikacji wydrukowanych w Selters od maja 1989 roku do sierpnia roku 1998 — czyli 58 793 tony. Odpowiada to 2529 ciężarówkom, z których każda byłaby załadowana 23 tonami literatury.

Budowanie, ale także głoszenie

Od roku 1975 Świadkowie Jehowy sporo budują. I podobnie jak Noe, który był nie tylko budowniczym, ale też „głosicielem prawości”, starają się równoważyć swe obowiązki (2 Piotra 2:5). Zdają sobie sprawę, że budowanie stanowi obecnie istotny element prawdziwego wielbienia. Zarazem pamiętają, jak ważne i pilne jest głoszenie dobrej nowiny.

Dział Służby zauważył, iż dodatkowa praca związana z budową w Selters szła w parze ze wzrostem ilości czasu spędzanego w służbie polowej. Rzecz jasna stawianie obiektów teokratycznych samo w sobie jest świadectwem. Sale Królestwa i Sale Zgromadzeń wznoszone metodą szybkościową ciągle zadziwiają obserwatorów. Dlatego przedsięwzięcia budowlane, które Świadkowie Jehowy realizują z zapałem i poświęceniem, pomagają kierować uwagę na głoszoną przez nich dobrą nowinę. Szczerzy ludzie są ciekawi, co to za siła pobudza Świadków w sposób nie znany żadnemu innemu ugrupowaniu religijnemu.

Co z Magdeburgiem?

Jedna z oddanych podówczas do użytku Sal Królestwa znajdowała się w Magdeburgu. W roku 1923 do tego miasta przeniesiono z Barmen niemieckie biuro Towarzystwa. W latach 1927-1928 zbudowano tam okazałą salę kongresową na jakieś 800 miejsc. Wdzięczni za wydaną przez Towarzystwo książkę Harfa Boża, bracia nazwali ją Salą Harfy. Tylną ścianę zdobiła płaskorzeźba przedstawiająca króla Dawida grającego na harfie.

W czerwcu 1933 roku naziści skonfiskowali posiadłość Towarzystwa, zamknęli drukarnię, a na budynkach zatknęli swastyki. Po II wojnie światowej obiekty te wróciły do Świadków, ale nie na długo. W sierpniu 1950 roku zagarnęły je władze komunistyczne.

W roku 1993, po zjednoczeniu Niemiec, zwrócono Towarzystwu znaczną część owej posiadłości, a za spory fragment reszty wypłacono odszkodowanie. W oddanej części znalazła się między innymi dawna Sala Harfy. Po kilkumiesięcznej renowacji Magdeburg zyskał odpowiednią i bardzo potrzebną Salę Królestwa.

Podczas uroczystego otwarcia Peter Konschak powiedział: „Obiekty te są oddawane do użytku trzeci raz: najpierw otwarto je w latach dwudziestych, potem w roku 1948 i teraz — w roku 1995”. Przemówienie okolicznościowe wygłosił Willi Pohl z niemieckiego Komitetu Oddziału. Jako młodzieniec usługiwał w Betel w Magdeburgu. A gdy w 1947 roku z Biura Głównego przyjechał Hayden Covington i przemawiał w tej Sali, brat Pohl był jego tłumaczem. „Możecie sobie wyobrazić, co czuję, przedstawiając ten wykład” — wyznał 450 zaproszonym gościom.

Obecnie w dawnej Sali Harfy regularnie spotyka się kilka magdeburskich zborów, stanowiących żywy dowód prawdziwości słów, które wyrzekł do swych sług Jehowa, a przeszło 2700 lat temu zapisał Izajasz: „Żadna broń wykonana przeciwko tobie nie okaże się skuteczna”. Albo jak kiedyś przypomniał swemu ludowi król Ezechiasz: „Z nami jest Jehowa, nasz Bóg, by nam pomagać i toczyć nasze bitwy” (Izaj. 54:17; 2 Kron. 32:8).

Biuro Tłumaczeń

Ważnym elementem pracy wykonywanej w niemieckim Biurze Oddziału jest tłumaczenie. W roku 1956 Dział Tłumaczeń przeniesiono z Berna w Szwajcarii do Wiesbaden. Podówczas liczył jedynie cztery osoby. Alice Berner i Erika Surber wiernie wykonywały tę pracę aż do śmierci, natomiast Anny Surber, również wchodząca w skład owej grupy, dalej usługuje w tym dziale. Z biegiem lat rozrósł się on i teraz niemieccy Świadkowie otrzymują Strażnicę Przebudźcie się! oraz książki jednocześnie z wydaniami angielskimi.

