Przejdź do zawartości

Przejdź do spisu treści

Kraje byłej Jugosławii

Kraje byłej Jugosławii

Kraje byłej Jugosławii

PAŃSTWA tworzące kiedyś Jugosławię to fascynująco zróżnicowany region. Na północy sąsiadują z nim kraje Europy środkowej i wschodniej, na południu leży Grecja i Turcja, a na zachodzie Włochy. Nic więc dziwnego, że region ten stanowi mieszankę kultur, języków i religii. Wielu ludziom nazwa Jugosławia kojarzy się jednak głównie z ciągłymi konfliktami. Od zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w roku 1914 do czystek etnicznych sprzed kilkunastu lat ta część Półwyspu Bałkańskiego zaznała niewiele spokoju. Różne grupy narodowościowe ścierały się ze sobą, by uzyskać niepodległość, a poszczególne republiki stawały się niezależnymi państwami. W końcu Jugosławia się rozpadła, a na jej dawnym obszarze istnieją niepodległe kraje: Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Czarnogóra, Macedonia, Serbia i Słowenia.

Z tym tłem konfliktów politycznych, etnicznych i religijnych jaskrawo kontrastuje zdumiewająca historia miłości, jedności i zaufania. Tutejsi Świadkowie Jehowy pokonali wrogość i uprzedzenia rozdzierające Bałkany. Choć wywodzą się z różnych kręgów kulturowych, zachowują jedność wynikającą z lojalności wobec najwyższej władzy — Królestwa Bożego.

POCZĄTKI

Jakie były początki działalności ludu Jehowy na tym obszarze? Nasza opowieść zaczyna się od młodego fryzjera Franza Branda, który mieszkał w Wojwodinie — regionie położonym na północy kraju. W poszukiwaniu pracy trafił do Austrii. Tam zetknął się z prawdą i w roku 1925 przywiózł ją w swoje rodzinne strony. Przyłączył się do małej grupki osób, które czytały i analizowały pomoce do studiowania Biblii — Wykłady Pisma Świętego otrzymane od krewnych ze Stanów Zjednoczonych.

Członkowie tej grupy zrozumieli, że powinni głosić, w związku z czym przetłumaczono na język serbski dwie broszury objaśniające nauki biblijne. Niestety, zanim zaczęto je rozpowszechniać, grupę tę odwiedził znany były brat, który zwrócił się przeciwko organizacji i założył własne ugrupowanie. Wszystkich z wyjątkiem Franza nakłonił do zerwania kontaktów z Badaczami Pisma Świętego.

Franz przeprowadził się później do Mariboru w Słowenii, gdzie znalazł pracę w zakładzie fryzjerskim. Dał świadectwo właścicielowi zakładu, Richardowi Tautzowi, który przyjął prawdę. Franz i Richard, nazywani przez ludzi „wierzącymi w Biblię fryzjerami”, wykorzystywali zakład, by głosić dobrą nowinę. Klienci uważnie ich słuchali — zapewne bali się poruszyć lub odezwać w trakcie golenia! Z ich usług korzystał między innymi polityk Ðuro Džamonja oraz Rudolf Kalle, właściciel warsztatu, w którym naprawiano maszyny do pisania. Obaj zrobili szybkie postępy i niedługo potem zostali ochrzczeni. Ðuro porzucił politykę i pomógł założyć Latarnię Morską — Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego w Królestwie Jugosławii. Dzięki tej korporacji prawnej bracia mogli swobodnie głosić i urządzać zebrania.

„FOTODRAMA” TORUJE DROGĘ

W roku 1931 szwajcarskie Biuro Oddziału Świadków Jehowy wysłało dwóch braci, by w większych miastach Jugosławii wyświetlali „Fotodramę stworzenia”. Sale pękały w szwach, a obecni z uwagą słuchali i oglądali materiał, który przedstawiał Ðuro. „Fotodrama” wzbudziła zainteresowanie prawdą biblijną w całym kraju. W tym samym czasie w Mariborze bracia organizowali zebrania w językach słoweńskim i niemieckim. A w Zagrzebiu i okolicach spotykały się grupki, by omawiać publikacje przetłumaczone na chorwacki.

Następnie bracia postanowili rozpocząć tłumaczenie Strażnicy na słoweński i chorwacki, co w tamtych czasach było nie lada przedsięwzięciem. Po przetłumaczeniu czasopisma siostra przepisywała je na maszynie przez kalkę, uzyskując jednorazowo tylko 20 kopii. Gdy jakiś czas później zakupiono powielacz, można było za jednym razem uzyskać 200 egzemplarzy Strażnicy.

Wyposażeni w czasopisma bracia i siostry jeździli pociągami w różne części kraju, by głosić. Czasami słoweńscy bracia wynajmowali otwartą ciężarówkę z kierowcą niebędącym ich współwyznawcą. Szofer zawoził ich na teren, który chcieli opracować, i czekał cały dzień, póki nie skończyli. W tym początkowym okresie głosiciele Królestwa nie byli specjalnie szkoleni, więc niekiedy orędzie przedstawiali bez ogródek. Ale Jehowa błogosławił ich wysiłki, pomagając odnaleźć ludzi „odpowiednio usposobionych do życia wiecznego” (Dzieje 13:48).

„O prawdzie usłyszałem w 1931 roku od mojej ciotki Tereziji Gradič i jej męża Franca” — wspomina Franc Sagmeister. „Franc należał do pierwszych głosicieli w Słowenii. Chociaż wcześniej był zdeklarowanym przeciwnikiem wszelkiej religii, z zapałem zaczął czytać Biblię. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, więc przyłączyłem się do niego i też studiowałem Pismo Święte. Pomimo sprzeciwu rodziny chciałem się dzielić zdobytą wiedzą z innymi. Kiedy doszło to do uszu proboszcza, natychmiast wezwał mnie do siebie. Powiedział, że nie wolno mi posiadać Biblii, ponieważ jej nie rozumiem. Nie oddałem mu swego egzemplarza. Później, po śmierci mojego ojca, ksiądz podszedł do mnie na ulicy, wściekły, że nie dałem pieniędzy nawet na jedną mszę za ojca. Odpowiedziałem, że gdyby to w jakiś sposób mogło pomóc ojcu, opłaciłbym sto, a nawet tysiąc mszy.

„‚To pomaga, naprawdę pomaga!’ — zapewniał ksiądz.

„‚Jeżeli jest w niebie’, powiedziałem, ‚nie potrzebuje waszej mszy, a jeśli trafił do piekła, to też mu się na nic nie przyda’.

„‚A jeśli jest w czyśćcu?’ — zapytał duchowny.

„‚Dobrze ksiądz wie, że posiadam sporo dóbr. Jestem gotów pójść teraz do prawnika i wszystkie je przepisać na pana, jeśli tylko udowodni mi pan na podstawie Biblii, że człowiek ma duszę nieśmiertelną, która żyje po śmierci, że istnieje piekło i czyściec i że Bóg to jakaś Trójca’.

„Ksiądz popatrzył na mnie, zapalił papierosa i odszedł”.

POMOC PIONIERÓW

W latach trzydziestych XX wieku drogę dla światła dobrej nowiny w Jugosławii torowali oddani Bogu mężczyźni i kobiety. Na przykład w słoweńskim Mariborze siostry Grete Staudinger, Katarina Konečnik, a później Karolina Stropnik zostały tak zwanymi pionierkami wakacyjnymi. Dalej na południe w Mostarze (Bośnia i Hercegowina) dyrygent orkiestry Alfred Tuček rozpoznał głos prawdy i został pionierem. Dušan Mikić, 23-latek z Zagrzebia, dostał broszurę Gdzie są umarli?. Zrobił błyskawiczne postępy, przyjął chrzest i rozpoczął służbę pionierską. Szeregi pionierów mieli wkrótce zasilić gorliwi bracia i siostry z Niemiec.

Gdy prawda zaczęła zapuszczać korzenie w Jugosławii, w Niemczech wprowadzono zakaz naszej działalności. Szwajcarskie Biuro Oddziału skierowało do Jugosławii około 20 doświadczonych pionierów; pojechali tam między innymi Martin Poetzinger, Alfred Schmidt, Josephine i Vinko Platajsowie oraz Elisabeth i Willi Wilke. Chociaż nie znali słoweńskiego ani serbsko-chorwackiego, ci ofiarni pionierzy odważnie głosili z pomocą kart świadectwa, przygotowując grunt pod późniejszy wzrost.

TRUDY SŁUŻBY PIONIERSKIEJ

Gorliwość dla Jehowy i miłość do ludzi pomagała pionierom pokonywać trudności językowe i finansowe. Wyzwaniem było również przenoszenie się z miejsca na miejsce. Zdarzało się, że aby dotrzeć do oddalonych wsi, trzeba było pokonać pieszo 40 kilometrów w niesprzyjającej pogodzie i w trudnym terenie. Pewna pionierka wspomina, że chcąc oszczędzać buty, zdejmowała je, gdy przechodziła z wioski do wioski. Martin Poetzinger, który później został członkiem Ciała Kierowniczego, z rozrzewnieniem wspominał, jak to przemierzał wiejskie tereny z plecakiem pełnym literatury i głosił każdemu, kto chciał słuchać.

Problemy z transportem znikły, gdy pewien brat ze Szwajcarii kupił i podarował tym wiernym pionierom rowery. Wykorzystywano je w służbie przez całe dziesięciolecia.

Chociaż mieszkańcy Jugosławii byli znani z gościnności, bracia stykali się ze sprzeciwem, a pionierów prześladowano. Duchowni mieli wielką władzę nad wiernymi, zwłaszcza w małych miejscowościach. Czasami podjudzali dzieci, by nie odstępowały pionierów na krok i rzucały w nich kamieniami. Duchowieństwo podburzało również władze, by nękały pionierów, konfiskowały im literaturę oraz ich aresztowały.

Gdy pewnego razu Willi Wilke głosił w oddalonej wiosce w Chorwacji, z placu w tej miejscowości dobiegła go wrzawa. Razem z żoną i Grete Staudinger rozpowszechniali wtedy broszurę Sprawiedliwy władca, na okładce której widniał wizerunek Jezusa Chrystusa. Brat opowiada: „Ku swemu przerażeniu dostrzegłem na placu moją żonę otoczoną przez grupę około 20 rozzłoszczonych ludzi uzbrojonych w sierpy. Nieopodal inna grupa paliła nasze broszury”.

Pionierzy nie mieli pojęcia, co tak rozsierdziło spokojnych wieśniaków, a siostra Wilke nie mówiła w ich języku na tyle dobrze, by się tego dowiedzieć. Na szczęście Grete, płynnie posługująca się niemieckim, dobrze znała też miejscowe języki. Wysunęła się do przodu i spytała: „Proszę państwa, co państwo robią?”.

„Nie chcemy króla Piotra!” — odrzekli chórem.

„My też nie” — zauważyła Grete.

Zdziwieni ludzie pokazali ilustrację na okładce i zapytali: „To dlaczego za nim agitujecie?”.

Teraz Grete zrozumiała, o co chodzi. Zaledwie rok wcześniej, w 1934 roku, zamordowano króla Jugosławii Aleksandra I, a następcą miał zostać jego syn Piotr. Chłopi opowiadali się jednak za autonomią i nie chcieli się podporządkować władcy pochodzącemu z Serbii. Myśleli, że okładka z Jezusem Chrystusem przedstawia króla Piotra!

Nieporozumienie szybko wyjaśniono i bracia dali dokładne świadectwo o Królu Jezusie Chrystusie. Część tych, którzy spalili swoje broszury, teraz poprosiło o nowe. Pionierzy opuścili tę wieś szczęśliwi i przekonani, że Jehowa ich ochronił.

Pionierzy musieli też uwzględniać miejscowe zwyczaje. Szczególnie należało uważać podczas głoszenia w bośniackich wioskach zamieszkanych w większości przez muzułmanów. Na przykład nawiązanie kontaktu wzrokowego z zamężną muzułmanką mogło wywołać negatywną reakcję jej męża.

W tamtych czasach w kraju było mało zborów i grup. Dlatego niekiedy po całodziennym głoszeniu w jakiejś odległej wiosce trudno było znaleźć nocleg. Ponieważ pionierzy mieli niewiele pieniędzy, nie było ich stać na pokoje w pensjonatach. Josephine Platajs wspomina: „W pewnej wsi z obawy przed księdzem nikt nas nie chciał przenocować. Było już ciemno i zbieraliśmy się do opuszczenia tej miejscowości. Po drodze zobaczyliśmy duże drzewo, pod którym leżała warstwa suchych liści — to było nasze posłanie! Za poduszkę posłużyła nam torba z ubraniami do prania, a mąż przywiązał sznurkiem rower do swojej kostki. Następnego ranka obudziliśmy się i zobaczyliśmy, że zaraz obok jest studnia — mieliśmy więc wodę do mycia. Jehowa nie tylko nas ochraniał, ale też zaspokajał nasze potrzeby fizyczne”.

Tamci pionierzy dostrzegali troskę Jehowy nawet w najmniejszych sprawach. Zajmowali się obwieszczaniem dobrej nowiny i nie dbali o własne wygody.

PRZEPRAWIENIE SIĘ DO MACEDONII

Frida i Alfred Tuček, będący pionierami, skorzystali z okazji, by głosić orędzie Królestwa podczas podróży ze Słowenii do Bułgarii. W macedońskim mieście Strumica dali świadectwo i wręczyli literaturę właścicielowi sklepu Dimitarowi Jovanovičowi. Miesiąc później w drodze powrotnej znów go odwiedzili. Gdy powiedział, że nie przeczytał otrzymanych publikacji, poprosili o ich zwrot, by mogli je wręczyć komuś, kto doceni ich wartość. Wzbudziło to ciekawość Dimitara. Poprosił o jeszcze jedną szansę zapoznania się z ich treścią. Po lekturze zdał sobie sprawę, że odnalazł prawdę, i został pierwszym ochrzczonym Świadkiem Jehowy w Macedonii.

Dimitar podzielił się tymi informacjami z dwoma braćmi: Aleksą i Kostą Arsov. Niedługo potem w Macedonii było już trzech Świadków. Wyposażeni w czasopisma, gramofon i płyty z nagraniami wykładów wyruszali do działalności kaznodziejskiej. Jedno z tych czasopism wpadło w ręce pastora metodystów, który dał je młodemu, inteligentnemu człowiekowi ze swojego kościoła. Tušo Carčev, bo o nim mowa, przeczytał publikację, a jej treść tak mu się spodobała, że poprosił duchownego o więcej czasopism. Tušo szybko się zorientował, że nie należy żądać pieniędzy za dobrą nowinę i podzielił się tym spostrzeżeniem z pastorem. Zirytowany duchowny przestał przynosić mu czasopisma. Tušo znalazł w nich adres Biura Oddziału w Mariborze i listownie poprosił o przysłanie mu literatury. Biuro skontaktowało się z Dymitarem, Aleksą i Kostą, prosząc ich o odwiedzenie Tušo. Niedługo potem zorganizowano grupę.

W roku 1935 Biuro Oddziału przeniesiono z Mariboru w Słowenii do stolicy Jugosławii, Belgradu. Nadzór nad działalnością powierzono Franzowi Brandowi i Rudolfowi Kalle.

ZAKAZ DZIAŁALNOŚCI

Dowodem gorliwości braci w tamtych czasach jest broszura wydana przez Kościół katolicki w 1933 roku. Szczegółowo wyjaśniała ona działalność Świadków. Zapowiadała także jej rychły koniec. Jakże mylne okazały się te prognozy!

W północnej Jugosławii aktywność małej grupki pionierów rozsierdziła duchowieństwo. Nienawiść kleru wzrosła, gdy sądy udaremniły próby ograniczenia dzieła głoszenia o Królestwie. W końcu ministrem spraw wewnętrznych został jezuita ze Słowenii. Jednym z jego pierwszych posunięć była delegalizacja Towarzystwa Latarnia Morska; w sierpniu 1936 roku nasza działalność została oficjalnie obłożona zakazem. Władze opieczętowały Sale Królestwa i skonfiskowały całą literaturę. Na szczęście zbory zostały przed tym zawczasu ostrzeżone i w ręce urzędników wpadło niewiele publikacji. Aby kontynuować działalność, w Belgradzie otworzono nieduże wydawnictwo pod nazwą Kula stražara (Strażnica). Zebrania odbywały się w domach prywatnych.

Po wprowadzeniu zakazu rząd wzmógł naciski, by uniemożliwić głoszenie. Szczególnym celem ataku stali się słudzy pełnoczasowi, co skomplikowało sytuację naszych niemieckojęzycznych braci. Pionierzy ci przyjechali do Jugosławii właśnie z powodu obłożenia zakazem naszej działalności w innych krajach europejskich, a teraz zabroniono jej i tutaj. Chociaż pionierów aresztowano i wtrącano do więzień, ich gorliwość nie słabła. „Czasem trudno było uzyskać zgodę na widzenia, ale Jehowa nigdy nas nie opuścił” — opowiada pewna siostra. „Gdy pewnego razu brat, który przyszedł nas odwiedzić, nie uzyskał pozwolenia, zażądał rozmowy z naczelnikiem. Rozmawiał z nim tak głośno, że mogliśmy go słyszeć. Już samo to było dla nas ogromnym pokrzepieniem”.

W tych niespokojnych czasach wielkiej odwagi wymagało przetłumaczenie i rozpowszechnianie broszury Sędzia Rutherford demaskuje piątą kolumnę, która piętnowała wsparcie udzielone przez Kościół katolicki faszystowskim władzom. Przełożono ją na serbski, chorwacki oraz słoweński i wydrukowano po 20 000 egzemplarzy w każdej wersji językowej. Rozprowadzanie tej broszury od początku było nielegalne, doprowadziło więc do wydalenia z kraju zagranicznych pionierów, a dla wydawców prokurator generalny zażądał kary od 10 do 15 lat pozbawienia wolności. Mimo ryzyka garstka głosicieli działających wtedy w Jugosławii szybko rozpowszechniła 60 000 broszur.

„W tamtych czasach ludzie byli złaknieni słowa pisanego i lubili czytać” — wyjaśnia Lina Babić, która poznała prawdę pod koniec II wojny światowej i utrzymywała bliskie kontakty z wiernymi braćmi i siostrami. „Ponieważ zawsze musieliśmy być ostrożni, postanowiłam przepisywać sobie treść publikacji do własnych zeszytów. Dzięki temu w razie przeszukania mogły uchodzić za osobiste notatki”.

WYBÓR MIĘDZY TOŁSTOJEM A JEHOWĄ

Świat nieubłaganie zmierzał ku wojnie, a w jednym z największych zborów w Jugosławii nastąpił rozłam. Część jego członków zaczęła propagować poglądy rosyjskiego pisarza i myśliciela Lwa Tołstoja. Ten były wyznawca rosyjskiej Cerkwi prawosławnej doszedł do wniosku, że wszystkie wyznania chrześcijańskie są skorumpowanymi instytucjami, całkowicie wypaczającymi prawdziwe chrześcijaństwo. Niektórzy bracia przejęli tę nieufność do wszystkich instytucji religijnych i zaczęli narzekać na organizację Jehowy. Brat, któremu powierzono nadzór nad zborem w Zagrzebiu, nadużył zaufania i zdołał przekonać większość głosicieli do zaakceptowania poglądów Tołstoja. Wpływ tego brata był tak wielki, że ponad 60 głosicieli przyjęło rezolucję o odłączeniu się od organizacji Jehowy.

Gdy usłyszał o tym Rudolf Kalle, szybko udał się z Belgradu do Zagrzebia, by się spotkać z tym zborem. Omówił podstawowe prawdy biblijne, które Jehowa odsłonił za pośrednictwem klasy wiernego i roztropnego niewolnika (Mat. 24:45-47). Następnie zapytał: „Kto was nauczył tych prawd? Tołstoj czy organizacja Jehowy?”. Rudolf przeczytał Księgę Jozuego 24:15 i poprosił tych, którzy chcą pozostać w organizacji Jehowy, o podniesienie ręki. Zrobiły to tylko dwie osoby.

„Poczułem niewymowny ból” — wspominał Rudolf.

Wyglądało na to, że wszystko, czego się udało dokonać w tym zborze, przepadło.

Wtedy Rudolf poprosił te dwie wierne osoby, by weszły na podium, i powiedział: „Zostało nas tylko troje. Teraz to my reprezentujemy lud Jehowy w tym mieście. Proszę wszystkich pozostałych o opuszczenie sali. Idźcie w swoją stronę. Zostawcie nas! My chcemy służyć naszemu Bogu, Jehowie, a wy możecie służyć swojemu Tołstojowi. Nie chcemy mieć z wami nic wspólnego”.

Na kilka sekund zapadła głucha cisza. Następnie obecni jeden po drugim zaczęli podnosić ręce i mówić: „Ja też pragnę służyć Jehowie”. W końcu salę opuścił tylko odstępczy sługa zboru i kilku jego stronników. Ta próba lojalności umocniła wiernych sług Jehowy i przygotowała ich na poważniejsze próby, które miały nadejść w niedalekiej przyszłości.

TRUDNE LATA WOJNY

Dnia 6 kwietnia 1941 roku wojska niemieckie zaatakowały Jugosławię. W wyniku ciężkich nalotów Biuro Oddziału w Belgradzie uległo zniszczeniu. Kraj został podzielony przez agresorów. Na pewien czas walki przerwały łączność między Betel w Serbii a braćmi w Słowenii, Chorwacji i Macedonii. W najgorszym położeniu byli bracia w południowej części Macedonii — ponowny kontakt z nimi nawiązano dopiero po wojnie.

Nagle bracia znaleźli się w zupełnie nowej, bynajmniej nie łatwiejszej sytuacji. Świat pogrążył się w międzynarodowym konflikcie, który dla Świadków okazał się czasem ciężkich prób i przesiewu. Ich wiara w Jehowę oraz miłość do Niego i Jego organizacji miały zostać wypróbowane.

Biuro w Belgradzie zostało zamknięte, a dostarczanie braciom pokarmu duchowego zorganizowano w Zagrzebiu. Ponieważ miejsce kar grzywny i więzienia zajęły obozy koncentracyjne i wyroki śmierci, jeszcze ważniejsze stało się zachowywanie ostrożności i dyskrecji.

Kiedy wojska niemieckie najechały i podzieliły Jugosławię, szybko powstały obozy koncentracyjne. W Chorwacji służyły one do izolowania i eksterminacji mniejszości etnicznych i religijnych oraz wszelkich przeciwników reżimu. W Serbii faszyści utworzyli obozy koncentracyjne i obozy pracy. Do obozu w Borze trafiło z powodu swej neutralnej postawy ponad 150 braci z Węgier i innych krajów. Również jugosłowiańscy Świadkowie stali się celem ataku faszystów. W związku z tym głoszenie odbywało się głównie nieoficjalnie. Głosicielom poradzono, by mieli przy sobie tylko Biblię i jedną publikację, oraz pouczono ich, co powinni mówić w razie aresztowania. Zebrania urządzano w niewielkich grupach; nie wyjawiano też, gdzie spotykają się inni bracia.