W latach sześćdziesiątych w Niemczech oprócz przekładów na język niemiecki dokonywano też tłumaczeń części publikacji na języki rosyjski i polski. Pieczę nad tym sprawował Dział Służby Zagranicznej, doglądający dzieła w kilkunastu krajach, w których panował zakaz — między innymi w NRD, Polsce i Związku Radzieckim.

Gdy pojawiły się możliwości, do Selters zaproszono kilku doświadczonych tłumaczy z Polski oraz przyszłych tłumaczy ze Związku Radzieckiego. Mając tam niezbędne wyposażenie i wygodne warunki, mogli podnosić swe umiejętności. Korzystali też z doświadczenia niemieckich braci, służących im pomocnymi sugestiami co do sposobu rozwiązywania problemów, z którymi stykają się wszyscy tłumacze — bez względu na język przekładu. Wkrótce tłumacze ci stali się bardzo bliscy członkom rodziny Betel w Selters.

Szkolenie to było oczywiście przejściowe. Z czasem owi tłumacze mieli wrócić do swych rodzinnych krajów. Kiedy więc w roku 1992 koło Warszawy oddano do użytku nowy kompleks Betel, a polscy tłumacze w Niemczech ukończyli spore przedsięwzięcie, dołączyli do reszty zespołu w Polsce.

Jednakże przed ich odjazdem zaczęli przyjeżdżać na szkolenie kolejni przyszli tłumacze z Rosji i Ukrainy. Pierwszych pięć osób zjawiło się 27 września 1991 roku, a inni później. W sumie przybyło ponad 30 osób.

W styczniu 1994 roku rosyjscy tłumacze przenieśli się do budowanego wówczas Betel w Sołniecznem koło Petersburga. Natomiast tłumacze ukraińscy spodziewają się, że w niedalekiej przyszłości przeniosą się do nowego Domu Betel, mającego powstać na Ukrainie. W pewnych okresach pracowały w Selters i korzystały z pomocy także inne zespoły tłumaczy. Przedsięwzięcia takie stale przypominają, iż Jehowa zamierza zebrać osoby „ze wszystkich narodów i plemion, i ludów, i języków”, aby uczynić z nich „nową ziemię” — fundament społeczeństwa, które z oddaniem będzie Mu służyć jako jedynemu prawdziwemu Bogu (Obj. 7:9, 10; 2 Piotra 3:13).

Miejsce na międzynarodowe seminaria

Dogodne położenie niemieckiego Biura Oddziału przyciąga wielu gości. Międzynarodowe lotnisko we Frankfurcie to podobno największe wrota do kontynentu europejskiego. Ponieważ Selters jest oddalone od niego o niespełna 60 kilometrów, sporo Świadków będących w podróży przyjeżdża tu na krótko, by zwiedzić obiekty Biura Oddziału i skorzystać z gościnności rodziny Betel.

Selters okazało się też znakomitym miejscem na międzynarodowe seminaria i spotkania konsultacyjne dla przedstawicieli różnych oddziałów. Na przykład w 1992 roku Komitet Wydawniczy Ciała Kierowniczego zorganizował dla przedstawicieli 16 oddziałów europejskich czterodniowe spotkanie z braćmi z Brooklynu. Chodziło o takie skoordynowanie wysiłków, aby wszystkie oddziały w Europie, również te w krajach uboższych, miały odpowiednią ilość pokarmu duchowego.

Świadkowie Jehowy w Niemczech już wcześniej zaczęli bezpłatnie proponować literaturę biblijną każdemu, kto chciał ją czytać. Niewątpliwie obala to zarzut przeciwników, że Towarzystwo Strażnica zarabia na sprzedawaniu publikacji.