Ponieważ nie można było sprowadzać literatury z zagranicy, produkowano ją potajemnie w kraju. Bracia pracowali nocami w różnych miejscach, by drukować czasopisma i broszury. Nie szczędzili też starań, by zarobić na pokrycie związanych z tym kosztów. Dzięki różnym kontaktom handlowym zawsze udawało im się zdobyć niezbędne materiały. Chociaż w Jugosławii dawały się we znaki uprzedzenia na tle narodowym i religijnym, Świadkowie byli zjednoczeni i ofiarowywali prywatne środki, by wspólnymi siłami przygotowywać życiodajny pokarm duchowy. Jak go dostarczano do odizolowanych grup braci?

Stevan Stanković, kolejarz serbskiego pochodzenia, był gotów pomagać współwyznawcom bez względu na ich narodowość. Mimo niebezpieczeństwa podjął się zadania potajemnego przewożenia literatury z Chorwacji do okupowanej Serbii. Pewnego dnia policjanci odkryli w jego walizce literaturę. Kazali mu wyjawić, skąd ją ma. Ale Stevan pozostał lojalny wobec braci i nie zdradził tych informacji. Policja zabrała go do więzienia na przesłuchanie, a potem przeniosła do pobliskiego obozu koncentracyjnego w Jasenovacu. W tym okrytym złą sławą miejscu nasz wierny brat stracił życie.

W tych ciężkich czasach sprytny i pomysłowy Mihovil Balković pracował jako hydraulik w Chorwacji. Poza tym odwiedzał braci, by ich zachęcać i dostarczać im literaturę. Jego wnuk opowiada: „Pewnego razu dowiedział się, że jego pociąg będzie w następnym miasteczku przeszukany. Wysiadł więc przystanek wcześniej. Chociaż większa część miasteczka była otoczona zasiekami z drutu kolczastego, znalazł drogę przez winnicę. W plecaku dźwigał literaturę, ale na wierzch włożył dwie butelki rakii (śliwowicy domowej roboty) i trochę warzyw. Ostrożnie szedł przez winnicę, lecz gdy przechodził niedaleko bunkra, nagle jakiś żołnierz krzyknął: Stój! Kto idzie?’. Gdy brat podszedł bliżej, jeden z żołnierzy zapytał go: ‚Co tam niesiesz?’.

„‚Trochę mąki, fasoli i ziemniaki’ — odpowiedział.

„Na pytanie o zawartość butelek odparł: ‚Powąchaj i skosztuj’.

„Gdy żołnierz pociągnął łyk, Mihovil powiedział: ‚Ta butelka jest dla ciebie, synku, a druga dla mnie’.

„Żołnierze, zadowoleni z odpowiedzi i rakii, odrzekli: ‚Staruszku, możecie sobie iść!’.

„W ten sposób”, kończy wnuk Mihovila, „literatura bezpiecznie dotarła na miejsce”.

Mihovil bez wątpienia był odważny. Przemierzał obszary kontrolowane przez zwalczające się strony. Czasem napotykał komunistycznych partyzantów, a kiedy indziej faszystowskich ustaszy lub serbskich czetników *. Wykorzystywał te okazje, by śmiało głosić i przedstawiać biblijną nadzieję na przyszłość. Wymagało to wielkiej odwagi, ponieważ życie każdego Świadka Jehowy znajdowało się w ciągłym niebezpieczeństwie. Kilkakrotnie był aresztowany, przesłuchiwany i więziony.

Pod koniec wojny, nocą 9 listopada 1944 roku, na dom Mihovila napadli partyzanci i skonfiskowali literaturę, a jego samego zabrali. Niestety, już nigdy nie wrócił. Później wyszło na jaw, że został ścięty.

Josip Sabo był jeszcze chłopcem, gdy zaczął przewozić na rowerze literaturę w Slawonii (Chorwacja). Na bagażniku umocował pudełko na literaturę, którą mógł przykryć świeżymi gruszkami. W tamtym okresie wjazd do niemal każdej wsi był strzeżony.

„Co masz w tym pudle?” — pytali Josipa strażnicy na każdym posterunku.

„Gruszki dla wujka” — odpowiadał chłopiec. Żołnierze zabierali jedną lub dwie gruszki, więc im bliżej było do celu, tym mniej owoców przykrywało literaturę. Aby uchronić ostatnie gruszki i schowane pod nimi cenne publikacje, Josip musiał zbaczać z uczęszczanej drogi.

WIERNI DO KOŃCA

Lestan Fabijan, murarz z Zagrzebia, podzielił się prawdą z Ivanem Severem, Franjo Drevenem i Filipem Huzek-Gumbazirem. W ciągu sześciu miesięcy wszyscy zostali ochrzczeni, zaczęli głosić i organizować zebrania. Wieczorem 15 stycznia 1943 roku do mieszkania Ivana Severa wtargnął patrol z nakazem aresztowania jego samego, Franjo Drevena i jeszcze innego brata, Filipa Ilicia. Żołnierze przeszukali mieszkanie, skonfiskowali literaturę i zabrali braci.

Gdy o tych aresztowaniach usłyszał Lestan, udał się razem z Filipem Huzek-Gumbazirem, by pocieszyć matkę oraz siostrę Franja. Ale dowiedzieli się o tym partyzanci i schwytali ich obu. Pięciu braci wyjaśniło na podstawie Biblii, że służą tylko Jehowie i że są żołnierzami Chrystusa. Ponieważ wszyscy odmówili wzięcia broni do ręki, zostali skazani na śmierć. Po ogłoszeniu wyroku trzymano ich w zamknięciu.

Pewnej nocy obudzono ich, rozebrano i zaprowadzono do lasu. W drodze mieli jeszcze szansę zmienić zdanie. Żołnierze próbowali ich złamać, odwołując się do ich uczuć rodzinnych. Mówili o ciężarnej żonie Filipa Huzek-Gumbazira i jego czwórce dzieci. Brat ten odpowiedział, iż jest całkowicie przekonany, że Jehowa się o nich zatroszczy. Franjo Dreven był kawalerem, pytano go więc, kto się zajmie jego matką i siostrą.

Po dotarciu na wyznaczone miejsce żołnierze kazali braciom stać na mrozie. Potem rozpoczęli egzekucję. Najpierw zastrzelili Filipa Huzek-Gumbazira. Odczekali chwilę i zapytali, czy pozostali chcą zmienić zdanie. Bracia byli jednak niezachwiani. Żołnierze zabili więc Franja, następnie Ivana i Lestana. W końcu pozostał przy życiu tylko Filip Ilić, który zgodził się pójść na kompromis i przyłączyć do żołnierzy. Trzy miesiące później wrócił do domu z powodu choroby i opowiedział, co się zdarzyło w lesie. Życie, które próbował za wszelką cenę ocalić, stracił przedwcześnie — odebrała mu je choroba.

W Słowenii wiele braci i sióstr ucierpiało w wyniku prześladowań. Na przykład Franc Drozg, 38-letni kowal, odmówił wzięcia broni do ręki. Faszyści rozstrzelali go za to w Mariborze 8 czerwca 1942 roku. Naoczni świadkowie tego wydarzenia mówili, że przed egzekucją zawieszono mu na szyi kartkę z napisem „Nie jestem z tego świata” (Jana 17:14). O jego silnej wierze świadczy list, który napisał kilka minut przed śmiercią: „Drogi przyjacielu Rupercie! Dzisiaj zostałem skazany na śmierć. Nie opłakuj mnie. Przesyłam wyrazy miłości Tobie i wszystkim domownikom. Do zobaczenia w Królestwie Bożym”.

Władze niestrudzenie starały się położyć tamę dziełu głoszenia, ale Jehowa okazał się Bogiem wybawienia. Na przykład policja często organizowała obławy — otaczała jakiś rejon, wyprowadzała wszystkich mieszkańców i sprawdzała dokumenty. Ci, którzy wzbudzali jakieś podejrzenia, trafiali do więzienia. W tym samym czasie inni funkcjonariusze przeszukiwali domy i mieszkania. Bracia nieraz odczuli ochronę Jehowy, ponieważ policjanci często omijali ich domy, sądząc, że zostały już skontrolowane. Przynajmniej dwa razy w takich sytuacjach w mieszkaniach braci było sporo literatury oraz powielacze. Osoby zajęte głoszeniem w tych niebezpiecznych czasach niejednokrotnie przekonały się o prawdziwości biblijnego zapewnienia, że „Jehowa jest bardzo tkliwy w uczuciach i miłosierny” (Jak. 5:11).

SKAZANI NA ŚMIERĆ

W roku 1945 dobiegła końca II wojna światowa — najkrwawsza w historii ludzkości. Po klęsce Hitlera i jego sojuszników bracia mieli nadzieję, że ograniczenia nałożone na ich działalność zostaną zdjęte, tak iż będzie można swobodnie głosić. Nie brakowało powodów do optymizmu: nowo powstały rząd komunistyczny obiecał wolność prasy, słowa i wyznania.

Niestety, we wrześniu 1946 roku aresztowano 15 braci i 3 siostry. Byli wśród nich Rudolf Kalle, Dušan Mikić i Edmund Stropnik. Śledztwo trwało pięć miesięcy. Władze oskarżyły Świadków o działania wymierzone przeciwko społeczeństwu i państwu, mogące zagrozić istnieniu Jugosławii. Twierdziły, że jesteśmy kierowani ze Stanów Zjednoczonych i że pod pozorem głoszenia o Królestwie Bożym usiłujemy obalić socjalizm i przywrócić ustrój kapitalistyczny. W rzucaniu oskarżeń, iż bracia są amerykańskimi szpiegami działającymi pod przykrywką religii, przodował pewien ksiądz katolicki.

W sądzie oskarżeni bracia odważnie się bronili i dali dobitne świadectwo o Jehowie i Jego Królestwie. Młody Świadek, Vjekoslav Kos, powiedział: „Wysoki sądzie, tę religię opartą na Biblii wpoiła mi mama i dzięki niej oddaję część Bogu. Podczas niemieckiej okupacji mamę wtrącono do więzienia. Moje dwie siostry i brat mieli te same przekonania. Niemcy wywieźli ich do Dachau i tam rozstrzelali, ponieważ ze względu na ich sposób wielbienia Boga uznali ich za komunistów. Z powodu tej samej religii teraz ja stoję przed sądem oskarżony o bycie faszystą”. Sąd go uniewinnił.

Ale w stosunku do pozostałych sąd nie był tak łaskawy. Trzech oskarżonych zostało skazanych na śmierć przez rozstrzelanie, a reszta na kary od roku do 15 lat pozbawienia wolności. Ta jawna niesprawiedliwość szybko wywołała protesty braci z zagranicy. Świadkowie z USA, Kanady, a także Wysp Brytyjskich oraz innych części Europy napisali do władz jugosłowiańskich tysiące listów. Napłynęły też setki telegramów. W sprawie naszych braci interweniowali nawet niektórzy wysocy urzędnicy państwowi. Na skutek tych protestów wyroki śmierci zamieniono na kary po 20 lat więzienia.

Sprzeciw jednak nie ustał. Dwa lata później władze słoweńskie aresztowały za głoszenie Janeza Robasa i jego żonę Mariję oraz Jožego Marolta i Frančiškę Verbec. W oskarżeniu napisano: „‚Sekta jehowitów’ (...) rekrutowała nowych członków, których podburzano przeciwko obecnemu systemowi społecznemu (...) [i] służbie wojskowej”. Zarzucając braciom dążenie do osłabienia obronności kraju, władze skazały ich na wyroki od trzech do sześciu lat więzienia i ciężkich robót.

W roku 1952 dzięki odwilży politycznej wszyscy więzieni bracia odzyskali wolność, a wieść o Królestwie była dalej rozgłaszana. Prawdziwa okazała się obietnica Jehowy: „Żadna broń wykonana przeciwko tobie nie okaże się skuteczna i potępisz każdy język, który się podniesie przeciwko tobie w sądzie” (Izaj. 54:17).

Mimo to rząd wciąż starał się osłabić niezłomną postawę braci. Środki masowego przekazu nazywały ich „chorymi psychicznie” i „fanatykami na krawędzi szaleństwa”. Ciągłe szkalowanie i strach przed nieustanną inwigilacją zaczęły niektórym braciom doskwierać. Gdy wierni współwyznawcy wychodzili z więzienia, inni członkowie zboru uważali ich za donosicieli. Ale Jehowa za pośrednictwem lojalnych, dojrzałych chrześcijan umacniał zbory.

Gdy po II wojnie światowej do władzy doszedł marszałek Josip Broz Tito, stało się jasne, że w Jugosławii wiodącą rolę będzie odgrywać armia. Każdy, kto z jakiegokolwiek powodu odmawiał pełnienia służby wojskowej, wchodził w konflikt z władzami.

PRÓBY LOJALNOŚCI

W okresie wojny dziewięcioletni Ladislav Foro z Chorwacji słyszał wygłoszone na pewnym obowiązkowym spotkaniu mieszkańców miasteczka kazanie księdza katolickiego. Po kazaniu Ladislav z ciekawości zajrzał za kulisy i zobaczył, jak duchowny zdejmuje sutannę. Pod spodem miał mundur ustaszy, a u pasa naboje i granat. Wziął szablę, wyszedł z budynku i dosiadłszy konia, zawołał: „Bracia, wyruszajmy chrystianizować! Jeśli ktoś się z nami nie zgadza, wiecie, co macie robić!”.

Ladislav wiedział, że sługa Boży nie powinien tak postępować. Wkrótce potem zaczął ze swym wujkiem przychodzić na organizowane potajemnie zebrania Świadków. Złościło to rodziców Ladislawa, ale on nie przestał na nie uczęszczać i robił piękne postępy duchowe.

Gdy w roku 1952 Ladislav otrzymał powołanie do wojska, dał jasno do zrozumienia, że jako chrześcijanin zajmuje neutralną postawę. Urzędnicy wielokrotnie go przesłuchiwali i próbowali zmusić do złożenia przysięgi wojskowej. Raz zabrali go do koszar, w których przysięgę miało złożyć 12 000 rekrutów. Żołnierze postawili Ladislava przed tym tłumem, a na ramieniu zawiesili mu karabin. Ladislav natychmiast go zrzucił. Z megafonów zagrzmiało ostrzeżenie, że jeśli zrobi to jeszcze raz, zostanie rozstrzelany. Gdy sytuacja się powtórzyła, zaprowadzono go do kilkumetrowego leja po bombie. Wydano rozkaz, padły dwa strzały, po czym żołnierze wrócili do koszar. Ale kule chybiły celu!

Tej nocy Ladislava wyciągnięto z leja i zabrano do więzienia w Sarajewie. Dano mu do przeczytania list, w którym napisano, że podczas gdy jego współwyznawcy poszli na kompromis, on gnije za kratkami z kryminalistami. Raz po raz funkcjonariusze przeprowadzali z nim takie rozmowy, próbując go zmusić do zmiany zdania. Ladislav myślał sobie jednak: „Czy postanowiłem służyć Jehowie ze względu na jakiegoś człowieka? Nie! Czy jestem tutaj, by się przypodobać ludziom? Nie! Czy moje życie zależy od tego, co inni myślą, mówią bądź robią? Nie!”.

Wnioski te pomogły Ladislavowi dochować wierności podczas pobytu w więzieniu, w którym spędził cztery i pół roku. Potem usługiwał jako nadzorca obwodu, a w służbie tej towarzyszyła mu bogobojna żona, Anica.

CZĘŚCIOWA LEGALIZACJA

W roku 1948 Tito zerwał stosunki ze Związkiem Radzieckim, po czym zdecentralizował sposób sprawowania władzy i stopniowo przyznawał obywatelom więcej swobody. Chociaż rząd wciąż był socjalistyczny, panowała coraz większa tolerancja religijna.

Władze zaprosiły przedstawicieli Świadków Jehowy na spotkanie i zasugerowały stworzenie nowego statutu, dzięki czemu ich działalność mogłaby zostać zalegalizowana. Bracia opracowali statut i 9 września 1953 roku Świadkowie Jehowy znowu zostali w Jugosławii oficjalnie zarejestrowani.

Gdy w innych krajach bloku komunistycznego nasi bracia byli surowo prześladowani, w Jugosławii mieli przynajmniej tyle swobody, że mogli się zgromadzać w wyznaczonych salach. Bracia z Macedonii ponownie mogli otrzymywać literaturę i nawiązać kontakt z Biurem w Zagrzebiu. Ale chociaż w roku 1953 Świadkowie Jehowy w Jugosławii zostali prawnie uznani za społeczność religijną, upłynęło 38 lat, zanim mogli legalnie głosić od domu do domu.

Problemy bynajmniej jednak się nie skończyły. Z powodu neutralnej postawy braci władze uważały prowadzoną przez nich działalność kaznodziejską za sianie propagandy. Funkcjonariusze tajnej milicji oraz jej informatorzy bardzo utrudniali pełnienie służby. Bracia złapani podczas głoszenia bywali aresztowani i karani grzywną. W pewnej relacji można było przeczytać: „Wciąż dochodzi do aresztowań i prześladowań. Szczególnie dotyczy to Słowenii, gdzie wpływy Kościoła katolickiego są najsilniejsze, a milicja i jej współpracownicy inwigilują wielu sług Jehowy, usiłując ich przyłapać na studiowaniu Słowa Bożego. Ale bracia dowodzą, że są zdecydowani wytrwać w prześladowaniach, i okazują posłuszeństwo Bogu, a nie ludziom”.

„OSTROŻNI JAK WĘŻE”

Głosząc na terenie wiejskim w Słowenii, głosiciele najpierw pytali gospodarzy, czy mają do sprzedania jajka. Jeśli były oferowane po dobrej cenie, kupowali je, by nie wzbudzać podejrzeń. Kiedy już nabyli wystarczającą ich ilość, zaczynali pytać o drewno na opał. Jeśli wydawało się to rozsądne, w trakcie rozmowy starali się kierować uwagę na Biblię (Mat. 10:16).

W okolicach Zagrzebia bracia regularnie opracowywali tereny, ale dbali o to, by nie rzucać się w oczy. Na przykład odwiedzali co dziesiąty dom. Jeśli mieli zacząć od domu oznaczonego numerem 1, to potem szli do numeru 11, 21, 31 i tak dalej. Dzięki ich wysiłkom wielu ludzi usłyszało o Jehowie. Jednakże ze względu na trudności, jakich nastręczała służba od domu do domu, głoszono najczęściej nieoficjalnie.

W Serbii bracia spotykali się w domach prywatnych. Damir Porobić opowiada o zebraniach, które po II wojnie światowej odbywały się w domu jego babci: „Przychodziło od pięciu do dziesięciu osób. Dom babci idealnie się do tego nadawał, bo miał wejścia z dwóch stron. Wszyscy mogli przyjść i wyjść, nie wzbudzając niczyich podejrzeń”.

Veronika Babić urodziła się w Chorwacji, a jej rodzina zaczęła studiować Biblię w połowie lat pięćdziesiątych. Po chrzcie w 1957 roku wraz z mężem przeprowadziła się do Sarajewa. Milica Radišić z chorwackiej Slawonii została ochrzczona w 1950 roku. Jej rodzina także przeniosła się do Bośni. Te dwie rodziny zaczęły krzewić prawdę o Królestwie w tej republice. Podobnie jak bracia w innych częściach kraju, musiały zachowywać ostrożność. „Ktoś złożył na nas donos milicji”, opowiada Veronika, „i skonfiskowano nam literaturę. Zostaliśmy aresztowani, przesłuchani, postraszeni więzieniem i ukarani grzywną. Ale nikt z nas się nie zniechęcił ani nie zląkł. Wręcz przeciwnie, wzmocniło to naszą wiarę w Jehowę”.

Milica wspomina: „Pewnego dnia do Sali Królestwa przyszedł mężczyzna, który okazał zainteresowanie prawdą. Mile go przywitaliśmy i jakiś czas przebywał nawet w domach braci. Był bardzo aktywny na zebraniach. Ale potem nasza córka zobaczyła go w swoim zakładzie pracy, jak uczestniczy w spotkaniu tajnej milicji. Zrozumieliśmy, że został wysłany, by nas szpiegować. Gdy jego związki z milicją wyszły na jaw, przestał się pojawiać w zborze”.

PIERWSZE SALE KRÓLESTWA

Przed rejestracją spotykanie się w domach prywatnych było nielegalne, więc bracia narażali się na aresztowanie. Ale nawet gdy już wolno było jawnie urządzać zebrania, niełatwo było znaleźć odpowiednie miejsca, ponieważ wielu ludzi nie darzyło Świadków Jehowy sympatią i nie chciało im wynajmować pomieszczeń. Postanowiono zatem kupić obiekty, w których można by organizować zebrania.

Szybko znaleziono warsztat w centrum Zagrzebia i przekształcono go w piękną Salę Królestwa, mieszczącą około 160 osób, do której dobudowano małe biuro przeznaczone do drukowania literatury. Salę tę wykorzystywano też podczas większych zgromadzeń. Zaczęto ją użytkować w 1957 roku, gdy zorganizowano pierwsze zgromadzenie dla Świadków z całej Jugosławii. Kilka lat później zakupiono dom w centrum Zagrzebia przy ulicy Kamaufova, który służył rodzinie Betel aż do roku 1998.

W roku 1957 bracia nabyli w Belgradzie budynek, który służył jako Sala Królestwa oraz biuro. Potem kupili stajnię w Lublanie i przebudowali ją na Salę Królestwa. W 1963 roku zamienili w Salę Królestwa garaż w Sarajewie. Korzystał z niej pierwszy zbór w Bośni i Hercegowinie. Niektóre te przedsięwzięcia wymagały sporego nakładu pracy, ale ofiarni bracia nie szczędzili starań i środków, a Jehowa im błogosławił.

NOWE POSTANOWIENIE PRZYCZYNIA SIĘ DO DUCHOWEGO WZROSTU

W roku 1960 wyznaczono nadzorców podróżujących, by pomagali zborom i zachęcali braci. Niektórych zaproszono do usługiwania w tym charakterze w weekendy. Bracia ci chętnie poświęcali dni wolne od pracy, by odwiedzać i zachęcać współwyznawców oraz dbać o jedność.

Henrik Kovačić, członek Komitetu Oddziału w Chorwacji, wspomina: „Mniej więcej przez rok usługiwałem z żoną jako weekendowy nadzorca obwodu, a potem jako pełnoczasowy nadzorca podróżujący. Nasi współwyznawcy żyli w ciężkich warunkach, toteż w wielu mieszkaniach, w których się zatrzymywaliśmy, nie było bieżącej wody ani spłukiwanych toalet. Ale bracia byli bardzo wdzięczni za nasze wizyty i okazywali niezwykłą miłość i gościnność. Udostępniali nam swoje łóżka i mimo skromnych środków zapewniali posiłki. W niektórych zborach codziennie nocowaliśmy gdzie indziej, żeby dla nikogo nie być ciężarem”.

„Usługiwanie w charakterze weekendowego nadzorcy podróżującego było cudownym doświadczeniem, choć wiązało się z trudnościami” — mówi Šandor Palfi, obecnie członek Komitetu Kraju w Serbii. „Bracia czekali na nas z niecierpliwością. Byli biedni, ale chętnie dzielili się z nami tym, co mieli najlepszego. Dla nich wizyta nadzorcy obwodu była czymś wyjątkowym”.

Miloš Knežević usługiwał jako nadzorca obwodu, a jednocześnie kierował pracą jugosłowiańskiego Biura Oddziału. W ciągu dziesięcioleci rządów komunistycznych pomógł obalić wiele zarzutów podnoszonych przeciwko naszym braciom.

WZROST W MACEDONII

W roku 1968 młody mężczyzna z miasteczka Kočani w Macedonii uczył się w szkole wyższej w Zagrzebiu i tam poznał prawdę. Po powrocie do domu podzielił się dobrą nowiną z krewnymi i przyjaciółmi.

„Ten młody mężczyzna był moim kuzynem” — wspomina Stojan Bogatinov, pierwszy z ochrzczonych w Kočani. „Pracowałem jako kelner i czasem rozmawialiśmy z kolegami w pracy o religii. Po jednej z takich dyskusji na posiłek przyszedł wyznawca Kościoła prawosławnego. Obsługując go, zapytałem, czy w jego cerkwi mógłbym dostać Biblię, ponieważ bardzo chciałem się dowiedzieć czegoś o Bogu. Obiecał mi, że się o nią postara. Wkrótce potem miałem własny egzemplarz ‚Nowego Testamentu’. Byłem tak szczęśliwy, że po pracy pobiegłem do domu, by zacząć go czytać.

„Po drodze niespodziewanie spotkałem kuzyna, który wrócił z Zagrzebia. Zaprosił mnie do siebie, ale powiedziałem, że nie mogę, bo śpieszę się do domu, by czytać Biblię. ‚Mam coś, co cię zainteresuje’ — odparł kuzyn. ‚W domu mam książki, które pomogą ci zrozumieć Biblię’. Poszliśmy do niego, gdzie bardzo się ucieszyłem na widok kompletnej Biblii, broszur i Strażnic po chorwacku. Zaproponował mi te publikacje, a ja zaraz zacząłem je czytać. W jednej chwili uświadomiłem sobie, że to wyjątkowa lektura. Nie znałem Świadków Jehowy, ale zapragnąłem ich poznać.

„Gdy kuzyn wracał do Zagrzebia, pojechałem razem z nim. Gościnny Świadek Ivica Pavlaković zaprosił mnie do swego domu, gdzie zostałem trzy dni. Zadawałem mu mnóstwo pytań, a on zawsze odpowiadał na podstawie Biblii, co zrobiło na mnie duże wrażenie. Poszedłem na zebranie zborowe i poczułem się zachęcony panującą tam serdeczną atmosferą.

„Ivica zabrał mnie do Betel w Zagrzebiu. Wyjeżdżałem z radosnym sercem i rękami pełnymi literatury. Po tych kilku niezapomnianych dniach wróciłem do Kočani z nowo odkrytym duchowym skarbem. W pobliżu nie mieszkali żadni Świadkowie, więc zacząłem regularnie korespondować z Ivicą. W listach zadawałem mu wiele pytań, a on mi na nie odpowiadał. W miarę pogłębiania wiedzy dzieliłem się nią z innymi. Zainteresowanie okazała moja żona i dzieci. Sporo dowiedzieliśmy się o Biblii i wkrótce cała nasza rodzina zjednoczyła się w prawdziwym wielbieniu. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Zaczęliśmy gorliwie głosić dobrą nowinę krewnym i znajomym i wielu z nich nas słuchało. Ale od razu zaczęły się też prześladowania”.

ZGROMADZENIA W NIEMCZECH

Chociaż bracia w Jugosławii nie żyli w takiej izolacji jak ich współwyznawcy w innych krajach komunistycznych, stanowili nieliczne grono i tęsknili za możliwością zaznania miłości ogólnoświatowej społeczności braterskiej. Dlatego gdy się dowiedzieli o planach zorganizowania w 1969 roku zgromadzenia międzynarodowego pod hasłem „Pokój na ziemi”, wystąpili do władz o zgodę na wyjazd na ten kongres. Łatwo sobie wyobrazić, jak się ucieszyli, kiedy ją otrzymali!

Zgromadzenie odbywało się w Niemczech na wielkim stadionie w Norymberdze, gdzie kilkadziesiąt lat wcześniej swoje parady wojskowe organizował Hitler, który groził, że zniszczy Świadków Jehowy. Program przedstawiano w wielu językach, a jugosłowiańscy delegaci z ogromną radością przyjęli wiadomość, że w lasku niedaleko stadionu odbędą się sesje w ich językach. Boisko przedzielono dużą sceną, dzięki czemu połowa delegatów mogła słuchać przemówień wygłaszanych po serbsko-chorwacku, a połowa po słoweńsku. To ośmiodniowe zgromadzenie bardzo pogłębiło wiedzę i umocniło wiarę braci!

W całej Jugosławii rezerwowano pociągi i autobusy mające zawieźć delegatów do Niemiec. Brat, który pojechał na kongres z Chorwacji, opowiada: „Byliśmy zachwyceni możliwością przebywania w gronie współwyznawców i w oknach naszego autobusu z dumą wywiesiliśmy plakaty z informacją o zgromadzeniu”.

Bracia byli uradowani, że mogli zobaczyć i wysłuchać Nathana Knorra i Fredericka Franza z Biura Głównego. Pewien delegat wspomina: „Gdy przyszli do naszej części stadionu, by przekazać pozdrowienia, trudno nam było powstrzymać entuzjazm”. Błogosławieństwa zaznane przez jugosłowiańskich braci z nawiązką zrekompensowały im liczne poświęcenia, na które musieli się zdobyć, by przyjechać na kongres. Milosija Simić z Serbii mówi: „Podróż kosztowała mnie równowartość dwumiesięcznych zarobków i niełatwo mi było dostać dziesięć dni urlopu. Nie byłam pewna, czy po powrocie wciąż będę miała pracę, ale postanowiłam jechać. To było niesamowite! Jeszcze dziś, choć minęło prawie 40 lat, na samo wspomnienie tego kongresu mam w oczach łzy radości”. Po zakosztowaniu jedności panującej wśród ogólnoświatowej społeczności braterskiej delegaci wrócili do Jugosławii. Zyskali nowe siły, by stawić czoła czekającym ich trudnościom.

MIEJSCOWI PIONIERZY RUSZAJĄ W TEREN

Niemieccy pionierzy, którzy przyjechali na początku lat trzydziestych, wykonali mnóstwo pracy, krzewiąc dobrą nowinę. Gdy liczba głosicieli zaczęła rosnąć, szeregi pionierów zasilało coraz więcej Jugosłowian. Na przykład doświadczeni pionierzy ze Słowenii mogli się udać do innych części Jugosławii, gdzie były większe potrzeby. Z zapałem podjęli się nauki nowych języków i poznawania odmiennych kultur.

„Przyjechałam do Prisztiny, największego miasta w Kosowie” — opowiada Jolanda Kocjančič. „Ludzie mówią tu po albańsku i serbsku. Chociaż ani Minka Karlovšek, ani ja nie znałyśmy tych języków, postanowiłyśmy wyruszać do służby — i w ten sposób się ich nauczyłyśmy. W pierwszym domu spotkałyśmy najstarszego syna wdowy, która z pochodzenia była Czeszką. Wstęp przedstawiłyśmy po słoweńsku, wtrącając serbskie słowa: ‚Chciałybyśmy porozmawiać z domownikami o dobrej nowinie z Biblii’.

„‚Zapraszam do środka, moja matka na was czeka” — odpowiedział mężczyzna.

„Gdy weszłyśmy do domu, pośpiesznie wyszła do nas kobieta o imieniu Ružica. Wyjaśniła, że 14 dni wcześniej prosiła w modlitwie Jehowę, by przysłał do niej kogoś, kto by ją o Nim uczył. Wielokrotnie zachęcała ją do tego jej siostra będąca Świadkiem Jehowy i mieszkająca w Czechach. Ružica była przekonana, że nasza wizyta jest odpowiedzią na jej modlitwę. Tak więc ona uczyła nas serbskiego, a my przekazywałyśmy jej prawdy z Biblii. W swoim domu wynajmowała pokoje studentom i oni też przyłączyli się do studium. Jeden z nich podarował nam słownik albański, który pomógł nam w opanowaniu tego języka”.

Zoran Lalović z Czarnogóry był jeszcze chłopcem, gdy dostał Biblię od pioniera z Zagrzebia. Pięć lat później, w roku 1980, z Serbii przyjechał pionier specjalny, który zaczął z nim studiować. „Niełatwo mi było zerwać z kolegami, z którymi chodziłem na dyskoteki”, wspomina Zoran, „ale gdy mi się to w końcu udało, zrobiłem szybkie postępy. Kilka miesięcy później zostałem ochrzczony w Belgradzie. Było u nas niewielu braci, więc od razu poproszono mnie o wygłoszenie wykładu publicznego. Zaczęliśmy też prowadzić zebrania w Podgoricy”.

CHRZTY NA POLU RYŻOWYM

„Gdy zainteresowani byli gotowi do chrztu, ja sam ich chrzciłem” — mówi Stojan Bogatinov z Macedonii. „Nie mieliśmy wanny, a pobliska rzeczka była zbyt mała. Ale w okolicy jest dużo pól ryżowych z kanałami nawadniającymi. Niektóre były wystarczająco głębokie i czyste, by zanurzyć w nich człowieka. Pamiętam pierwszy chrzest na takim polu. Szliśmy przez nie w kierunku kanału, gdy ktoś do mnie krzyknął: ‚Stojan, znalazłeś nowych robotników!’.

„‚Tak, tak’”, potwierdziłem, „‚jest mnóstwo pracy do wykonania’. Człowiek ten nie miał pojęcia, że się wysilaliśmy przy duchowych żniwach w Macedonii”.

Bracia w Macedonii mieli ograniczony kontakt z Biurem Oddziału, toteż musieli się jeszcze nauczyć wielu rzeczy związanych z porządkiem teokratycznym. Stojan Stojmilov zaczął uczęszczać na zebrania w Niemczech, a po powrocie do Macedonii z radością odnalazł Świadków w Kočani. „Kiedy przyjechałem i opowiedziałem braciom, jak wyglądają zebrania w Niemczech, od razu poprosili mnie, bym przeprowadził studium Strażnicy i wygłosił wykład publiczny. Wyjaśniłem, że jeszcze nie jestem ochrzczony. Ale oni nalegali, twierdząc, że i tak mam najlepsze kwalifikacje. Wobec tego się zgodziłem. Razem z żoną zrobiliśmy postępy i my też zostaliśmy ochrzczeni na polu ryżowym”.

Veselin Iliev, który dzisiaj jest starszym w Kočani, wyjaśnia: „Mieliśmy ograniczoną wiedzę o organizacji teokratycznej, ale za to ogromną miłość do prawdy”. Z czasem Jehowa zadbał, by różne sprawy zostały wyprostowane. Napływ literatury w języku macedońskim przyczynił się do umocnienia zborów i jeszcze szerszego rozgłaszania prawdy o Królestwie.

ROZSĄDNY UŻYTEK Z CORAZ WIĘKSZEJ WOLNOŚCI

Ponieważ Jugosławia pozostawała poza radziecką strefą wpływów, jej obywatele cieszyli się większą swobodą niż mieszkańcy krajów za żelazną kurtyną. Pod koniec lat sześćdziesiątych Jugosławia stała się pierwszym państwem komunistycznym, które zniosło wizy i rozluźniło kontrole graniczne. Dzięki większej swobodzie podróżowania nasi bracia z północnej Jugosławii zaczęli przewozić literaturę do krajów sąsiadujących ze Związkiem Radzieckim, w których nasza działalność wciąż była obłożona zakazem.

Najpierw literaturę przywożono ciężarówkami z Niemiec do Jugosławii. Ðuro Landić, będący obecnie członkiem chorwackiego Komitetu Oddziału, opowiada, że jego dom rodzinny był magazynem literatury aż do rozpadu Związku Radzieckiego. Wspomina: „Nasze samochody miały skrytki w podłodze i deskach rozdzielczych. Wiedzieliśmy, że jeśli nas złapią, to stracimy samochody i trafimy do więzienia. Ale radość braci z otrzymanej literatury stanowiła dla nas dowód, że warto ryzykować”.

Siostra Milosija Simić, która przewoziła literaturę z Serbii do Bułgarii, wspomina: „Nigdy nie wiedziałam, do kogo wiozę literaturę — miałam tylko adres. Pewnego razu wysiadłam z autobusu i znalazłam mieszkanie, ale nikogo w nim nie było. Okrążyłam budynek, podeszłam z innej strony i znów zapukałam. Bez odpowiedzi. Przez cały dzień robiłam tak z dziesięć razy, rzecz jasna dyskretnie, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Nikogo jednak nie zastałam. I całe szczęście, bo jak się potem okazało, miałam zły adres.

„Ponieważ natrudziłam się przy powielaniu i przepisywaniu tych publikacji, nie potrafiłam ich tak po prostu wyrzucić. Postanowiłam więc zabrać je z powrotem do Serbii, gdzie mogliśmy z nich zrobić dobry użytek. Miałam bilet w obie strony, ale musiałam jeszcze opłacić przejazd do stacji, od której zaczynał być ważny. Zazwyczaj po doręczeniu literatury pieniądze na ten dodatkowy bilet otrzymywałam od miejscowych braci. Wynikało to z faktu, że przez granicę mogłam przewieźć tylko ograniczoną kwotę pieniędzy. Podeszłam do kasy, modląc się, by klientów obsługiwała kobieta. Już podchodziłam do okienka, gdy siedzącego w nim mężczyznę zastąpiła kobieta. W zamian za bilet zaproponowałam jej ubrania, w które zawinięta była literatura. Kasjerka się zgodziła i dostałam bilet”.

Na początku lat osiemdziesiątych bracia tłumaczyli publikacje na albański i macedoński, po czym sporządzane ręcznie kopie wysyłali do małego biura w Belgradzie. Tam Milosija przepisywała tekst na maszynie przez kalkę w ośmiu egzemplarzach. Musiała się przy tym sporo natrudzić, bo materiał był napisany odręcznie, i to w nieznanym dla niej języku.

NIEZŁOMNI MŁODZI BRACIA

Oficjalnie panowała wolność wyznania, ale rząd postrzegał naszą neutralną postawę jako zagrożenie dla jedności Jugosławii. Z tej przyczyny bracia napotykali sprzeciw. Podczas II wojny światowej wielu zachowało wierność i neutralność nawet w obliczu śmierci. Jednakże w ciągu następnych 30 lat nie wszyscy przejawiali tak silną wiarę. Niektórzy chodzili na chrześcijańskie zebrania i głosili o Królestwie, ale gdy ich wzywano do odbycia służby wojskowej, próbowali jakoś usprawiedliwiać swoją zgodę.

Młodym braciom, którzy obstawali przy neutralności, groziły nawet dziesięcioletnie wyroki więzienia. Ponadto przed ukończeniem trzydziestego roku życia mogli być skazywani kilka razy. W gronie tych, którzy stanęli wobec tej próby lojalności i nie poszli na żaden kompromis, znaleźli się również bracia będący krótko w prawdzie. Sporo z nich przewodzi dzisiaj w zborach.

WZRUSZAJĄCE ZGROMADZENIE MIĘDZYNARODOWE

Jugosłowiańscy Świadkowie Jehowy nigdy wcześniej nie mieli u siebie zgromadzenia międzynarodowego. Łatwo więc sobie wyobrazić ich radość, gdy w 1991 roku Ciało Kierownicze ogłosiło, że jedno ze zgromadzeń międzynarodowych pod hasłem „Lud miłujący wolność” odbędzie się w Zagrzebiu!

Nie obyło się jednak bez problemów. Od chwili ogłoszenia przez Chorwację niepodległości nad krajem zaczęły się zbierać ciemne chmury. Czy organizowanie kongresu to dobry pomysł? Najważniejsze było bezpieczeństwo wszystkich delegatów. Po licznych modlitwach i dyskusjach bracia postanowili kontynuować przygotowania do kongresu.

Kilka tygodni przed zgromadzeniem przyjechał do Chorwacji Teodor Jaracz, członek Ciała Kierowniczego, by pomóc w przygotowaniach. Ponieważ wszystkie inne imprezy w Zagrzebiu zostały odwołane, uwaga opinii publicznej skupiła się na zjeździe, który miał się odbyć na stadionie Dynama. W miarę zbliżania się terminu zgromadzenia sytuacja w kraju stawała się coraz mniej stabilna. Bracia codziennie rozważali ryzyko i zastanawiali się — kontynuować przygotowania czy odwołać zgromadzenie. Nieustannie modlili się do Jehowy i prosili Go o kierownictwo. I nagle atmosfera polityczna się poprawiła, toteż w dniach od 16 do 18 sierpnia 1991 roku zgromadzenie się odbyło.

Trudno sobie wyobrazić większy kontrast. Okoliczne kraje stały na krawędzi wojny, a w Chorwacji Świadkowie Jehowy witali tysiące gości przybywających na kongres międzynarodowy, zorganizowany tu pod hasłem „Lud miłujący wolność Bożą” *. Chociaż wielu ludzi uciekało z kraju, bracia i siostry z 15 państw spotkali się razem w duchu miłości i jedności. Duże grupy delegatów przyleciały samolotami z USA, Kanady i Europy Zachodniej. Ze względu na sytuację polityczną lotnisko w Zagrzebiu było zamknięte, więc samoloty musiały lądować w słoweńskiej Lublanie. Stamtąd delegaci docierali autobusami do Zagrzebia. Odwaga gości zagranicznych była dla obserwatorów wielkim świadectwem, a ich obecność stanowiła zachętę dla miejscowych braci. Najwięcej delegatów — około 3000 — przybyło z Włoch. Ich serdeczność i wylewność udzielała się pozostałym uczestnikom zgromadzenia (1 Tes. 5:19).

Szczególną zachętą była obecność pięciu członków Ciała Kierowniczego. Po dziś dzień bracia ze wzruszeniem wspominają przemówienia, które wygłosili Carey Barber, Lloyd Barry, Milton Henschel, Teodor Jaracz i Lyman Swingle. Niezrażeni niestabilną sytuacją, ci doświadczeni bracia odważnie przyjechali umocnić tutejszych współwyznawców.

Z powodu niepokojów politycznych władze obawiały się zamieszek na tle etnicznym między delegatami z różnych części Jugosławii. Jakąż poczuły ulgę, widząc, że wszyscy siedzą razem w pokojowej atmosferze i do tego okazują sobie ciepłe, braterskie uczucia. Z każdym dniem liczba policjantów na obiekcie malała.

To pamiętne zgromadzenie dowiodło, że Świadkowie Jehowy rzeczywiście tworzą międzynarodową społeczność braterską. Rozmyślanie nad tym pomogło braciom zachować jedność w czasie nadchodzących prób. Autobusy odwożące delegatów z Serbii i Macedonii do domów należały do ostatnich pojazdów przepuszczonych przez granicę chorwacko-serbską, którą zaraz potem zamknięto. Wielu mówi, że właśnie wtedy zaczęła się wojna.

W następnych miesiącach i latach republiki wchodzące kiedyś w skład Jugosławii ogłaszały niepodległość i tworzyły własne rządy. Konflikty, które wybuchły wkrótce potem, pochłonęły dziesiątki tysięcy ofiar i pociągnęły za sobą niewyobrażalne cierpienia. Jak nasi bracia radzili sobie w tym burzliwym okresie? Jak Jehowa pobłogosławił dzieło głoszenia o Królestwie w nowo powstałych państwach?

Bośnia i Hercegowina

„Dnia 16 maja 1992 roku w 13 osób siedzieliśmy stłoczeni w pewnym mieszkaniu w Sarajewie, podczas gdy na miasto spadały pociski moździerzowe. Dwa trafiły w budynek, w którym się schroniliśmy. Chociaż byli wśród nas Chorwaci, Serbowie i Bośniacy — przedstawiciele narodów, które nawzajem się zabijały — byliśmy zjednoczeni w czystym wielbieniu Boga. Przed świtem ostrzał nieco zelżał i opuściliśmy to mieszkanie w poszukiwaniu bezpieczniejszego schronienia. Podobnie jak poprzedniej nocy, głośno modliliśmy się do Jehowy, a On nas wysłuchał” (Halim Curi).

Ponad 400-tysięczne Sarajewo przeżyło jedno z najdłuższych i najdramatyczniejszych oblężeń we współczesnej historii. Jak nasi duchowi bracia i siostry radzili sobie w trakcie konfliktów etnicznych i religijnych, które targały krajem? Zanim o tym opowiemy, dowiedzmy się czegoś więcej o Bośni i Hercegowinie.

Kraj ten leży w samym środku byłej Jugosławii, między Chorwacją, Serbią i Czarnogórą. Ludzi łączą tu silne więzy rodzinne i kulturowe, a szczególny nacisk kładzie się na gościnność. Popularnym sposobem spędzania wolnego czasu jest popijanie kawy parzonej po turecku — w domu sąsiada lub w kafići, miejscowych kawiarenkach. W Bośni żyją obok siebie Bośniacy, Chorwaci oraz Serbowie i nie sposób ich odróżnić po wyglądzie. Większość z nich nie jest zbyt religijna, ale to właśnie religia podzieliła tych ludzi. Bośniacy są w przeważającej części muzułmanami, Serbowie należą do Kościoła prawosławnego, a Chorwaci do Kościoła rzymskokatolickiego.

Na początku lat dziewięćdziesiątych niepokojąco wzrosła nietolerancja religijna i nienawiść na tle narodowościowym, które w rezultacie doprowadziły do okrutnych czystek etnicznych. Walczące strony wypędzały zarówno z małych wiosek, jak i z dużych miast ich dotychczasowych mieszkańców, by stworzyć czyste etnicznie tereny dla swoich współwyznawców. Okres ten był dla naszych braci i sióstr próbą neutralności. W Bośni, podobnie jak w innych krajach byłej Jugosławii, większość ludzi trzyma się religii swoich rodziców, a nazwisko często wskazuje na pochodzenie i wyznanie rodziny. Gdy szczere osoby zostają sługami Jehowy, bywają uznawane za zdrajców rodziny i tradycji. Mimo to nasi bracia przekonali się, że lojalność wobec Jehowy stanowi ochronę.