Po seminarium w Selters rozwiązanie to wdrożono w całej Europie. Okazało się korzystne zwłaszcza w krajach wschodnioeuropejskich, gdzie sporo ludzi odczuwa głód duchowy, ale nierzadko znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. Z czego więc pokrywa się koszty prowadzenia ogólnoświatowego dzieła Królestwa? Z dobrowolnych datków Świadków Jehowy i innych osób okazujących docenianie. A dlaczego je składają? Jedni zdają sobie sprawę, że warto dać każdemu sposobność poznania, jak dzięki stosowaniu zasad biblijnych można już teraz prowadzić lepsze życie (Izaj. 48:17; 1 Tym. 4:8). Drudzy pragną w ten sposób przyczynić się do tego, by ludzie we wszystkich krajach usłyszeli dobrą nowinę o Królestwie Bożym, zanim Bóg położy kres obecnemu niegodziwemu systemowi rzeczy (Mat. 24:14).

Pod koniec 1992 roku odbyło się drugie seminarium, poświęcone propozycji, by niemiecki oddział wysyłał literaturę bezpośrednio do poszczególnych zborów w Europie, a nie jak dotychczas do tamtejszych biur oddziałów, gdzie ją przepakowywano. Na trzecim seminarium, zorganizowanym w kwietniu 1993 roku, poczyniono kroki, aby rozwiązanie to wprowadzić w sześciu krajach Europy Środkowej. W lutym 1994 roku odbyło się w Wiedniu seminarium dla państw wschodnioeuropejskich i postanowieniem tym objęto zbory w 19 kolejnych krajach.

Korzyści z tego posunięcia są oczywiste. Zmniejszyły się wydatki, bo nie trzeba przechowywać literatury w każdym oddziale. Nie są już więc w nich potrzebne spore działy ekspedycji. W niektórych państwach wyeliminowało to konieczność powiększania istniejących obiektów. A wznoszone Domy Betel nie muszą być aż tak duże, gdyż magazynowanie, pakowanie i wysyłka publikacji odbywa się w Niemczech.

W roku 1989 Biuro Oddziału w Selters miało na składzie jakieś 2000 pozycji w 59 językach, natomiast w 1998 roku już 8900 w 226 językach. W kwietniu tego samego roku zaopatrywało w literaturę 742 144 głosicieli z 8857 zborów w 32 krajach.

Nienawiść do prawdziwych chrześcijan — nie tylko w przeszłości

W ostatni wieczór przed śmiercią Jezus Chrystus oświadczył swym apostołom: „Ponieważ nie jesteście częścią świata, ale ja was ze świata wybrałem, dlatego świat was nienawidzi. (...) Jeżeli mnie prześladowali, was też będą prześladować” (Jana 15:19, 20). Należało zatem oczekiwać, że po upadku hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy prześladowania Świadków Jehowy w Niemczech nie ustaną całkowicie. Również uchylenie zakazu wprowadzonego przez reżim komunistyczny i na ogół większa wolność osobista nie położyły im kresu. Po prostu przybrały inną formę (2 Tym. 3:12).

Miejsce dawnych prześladowców ludu Jehowy zajęli odstępcy, którzy zaczęli niejako bić swych byłych chrześcijańskich współbraci (Mat. 24:48-51). Pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych nasilili swe działania i stale mnożyli coraz złośliwsze oszczerstwa. Twórcy pewnych programów telewizyjnych przedstawiali ich jako „ekspertów”, znających się na Świadkach Jehowy. Jednakże niektórzy uczciwi ludzie kwestionowali sens wydawania osądu o Świadkach na podstawie wypowiedzi zgorzkniałych eksczłonków. Po jednym z takich programów do biura Towarzystwa w Selters zadzwonił młody mężczyzna i wyjaśnił, iż kilka lat wcześniej studiował Biblię z pomocą byłego Świadka, z którym przeprowadzono wywiad. Z przyczyn osobistych zrezygnował ze studium. Kiedy jednak w owym programie zobaczył swego dawnego nauczyciela, bardzo się zdenerwował. Zapytał: „Jak on może wygadywać takie rzeczy? Przecież wie, że nie mówi prawdy o Świadkach”. W rezultacie starszy z miejscowego zboru wznowił z tym człowiekiem studium biblijne.

Rzecz jasna sporo ludzi bezkrytycznie przyjmuje to, czego się dowiaduje z telewizji lub prasy. Ze względu na częste ataki przypuszczane na Świadków Jehowy przez środki przekazu Towarzystwo przygotowało 32-stronicową broszurę Twoi sąsiedzi — Świadkowie Jehowy. Kim oni są?, mającą przeciwdziałać temu zalewowi zwodniczej propagandy.