OBLĘŻONE MIASTO

Jak już wspomniano, jugosłowiańscy bracia byli głęboko poruszeni miłością i jednością widocznymi na zgromadzeniu pod hasłem „Lud miłujący wolność Bożą”, które odbyło się w 1991 roku w Zagrzebiu. To niezapomniane wydarzenie wzmocniło ich przed nadchodzącymi trudnościami. W Sarajewie Bośniacy, Serbowie i Chorwaci żyli w pokoju, gdy nagle wojsko otoczyło miasto. Mieszkańcy, w tym również nasi bracia, znaleźli się w potrzasku. Chociaż sytuacja polityczna była bardzo niestabilna, nikt się nie spodziewał, że walki potrwają tak długo.

„Ludzie głodują” — relacjonował Halim Curi, starszy z Sarajewa. „Każdego miesiąca dostają tylko kilka kilogramów mąki, 100 gramów cukru i pół litra oleju. Na każdym skrawku wolnej przestrzeni uprawia się warzywa. Ludzie ścinają drzewa na opał. Gdy brakuje drzew, zrywają parkiety w mieszkaniach i palą nimi w piecach. Wykorzystują wszystko, co da się spalić, nawet stare buty”.

W oblężonym Sarajewie znaleźli się niczym w potrzasku Ljiljana Ninković i jej mąż Nenad, którzy w dodatku stracili kontakt ze swymi dwiema córkami. „Byliśmy typową rodziną — mieliśmy dwoje dzieci, mieszkanie i samochód” — mówi Ljiljana. „Nagle wszystko się zmieniło”.

Ale często zaznawali ochrony Jehowy. Ljiljana opowiada dalej: „Dwa razy na nasze mieszkanie spadły pociski zaraz po naszym wyjściu. Mimo trudności cieszyliśmy się z prostych rzeczy. Na przykład lubiliśmy chodzić do parku i zbierać liście mleczu na sałatkę, by móc zjeść coś oprócz ryżu. Nauczyliśmy się zadowalać tym, co mieliśmy, i niczego nie uważać za oczywiste”.

ZASPOKAJANIE POTRZEB FIZYCZNYCH I DUCHOWYCH

Jedną z najtrudniejszych rzeczy było zdobywanie wody. W mieszkaniach rzadko pojawiała się w kranach. Trzeba było po nią chodzić nawet 5 kilometrów, i to pod ostrzałem snajperów. Przy punkcie poboru wody ludzie godzinami stali w kolejce, a potem z pełnymi naczyniami wracali do domów.

„Niemałą próbę stanowiła sytuacja, gdy otrzymywaliśmy informację, że przez krótki czas będzie bieżąca woda” — opowiada Halim. „Wszyscy chcieli wziąć prysznic, zrobić pranie i zgromadzić jak najwięcej wody. Ale co mieliśmy robić, jeśli w tym samym czasie było zebranie zborowe? Musieliśmy wybierać — albo idziemy na zebranie, albo zostajemy w domu i zbieramy wodę”.

Zaspokajanie potrzeb fizycznych było niezbędne, jednak bracia pamiętali, jak ważne jest zaspokajanie potrzeb duchowych. Na zebraniach nie tylko odżywiali się duchowo, ale także dowiadywali się, kto został uwięziony, ranny czy nawet zabity. „Byliśmy jak rodzina” — wspomina Milutin Pajić, który jest starszym zboru. „Po zebraniach nikt nie chciał iść do domu, najczęściej więc jeszcze godzinami rozmawialiśmy o prawdzie”.

Sytuacja nie była łatwa i bracia często bali się o swoje życie. Mimo to dawali pierwszeństwo sprawom duchowym. Kraj rozdzierała wojna, ale słudzy Jehowy zbliżali się do siebie i do swego niebiańskiego Ojca. A dzieci dostrzegały lojalność rodziców i same też starały się być niezachwianie lojalne wobec Jehowy.

Miasto Bihać niedaleko granicy z Chorwacją było oblężone blisko cztery lata i nikt w tym czasie nie mógł się z niego wydostać. Nie wpuszczano też pomocy humanitarnej. „Najgorzej było na początku wojny” — opowiada Osman Šaćirbegović, jedyny brat w tym mieście. „Nie wynikało to z trudnej sytuacji, ale z faktu, że stykaliśmy się z czymś nowym, czego nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy. Co ciekawe, gdy zaczął się ostrzał, napięcie opadło, gdyż przekonaliśmy się, że nie każdy pocisk zabija, a niektóre nawet nie wybuchają”.

Nikt nie wiedział, jak długo potrwają walki, więc bracia z Betel w Chorwacji i w Austrii zaczęli koordynować gromadzenie środków pierwszej potrzeby w Salach Królestwa i domach braci w Sarajewie, Zenicy, Tuzli, Mostarze, Travniku i Bihaciu. W trakcie starć zdarzało się, że nagle miasta były otaczane i odcinane od pomocy z zewnątrz. Bez dostaw zapasy szybko się wyczerpywały. Mimo iż różne miejscowości w Bośni bywały odcięte od świata, braterska jedność Świadków Jehowy okazała się niezłomna. Stanowiło to jaskrawy kontrast z szaleństwem nienawiści na tle etnicznym i religijnym.

GORLIWI, CHOĆ OSTROŻNI

Oprócz trudów związanych z zaspokajaniem podstawowych potrzeb ludziom groziło niebezpieczeństwo ze strony snajperów rozlokowanych wokół Sarajewa, którzy strzelali do przypadkowych cywilów. Śmiertelne żniwo zbierały też moździerze. Czasem samo poruszanie się po oblężonym mieście było igraniem ze śmiercią. Ludzie żyli w ciągłym strachu. Jednakże nasi bracia, kierując się mądrością połączoną z odwagą, nie zaprzestali dzielenia się dobrą nowiną o Królestwie ze wszystkimi, którzy łaknęli pocieszenia.

Pewien starszy opowiada: „Podczas jednego z cięższych bombardowań Sarajewa w ciągu dnia wybuchło tysiące pocisków. I w ten niedzielny poranek bracia dzwonili do starszych z pytaniem, gdzie się odbędzie zbiórka do służby polowej”.

„Widziałam, że ludzie ogromnie potrzebują prawdy” — wspomina pewna siostra. „Właśnie to pomogło mi w tych trudnych warunkach nie tylko wytrwać, ale też zachować radość”.

Wielu ludzi zdało sobie sprawę, że potrzebują nadziei opartej na Biblii. Jeden brat mówi: „Kiedyś to my szukaliśmy ich, a teraz oni szukali nas, by otrzymać duchową pomoc. Po prostu przychodzili do Sali Królestwa i prosili o studium”.

Osiągnięcia w dziele głoszenia podczas wojny w znacznym stopniu były wynikiem naszej braterskiej jedności, która nie uchodziła uwagi osób postronnych. Nada Bešker, wieloletnia pionierka specjalna, mówi: „Daliśmy piękne świadectwo. Wielu widziało bośniackich i serbskich braci współpracujących ze sobą w służbie. A gdy zobaczyli, jak chorwacka siostra i głosicielka będąca kiedyś muzułmanką prowadzą studium z Serbką, po prostu musieli przyznać, że nie jesteśmy tacy jak wszyscy”.

Rezultaty tej gorliwości są dostrzegalne po dziś dzień, ponieważ dużo braci poznało prawdę właśnie w okresie wojny. Na przykład zbór w Banja Luce powiększył się dwukrotnie, mimo że stu głosicieli przeniosło się do innych zborów.

WIERNA RODZINA

Bracia zawsze byli bardzo ostrożni. Mimo to niektórych dosięgnął „czas i nieprzewidziane zdarzenie” — w nieodpowiednim czasie znaleźli się w nieodpowiednim miejscu (Kazn. 9:11). Božo Ðorem, Serb z pochodzenia, ochrzcił się na zgromadzeniu międzynarodowym w Zagrzebiu w 1991 roku. Po powrocie do Sarajewa kilka razy trafiał za neutralną postawę do więzienia, gdzie był brutalnie traktowany. W 1994 roku został skazany na 14 miesięcy pozbawienia wolności. Najciężej znosił rozstanie z żoną Heną i pięcioletnią córeczką Magdaleną.

Wkrótce po tym, jak Božo wyszedł na wolność, doszło do tragedii. W spokojne popołudnie całą trójką poszli na studium biblijne, które miało się odbyć niedaleko ich domu. Po drodze ciszę przerwała eksplozja pocisku artyleryjskiego. Hena i Magdalena zginęły na miejscu, a Božo zmarł nieco później w szpitalu.

CHRZEŚCIJAŃSKA NEUTRALNOŚĆ

W kraju ogarniętym uprzedzeniami nie tolerowano neutralnej postawy. Zbór w Banja Luce tworzyli głównie młodzi bracia, których ze względu na wojnę chciano wcielić do armii. Ponieważ obstawali przy neutralności, zostali pobici.

Osman Šaćirbegović wspomina: „Policjanci często nas przesłuchiwali i twierdzili, że jesteśmy tchórzami, bo nie bronimy swoich rodzin”.

Wówczas Osman mówił: „Do obrony macie pistolet, prawda?”.

„Oczywiście” — odpowiadali policjanci.

„Czy dla zapewnienia sobie większej ochrony zamienilibyście go na działo?”

„Tak”.

„A czy działo zamienilibyście na czołg?”

„No jasne”.

„Zrobilibyście to wszystko, by się bardziej zabezpieczyć”, ciągnął Osman, „a mnie chroni Jehowa, Wszechmocny Bóg, Stwórca wszechświata. Gdzie mógłbym znaleźć lepszą ochronę?”. Słysząc tak zdecydowaną odpowiedź, policjanci zostawiali go w spokoju.

PRZYBYWA POMOC HUMANITARNA

Chociaż bracia w sąsiednich krajach wiedzieli o trudnym położeniu współwyznawców w Bośni, przez jakiś czas nie mogli dostarczyć im pomocy materialnej. W październiku 1993 roku władze zasygnalizowały, że istnieje możliwość przewiezienia ładunków. Pomimo niebezpieczeństwa bracia postanowili z niej skorzystać. Dnia 26 października z Wiednia do Bośni wyruszyło pięć ciężarówek z 16 tonami żywności i drewna opałowego. Jak ten konwój przejechał przez rejony ciężkich walk *?

W trakcie podróży braciom kilkakrotnie groziło poważne niebezpieczeństwo. Jeden z kierowców wspomina: „Pewnego ranka wyruszyłem w drogę trochę później i zostałem w tyle za kilkoma innymi ciężarówkami z pomocą humanitarną. Przy kolejnym posterunku wszystkie ciężarówki się zatrzymały, a oficerowie sprawdzali papiery. Nagle usłyszałem strzał z karabinu i zobaczyłem, że jeden z kierowców, niebędący Świadkiem, został trafiony przez snajpera”.

Do Sarajewa mogli wjechać tylko kierowcy prowadzący ciężarówki, więc bracia, którzy im towarzyszyli, musieli czekać poza miastem. Chcąc pokrzepić miejscowych współwyznawców, znaleźli telefon, połączyli się z głosicielami w Sarajewie i wygłosili im zachęcający wykład publiczny. Wiele razy podczas wojny nadzorcy podróżujący, betelczycy i członkowie Komitetu Kraju ryzykowali życie, by pomagać braciom pod względem fizycznym i duchowym.

Blisko cztery lata nie można było wysłać transportu braciom w Bihaciu. Przez barykady nie przepuszczano dostaw żywności, ale braciom udawało się zdobywać pokarm duchowy. W jaki sposób? Postarali się o dostęp do linii telefonicznej i faksu, za pośrednictwem którego od czasu do czasu otrzymywali Naszą Służbę Królestwa oraz Strażnicę. Przepisywali je i rozdawali każdej rodzinie. W chwili wybuchu wojny była w tym mieście jedynie grupka składająca się z trojga ochrzczonych Świadków. Oprócz nich było jeszcze 12 nieochrzczonych głosicieli, którzy niecierpliwie czekali dwa lata na okazję, by usymbolizować chrztem swoje oddanie się Jehowie.

Kilkuletnia izolacja była sporym wyzwaniem. Osman opowiada: „Moi zainteresowani nigdy nie byli na zgromadzeniu ani nie korzystali z wizyty nadzorcy obwodu. Często rozmawialiśmy o czasach, kiedy już będziemy się mogli cieszyć społecznością braterską”.

Nietrudno sobie wyobrazić radość braci, gdy 11 sierpnia 1995 roku do Bihacia wjechały dwa samochody z napisem „Świadkowie Jehowy — pomoc humanitarna”. Były to pierwsze prywatne pojazdy, które od początku oblężenia miasta przywiozły niezbędne artykuły. I dotarły w chwili, gdy bracia czuli, że zbliżają się do kresu wytrzymałości fizycznej i psychicznej.

Sąsiedzi obserwowali, jak Świadkowie troszczą się o siebie nawzajem, na przykład wstawiają wybite szyby. „Wywarło to na nich wielkie wrażenie”, mówi Osman, „bo wiedzieli, że nie mieliśmy pieniędzy. Po dziś dzień o tym rozmawiają”. Obecnie w Bihaciu działa gorliwy zbór, w którym jest 34 głosicieli i 5 pionierów.

PAMIĘTNA PODRÓŻ

Bracia niejednokrotnie ryzykowali życie, by przewozić żywność i literaturę do nękanych walkami miast w Bośni. Ale podróż z 7 czerwca 1994 roku okazała się wyjątkowa. Tego dnia rano z Zagrzebia wyruszył konwój trzech ciężarówek, którymi jechali członkowie Komitetu Kraju i kilka innych osób. Chcieli dostarczyć artykuły pierwszej potrzeby oraz przedstawić skrócony program jednodniowego zgromadzenia specjalnego — pierwszego od trzech lat!

Jednym z miast, w których miało się odbyć zgromadzenie, była Tuzla. Na początku wojny miejscowy zbór liczył zaledwie około 20 ochrzczonych głosicieli. Jakimż zaskoczeniem było 200 obecnych na programie! Ochrzczono 30 osób. Dzisiaj w Tuzli są trzy zbory, w których działa przeszło 300 głosicieli.

W Zenicy bracia znaleźli odpowiednie miejsce na zgromadzenie, ale trudniej było o odpowiedni basen do chrztu. W końcu po wielu staraniach postanowiono wykorzystać w tym celu beczkę. Jedynym problemem był zapach — wcześniej trzymano w niej ryby! Jednak kandydatów do chrztu, którzy przyjęli zaproszenie Jezusa, by stać się „rybakami ludzi”, wcale to nie zniechęciło (Mat. 4:19). Okolicznościowe przemówienie wygłosił Herbert Frenzel, będący teraz członkiem chorwackiego Komitetu Oddziału. Jak mówi, „kandydaci czekali na chrzest tak długo, że nic nie było w stanie ich powstrzymać! Po zanurzeniu czuli się jak zwycięzcy”. Obecnie zbór w Zenicy liczy 68 głosicieli.

W Sarajewie zgromadzenie mogło się odbyć tylko w pobliżu skrzyżowania, które ostrzeliwali snajperzy. Gdy bracia bezpiecznie przybyli na miejsce, stanęli przed kolejnym problemem — musieli znaleźć nie tylko basen do chrztu, ale także oszczędnie gospodarować cenną wodą. Aby jej wystarczyło do zanurzenia wszystkich kandydatów, ustawiono ich według wzrostu i chrzczono w kolejności od najmniejszego do największego.

Ileż radości zaznali tego dnia nasi bracia i siostry! Nie pozwolili, by okropne sceny rozgrywające się dookoła przyćmiły ich bezgraniczną radość płynącą ze wspólnego wielbienia Boga. Dzisiaj w Sarajewie są trzy kwitnące zbory.

PO BURZY

Gdy wznowiono transport, braciom pod pewnymi względami zaczęło się żyć łatwiej. Wciąż jednak trwały czystki etniczne i wysiedlenia. Ivica Arabadžić, starszy z Chorwacji, pamięta, jak wraz z rodziną musiał opuścić dom w Banja Luce. Opowiada: „Przyszedł uzbrojony mężczyzna i kazał nam się wynosić, bo teraz ten dom należy do niego. Jego samego zmuszono do wyprowadzenia się z domu w Szybeniku w Chorwacji, ponieważ był Serbem. Teraz tak samo postąpił z nami. Z pomocą pośpieszył nam oficer żandarmerii, z którym studiowałem Biblię. Nie mogliśmy zatrzymać swojego domu, ale udało się go wymienić na dom tego Serba. Ciężko było opuszczać dom i zbór, w którym poznaliśmy prawdę, ale nie mieliśmy wyboru. Wzięliśmy ze sobą trochę rzeczy i wyruszyliśmy do ‚nowego’ domu w Chorwacji. Jednakże po przybyciu do Szybeniku okazało się, że do opuszczonego domu, który miał należeć do nas, ktoś się już wprowadził. Cóż było zrobić? Pomocną dłoń natychmiast wyciągnęli do nas bracia — przywitali nas, a pewien starszy wziął nas pod swój dach. Kwaterowaliśmy u niego cały rok, aż nasze problemy mieszkaniowe zostały rozwiązane”.

Po dziś dzień sytuacja polityczna w Bośni i Hercegowinie jest niestabilna. Prawie 40 procent mieszkańców to muzułmanie, ale nasza biblijna działalność wspaniale się rozwija. Od zakończenia wojny nasi bracia budują nowe Sale Królestwa. Jedna z nich, w Banja Luce, stanowi coś więcej niż tylko bardzo potrzebne miejsce zebrań. Jest świadectwem zwycięskiej batalii prawnej. Przez lata bracia próbowali uzyskać zgodę na budowę Sali Królestwa na tym terenie zdominowanym przez serbski Kościół prawosławny. Po wojnie dalej odmawiano wydania braciom pozwolenia na budowę Sali Królestwa w Banja Luce, choć zostali w Bośni uznani prawnie. W końcu po wielu modlitwach i staraniach udało się uzyskać niezbędne zezwolenia. Zwycięstwo to stanowi precedens prawny, który ułatwi budowanie Sal Królestwa w tej części Bośni i Hercegowiny.

Wolność wyznania umożliwia 32 pionierom specjalnym, z których wielu pochodzi z innych krajów, udzielanie pomocy tam, gdzie są większe potrzeby. Ich gorliwość w służbie oraz lojalne trzymanie się porządku teokratycznego okazały się prawdziwym błogosławieństwem.

W Sarajewie, gdzie jeszcze dziesięć lat temu bracia znajdowali się pod ostrzałem snajperów, teraz w spokojnej atmosferze odbywają się zgromadzenia, na które przyjeżdżają delegaci ze wszystkich stron byłej Jugosławii. Chociaż ten piękny górzysty kraj wyniszczyły wojny prowadzone w minionym stuleciu, słudzy Jehowy zacieśnili łączącą ich więź nieobłudnej miłości braterskiej (1 Piotra 1:22). Obecnie w Bośni i Hercegowinie działa 16 zborów, w których 1163 głosicieli zgodnie wychwala prawdziwego Boga, Jehowę.

Chorwacja

Po zgromadzeniu międzynarodowym w Zagrzebiu, które się odbyło w 1991 roku, nagle zamknięto granicę między Chorwacją a Serbią. Główne drogi i mosty zostały zniszczone lub zablokowane przez wojsko, wskutek czego wielu delegatów ze wschodniej Chorwacji nie mogło wrócić do domów. Dach nad głową zapewniło im w dowód serdecznej braterskiej miłości sporo Świadków z innych części kraju, i to pomimo ograniczonych środków materialnych.

W Zagrzebiu dzień i noc syreny ostrzegały przed nalotami. Ludzie biegli wtedy do schronów; niektórzy pozostawali w nich całymi tygodniami, a nawet miesiącami. Ze względu na bezpieczne usytuowanie piwnicy Domu Betel władze miejskie wyznaczyły ją na schron. Dzięki temu nadarzały się wspaniałe okazje do głoszenia, a przebywający tam ludzie znajdowali coś więcej niż fizyczne schronienie. Gdy pewnego dnia zawyły syreny, do schronu jak zwykle wbiegli pasażerowie tramwaju. Byli wystraszeni, więc starszy usługujący w Betel zapytał, czy nie chcieliby obejrzeć prezentacji slajdów ze zgromadzenia międzynarodowego, które odbyło się w Zagrzebiu kilka miesięcy wcześniej. Wszyscy się zgodzili, a potem wyrazili wdzięczność za tę projekcję.

Z powodu walk docieranie na zebrania stanowiło nie lada wyzwanie, a część Sal Królestwa uszkodziły pociski i granaty. Mimo to bracia jeszcze bardziej cenili pokarm duchowy i ‛nie opuszczali wspólnych zebrań’ (Hebr. 10:25). Na przykład z powodu ostrzału Szybeniku bracia przez sześć miesięcy nie mogli korzystać z Sali Królestwa. Pewien starszy opowiada: „Mieszkaliśmy za miastem, więc spotykaliśmy się w moim domu na studium książki i studium Strażnicy. Mimo trudnych warunków nie zaniedbywaliśmy działalności kaznodziejskiej. Głosiliśmy na miejscu i w okolicznych wsiach. Wszyscy rozpoznawali w nas Świadków Jehowy. Wiedzieli, że jesteśmy inni”.

MIŁOŚĆ BRATERSKA W CZASIE WOJNY

Wielu braci, którzy stracili domy, szukało schronienia u współwyznawców, a zbory robiły wszystko, by im pomóc. Na przykład w Sali Królestwa w Osijeku bracia gorąco przywitali rodzinę, która z trudem zdołała uciec z Tuzli w Bośni. Wszyscy się ucieszyli, że żona jest naszą duchową siostrą.

Władze pozwoliły tej rodzinie wprowadzić się do starego, zdewastowanego domu. Gdy bracia zobaczyli, w jakim jest stanie, pośpieszyli z pomocą. Pewien brat przyniósł piecyk, ktoś inny okno, a jeszcze inni drzwi i łóżko. Podarowano też materiały budowlane oraz jedzenie i drewno na opał. Już następnego dnia jeden pokój nadawał się do użytku. Ale dom wciąż nie był przygotowany na zimę. Dlatego sporządzono listę potrzebnych rzeczy i głosiciele dostarczyli to, co mogli. Chociaż sami byli biedni, zebrali wszystko, co niezbędne — od łyżek po materiały na pokrycie dachu.

W miarę trwania wojny szybko kurczyły się zapasy żywności, więc Biuro Oddziału nie ustawało w wysiłkach, by troszczyć się zarówno o materialne, jak i duchowe potrzeby braci. We współpracy z Ciałem Kierowniczym organizowało zbiórki żywności, odzieży, butów i lekarstw. Początkowo pomocy udzielali głównie miejscowi bracia, ale z powodu trudności, z którymi sami się borykali, nie mogli zdziałać zbyt wiele. W międzyczasie bracia z Austrii, Niemiec, Szwajcarii i Włoch szczodrze ofiarowywali ubrania i lekarstwa oraz pokarm duchowy. Do centralnego magazynu w Zagrzebiu dniem i nocą przyjeżdżały ciężarówki, którymi kierowali ochotnicy stawiający dobro chorwackich braci ponad własne bezpieczeństwo. Stamtąd pomoc dostarczano do potrzebujących jej zborów.

Bracia w Chorwacji otrzymali wsparcie, ale jak je zapewnić współwyznawcom w Bośni? Ciężarówki z 16 tonami żywności i drewna opałowego wyruszyły w stronę granicy z Bośnią. Było to niebezpieczne, bo roiło się tam od uzbrojonych grup. Spotkanie z nimi mogło oznaczać utratę ładunku, a nawet życia.

Pewien brat opowiada: „Jechaliśmy przez las, mijając kolejne posterunki i posuwając się czasem wzdłuż linii frontu. Mimo zagrożenia dotarliśmy bezpiecznie do Travnika. Jakiś żołnierz usłyszał o naszym przybyciu i pobiegł do domu, gdzie zebrali się bracia. ‚Wasi przyjechali ciężarówkami!’ — zawołał. Możecie sobie wyobrazić ich radość. Wnieśliśmy do domu żywność, chwilę porozmawialiśmy i zaraz ruszyliśmy dalej. Przed nami były kolejne przystanki”.

Do Betel w Zagrzebiu napłynęło sporo listów z wyrazami wdzięczności za pomoc. Pewien zbór napisał: „Ogromnie dziękujemy za Waszą ciężką pracę, dzięki której regularnie otrzymujemy pokarm duchowy. Dziękujemy też za niezbędne rzeczy, które przysłaliście; bracia naprawdę ich potrzebują. Z całego serca dziękujemy za Wasz trud i serdeczną troskę”.

W innym liście można było przeczytać: „Wśród nas są bracia będący uchodźcami, a niektórzy nie mają żadnych dochodów. Gdy otrzymali pomoc i zobaczyli, ile tego jest, do oczu napłynęły im łzy. Życzliwa troska, szczodrość i bezinteresowność braci wywarła na nich wielkie wrażenie i bardzo ich pokrzepiła”.

W tych trudnych czasach dokładano szczególnych starań, by dostarczać braciom krzepiącego wiarę pokarmu duchowego. Stało się też jasne, że to duch Jehowy pomógł im nie tylko znieść te traumatyczne przeżycia, ale także wzrastać pod względem duchowym (Jak. 1:2-4).

PODNOSZĄCE NA DUCHU ORĘDZIE NADZIEI

Organizacje humanitarne robiły, co w ich mocy, by zapewnić wsparcie materialne, ale tylko Świadkowie Jehowy nieśli naprawdę trwałą pomoc. Nie czekali bezczynnie na zakończenie działań wojennych, lecz robili wszystko, by dzielić się z innymi dobrą nowiną o Królestwie.

W Vukovarze, przy granicy z Serbią, gdzie doszło do wyjątkowo ciężkich walk, większość mieszkańców, w tym nasi bracia, musiała ratować się ucieczką. Na miejscu została tylko jedna siostra, Marija. Chociaż przez cztery lata nie miała żadnego kontaktu z braćmi w Chorwacji, gorliwie głosiła nielicznym osobom, które pozostały w mieście. Jakże obfita była jej nagroda! Bracia przecierali oczy ze zdumienia, gdy na zgromadzeniu okręgowym w 1996 roku pojawiła się 20-osobowa grupa z Vukovaru!

Biblijne orędzie nadziei ma też moc zmieniać ludzi. Na początku wojny pewien młody żołnierz szybko awansował w elitarnej jednostce armii chorwackiej. W 1994 roku, czekając na tramwaj, otrzymał traktat Kto naprawdę rządzi światem?. Chętnie go przeczytał i dowiedział się, że za akty przemocy wymierzone przeciw ludziom nie jest odpowiedzialny Jehowa Bóg, tylko Szatan. Prawda ta zrobiła na nim ogromne wrażenie. Został żołnierzem między innymi z chęci pomszczenia śmierci swej 19-letniej siostry i dwóch innych krewnych, zamordowanych podczas wojny. Zamierzał udać się do wsi, gdzie mieszkali zabójcy, ale traktat skłonił go do myślenia. Mężczyzna ten zaczął studiować Biblię i w roku 1997, po kilkuletniej pracy nad nową osobowością, został ochrzczony. W końcu odwiedził miejscowość, w której mieszkali mordercy jego bliskich. Nie wziął jednak na nich odwetu, lecz z radością przyniósł dobrą nowinę o Królestwie Bożym tym, którzy pragnęli dowiedzieć się o miłosierdziu Jehowy.

Gorliwość głosicieli, i to nawet w czasie najzacieklejszych walk, przyczyniła się do dynamicznego wzrostu w Chorwacji. Od wybuchu wojny w 1991 roku do jej zakończenia w roku 1995 liczba pionierów wzrosła o 132 procent. Liczba studiów biblijnych zwiększyła się o 63 procent, a głosicieli o 35 procent. Miejscowi bracia odważnie głosili Słowo Boże, a Jehowa obficie im pobłogosławił.

OFIARNI PRACOWNICY

W 1991 roku, niedługo przed zgromadzeniem międzynarodowym, do kraju przyjechali pierwsi misjonarze po Szkole Gilead — Helen i Daniel Nizanowie z Kanady. Oprócz nich do Chorwacji zaproszono kilka małżeństw z różnych krajów europejskich, które znały miejscowe języki.

W gronie tych małżeństw znaleźli się Austriacy Elke i Heinz Polachowie, którzy usługiwali jako pionierzy specjalni na terenie jugosłowiańskim w Austrii i Danii. W 1991 roku zostali zaproszeni do Chorwacji. Gdy rozpoczynali służbę w obwodzie, wybuchła wojna. Ich pierwszy obwód obejmował wybrzeże dalmatyńskie i część Bośni — wszędzie tam trwały walki. „Niełatwo było dokonywać wizyt w ogarniętej wojną Bośni” — mówi Heinz. „Z powodu zagrożeń nie mogliśmy korzystać z własnego samochodu, byliśmy więc zdani na nieregularną komunikację autobusową. Nie mogliśmy brać dużo bagażu — tylko parę walizek i maszynę do pisania.

„Musieliśmy jakoś sobie radzić. Pewnego razu w drodze między Tuzlą i Zenicą nasz autobus zatrzymali żołnierze. Powiedzieli, że dalej nie pojedziemy, bo jest zbyt niebezpiecznie. Wszyscy musieli wysiąść. Wiedzieliśmy, że bracia w Zenicy na nas czekają, więc zaczęliśmy rozpytywać, czy nie moglibyśmy się tam z kimś zabrać. W końcu pozwolono nam pojechać w konwoju ciężarówek z benzyną, mającym odpowiednie zezwolenia na przejazd. Po drodze głosiliśmy kierowcy, który uważnie nas słuchał.

„Z powodu walk znowu musieliśmy się zatrzymać i zjechać na boczne drogi. Były w fatalnym stanie, a sytuację dodatkowo pogarszał śnieg. Często trzeba było przystawać i wyciągać inne ciężarówki, które utknęły w zaspach. W pewnym momencie znaleźliśmy się pod ostrzałem i musieliśmy uciekać z tego rejonu. Dotarliśmy do miejscowości Vareš, jakieś 50 kilometrów od celu podróży, i zatrzymaliśmy się tam na noc.

„Kierowca położył się na przednich siedzeniach, a my oboje siedzieliśmy przytuleni do siebie w tyle kabiny, usiłując się zagrzać. Miałem wrażenie, że to najdłuższa noc w moim życiu. Ale gdy następnego dnia dotarliśmy w końcu do Zenicy, bracia ogromnie się ucieszyli na nasz widok! Warto było ponieść cały ten trud! Nie mieli bieżącej wody ani elektryczności, ale zrobili wszystko, by udzielić nam gościny. Chociaż pod względem materialnym byli biedni, okazali się bogaci duchowo i dali dowody bezgranicznej miłości do prawdy”.

Od zakończenia wojny skierowano do Chorwacji blisko 50 pionierów specjalnych z Austrii, Niemiec, Włoch i innych krajów. Potem organizacja Jehowy zadbała o dalsze umacnianie i pokrzepianie braci, wysyłając kolejnych misjonarzy. Ci gorliwi słudzy pełnoczasowi okazali się wielką pomocą w terenie i w zborach.

„NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE DOCZEKAŁEM TEGO DNIA!”

Niemal do końca lat osiemdziesiątych comiesięczne wydanie Strażnicy było tłumaczone na język chorwacki z niemieckiego przez braci mieszkających poza Betel. Od roku 1991 tłumaczenia dokonywał już zespół pracujący w Betel. Z czasem Ciało Kierownicze udzieliło zgody na przygotowanie Chrześcijańskich Pism Greckich w Przekładzie Nowego Świata. Wcześniej bracia posługiwali się przekładem sprzed 150 lat, zawierającym sporo archaicznych, niezrozumiałych słów i zwrotów. Chorwaccy tłumacze zasiedli do pracy, ściśle współdziałając z serbskim i macedońskim Działem Tłumaczeń. Wszyscy korzystali z doświadczeń pozostałych.

Piątek 23 lipca 1999 roku to data, którą Świadkowie Jehowy w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Czarnogórze, Serbii oraz Macedonii będą długo pamiętać. Na czterech zgromadzeniach okręgowych pod hasłem „Prorocze słowo Boże” ogłoszono wydanie Chrześcijańskich Pism Greckich w Przekładzie Nowego Świata w językach chorwackim i serbskim. Poinformowano też, że trwają prace nad macedońską wersją językową. Zerwały się tak gorące oklaski, że mówcy przez kilka minut nie mogli kontynuować swych wystąpień. Zapanowała bezgraniczna radość, a wielu delegatów nie było w stanie powstrzymać łez wzruszenia. „Nie mogę uwierzyć, że doczekałem tego dnia!” — powiedział pewien długoletni starszy. Przekład całej Biblii na te języki został wydany w roku 2006.

Do roku 1996 pieczę nad działalnością Świadków Jehowy w Chorwacji oraz Bośni i Hercegowinie sprawował Komitet Kraju, działający pod nadzorem Biura Oddziału w Austrii. W 1996 roku powołano czteroosobowy Komitet Oddziału, który nadzoruje głoszenie w tych krajach, i wyraźnie widać, że Jehowa błogosławi temu postanowieniu.

NOWE BIURO ODDZIAŁU I SALE KRÓLESTWA

Rodzina Betel w Zagrzebiu — tak jak i w innych krajach — szybko odczuła skutki teokratycznego wzrostu. Liczba jej członków wzrosła z 10 do około 50 osób. Ponieważ jednak Dom Betel był zaprojektowany tylko dla czterech — pięciu małżeństw, trzeba było wynajmować dodatkowe pokoje w okolicy.

Niedługo po utworzeniu Komitetu Oddziału Ciało Kierownicze zaleciło braciom nabycie działki pod nowe Betel w Zagrzebiu. Wkrótce potem miejscowi ochotnicy i słudzy międzynarodowi wybudowali piękne obiekty, które miały służyć popieraniu działalności teokratycznej w nadchodzących latach. Nowe budynki Biura Oddziału wraz z Salą Królestwa oraz kompleksem dwóch Sal Królestwa zbudowanych w centrum Zagrzebia zostały oddane do użytku w sobotę 23 października 1999 roku. Z tej okazji przyjechali delegaci z 15 krajów, w tym brat Gerrit Lösch z Ciała Kierowniczego, który wygłosił okolicznościowe przemówienie. Nazajutrz w dużej hali sportowej zebrało się 4886 osób, by skorzystać z interesującego programu duchowego. To był niezapomniany dzień dla sług Jehowy w Chorwacji, z których część miała za sobą co najmniej 50 lat wiernej służby dla Boga pełnionej w jednym z najbardziej koszmarnych okresów współczesnej historii.

Wdrożono również intensywny program budowy Sal Królestwa. Do 1990 roku wiele zborów spotykało się w piwnicach lub mieszkaniach. Na przykład zbór w Splicie przez 20 lat urządzał zebrania w niedużym pokoju w domu prywatnym. Mieściło się tam tylko 50 krzeseł, tymczasem liczba obecnych nieraz była ponad dwukrotnie wyższa, wskutek czego wielu stało na zewnątrz. W tym samym miejscu odbywały się też większe zgromadzenia — przychodziło wtedy 150 lub więcej osób. Dzisiaj w Splicie są cztery zbory, które spotykają się w dwóch pięknych Salach Królestwa. Ze względu na wzrost liczby głosicieli zgromadzenia urządzane są w sali konferencyjnej jednego z hoteli. Dział Budowy Sal Królestwa, działający pod nadzorem Regionalnego Biura Projektowego w Selters, organizuje budowę ładnych i praktycznych miejsc wielbienia.

Zarówno młodzi, jak i starsi wiekiem głosiciele, którzy stawiają się do dyspozycji przy wznoszeniu Sal Królestwa, wykonują ogrom pracy. Do tej pory zbudowano 25 nowych Sal Królestwa, a 7 wyremontowano. Przyczyniło się to do rozwoju działalności kaznodziejskiej i przynosi chwałę Jehowie.

DZIEŁO KRÓLESTWA NABIERA ROZMACHU

Po uzyskaniu przez Chorwację niepodległości w roku 1991 obowiązywała dotychczasowa ustawa o religii, dopóki nie stało się możliwe uchwalenie nowej. Niemal 90 procent ludności uważało się za katolików. Dlatego duchowieństwo wywierało spory wpływ na władze. Ale dzięki temu, że Świadkowie Jehowy już wcześniej byli uznani prawnie i mieli nienaganną opinię, 13 października 2003 roku Ministerstwo Sprawiedliwości ogłosiło, iż Świadkowie Jehowy są w Chorwacji zarejestrowaną organizacją religijną. Po latach trudności słudzy Jehowy mogli się cieszyć ustabilizowaną sytuacją prawną.

Na początku lat dziewięćdziesiątych dla wszystkich państw byłej Jugosławii organizowano w ciągu roku tylko jedną klasę Kursu Służby Pionierskiej; teraz w samej Chorwacji odbywa się kilka takich kursów rocznie. We wrześniu 2008 roku w Chorwacji było 5451 głosicieli działających w 69 zborach. A na Pamiątkę w tym roku przyszło aż 9728 osób. Wszystko to wskazuje, że można się spodziewać dalszego wzrostu.

Chociaż wciąż panuje nietolerancja religijna i życie codzienne nie szczędzi trosk, słudzy Jehowy w tym kraju są jeszcze bardziej zdecydowani nie ustawać w głoszeniu dobrej nowiny o Królestwie niezależnie od tego, co zrobi pałający gniewem Szatan (Obj. 12:12). Dla większości ludzi najważniejsze jest zabieganie o środki do życia. Ale są wśród nich też tacy, którzy wzdychają nad opłakanym stanem moralnym tego świata i odczuwają głód duchowy (Ezech. 9:3, 4; Mat. 5:6). Właśnie takie osoby otrzymują pomoc, by mogły oddawać cześć jedynemu prawdziwemu Bogu i powiedzieć: „Przyjdźcie i wstąpmy na górę Jehowy, do domu Boga Jakubowego; a on będzie nas pouczał o swoich drogach i będziemy chodzić jego ścieżkami” (Izaj. 2:3).

Macedonia

W I wieku n.e. jakiś mężczyzna powiedział Pawłowi w wizji: „Przepraw się do Macedonii i pomóż nam” (Dzieje 16:8-10). Apostoł i jego współpracownicy zrozumieli, że w ten sposób Bóg kieruje ich, by głosili dobrą nowinę o Królestwie Bożym na tym nietkniętym terenie. Chętnie przyjęli więc to zaproszenie i wkrótce potem chrystianizm rozkwitał w tych stronach. A jaki wzrost daje się zauważyć w dzisiejszej Macedonii — kraju, który zajmuje północną część starożytnej krainy o tej samej nazwie?

Po II wojnie światowej Macedonia była najdalej na południe wysuniętą republiką Jugosławii. W roku 1991 uzyskała niepodległość. Dwa lata później Świadkowie Jehowy zostali w tym państwie uznani prawnie. Dzięki temu można było otworzyć biuro pracujące pod nadzorem austriackiego Komitetu Oddziału. W 1993 roku zakupiono w Skopie budynek przy ulicy Alžirskiej, do którego przeniósł się z Zagrzebia macedoński zespół tłumaczy.

Z Niemiec przyjechali usługiwać w obwodzie Michael i Dina Schiebenowie oraz Daniel i Helen Nizanowie, którzy pochodzili z Kanady, a dotychczas działali w Serbii. Utworzono Komitet Kraju i zaczął funkcjonować Dom Betel.

TRUDNOŚCI ZE SPROWADZANIEM LITERATURY

Chociaż Świadkowie Jehowy byli zalegalizowani, napotykali problemy przy sprowadzaniu literatury. W latach 1994-1998 władze ograniczały ilość przywożonych czasopism do jednego egzemplarza na głosiciela. Z tego powodu bracia musieli zainteresowanym kopiować ze Strażnicy artykuły do studium. Można było jednak dostawać czasopisma pocztą, a w niewielkiej ilości mogli je wwozić również turyści przyjeżdżający do Macedonii. W końcu po kilku latach działań prawnych Sąd Najwyższy wydał orzeczenie na korzyść Świadków, którzy odtąd mogli sprowadzać do kraju tyle literatury, ile tylko chcieli.

W sierpniu 2000 roku liczba głosicieli wyniosła 1024 — w działalności kaznodziejskiej po raz pierwszy uczestniczyło ponad 1000 osób! W języku macedońskim ukazywało się coraz więcej publikacji, przybywało też głosicieli, więc dom przy ulicy Alžirskiej stał się zbyt ciasny dla rozrastającej się rodziny Betel. W następnym roku zakupiono trzy małe domy stojące po sąsiedzku — po czym je zburzono, by zrobić miejsce dla dwóch nowych obiektów. Dzisiaj 34-osobowa rodzina Betel pracuje i mieszka w trzech dobrze wyposażonych budynkach. Dnia 17 maja 2003 roku na uroczystość oddania tego kompleksu do użytku przybył członek Ciała Kierowniczego Guy Pierce.

BUDOWA SAL KRÓLESTWA

Macedońscy bracia i siostry są ogromnie wdzięczni za pomoc w budowie Sal Królestwa udzielaną krajom uboższym. Miejscowym zborom pomagała brygada budowlana złożona z pięciu braci, dzięki czemu w latach 2001-2007 powstało dziewięć nowych miejsc wielbienia. Ten międzynarodowy zespół dał piękne świadectwo, pracując w jedności i zgodzie, bez żadnych uprzedzeń etnicznych. Pewien handlowiec, który odwiedził nową Salę i zauważył wysoką jakość pracy, powiedział: „Ten budynek faktycznie powstał dzięki miłości”.

Gdy wspomniana brygada wznosiła Salę Królestwa w miejscowości Štip, jeden z sąsiadów wątpił w powodzenie tego przedsięwzięcia, ponieważ młodzi budowniczowie wyglądali na niedoświadczonych. Ale kiedy obiekt został ukończony, przyniósł projekt swojego domu i błagał ich, by mu go zbudowali. Był pod takim wrażeniem ich umiejętności, że obiecywał wysoką zapłatę. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy usłyszał, że ci młodzi ludzie pracowali nie dla zarobku, lecz z miłości do Boga i bliźnich.

PRZEKŁAD NOWEGO ŚWIATA

W okresie tym grupka oddanych Bogu mężczyzn i kobiet pilnie zajmowała się innym niełatwym zadaniem — tłumaczeniem na język macedoński Pisma Świętego w Przekładzie Nowego Świata. Jehowa pobłogosławił ich pracy i w ciągu zaledwie pięciu lat przełożyli całą Biblię. Gdy w 2006 roku na zgromadzeniu okręgowym pod hasłem „Wyzwolenie jest blisko!” zorganizowanym w Skopie członek Ciała Kierowniczego Gerrit Lösch ogłosił wydanie tego wspaniałego przekładu, obecni nie posiadali się z radości. Długo nie milkły entuzjastyczne oklaski, a wielu ocierało łzy radości. W przerwie niektórzy po otrzymaniu swego egzemplarza od razu siadali do czytania tego wyjątkowego przekładu Słowa Bożego.

Wielu Macedończyków darzy Pismo Święte głębokim szacunkiem. Należy do nich Orhan, który zaczął studiować tę Księgę sześć lat temu. Był niepiśmienny, ale z pomocą brata prowadzącego z nim studium nauczył się czytać i pisać. Trzy lata temu dał się ochrzcić i od tego czasu przeczytał Biblię już sześć razy!

Przez pewien czas Orhan był jedynym Świadkiem w miasteczku Resen. Ale wiele osób pozytywnie wypowiadało się o tym byłym analfabecie, a niektórzy rodzice poprosili braci o studiowanie z ich dziećmi — chcieli, by poszły w ślady Orhana. Coraz więcej osób interesowało się prawdą i w końcu w miejscowości tej zaczęto organizować cotygodniowe zborowe studium książki. Jeden zainteresowany został nieochrzczonym głosicielem, a Orhan jest już pionierem stałym i sługą pomocniczym.

PRZEPRAWIENIE SIĘ DO MACEDONII

W lipcu 2004 roku z Albanii przyjechało małżeństwo pionierów specjalnych, by pomóc w głoszeniu ludności albańskojęzycznej, która stanowi 25 procent mieszkańców Macedonii. Szybko stało się jasne, że sami nie dadzą rady, ponieważ byli jedynymi Świadkami na terenie zamieszkanym przez pół miliona Albańczyków. Dlatego rok później dołączyło do nich drugie małżeństwo z Albanii i we czwórkę zaczęli wspierać siedmioosobową grupkę zainteresowanych w miasteczku Kičevo, leżącym w środku terytorium zamieszkanego przez Albańczyków. Jakże się ucieszyli, gdy następnej wiosny okolicznościowego wykładu z okazji Pamiątki, wygłoszonego po albańsku i macedońsku, wysłuchało 61 obecnych! Od tamtej pory grupa się rozrosła i liczy już 17 gorliwych głosicieli, a na zebrania przychodzi średnio co najmniej 30 osób.