Broszura ta zawiera konkretne informacje zaczerpnięte z ankiety przeprowadzonej w 1994 roku, w której wzięło udział około 146 000 Świadków w Niemczech. Wyniki sondażu wyraźnie zaprzeczają wielu błędnym poglądom na ich temat. Czy jest to religia starych kobiet? Czterech na dziesięciu Świadków w Niemczech stanowią mężczyźni, a przeciętna wieku wszystkich członków wynosi 44 lata. Czy wyznawcami tej religii są ludzie, których od dzieciństwa poddawano praniu mózgu? Pięćdziesiąt dwa procent Świadków zostało nimi jako osoby dorosłe. Czy religia ta rozbija rodziny? Dziewiętnaście procent jej członków jest w stanie wolnym, 68 procent w stanie małżeńskim, 9 procent owdowiało, a tylko 4 procent to rozwiedzeni, przy czym sporo z nich rozstało się ze współmałżonkiem jeszcze przed przyłączeniem się do Świadków. Czy religia ta sprzeciwia się posiadaniu dzieci? Prawie cztery piąte Świadków w stanie małżeńskim jest rodzicami. Czy sprawność umysłowa jej wyznawców jest niższa od przeciętnej? Co trzeci Świadek zna przynajmniej jeden język obcy, a 69 procent regularnie śledzi bieżące wydarzenia. Czy religia ta zabrania swym członkom czerpania przyjemności z życia? Każdy Świadek spędza co tydzień 14,2 godziny na różnych formach odpoczynku. Zarazem daje pierwszeństwo sprawom duchowym i przeznacza średnio 17,5 godziny tygodniowo na działalność religijną.

W broszurze tej szczególną uwagę poświęcono sprawie małego Olivera. Wkrótce po tym, jak w 1991 roku przyszedł na świat, lekarze odkryli w jego sercu małą dziurę. W odpowiednim czasie matka Olivera poczyniła starania, by został zoperowany — trzymając się swych przekonań religijnych, znalazła lekarzy gotowych dokonać tego bez krwi. Ale przeciwnicy przekręcili całą historię, aby zdyskredytować Świadków Jehowy. Już po operacji, którą z powodzeniem wykonano bez przetaczania krwi, w pewnej gazecie ukazał się nagłówek sugerujący, iż mimo sprzeciwu „fanatycznej” matki Oliver został uratowany, bo otrzymał ‛życiodajną krew’. W owej broszurze zaprzeczono temu wierutnemu kłamstwu.

Początkowo publikację tę zamierzano wręczać jedynie osobom stawiającym pytania co do fałszywych oskarżeń wysuwanych przeciw Świadkom. Jednakże w roku 1996 zmieniono jej okładkę, na ostatniej stronie zamieszczono propozycję bezpłatnego domowego studium biblijnego i w całych Niemczech rozpowszechniono 1 800 000 egzemplarzy.

Dostarczanie mediom konkretnych informacji

W tym samym roku poczyniono jeszcze jeden krok w celu stawienia czoła przeciwnikom, którzy za pośrednictwem środków przekazu nieustannie próbowali wypaczać obraz Świadków Jehowy. Utworzono Służbę Informacyjną, a przewodniczącym komitetu nadzorującego jej działalność został Walter Köbe. Wyjaśnia on: „Intensywna kampania naszych przeciwników zmusiła nas do podjęcia określonych działań, polegających na ułatwianiu dostępu do informacji”. Wyszukano osoby mogące skutecznie kontaktować się z mediami i przeszkolono je na seminariach. Kraj podzielono na 22 regiony, w których w 1998 roku działało kilkuset wyszkolonych rzeczników. Przede wszystkim starają się oni utrzymywać osobisty kontakt z redaktorami i dziennikarzami.

W związku z pracą tego działu zorganizowano też publiczne projekcje filmu wideo Niezłomni w obliczu prześladowań — Świadkowie Jehowy a hitleryzm. Światowa premiera wersji niemieckojęzycznej tego filmu odbyła się 6 listopada 1996 roku w muzeum obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie więziono sporo Świadków. Obecni byli dziennikarze i czołowi historycy.

Do września 1998 roku urządzono 331 publicznych projekcji tej wideokasety, na które przyszło prawie 269 000 osób. Wśród przybyłych znajdowali się nie tylko Świadkowie, ale też przedstawiciele prasy, urzędnicy państwowi oraz ludzie postronni. Pokazy te skomentowano w setkach artykułów prasowych, utrzymanych w całkiem pozytywnym tonie. Podczas 176 projekcji zorganizowano też wystawę poświęconą hitlerowskim prześladowaniom Świadków Jehowy.