Aby pomóc w opracowaniu całego terenu Macedonii, Ciało Kierownicze wyraziło zgodę na zorganizowanie od kwietnia do lipca 2007 roku specjalnej kampanii. Chodziło o to, by z dobrą nowiną dotrzeć tam, gdzie jeszcze jej nie głoszono, oraz do ludności albańskojęzycznej.

Do udziału w tym przedsięwzięciu zgłosiło się 337 głosicieli z siedmiu krajów. Co osiągnięto? Z dobrą nowiną udało się dotrzeć do przeszło 200 miejscowości, w których mieszka jakieś 400 000 ludzi. Większość z nich zetknęła się z prawdą po raz pierwszy. W trakcie czteromiesięcznej kampanii rozpowszechniono ponad 25 000 książek i broszur oraz przeszło 40 000 czasopism. Bracia poświęcili na służbę jakieś 25 000 godzin i zapoczątkowali ponad 200 studiów biblijnych.

Pewien brat opowiada: „Niektórzy ludzie mieli łzy w oczach, gdy słyszeli, skąd i po co do nich przyjechaliśmy. Inni wzruszali się tym, co przeczytali w Słowie Bożym”.

Od uczestników kampanii nadeszło wiele listów z wyrazami wdzięczności. Jedna z sióstr napisała: „Pewna nauczycielka powiedziała nam: ‚Oby Bóg Wam błogosławił. Robicie coś fantastycznego. To, o czym mówicie, naprawdę mnie pokrzepia!’”.

„Z ciężkim sercem opuszczaliśmy ten prawdziwie misjonarski teren” — wspomina inny głosiciel. „Mogliśmy zobaczyć, jak bardzo ludzie są złaknieni prawdy. Smutno nam było żegnać się z naszymi zainteresowanymi”.

„Żałujemy, że nie wzięliśmy więcej urlopu”, przyznało pewne małżeństwo, „ponieważ teraz widzimy, jak wielkie są tutaj potrzeby”.

Trafnie wyrażając odczucia wielu głosicieli, jeden z braci powiedział: „Nie pamiętam, kiedy ostatnio całą rodziną tak przyjemnie spędziliśmy czas”.

W górach niedaleko miasta Tetovo grupa braci opracowywała wieś, do której jeszcze nikt nie dotarł z dobrą nowiną. Jedna para głosicieli zaczęła odwiedzać domy po lewej stronie drogi, a druga po prawej. Zanim zdążyli zapukać do trzecich drzwi, wszyscy mieszkańcy tej ulicy już wiedzieli, że przyszli Świadkowie Jehowy. Wkrótce wieść o tym rozeszła się po całej wsi i wokół sióstr zebrała się spora grupa zainteresowanych kobiet. Nieco dalej na braci niecierpliwie czekało 16 mężczyzn. Szybko przyniesiono cztery krzesła dla gości, a jeden z mężczyzn zaparzył kawę. Głosiciele wręczyli zebranym literaturę i posługując się Biblią, zaczęli wyjaśniać prawdy zawarte w tej Księdze.

Wiele osób zadawało pytania i wszyscy uważnie słuchali. Na koniec wizyty sporo mieszkańców wsi chciało się osobiście pożegnać z głosicielami. Ale gdy podeszła starsza kobieta z podniesioną laską, bracia trochę się przestraszyli. Wygrażając nią, zawołała: „Zaraz tym dostaniecie!”. Czym głosiciele tak ją rozgniewali? „Każdemu daliście książki z wyjątkiem mnie!” — rzekła zawiedziona kobieta. „Chcę tę dużą żółtą” — powiedziała, wskazując książkę Mój zbiór opowieści biblijnych, którą dostała jej sąsiadka. Bracia posłusznie dali jej ostatni egzemplarz.

GŁOSZENIE ROMOM

W Macedonii mieszka sporo Romów, którzy mówią po macedońsku, ale ich ojczystym językiem jest romani, będący mieszanką kilku dialektów. W stolicy kraju, Skopie, znajduje się podobno największa romska dzielnica w Europie, zamieszkana przez 30 000 osób. W kompleksie dwóch Sal Królestwa w okolicy zwanej Šuto Orizari spotykają się trzy romskie zbory. Na tym owocnym terenie pracuje około 200 głosicieli, czyli na jednego przypada 150 mieszkańców, co jest bardzo dobrym wskaźnikiem w skali kraju. O żywym zainteresowaniu Romów prawdą biblijną świadczy liczba obecnych na Pamiątce w 2008 roku — przybyło ich aż 708!

Jakie podejmuje się starania, by pokornym i złaknionym prawdy Romom pomóc w poznaniu zamierzenia Bożego w ich ojczystym języku? W roku 2007 na język romani przetłumaczono szkic wykładu specjalnego, a starszy będący z pochodzenia Romem wygłosił go do 506 obecnych. Głosiciele ze wszystkich grup narodowościowych — Romowie, Macedończycy i Albańczycy — wprost nie posiadali się z radości, gdy w tym samym roku na zgromadzeniu okręgowym ogłoszono wydanie w języku romani broszury Czego wymaga od nas Bóg?. Wcześniej głosiciele często prowadzili studia biblijne we własnym języku, korzystając z literatury po macedońsku. Teraz z powodzeniem trafiają do serc szczerym Romom dzięki broszurze Wymagania w ich języku.

Obecnie 1277 głosicieli w 21 zborach w Macedonii nie szczędzi sił, by naśladować przykład, jaki w I wieku n.e. dał apostoł Paweł. Pozytywna reakcja wielu poszukiwaczy prawdy dowodzi, że i w naszych czasach warto było ‛przeprawić się do Macedonii’.

Serbia

Leżąca w centrum Bałkanów Serbia to kraj wielu kultur i grup etnicznych. W 1935 roku w stołecznym Belgradzie otwarto Biuro Oddziału, które sprawowało nadzór nad działalnością w ówczesnej Jugosławii, co przyczyniło się do dużego wzrostu. A jak w ostatnich latach serbscy bracia udzielali pomocy swym współwyznawcom w nowo powstałych państwach?

Mimo że granice długo pozostawały zamknięte, a dookoła szalała nienawiść na tle religijnym i etnicznym, Świadkowie reprezentujący różne narodowości zgodnie ze sobą współpracowali w Biurze w Zagrzebiu. W końcu jednak z powodu szerzących się poza murami Betel uprzedzeń rasowych i narodowościowych nasi serbscy bracia musieli wyjechać. W 1992 roku, po blisko 50 latach, tłumaczenie publikacji na język serbski znów zaczęło się odbywać w Belgradzie. Posunięcie to okazało się z różnych względów korzystne.

Ponieważ w Bośni toczyły się ciężkie walki, tamtejsi mieszkańcy bardzo potrzebowali pomocy humanitarnej. Austriackie Biuro Oddziału życzliwie zorganizowało transport niezbędnych artykułów, a braciom z Serbii najłatwiej było je dostarczyć do rejonów Bośni kontrolowanych przez siły serbskie.

Chociaż sama Serbia nie została bezpośrednio dotknięta działaniami wojennymi, wszędzie odczuwało się skutki konfliktu. Z powodu embarga trudno było dostarczać literaturę z drukarni w Niemczech. Jeżeli zbory nie otrzymały najnowszych czasopism, bracia po prostu studiowali starsze artykuły, dopóki nie nadeszły aktualne numery. Ale wszystkie wydania prędzej czy później do nich dotarły.

„KRZEPIĄCA POMOC”

„Gdy w 1991 roku przyjechaliśmy do Serbii”, opowiada Daniel Nizan, absolwent Szkoły Gilead, „w kraju panował zamęt polityczny. Wielkie wrażenie zrobiła na nas gorliwość braci, która nie słabła mimo ich ciężkiego położenia. Pamiętam, jak byliśmy zdumieni, gdy na pierwszym zgromadzeniu specjalnym po naszym przyjeździe zobaczyliśmy z żoną 50 kandydatów do chrztu. Było to dla nas ogromną zachętą”.

Nizanowie bardzo pomogli w zorganizowaniu Biura w Belgradzie. Początkowo mieściło się ono przy ulicy Milorada Mitrovicia i mieszkało w nim dziesięć osób. Piętro niżej znajdowała się Sala Królestwa. Jednakże Dział Tłumaczeń się rozrastał i potrzebował więcej miejsca. W końcu znaleziono odpowiednią działkę, ruszyły prace i pod koniec 1995 roku rodzina wprowadziła się do nowego Betel.

Coraz cięższe warunki życia skłaniały więcej osób do pozytywnego reagowania na prawdę. Rosła liczba głosicieli, niezbędni więc byli troskliwi nadzorcy. Potrzebę tę częściowo zaspokoili pionierzy specjalni z Włoch — energiczni i ofiarni słudzy pełnoczasowi. Niełatwo im było nauczyć się nowego języka i w warunkach wojennych przystosować do nowej kultury, ale stali się „krzepiącą pomocą” dla braci w Serbii (Kol. 4:11).

Pionierzy z zagranicy mieli wielki wkład w różne dziedziny naszej działalności, ale jak mówi Rainer Scholz, koordynator serbskiego Komitetu Kraju, najważniejsze było to, że „przywieźli ze sobą teokratyczne doświadczenie”. Dzisiaj 70 pionierów specjalnych służy pomocą w 55 zborach.

BOLESNE SKUTKI HIPERINFLACJI

Serbia nie uniknęła dotkliwych skutków ekonomicznych wojny, zwłaszcza szalejącej inflacji. Według pewnego źródła „w ciągu 116 dni między październikiem 1993 roku a 24 stycznia 1994 roku inflacja wyniosła 500 bilionów procent”. Mira Blagojević, która od 1982 roku pracuje w Betel, wspomina, że chcąc kupić na rynku trochę warzyw, musiała brać ze sobą torbę pieniędzy.

Inna siostra, Gordana Siriški, mówi, że emerytura jej matki wystarczała na rolkę papieru toaletowego. „Naprawdę nie wiem, jak ludzie przeżyli ten okres, gdy wszystko, co posiadali, nagle przestało mieć jakąkolwiek wartość. Dzięki naszej ogólnoświatowej społeczności braterskiej otrzymywaliśmy pomoc z zagranicy. Ludzie tracili zaufanie do banków i rządu, ale wielu znalazło wiarę w Boga, a bracia jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli”.

TŁUMACZENIE BIBLII

Przez lata jugosłowiańskie zespoły tłumaczy pracowały w jednym miejscu, w Zagrzebiu. Po wojnie każdy dział przeniósł się do swego kraju, ale wciąż utrzymywano kontakty z tłumaczami w Zagrzebiu. Okazało się to szczególnie przydatne, gdy serbscy tłumacze rozpoczęli pracę nad Chrześcijańskimi Pismami Greckimi w Przekładzie Nowego Świata. Zamierzano ogłosić ich wydanie na zgromadzeniu w 1999 roku.

Jednakże gdy tłumaczenie było już prawie gotowe, kraj przygotowywał się do wojny. Spodziewane bombardowania mogły utrudnić wysyłkę materiałów z Belgradu do drukarni w Niemczech. W przededniu nalotów, we wtorek 23 marca, bracia pracowali całą noc i wczesnym rankiem mogli już wysłać do drukarni elektroniczną wersję tłumaczenia. Kilka godzin później radośni członkowie zespołu tłumaczy zbiegli do schronu. Ich radość dopełniła się, gdy po czterech miesiącach na zgromadzeniu w Belgradzie ogłoszono wydanie Pism Greckich. Tłumacze nie zaprzestali pracy nad innymi publikacjami nawet podczas nalotów i przerw w dostawie prądu. Często jednak musieli kryć się w bezpiecznym miejscu. Sytuacja była bardzo stresująca, ale wszyscy się cieszyli, że mogą mieć swój skromny udział w produkcji tak potrzebnego pokarmu duchowego.

Dzięki wytężonej pracy i błogosławieństwu Jehowy w lipcu 1999 roku wydano Chrześcijańskie Pisma Greckie w Przekładzie Nowego Świata w języku serbskim. Delegaci nie kryli radości i wdzięczności za Słowo Boże w rodzimym języku. Na zgromadzeniach w 2006 roku ogłoszono wydanie kompletnego serbskiego Przekładu Nowego Świata w grażdance i alfabecie łacińskim.

WZMAGA SIĘ SPRZECIW

Ponieważ w kraju dominującą pozycję zajmuje Serbski Kościół Prawosławny, wielu ludzi utożsamia Serbów z tą religią. Uważa się, że nie jest Serbem ten, kto nie należy do cerkwi. Mimo to w latach dziewięćdziesiątych głoszonemu przez nas biblijnemu orędziu nadziei dało posłuch wiele osób. Do końca wojny w roku 1999 liczba Świadków niemal się podwoiła i osiągnęła 4026.

Pomyślność duchowa ludu Jehowy wzbudziła gniew Kościoła prawosławnego. Duchowni próbowali zahamować dzieło głoszenia, podsycając nastroje nacjonalistyczne. Przeciwnicy używali jawnej przemocy i posługiwali się manipulacjami prawnymi, by osłabić gorliwość naszych braci. Na przykład w czasie wojny 21 głosicieli przebywało w zakładach karnych z powodu neutralnej postawy. Zaraz po zakończeniu wojny większość z nich wyszła na wolność, wdzięczna za to, że Jehowa wzmacniał ich wiarę w tych trudnych okolicznościach.

Dnia 9 kwietnia 2001 roku Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych niespodziewanie zabroniło importu literatury. Z jakiego powodu? Urzędnicy twierdzili, że nasze publikacje mają negatywny wpływ na młodzież. Na liście zakazanych pozycji znalazła się również Biblia!

Z powodu negatywnych doniesień telewizyjnych i prasowych na temat naszej działalności niektórzy ludzie napotkani w służbie zachowywali się agresywnie. Pewien pionier specjalny opowiada: „Zdarzało się, że gdy głosiliśmy od domu do domu, ktoś nas uderzył albo spoliczkował, a kiedy indziej rzucano w nas kamieniami”. Zdemolowano również kilka Sal Królestwa. Obecnie Świadkowie Jehowy w Serbii mogą się legalnie spotykać, choć w dalszym ciągu muszą zachowywać ostrożność.

Bracia nie przestają gorliwie głosić. Dają dowody, że słudzy Jehowy nie są uprzedzeni, lecz okazują prawdziwą chrześcijańską miłość. W ostatnich latach zorganizowano udane kampanie ewangelizacyjne, podczas których współwyznawcy z innych krajów europejskich wykorzystywali swoje urlopy, by pomóc w opracowaniu nieprzydzielonych terenów w Serbii i Czarnogórze. Wciąż pozostaje wiele do zrobienia, żeby dotrzeć do mniej więcej trzech milionów mieszkańców takich rejonów.

Betel w Belgradzie to kompleks trzech budynków otoczony ogrodami. Trzyosobowy Komitet Kraju nadzoruje dzieło głoszenia w Serbii oraz Czarnogórze. Dzięki błogosławieństwu Jehowy Jego słudzy działający w trapionej kiedyś wojną Serbii są znani z zapału i gorliwości.

Kosowo

Utrzymująca się od lat osiemdziesiątych XX wieku napięta sytuacja między Serbami i Albańczykami zamieszkującymi Kosowo przerodziła się w następnym dziesięcioleciu w otwarty konflikt, który przysporzył mnóstwa bólu i cierpień. Nasi bracia i siostry mieli okazję dowieść „nieobłudnego uczucia braterskiego” do współwyznawców pochodzących z różnych grup etnicznych (1 Piotra 1:22). Ponadto stosowali się do nakazu Chrystusa, by ‛miłować swych nieprzyjaciół i modlić się za tych, którzy ich prześladowali’ (Mat. 5:43-48). Ale nie zawsze przychodziło to łatwo.

Saliu Abazi, były muzułmanin mówiący po albańsku, wyjaśnia: „Bracia, którzy wyznawali kiedyś islam, nie zawsze są mile przyjmowani przez praktykujących muzułmanów, a nasze rodziny wyciągają mylny wniosek, że wybierając nową religię, wyrzekamy się bliskich. Ponadto z powodu konfliktów między Albańczykami i Serbami byłym muzułmanom nie zawsze łatwo jest głosić ludności serbskiej”.

Mimo to w domu Saliu spotykało się 30 osób różnej narodowości. On sam wspomina: „W tamtych latach zebrania odbywały się po serbsku, a literaturę dostawaliśmy z Belgradu. Pewnego dnia do mojego domu niespodziewanie wkroczyła policja. Chwilę wcześniej bracia z Belgradu przywieźli literaturę i wszyscy siedzieliśmy razem. Gdy powiedziałem policjantom, że to moi duchowi bracia, nie mogli zrozumieć, jak Serbowie i Albańczycy mogą być braćmi”. W roku 1998 grupa ta wynajęła w największym mieście Kosowa, Prisztinie, obiekt na Salę Królestwa.

Wiosną 1999 roku nastroje nacjonalistyczne i starcia na tle etnicznym gwałtownie się nasiliły. „Mój sąsiad zagroził, że jeśli wraz z synem nie włączymy się do walki, to nasz dom zostanie doszczętnie spalony” — opowiada Saliu. „Klimat polityczny wywierał przerażający wpływ na ludzi. Ponieważ nie uznawali serbskiego rządu, nie miał kto stać na straży prawa, toteż ludzie stali się agresywni i robili, co im się żywnie podobało”.

Wraz z pogarszaniem się sytuacji politycznej komplikowały się warunki życia mniejszości serbskiej w Kosowie. Podczas starć w 1999 roku tysiące Serbów i Albańczyków musiało uciekać do sąsiednich krajów. Jednak Saliu z narażeniem życia udzielał w swoim domu schronienia serbskim braciom.

JEHOWA KSZTAŁTUJE SPOSÓB MYŚLENIA

„Serbów i Albańczyków dzieliła straszna nienawiść” — mówi pewna siostra. „Wpajano nam ją od dzieciństwa. Niełatwo ją wyrugować nawet po poznaniu prawdy. Wielu z nas musiało dokonać ogromnych zmian, by przyjąć sposób myślenia Jehowy. Choć już wiedziałam, że Jehowa jest miłością, to wskutek tlącej się we mnie nienawiści unikałam jednej z sióstr w zborze, ponieważ była Serbką. Ale w miarę studiowania zrozumiałam, że nauki innych religii dzielą, natomiast prawda ze Słowa Jehowy jednoczy”. Czy siła oddziaływania Słowa Bożego pomogła tej siostrze przywdziać nową chrześcijańską osobowość? Opowiada ona: „Dzisiaj cieszę się, że mogę służyć w jednym zborze z moimi serbskimi braćmi i siostrami” (Kol. 3:7-11; Hebr. 4:12).

Prawdziwa chrześcijańska jedność jest wyraźnie widoczna w świecie podzielonym pod względem religijnym. W lipcu 1998 roku, gdy nacjonalizm popychał ludzi do palenia domów i rzucania granatami, nasi bracia jechali na zgromadzenie okręgowe do Belgradu. W jednym autobusie wspólnie podróżowali Albańczycy, Chorwaci, Macedończycy i Romowie. Dashurie Gashi, która na tym zgromadzeniu miała zostać ochrzczona, wspomina: „Gdy żołnierze zatrzymali autobus, widzieliśmy na ich twarzach wyraz kompletnego zaskoczenia. Dookoła szalała nienawiść etniczna, a tu my — zjednoczony lud Jehowy”.

Pewna młoda kobieta będąca Romką zetknęła się z prawdą w dzieciństwie za sprawą ciotek, które mieszkały za granicą. Najpierw musiała się uporać z analfabetyzmem. Pobudzana miłością do Jehowy w ciągu trzech lat studiowania Biblii nauczyła się czytać i pisać. Borykała się też ze sprzeciwem dziadka, z którym mieszkała. „Żeby korzystać z zebrań, musiałam się wymykać z domu” — opowiada. A gdy wracała, dziadek ją bił. „Z powodu prawdy cierpiałam fizycznie, ale się nie poddawałam. Myślałam o tym, jak wiele musiał wycierpieć wierny Hiob. Umacniałam się w miłości do Jehowy i byłam zdecydowana nie przerywać studium”. Obecnie siostra ta jest pionierką i prowadzi studium biblijne z dwiema niepiśmiennymi dziewczynami. Nigdy nie chodziła do szkoły, ale jest wdzięczna, że dzięki teokratycznej szkole służby kaznodziejskiej potrafi nauczać innych.

Adem Grajçevci był muzułmaninem, ale w 1993 roku poznał prawdę biblijną w Niemczech. W roku 1999 wrócił do rodzinnego Kosowa i podobnie jak wielu nowych Świadków zetknął się z uprzedzeniami i sprzeciwem rodziny. Adem wspomina: „Gdy poznawałem prawdę, bardzo pomogła mi świadomość, że władcą tego świata jest Szatan i że to on odpowiada za wszystkie okrucieństwa”. Ojcu Adema nie podobała się nowa, chrześcijańska wiara syna i kazał mu wybierać między Jehową a rodziną. Adem wybrał Jehowę, dalej robił postępy duchowe i dzisiaj jest chrześcijańskim starszym. Cieszy się, że z biegiem czasu jego ojciec złagodniał i obecnie podchodzi do decyzji syna z większym szacunkiem.

Gdy syn Adema, Adnan, był młodym chłopakiem, nie interesował się religią. Fascynował się sztukami walki, a jego rywale nadali mu przydomek Zabójca. Gdy jednak w końcu prawda trafiła mu do serca, porzucił swoją pasję. Zrobił piękne postępy i został ochrzczony. Opowiada: „Wkrótce po chrzcie musiałem podjąć pewną decyzję. Miałem dobrą pracę i świetnie mi się powodziło. Ale duchowo słabłem i brakowało mi czasu na działalność ewangelizacyjną. Zrozumiałem, że muszę to zmienić, i zrezygnowałem z posady”. Adnan wstąpił w szeregi pionierów, został sługą pomocniczym, a potem otrzymał zaproszenie do pierwszej klasy Kursu Usługiwania w Albanii. Obecnie jest starszym i razem z żoną Hedije działają w charakterze pionierów specjalnych. Co myśli o podjętej kiedyś decyzji? „Nie wyobrażam sobie, żebym mógł być szczęśliwszy. Nie żałuję, że wybrałem służbę pełnoczasową”.

JEDNOMYŚLNE WIELBIENIE BOGA I ZGROMADZANIE SIĘ

Obecnie sześć kosowskich zborów spotyka się w wynajętych salach. Niektóre zbory są małe — na przykład w mieście Peć jest tylko 28 głosicieli. Ponieważ brakuje braci usługujących, nie wszystkie zbory mogą co tydzień wysłuchać wykładu publicznego. Ale bracia i siostry każdego tygodnia spotykają się na studium Strażnicy i na pozostałych zebraniach.

Przez lata, niejednokrotnie w trudnych okolicznościach, życzliwą opiekę nad braćmi w Kosowie sprawował serbski Komitet Kraju. W roku 2000 Ciało Kierownicze wyszło naprzeciw zmieniającym się potrzebom i nadzór nad działalnością w tym kraju powierzyło albańskiemu Biuru Oddziału.

Do niedawna większość Świadków Jehowy w Kosowie była pochodzenia serbskiego, toteż zebrania odbywały się w języku serbskim, a bracia z radością pomagali osobom albańskojęzycznym w korzystaniu z programu. Sytuacja się jednak odwróciła. Obecnie większość braci w Kosowie to Albańczycy. Dlatego z wyjątkiem jednego zboru serbskiego w pozostałych zebrania odbywają się po albańsku, a bracia chętnie tłumaczą ich program obecnym mówiącym po serbsku. Zgromadzenia specjalne, obwodowe i okręgowe są organizowane w obu językach. Na przykład cały program zgromadzenia okręgowego w 2008 roku był przedstawiany po albańsku i tłumaczony na serbski, a kluczowe przemówienia zostały wygłoszone również po serbsku przez kosowskich starszych. Pewien brat tak to podsumował: „Mimo że na zewnątrz wyczuwa się nienawiść, tu jesteśmy jedną rodziną”.

Co prawda większość mieszkańców Kosowa stanowią muzułmanie, ale darzą oni szacunkiem Biblię i wielu chętnie rozmawia o religii. Bracia ucieszyli się, że w roku 2008 osiągnięto tu nową najwyższą liczbę głosicieli — 164. Pokładają całkowitą ufność w Jehowie i są zdecydowani nie szczędzić sił, by na swoim terenie głosić dobrą nowinę przedstawicielom wszystkich narodowości.

Czarnogóra

Ten niewielki kraj to ukryta perła wybrzeża Morza Adriatyckiego, wciśnięta między Albanię, Kosowo, Serbię oraz Bośnię i Hercegowinę. Niewielka Czarnogóra zachwyca różnorodnością form życia i przepięknymi krajobrazami. Linia brzegowa ma długość 293 kilometrów. Wąska dolina rzeki Tara należy do najgłębszych i najdłuższych w Europie. Jezioro Szkoderskie, największe na Bałkanach, jest zarazem jedną z największych ostoi ptaków w Europie. A wszystko to mieści się na powierzchni trzy razy mniejszej niż terytorium Szwajcarii.

Historia tego kraju jest niestety naznaczona wojnami, konfliktami i cierpieniem. Walki toczone przez Czarnogórców wywarły głęboki wpływ na ich tradycję, mentalność i kulturę. Podziwia się tu przede wszystkim odwagę, niezłomność, godność, pokorę, ofiarność oraz szacunek dla innych. Wielu Czarnogórców uchwyciło się dobrej nowiny o Królestwie i lojalnie staje w obronie prawdy biblijnej.

DUCHOWY WZROST

Czy ktokolwiek z obecnych na pamiętnym zgromadzeniu w 1991 roku w Zagrzebiu mógłby zapomnieć jedność i miłość wśród braci przybyłych ze wszystkich części byłej Jugosławii? „Zanosiło się już na wojnę, więc podróż z Czarnogóry do Chorwacji była niebezpieczna” — wspomina Savo Čeprnjić, który wtedy od niedawna studiował Biblię. „Nie mogłem się nadziwić, że tak wiele autobusów bez przeszkód dojechało na zgromadzenie. Jeszcze większe wrażenie robiły pokój i jedność widoczne wśród Świadków. Pierwszego dnia na stadionie były setki policjantów, ale gdy zobaczyli, że jesteśmy pokojowo usposobieni, w następnych dniach pojawiło się już tylko kilku”.

Przed wybuchem wojny na studium do Savo regularnie przyjeżdżało pewne małżeństwo z Chorwacji. Ale jak je kontynuowali po zamknięciu granic?

„Zainteresowani, którzy byli już nieco bardziej zaawansowani, musieli uczyć innych” — wyjaśnia Savo. „Najpierw książkę Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi studiował ze mną ochrzczony brat. Ale gdy stało się to niemożliwe, zadanie to przejął nieochrzczony głosiciel. Do roku 1992 grupa, która spotykała się w miasteczku Herceg-Novi na zborowym studium książki i studium Strażnicy, powiększyła się do 15 osób”. Savo razem z żoną i córką robili postępy i w 1993 roku zostali ochrzczeni. Dzisiaj w tym malowniczym porcie jest Sala Królestwa i 25 głosicieli.

Na początku lat dziewięćdziesiątych w stołecznej Podgoricy spotykała się nieduża grupa głosicieli. Ciągle się rozrastała, więc w roku 1997 rozpoczęto starania, by nabyć działkę pod budowę Sali Królestwa. Na zakupionej posesji stał mur, który postanowiono zachować. Ale policjant mieszkający w suterenie sąsiedniego budynku zapytał, czy nie można by zburzyć muru, by do jego mieszkania docierało więcej światła. Braciom zależało na dobrych stosunkach z sąsiadem, dlatego zgodzili się wyburzyć mur i postawić ogrodzenie z siatki. Ta życzliwość wydała błogosławione owoce!

Gdy inni lokatorzy tego budynku zaczęli stwarzać braciom problemy, policjant ostrzegł ich, że jeśli zaatakują Salę Królestwa, osobiście dopilnuje, by ich ukarano. Teraz bracia mają piękną Salę Królestwa z kwaterą dla pionierów specjalnych oraz dużym zadaszonym parkingiem, na którym można organizować większe zgromadzenia.

W mieście Nikšić sprawy nie ułożyły się tak pomyślnie. W roku 1996 zakupiono działkę, ale okoliczni mieszkańcy byli przeciwni budowie Sali Królestwa. Bracia dzień i noc pilnowali placu budowy w obawie przed napaścią. Któregoś dnia miejscowy pop zwołał dwustuosobowy tłum, który z bronią palną i kijami wdarł się na teren budowy. Napastnicy strzelali w powietrze i zaczęli rozbierać Salę cegła po cegle. Policjanci stali obok, nie podejmując interwencji.

Konfliktu nie udało się rozwiązać polubownie, więc bracia zaczęli się rozglądać za inną działką. Po czterech latach znaleźli budynek, który wyremontowali i przekształcili w Salę Królestwa. Początkowo wydawało się, że okoliczni mieszkańcy nie będą stwarzać trudności, ale kilka miesięcy później w tajemniczych okolicznościach Sala spłonęła. Mimo to bracia nie opuścili rąk. Energicznie zabrali się do pracy i odbudowali miejsce wielbienia. Od tamtej pory nie mają już problemów.

Pod nadzorem serbskiego Komitetu Kraju działa tu 201 głosicieli w 4 zborach. Na jednego głosiciela przypada 2967 osób, więc bracia żywią wdzięczność za pomoc 6 pionierów specjalnych. Na ogół mieszkańcy Czarnogóry są przekonani, że religia ma raczej związek z tradycją niż z czytaniem Biblii. Ale nasi bracia i siostry nadal wytrwale i śmiało oznajmiają dobrą nowinę.

Słowenia

Przed uzyskaniem niepodległości w 1991 roku Słowenia była najbardziej na północ wysuniętą republiką Jugosławii. Po usamodzielnieniu się zaczęła odnotowywać stały wzrost gospodarczy, a w roku 2004 stała się członkiem Unii Europejskiej. Ten niewielki kraj ma bardzo urozmaicony krajobraz. Są tu majestatyczne szczyty, jeziora górskie, gęste lasy, przepastne jaskinie wapienne oraz urocza słoweńska riwiera. W ciągu godziny można się przenieść z chłodnych alpejskich stoków do gajów oliwnych i winnic na wybrzeżu Adriatyku. Poza tym Słowenia obfituje w ciekawe miejsca, stanowiące spuściznę kulturalną i historyczną. Piękno tego małego państwa nie ogranicza się jednak do parków narodowych i starych miast. Słowenia ma też bogate dziedzictwo duchowe.

SALE KRÓLESTWA I PIONIERZY

Jak zapewne pamiętasz, w Mariborze rozmawiali z drugimi o swoich przekonaniach „wierzący w Biblię fryzjerzy”. W mieście powstała mała grupa, która spotykała się w restauracji nazwanej później Novi Svet (Nowy Świat). Dzisiaj słoweńscy Świadkowie Jehowy cieszą się z pięknych Sal Królestwa, w których uczą się o Bogu i oddają Mu cześć. Ze względu na rosnącą liczbę głosicieli oraz sprzyjające warunki w latach dziewięćdziesiątych utworzono Regionalny Komitet Budowlany. Dzięki pomocy przeszło 100 ochotników oraz środkom podarowanym przez współwyznawców z zagranicy od roku 1995 zbudowano lub wyremontowano 14 Sal Królestwa.

Wraz ze wzrostem liczby głosicieli przybywało pionierów stałych — w roku 1990 było ich 10, a dziesięć lat później już 107. Wśród tych gorliwych sług jest Anica Kristan, która przed poznaniem prawdy była członkiem Komitetu Centralnego partii komunistycznej.

Spory wkład w nadanie rozmachu działalności kaznodziejskiej wnieśli bracia i siostry z zagranicy. W 1992 roku przyjechali pierwsi misjonarze — Debbie i Franco Dagostini. Gdy potem skierowano ich do Afryki, na ich miejsce przybyli z Austrii Karin i Daniel Friedlowie. Ostatnio przydział do Słowenii dostali absolwenci Szkoły Gilead Tonia i Geoffrey Powellowie oraz Michaela i Jochen Fischerowie. Misjonarze, a także pionierzy specjalni z Austrii, Polski i Włoch przywieźli ze sobą głęboką miłość do Jehowy oraz gorące pragnienie pomagania ludziom.

KOMITETY ŁĄCZNOŚCI ZE SZPITALAMI

W roku 1994 w Betel utworzono Dział Informacji o Szpitalach, zorganizowano też dwa Komitety Łączności ze Szpitalami. Część braci usługujących w tych komitetach udała się do ministra zdrowia, który zorganizował spotkanie z dyrektorami wszystkich słoweńskich szpitali. Bracia wyjaśnili cel funkcjonowania komitetów i powody, dla których Świadkowie Jehowy nie zgadzają się na transfuzje krwi. Pozwoliło to nawiązać dobrą współpracę ze środowiskiem lekarskim, a w czasopismach medycznych ukazały się artykuły na temat metod leczenia bez użycia krwi.

W roku 1995 w Słowenii przeprowadzono pierwszą operację na otwartym sercu bez podawania krwi. Informowały o tym środki masowego przekazu, a chirurg i anestezjolog, którzy dokonali udanego zabiegu, opublikowali na ten temat specjalistyczny artykuł. W ten sposób otworzyły się drzwi do bezkrwawej medycyny i coraz więcej lekarzy szanuje decyzje Świadków Jehowy korzystających z prawa do wyboru metody leczenia.

ZASPOKAJANIE POTRZEB TERENU

Po zmianach politycznych, jakie nastąpiły w roku 1991, Ciało Kierownicze postanowiło otworzyć w Słowenii Biuro, aby jeszcze lepiej zadbać o działalność Królestwa w tym kraju. W centrum stołecznej Lublany zakupiono jednopiętrowy budynek. Obiekt został wyremontowany i 1 lipca 1993 roku mogła się tam wprowadzić rodzina Betel. Początkowo składała się ona z 10 osób, ale w ciągu dekady rozrosła się do 35 członków. Dlatego wynajęto sąsiedni budynek, w którym urządzono kuchnię, jadalnię i pralnię. Ponieważ potrzeba było więcej pomieszczeń biurowych, betelczycy przeprowadzili się do mieszkań położonych w sąsiedztwie. W roku 1997 słoweńskie biuro zaczęło funkcjonować jako samodzielne Biuro Oddziału Świadków Jehowy.

Gdy Ciało Kierownicze udzieliło zgody na budowę nowego obiektu Biura Oddziału, bracia rozpoczęli poszukiwania odpowiedniego miejsca. Po obejrzeniu około 40 działek wybrano parcelę położoną niedaleko miasteczka Kamnik, 20 kilometrów od stolicy, u stóp pięknych alpejskich szczytów. Szybko uzyskano decyzję określającą warunki zagospodarowania terenu oraz stosowne pozwolenia, sfinalizowano zakup, podpisano umowy z firmą budowlaną, a do pomocy zaproszono sług międzynarodowych. Wszystko wskazywało na to, że można rozpocząć prace.

Kiedy jednak informacje o tym przedsięwzięciu dotarły do opinii publicznej, sąsiedzi szybko wyrazili sprzeciw. W dniu, w którym budowa miała ruszyć, protestujący zagrodzili dojazd i wywiesili transparenty. Sześć dni później około południa przyjechało 30 policjantów, którzy mieli ochraniać pracowników służb miejskich wyznaczonych do odblokowania placu budowy. Demonstranci posunęli się do wygrażania policjantom. Nieco wcześniej podjęto decyzję o wstrzymaniu budowy, na miejscu nie było więc braci ani pracowników firmy budowlanej. Po tej decyzji sprzeciw zaczął słabnąć, a bracia starali się znaleźć jakieś polubowne wyjście z zaistniałej sytuacji.

Przeciwnicy trzy razy burzyli ogrodzenie placu budowy, ale miesiąc później prace w końcu ruszyły i prowadzono je już bez żadnych przeszkód. Atak na lud Jehowy okazał się w rzeczywistości błogosławieństwem, gdyż przyciągnął uwagę mediów. Telewizja, radio i prasa ponad 150 razy wspomniały o budowie. Zakończono ją po 11 miesiącach i w sierpniu 2005 roku rodzina Betel wprowadziła się do nowych obiektów.

Od tamtej pory stosunki z sąsiadami całkowicie się zmieniły. Wielu z nich odwiedziło nasz kompleks. Jeden z dawniejszych przeciwników zaczął się bardzo interesować przebiegiem budowy. Pytał, kim jesteśmy i jaka praca będzie wykonywana w tym kompleksie. Podczas zwiedzania zauważył przyjazne nastawienie braci oraz wszechobecną czystość. Powiedział braciom: „Sąsiedzi pytają mnie teraz, czy przeszedłem na waszą stronę, a ja odpowiadam: ‚Tak jak kiedyś sprzeciwiałem się Świadkom Jehowy, tak dzisiaj ich popieram, bo to dobrzy ludzie’”.

Dnia 12 sierpnia 2006 roku Teodor Jaracz z Ciała Kierowniczego wygłosił okolicznościowe przemówienie z okazji uroczystego otwarcia Biura Oddziału. Wysłuchały go 144 osoby z 20 krajów. Na specjalnym zgromadzeniu w Lublanie przemówił do 3097 osób z całej Słowenii, a także z Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny.

WIDOKI NA PRZYSZŁOŚĆ

Świadkowie Jehowy w Słowenii z optymizmem patrzą w przyszłość, w pełni polegając na kierownictwie i błogosławieństwie swego niebiańskiego Ojca. Na zgromadzeniu okręgowym w roku 2004 z radością przyjęli wiadomość o wydaniu w języku słoweńskim Chrześcijańskich Pism Greckich w Przekładzie Nowego Świata. Mają dobrze wyposażone nowe Biuro Oddziału, a wielu z nich wysila się, pełniąc służbę pionierską. Wszyscy są zdecydowani wywiązać się z zadania głoszenia i czynienia uczniów (Mat. 28:19, 20).

W Słowenii dominuje katolicyzm, ale spuścizną po czasach komunizmu jest spory odsetek ateistów. Poza tym wielu ludzi daje się przytłoczyć troskom życia codziennego lub wpada w sidła materializmu. Innych pochłania sport i rozrywka. Mimo to wciąż można tu spotkać szczere osoby, które interesują się Bożymi obietnicami zawartymi w Biblii.

Dzieło Królestwa wciąż się rozwija. W sierpniu 2008 roku osiągnięto nową najwyższą — 1935 głosicieli, z których co czwarty uczestniczył w jakiejś formie służby pionierskiej. Dobra nowina dociera też do ludzi mówiących po albańsku, angielsku, chińsku, chorwacku, serbsku oraz do posługujących się słoweńskim językiem migowym. Początkowo dobrą nowinę w Słowenii głosiło zaledwie dwóch fryzjerów, a dzisiaj wyszukiwaniem osób godnych, które pragną służyć prawdziwemu Bogu, Jehowie, zajmuje się spora rzesza głosicieli różnych narodowości (Mat. 10:11).

Położone na Bałkanach kraje byłej Jugosławii doświadczyły wielu cierpień i tragedii. Choć panowała tu nietolerancja religijna i nienawiść na tle etnicznym, miłość okazywana przez lud Jehowy zawsze wyróżniała ich jako prawdziwych uczniów Chrystusa, a czyste wielbienie Jehowy wyniosła ponad wszystko, co może zaoferować ten świat. Owa miłość skłania coraz więcej ludzi do przyłączenia się do chwalców Jehowy, a naszym braciom pomaga zachowywać niezłomną postawę, tak iż są zdecydowani w jedności służyć Bogu już na zawsze (Izaj. 2:2-4; Jana 13:35).

[Przypisy]

^ ak. 65 Ustasze tworzyli faszystowski ruch, który przy poparciu Kościoła katolickiego walczył o niepodległość Chorwacji. Słynęli z okrucieństwa. Czetnicy byli członkami serbskich nacjonalistycznych oddziałów partyzanckich.

^ ak. 147 Ze względu na sytuację polityczną do hasła zgromadzenia dodano słowo „Bożą”, aby nie było jakichkolwiek wątpliwości dotyczących tego, o jaką wolność chodzi.

^ ak. 190 Zobacz artykuł „Pomoc dla naszych braci w Bośni”, opublikowany w Strażnicy z 1 listopada 1994 roku, strony 23-27.

[Napis na stronie 165]

Chociaż w Jugosławii dawały się we znaki uprzedzenia na tle narodowym i religijnym, nasi bracia byli zjednoczeni

[Napis na stronie 173]

„Czy jestem tutaj, by się przypodobać ludziom? Nie! Czy moje życie zależy od tego, co inni myślą, mówią bądź robią? Nie!”

[Ramka na stronie 144]

Kontrasty na terenie byłej Jugosławii

Jeśli zapytasz kilka osób o różnice między krajami byłej Jugosławii, zapewne usłyszysz rozmaite odpowiedzi. Mieszka tu siedem odrębnych narodów, które wyznają różne religie i posługują się odmiennymi językami, a nawet alfabetami. Grupy etniczne różnią się przede wszystkim religią. Jakieś 1000 lat temu wyznawcy chrześcijaństwa podzielili się na katolików i prawosławnych. Granica między nimi przebiega przez samo serce byłej Jugosławii. Chorwaci i Słoweńcy są na ogół katolikami, a mieszkańcy Serbii i Macedonii — prawosławnymi. W Bośni mieszkają obok siebie muzułmanie, katolicy i prawosławni.

Ludzi dzieli nie tylko religia, ale również język. We wszystkich krajach byłej Jugosławii z wyjątkiem Kosowa w użyciu są języki południowosłowiańskie. Każdy kraj ma swój język urzędowy, ale dzięki wspólnemu słownictwu Serbowie, Chorwaci, Bośniacy i Czarnogórcy potrafią bez trudu się porozumieć. Nieco inaczej wygląda sytuacja w Kosowie, Macedonii i Słowenii. Od końca XIX wieku usiłowano ujednolicić podobne do siebie języki, ale rozpad Jugosławii w 1991 roku położył kres tym próbom. Od ponad dziesięciu lat poszczególne kraje starają się podkreślać swą odrębność, na przykład przez używanie takich a nie innych słów.

[Ramka i ilustracja na stronie 148]

Zegarmistrz krzewi prawdę w Slawonii

W latach trzydziestych XX wieku Antun Abramović wędrował po Chorwacji od wsi do wsi, naprawiając zegarki i zegary. W pewnym zajeździe znalazł jedną z naszych broszur. Przeczytał ją i natychmiast rozpoznał prawdę, która poruszyła jego serce. Napisał list do Biura Oddziału z prośbą o dodatkową literaturę. Niedługo potem został oddanym sługą Jehowy. Gdy znów ruszył w drogę, nie tylko naprawiał zegarki, ale też głosił. Praca zegarmistrza stanowiła przydatny kamuflaż, gdyż nasza działalność była zakazana. W niewielkiej miejscowości Privlaka spotkał kilka osób, które całym sercem uchwyciły się prawdy. Z czasem powstał tam mały zbór. Stamtąd prawda dotarła w okolice miasta Vinkovci.

Podczas II wojny światowej brat Abramović pomagał potajemnie drukować i rozprowadzać po Jugosławii literaturę. Z powodu swej gorliwej działalności znalazł się wśród 14 braci skazanych w 1947 roku na długoletnie więzienie. Po wyjściu na wolność był nadzorcą podróżującym. Do końca życia pozostał gorliwym sługą Jehowy.

[Ramka i ilustracja na stronie 151]

Dyrygent zostaje pionierem

Wiele lat temu na terenie dzisiejszej Bośni i Hercegowiny Alfred Tuček, dyrygent orkiestry gwardii królewskiej, dostał od swojego kolegi Fritza Grögera literaturę biblijną. Prawdopodobnie pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku Alfred skontaktował się z Towarzystwem Latarnia Morska w Mariborze i poinformował, że pragnie być pionierem. Jakiś czas potem został jednym z pierwszych jugosłowiańskich pionierów. Jako dyrygent orkiestry wojskowej sporo zarabiał, ale powodowany miłością do Jehowy, zrezygnował z pracy i ‛nie oglądał się wstecz’ (Łuk. 9:62). Na początku lat trzydziestych razem z niemieckimi pionierami wyświetlał w różnych częściach kraju „Fotodramę stworzenia”. Pomagał także w przygotowywaniu kart terenu, ułatwiających zorganizowanie głoszenia w Jugosławii. W 1934 roku poślubił Fridę, pionierkę z Niemiec. Najpierw zostali skierowani do Sarajewa w Bośni. Potem głosili dobrą nowinę w Macedonii, Czarnogórze, Chorwacji i Serbii. Początkowo jeździli rowerami, a później przesiedli się na motor. Chociaż dobra nowina nie znajdowała wówczas zbytniego posłuchu, a głoszenie było zakazane, zdawali sobie sprawę, jak ważne jest docieranie do możliwie największej liczby ludzi.

[Ramka i ilustracje na stronach 155, 156]

W zdrowiu i chorobie

Martin Poetzinger działał w kilku krajach środkowoeuropejskich, po czym powierzono mu nadzór nad grupą pionierów w Jugosławii. Właśnie w tym okresie spotkał Gertrud Mende, gorliwą pionierkę z Niemiec, która później została jego żoną. W kwestii opieki zdrowotnej pionierzy musieli się nauczyć całkowitego polegania na Jehowie. Chociaż nie mieli żadnego ubezpieczenia, zawsze otrzymywali niezbędną pomoc. Czasem w krytycznych sytuacjach Jehowa posługiwał się przyjaźnie usposobionymi ludźmi. Na przykład gdy brat Poetzinger poważnie zachorował podczas pobytu w Zagrzebiu, o pomoc zatroszczyła się siostra Mende.