Coraz więcej dziennikarzy zgadza się z opinią swego kolegi zamieszczoną w listopadzie 1993 roku na łamach gazety Meissner Zeitung: „Osoby uważające, że Świadkowie Jehowy ślepo i łatwowiernie trzymają się nierealistycznych nauk biblijnych, będą zaskoczone, gdy się przekonają, ile oni wiedzą o swym Wzorodawcy, Jezusie Chrystusie, i jak ta wiedza pomaga im wieść celowe życie”.

Pół wieku później wciąż niezłomni

Odkąd Świadkowie Jehowy w Niemczech opuścili obozy koncentracyjne, upłynęło ponad pół wieku. Ale ich niezłomna lojalność nie poszła w zapomnienie. Dzięki niej dawane jest światu potężne świadectwo. Gdy opracowywano niniejszą relację, niektóre osoby więzione w obozach koncentracyjnych za bezkompromisową wiarę wciąż żyły i służyły Jehowie równie gorliwie jak niegdyś. Ich odważna postawa dowodzi, iż Jehowa potrafi wybawić swych sług. Posłuchajmy, co niektórzy ocaleni z obozów koncentracyjnych mówią w imieniu setek im podobnych, i zwróćmy uwagę na podany w nawiasach ich wiek (na początku 1998 roku):

Heinrich Dickmann (95): „W Sachsenhausen musiałem oglądać, jak na oczach całego obozu stracono mego brata Augusta. Gdybym wyrzekł się wiary, mógłbym od razu odzyskać wolność. Ponieważ nie chciałem pójść na kompromis, komendant obozu powiedział: ‚Przemyśl to, dopóki jeszcze żyjesz’. Pięć miesięcy później to on już nie żył. Kierowałem się zasadą: ‚Zaufaj Jehowie całym sercem’. Dalej to robię”.

Änne Dickmann (89): „[To, czego doświadczyłam w obozie koncentracyjnym] uważam za szkolenie, dzięki któremu łatwiej było mi dochować wierności naszemu wspaniałemu Stwórcy i Życiodawcy, Jehowie. Wszystko, co przeżyłam, wzbogaciło me życie i przybliżyło mnie do Boga. Przez wszystkie te lata pobudzała mnie wiara i miłość do Niego. Nikt mnie do niczego nie zmuszał”.

Josef Rehwald (86): „Na ten trudny okres prób spoglądam z satysfakcją, bo mimo nacisków i związanych z nimi cierpień zachowałem chrześcijańską wiarę i neutralność. Jestem przeświadczony, że przeżyłem tylko dzięki pomocy Boga Wszechmocnego, Jehowy! Jeszcze bardziej ugruntowałem się w swych chrześcijańskich poglądach i pragnę dalej bezkompromisowo stać po stronie Boga”.

Elfriede Löhr (87): „Kiedy wspominam to, czego zaznałam podczas ośmioletniego uwięzienia pod rządami Hitlera, muszę powiedzieć, że zawsze było dla mnie jasne, iż droga prawdy to walka i prześladowania, ale też radość i zwycięstwo. Nie uważam tego czasu za stracony czy bezużyteczny”.

Maria Hombach (97): „Przepełnia mnie radość na myśl o tym, że dostąpiłam wyjątkowego przywileju — w najokrutniejszych warunkach mogłam dowieść swej miłości do Jehowy i wdzięczności wobec Niego. Nikt mnie do tego nie zmuszał! Przeciwnie, nasi wrogowie próbowali groźbami nakłonić nas do tego, byśmy byli bardziej posłuszni Hitlerowi niż Bogu. Nie udało im się. Miałam czyste sumienie i byłam szczęśliwa nawet za murami więziennymi”.

Gertrud Pötzinger (86): „Skazano mnie na trzyipółroczny pobyt w izolatce. Kiedy ogłoszono wyrok i funkcjonariusz odprowadzał mnie do celi, powiedział: ‚Dziękuję. Zachęciła mnie pani do ponownego uwierzenia w Boga. Jeśli dalej będzie pani tak odważna, to łatwo przetrwa pani te trzy i pół roku’. I rzeczywiście, w czasie pobytu w izolatce doświadczyłam w szczególny sposób miłości i wsparcia Jehowy”.

Ci dawni więźniowie obozów koncentracyjnych dalej więc są niezłomni. Chociaż zostali uwolnieni już pół wieku temu, ich niezachwiana prawość w dalszym ciągu jest świadectwem dla świata i przysparza chwały Jehowie. Jakąż zachętą jest też dla wszystkich sług Bożych!

Głoszenie dobrej nowiny w Niemczech jeszcze nie dobiegło końca. Od zakończenia II wojny światowej tutejsi Świadkowie Jehowy poświęcili ponad 800 000 000 godzin na mówienie rodakom o Królestwie Bożym. Zarazem ich działalność kaznodziejska oddziałuje na życie osób w wielu innych krajach. Nie uważają siebie za oddzielną grupę narodową, lecz za część ogólnoziemskiej rodziny czcicieli Jehowy.

Niezbity dowód tej międzynarodowej jedności dało się zaobserwować w roku 1998, gdy w pięciu kongresach międzynarodowych pod hasłem „Boża droga życia”, zorganizowanych w Niemczech, wzięły udział 217 472 osoby. Przyjechali delegaci z wielu krajów, a cały program przedstawiono w 13 językach. Zgromadzenia te dobitnie podkreśliły potrzebę dalszego zachowywania wierności i wytrwałego głoszenia dobrej nowiny. Polegając na pomocy Jehowy, Jego Świadkowie w Niemczech są zdecydowani dalej kroczyć Bożą drogą życia.

[Mapa na stronie 79]

[Patrz publikacja]

NIEMCY ZACHODNIE

Hamburg

Meckenheim

Selters

Frankfurt

Wiesbaden

Reutlingen

Monachium

NIEMCY WSCHODNIE

Berlin

Magdeburg

Glauchau

[Całostronicowa ilustracja na stronie 66]

[Ilustracja na stronie 69]

Zgromadzenie międzynarodowe pod hasłem „Tryumfujące Królestwo” (Norymberga, 1955)

[Ilustracje na stronie 73]

Niemieccy Świadkowie pomagają wielu imigrantom odnieść pożytek z prawdy biblijnej

[Ilustracja na stronie 88]

Kompleks obiektów Betel w Wiesbaden w 1980 roku

[Ilustracja na stronie 90]

Komitet Oddziału (od lewej). Z przodu: Günter Künz, Edmund Anstadt, Ramon Templeton, Willi Pohl. Z tyłu: Eberhard Fabian, Richard Kelsey, Werner Rudtke, Peter Mitrega

[Ilustracje na stronie 95]

Niektóre z dziesięciu Sal Zgromadzeń w Niemczech

1. Glauchau

2. Reutlingen

3. Monachium

4. Meckenheim

5. Berlin

[Ilustracja na stronie 99]

Martin i Gertrud Pötzingerowie

[Ilustracje na stronach 100, 101]

Budynki Biura Oddziału w Selters

[Ilustracje na stronie 102]

Niektóre osoby z Niemiec pełniące zagraniczną służbę misjonarską: 1) Manfred Tonak, 2) Margarita Königer, 3) Paul Engler, 4) Karl Sömisch, 5) Günter Buschbeck

[Ilustracje na stronie 110]

Po uchyleniu zakazu zaczęto wysyłać do Europy Wschodniej ogromne transporty literatury

[Ilustracje na stronie 118]

Zgromadzenie w Berlinie w 1990 roku

[Ilustracje na stronie 124]

Pierwsza Sala Królestwa w byłej NRD

[Ilustracje na stronach 132, 133]

Uroczystości inauguracyjne odbyły się w Selters (zdjęcie u góry) oraz na sześciu stadionach w Niemczech

[Ilustracja na stronie 139]

Narzędzia do przeciwdziałania zalewowi mylnych informacji

[Ilustracje na stronach 140, 141]

Mimo pobytu w obozach koncentracyjnych (gdzie Świadków Jehowy oznaczano fioletowym trójkątem) ci lojalni chrześcijanie zachowali silną wiarę (na zdjęciu w Brandenburgu w 1995 roku)

[Ilustracje na stronie 147]

Od góry w prawo: Heinrich Dickmann, Änne Dickmann, Gertrud Pötzinger, Maria Hombach, Josef Rehwald, Elfriede Löhr