Gertrud wspomina: „W połowie lat trzydziestych Martin i ja zostaliśmy skierowani do Sarajewa. Ale sprawy nie potoczyły się po naszej myśli. Pewnego wieczoru Martin źle się poczuł i w nocy dostał prawie czterdziestostopniowej gorączki. Rankiem poszłam zobaczyć, jak się czuje. Kobieta, u której wynajmował kwaterę, powiedziała, że bardzo się o niego martwi. Próbowałyśmy wspólnie podleczyć go miejscowym specyfikiem — gotowanym winem z dużą ilością cukru. Ale jego stan się nie poprawił. Dzwoniłam do kilku lekarzy, których numery znalazłam w książce telefonicznej, ale żaden nie chciał od razu przyjść. Wszyscy się czymś wymawiali.

„Gospodyni zasugerowała, by zadzwonić do szpitala. Wykręciłam numer ordynatora i wyjaśniłam, że Martin leży w łóżku i ma 40 stopni gorączki. Człowiek ten był bardzo miły i przysłał ambulans. Gdy wynosili Martina do karetki, gospodyni powiedziała: ‚Już go nie zobaczysz’.

„Jakby tego wszystkiego było mało, nie mieliśmy pieniędzy. Jedyne środki, jakimi dysponowali pionierzy, pochodziły z datków za literaturę i ledwie starczały do przeżycia. Nie wiedzieliśmy, co robić ani ile będzie kosztowało leczenie. Doktor Thaler zbadał Martina i postawił diagnozę: ‚To zapalenie opłucnej, które wymaga operacji. Minie trochę czasu, zanim stanie na nogi’.

„Doktor Thaler musiał się zorientować w naszym położeniu, gdyż powiedział: ‚Chcę pomagać ludziom mającym taką wiarę jak wy’. Nie zażądał pieniędzy za operację. Z pomocą Jehowy poradziliśmy sobie w tej trudnej sytuacji. Z powodu choroby Martina nie mogliśmy jednak pojechać do Sarajewa, tylko musieliśmy wrócić do Niemiec”.

[Ilustracja]

Martin Poetzinger w Niemczech, rok 1931

[Ramka i ilustracja na stronach 161, 162]

W dzień praca, w nocy drukowanie

LINA BABIĆ

URODZONA 1925 rok

CHRZEST 1946 rok

Z ŻYCIORYSU Od roku 1953, kiedy to prawnie uznano naszą działalność, pracowała w Betel. Pomagała przy drukowaniu oraz wysyłce czasopism i literatury. Obecnie wiernie usługuje w Betel w Zagrzebiu.

GDY braci wypuszczono z więzień, szybko poczyniliśmy przygotowania do powielania czasopism. Pracy było mnóstwo, ale braci niewielu. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, postanowiłam stawić się do dyspozycji, chociaż pracowałam zawodowo. Bardzo chciałam pomóc. W dzień zarabiałam na utrzymanie, a potem do późna w nocy drukowałam literaturę.

W tamtym okresie nie mieliśmy w mieście własnego budynku. Dlatego starsze małżeństwo Petar i Jelena Jelić udostępniło nam swoją kawalerkę. Pokój miał cztery i pół na cztery i pół metra. Na łóżku kładliśmy drewnianą ramę z naciągniętym płótnem, a na niej umieszczaliśmy wydrukowane strony. Obok łóżka był stół, na którym ustawialiśmy ręczny powielacz. Drukowaliśmy około 800 stron na godzinę. W porównaniu z wydajnością współczesnych maszyn drukarskich nie był to oszałamiający wynik, ale cieszyliśmy się, że dzięki cierpliwości i ciężkiej pracy mogliśmy wyprodukować potrzebną ilość literatury.

Duże wrażenie robiła na nas postawa gospodarzy — cierpliwie czekali, aż skończymy pracę i wyniesiemy stertę wydrukowanych stron, i dopiero wtedy kładli się spać. Nigdy się nie skarżyli, wręcz przeciwnie — w ich oczach widać było radość, ponieważ mogli w ten sposób popierać dzieło Królestwa. Jelena razem z innymi starszymi wiekiem siostrami pomagała na miarę swych możliwości zbierać, zszywać i zaginać wydrukowane strony. Ich wsparcie było nieocenione.

W roku 1958 nabyliśmy powielacz elektryczny, drukowanie stało się więc łatwiejsze. W 1931 roku drukowaliśmy zaledwie 20 czasopism, a na początku lat sześćdziesiątych już 2400 egzemplarzy w trzech językach — chorwackim, serbskim (cyrylicą) i słoweńskim. Nie mogliśmy drukować książek, ale wydawaliśmy sporo broszur. W 1966 roku udało nam się zrealizować największe przedsięwzięcie wydawnicze: wynajęty drukarz wydrukował w trzech językach książkę „Sprawy, w których u Boga kłamstwo jest niemożliwe” — każdą w postaci 12 broszur. W sumie wydrukowaliśmy 600 000 broszur, co było ekwiwalentem 50 000 książek.

Obecnie usługuję w Betel w Zagrzebiu. Z radością wspominam minione lata służby i obserwuję, jak Jehowa błogosławi dziełu we wszystkich krajach byłej Jugosławii.

[Ramka i ilustracja na stronach 176, 177]

„Jutro wszystko się może zmienić”

IVICA ZEMLJAN

URODZONY 1948 rok

CHRZEST 1961 rok

Z ŻYCIORYSU Za obstawanie przy neutralności był pięć razy więziony. Później w weekendy usługiwał w charakterze nadzorcy obwodu, a dzisiaj jest starszym w zborze w Zagrzebiu.

RODZICE wychowywali mnie w prawdzie i to ona była głównym tematem rozmów w naszym domu. Gdy otrzymałem wezwanie do wojska, udałem się na wskazane miejsce i powiedziałem, że chcę złożyć oświadczenie. Wyjaśniłem swoje neutralne stanowisko. Wkrótce potem wytoczono mi proces i sąd skazał mnie na dziewięć miesięcy pozbawienia wolności. Po upływie tego okresu czekało już na mnie drugie wezwanie do wojska. Ponownie stanąłem przed sądem i znów zostałem skazany, tym razem na rok więzienia. Gdy wyszedłem na wolność, czekało na mnie trzecie powołanie i kolejna rozprawa. Tym razem sąd orzekł karę 15 miesięcy pozbawienia wolności. Za czwartym razem wyrok brzmiał 20 miesięcy, a za piątym — dwa lata. Tak więc między rokiem 1966 a 1980 łącznie spędziłem w więzieniu przeszło sześć lat.

Dwa razy trafiłem na wyspę Goli Otok na Morzu Adriatyckim, którą zamieniono w zakład karny dla więźniów politycznych. Traktowano mnie tak jak innych skazanych. Mieliśmy „zasypywać morze” — w drewnianej skrzyni przenosiliśmy z jednej strony wyspy na drugą kamienie i wrzucaliśmy je do wody. Każdy taki ładunek ważył ponad 100 kilogramów. Potem wracaliśmy po następne kamienie. Tę syzyfową pracę wykonywaliśmy całymi dniami.

Gdy znalazłem się na tej wyspie po raz drugi, każdy nowo przybyły więzień zwyczajowo trafiał na miesiąc do izolatki. Pobyt w całkowitym odosobnieniu był okropny. Nigdy w życiu tyle się nie modliłem. Nie miałem Biblii ani literatury biblijnej. Ciężko znosiłem całkowitą izolację. Pokrzepienie czerpałem jedynie z listu od rodziców. Dobrze zrozumiałem wtedy znaczenie słów apostoła Pawła: „Kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny” (2 Kor. 12:10). Jakże byłem szczęśliwy i umocniony, gdy wyszedłem na wolność i znalazłem pracę!

W innym więzieniu kazano mi się zgłosić do psychologa, który był bardzo szorstki i mnie obrażał. Krzyczał na mnie, twierdząc między innymi, że jestem nienormalny — ja zaś nie miałem prawa nic powiedzieć na swoją obronę. Następnego dnia psycholog ten znów mnie wezwał i całkiem innym tonem oświadczył: „Myślałem o tobie i doszedłem do wniosku, że więzienie nie jest dla ciebie odpowiednim miejscem. Znajdę ci pracę za murami”. I ku mojemu zdziwieniu dotrzymał słowa. Nie wiem, co go skłoniło do zmiany nastawienia, ale to zdarzenie uzmysłowiło mi, iż nigdy nie należy ulegać strachowi ani myśleć, że sytuacja jest bez wyjścia. Jutro wszystko się może zmienić. Jestem wdzięczny Jehowie za te przeżycia, które pomogły mi się do Niego przybliżyć.

[Ramka i ilustracja na stronie 179]

‛Czy wolno rozmawiać o piłce nożnej?’

HENRIK KOVAČIĆ

URODZONY 1944 rok

CHRZEST 1962 rok

Z ŻYCIORYSU W roku 1973 usługiwał w charakterze weekendowego nadzorcy podróżującego, a w latach 1974-1976 już jako pełnoczasowy nadzorca podróżujący. Obecnie jest członkiem chorwackiego Komitetu Oddziału.

NIGDY nie wiedzieliśmy, czy wrócimy ze służby do domu. Milicja często nas aresztowała i przesłuchiwała. Nieraz się okazywało, że funkcjonariusze mają mylne wyobrażenia na nasz temat.

Kiedyś na posterunku milicji usłyszałem, że o Bogu możemy mówić tylko w miejscach do tego wyznaczonych, a nie na ulicach czy od domu do domu. Podobnie jak Nehemiasz szybko pomodliłem się do Jehowy i poprosiłem, by pomógł mi znaleźć właściwe słowa. Następnie zapytałem przesłuchującego mnie funkcjonariusza: „Czy o piłce nożnej wolno rozmawiać tylko na stadionie, czy też w innych miejscach?”. Odpowiedział, że można to robić wszędzie. Wówczas rzekłem: „W takim razie również o Bogu można rozmawiać wszędzie, nie tylko w kościele czy innym miejscu kultu”. Przesłuchiwano nas pięć godzin, po czym razem z moim współpracownikiem zostaliśmy zwolnieni.

Patrząc wstecz na minione 40 lat, razem z żoną Aną możemy powiedzieć, że nie zamienilibyśmy naszej służby na nic innego. Oboje pomogliśmy poznać prawdę blisko 70 osobom. Każde zadanie, jakie nam powierza Jehowa, może tylko wzbogacić nasze życie.

[Ramka i ilustracja na stronach 195, 196]

Obiecaliśmy, że wrócimy

HALIM CURI

URODZONY 1968 rok

CHRZEST 1988 rok

Z ŻYCIORYSU Pomagał organizować i rozprowadzać pomoc humanitarną w Sarajewie. Obecnie usługuje jako starszy, jest też członkiem Komitetu Łączności ze Szpitalami oraz prawnym przedstawicielem Świadków Jehowy w Bośni i Hercegowinie.

W ROKU 1992 trwało oblężenie Sarajewa. Gdy przestały dochodzić nowe przesyłki z literaturą, studiowaliśmy starsze czasopisma. Za pomocą wysłużonej maszyny do pisania bracia kopiowali dostępne artykuły do studium. Chociaż w mieście było tylko 52 głosicieli, na zebrania przychodziło ponad 200 osób i prowadziliśmy jakieś 240 studiów biblijnych.

W listopadzie 1993 roku, w najgorszym okresie wojny, urodziła się nasza córka Arijana. Wychowywanie dziecka w tak burzliwych czasach było nie lada wyzwaniem. Całymi tygodniami nie mieliśmy bieżącej wody ani prądu. Zużywaliśmy meble na opał, a droga na zebrania prowadziła przez bardzo niebezpieczne miejsca. Snajperzy strzelali do każdego, kogo zobaczyli, więc niektóre ulice i barykady musieliśmy pokonywać biegiem.

Pewnego spokojnego dnia wraz z żoną i dzieckiem oraz bratem Draženen Radiši wracaliśmy do domu z zebrania, gdy nagle ktoś otworzył ogień z karabinu maszynowego. Przywarliśmy do ziemi, ale pocisk trafił mnie w brzuch. Poczułem przeszywający ból. Zdarzenie to widziało z okien wielu ludzi, toteż kilku odważnych młodych mężczyzn wybiegło z domów, by nas odciągnąć w bezpieczne miejsce. Szybko trafiłem do szpitala, gdzie koniecznie chciano podać mi krew. Wyjaśniłem lekarzowi, że sumienie nie pozwala mi jej przyjąć. Nalegano, bym zmienił zdanie, ja jednak byłem zdecydowany i gotowy ponieść konsekwencje swej decyzji. Lekarze operowali mnie dwie i pół godziny i choć nie zgodziłem się na transfuzję krwi, szybko doszedłem do zdrowia.

Po operacji potrzebowałem odpoczynku, ale z powodu wojny było to niemożliwe. Postanowiliśmy pojechać do rodziny w Austrii. Ale z Sarajewa można się było wydostać jedynie tunelem biegnącym pod lotniskiem — miał 900 metrów długości i około 120 centymetrów wysokości. Żona niosła córkę, a ja starałem się dźwigać bagaż. Byłem jednak bardzo osłabiony, więc musiała mi pomóc.

Wprost trudno opisać radość, jaką nam przyniósł pobyt w Austrii. Opuszczając Sarajewo, obiecaliśmy naszym braciom i naszemu Stwórcy, że wrócimy. Niełatwo było zostawić rodzinę, zwłaszcza moją matkę. Wyjaśniliśmy jednak, iż obiecaliśmy Bogu, że jeśli uda nam się wydostać i trochę odpocząć, to wrócimy do Sarajewa. Nie moglibyśmy teraz powiedzieć Bogu: „Dziękujemy, że pozwoliłeś nam tu dotrzeć. Bardzo nam się tutaj podoba i chcielibyśmy zostać”. Poza tym bracia w Sarajewie nas potrzebowali. Moja żona Amra bardzo mnie wspierała w tym postanowieniu.

Tak więc w grudniu 1994 roku znów znaleźliśmy się w tunelu w Sarajewie, ale tym razem szliśmy w przeciwnym kierunku. Na nasz widok ludzie pytali: „Co wy robicie? Każdy chce się wydostać z oblężonego miasta, a wy do niego wracacie?”. Trudno opisać, jak wzruszające było ponowne spotkanie z braćmi w miejscowej Sali Królestwa. Nigdy nie żałowaliśmy decyzji o powrocie.

[Ramka na stronie 210]

Chorwackie wyspy

Długość linii brzegowej Chorwacji wynosi 1778 kilometrów. Wzdłuż wybrzeża jest ponad 1000 wysp, w tym około 50 zasiedlonych. Powierzchnia wysp waha się od niespełna jednego do przeszło 400 kilometrów kwadratowych.

Wyspiarze zajmują się głównie rybołówstwem, uprawą drzew oliwnych, winorośli, a także ogrodnictwem. Park Narodowy Kornati, obejmujący 140 wysp i raf, to raj dla pasjonatów nurkowania. Mieszkańcy wysp Krapanj i Zlarin poławiają koralowce i gąbki. Na wyspie Hvar uprawia się lawendę oraz produkuje miód i olejek rozmarynowy. Na jałowej wyspie Pag pasą się owce, skubiąc zioła i słoną trawę, dzięki czemu ich mięso i mleko ma specyficzny smak. Z tego wyjątkowego mleka wyspiarze wytwarzają ceniony ser.

Świadkowie Jehowy podejmują szczególne starania, by dotrzeć do wszystkich mieszkańców. Niektórzy głosiciele muszą w tym celu przejechać jedynie przez most, inni natomiast są zmuszeni korzystać z promu. Grupy Świadków bardzo lubią organizować na wyspach specjalne kilkudniowe kampanie ewangelizacyjne. Rozmowy z wyspiarzami mogą jednak nastręczać pewnych trudności, ponieważ posługują się oni specyficznym dialektem, nie zawsze zrozumiałym dla przybyszów.

Na szczęście mieszkańcy wysp pozytywnie reagują na dobrą nowinę. Na wyspie Korčula działa zbór liczący 52 głosicieli. Ze względu na położenie tego zboru przyjezdnym mówcom niełatwo do niego dotrzeć, by wygłosić wykład publiczny. Ale ich wysiłki pomagają temu oddalonemu zborowi zachowywać jedność z ogólnoświatową społecznością braterską (1 Piotra 5:9).

[Ramka i ilustracja na stronie 224]

‛Zgłosiłam się do więzienia 11 dni przed terminem’

PAVLINA BOGOEVSKA

URODZONA 1938 rok

CHRZEST 1972 rok

Z ŻYCIORYSU Służbę pionierską rozpoczęła w roku 1975, a dwa lata później została pierwszą pionierką specjalną w Macedonii. Pomogła poznać prawdę 80 osobom.

WIELE razy podczas głoszenia ludzie donosili na mnie na milicję. Trafiałam na posterunek, gdzie mnie przesłuchiwano, czasem nawet całymi godzinami. Niejednokrotnie byłam karana grzywną. W sądzie fałszywie oskarżano mnie, że jestem wrogiem państwa i że rozpowszechniam zachodnią propagandę. Pewnego razu zostałam skazana na 20, a kiedy indziej na 30 dni pozbawienia wolności.

Tak się złożyło, że 20-dniowy wyrok, który miałam odsiedzieć, zbiegł się w czasie ze zgromadzeniem okręgowym. Poprosiłam sąd o odroczenie wyroku, ale moja prośba została odrzucona. Postanowiłam więc zgłosić się do więzienia 11 dni przed terminem. Władze więzienne bardzo się zdziwiły na mój widok. Nie mogły uwierzyć, że komuś może zależeć na jak najszybszym trafieniu za kratki. Miałam więc sposobność dać świadectwo, a strażnicy obiecali się mną opiekować. Jedenaście dni później więzienie odwiedził milicjant, by sprawdzić, czy się tam stawiłam. Jakże był zaskoczony, gdy usłyszał od strażników, że jestem tam od 11 dni! W rezultacie udało mi się wziąć udział w zgromadzeniu.

[Ramka i ilustracja na stronie 232]

‛Oddawali to, co mieli najlepszego’

ŠANDOR PALFI

URODZONY 1933 rok

CHRZEST 1964 rok

Z ŻYCIORYSU Jego rodzice poznali prawdę w obozie założonym przez partyzantów tuż po II wojny światowej. Usługiwał w charakterze weekendowego nadzorcy podróżującego, a obecnie jest członkiem serbskiego Komitetu Kraju.

PONIEWAŻ moja rodzina ma węgierskie korzenie, na krótko trafiliśmy do obozu założonego przez partyzantów. Okazało się to jednak dobrodziejstwem, gdyż właśnie tam moi rodzice zetknęli się z prawdą. Kiedy byłem nastolatkiem, zbytnio się nią nie interesowałem. Ale wielki wpływ wywarł na mnie brat Franz Brand, który kilka lat mieszkał w naszym domu. Kiedyś poprosił, bym przetłumaczył z węgierskiego na serbski jedną z naszych publikacji. Przystałem na to w przekonaniu, że wyświadczę mu przysługę. Później dowiedziałem się, że nie trzeba było jej tłumaczyć; chciał po prostu, żebym ją przeczytał. Plan się powiódł i niedługo potem, w roku 1964, zostałem ochrzczony.

Jednym z najradośniejszych przeżyć był przywilej pracy w charakterze nadzorcy podróżującego. Nie zawsze było łatwo, gdyż bracia żyli bardzo skromnie. Wiele razy spałem z rodziną gospodarzy w jednym pokoju. Ale wszystkie poświęcenia były warte zachodu. Serce mi rosło na widok uradowanych braci, którzy wprost nie mogli się doczekać kolejnej wizyty. Byli gotowi oddać to, co mieli najlepszego. Jakże mógłbym nie być za to wdzięczny?

[Ramka i ilustracja na stronach 236, 237]

„Gdzie mogę znaleźć tych ludzi?”

AGRON BASHOTA

URODZONY 1973 rok

CHRZEST 2002 rok

Z ŻYCIORYSU Były żołnierz Armii Wyzwolenia Kosowa, a obecnie pionier stały i sługa pomocniczy.

GDY na własne oczy ujrzałem okropności wojny, łącznie z mordowaniem małych dzieci, doszedłem do wniosku, że Boga nie ma. Uważałem, że gdyby był, to na pewno nie pozwoliłby na te wszystkie cierpienia. Kolejnym ciosem dla mojej wiary był widok muzułmańskich przywódców religijnych, którzy popierali wojnę przeciwko Serbom. Przed wojną byłem muzułmaninem, ale potem stałem się ateistą i przyłączyłem się do Armii Wyzwolenia Kosowa. Chociaż nie walczyłem długo, zaskarbiłem sobie szacunek i obsypano mnie zaszczytami. Ponieważ zyskałem u innych posłuch, stałem się agresywny i wyniosły.

Niestety, w podobny sposób odnosiłem się także do żony. Uważałem, że ma robić to, co mówię, i zawsze mnie słuchać. W czasie wojny Merita nawiązała kontakt ze Świadkami Jehowy i otrzymała od nich trochę publikacji. Pewnego wieczora przed snem powiedziała: „Weź je i poczytaj. Są o Bogu”. Rozzłościłem się na jej sugestię, że mogłaby mnie uczyć o Bogu. Chcąc uniknąć kłótni, Merita poszła spać do sypialni.

Zostawszy sam z literaturą, postanowiłem zajrzeć do broszury Czego wymaga od nas Bóg?. Następnie sięgnąłem po broszurę Czas na prawdziwe poddanie się woli Bożej. Jako muzułmanin, zdziwiłem się, że zawiera ona cytaty z Koranu. Potem przeczytałem kilka Strażnic Przebudźcie się!. Była już późna noc, gdy wszedłem do sypialni i obudziłem żonę. „Skąd je masz?” — zapytałem. „Gdzie mogę znaleźć tych ludzi?”

Treść tych publikacji szczerze mnie poruszyła, ale żona była nieufna i obawiała się moich ewentualnych poczynań. Mimo to jeszcze tej samej nocy zadzwoniliśmy do kobiety będącej Świadkiem i dowiedzieliśmy się, gdzie i kiedy odbywają się spotkania. Następnego ranka poszliśmy tam. Byłem pod ogromnym wrażeniem uprzejmości i życzliwości braci. Nie sądziłem, że na świecie można spotkać takich ludzi. Od razu rzucało się w oczy, że są inni. Podczas zebrania nasunęło mi się pewne pytanie. Wprost nie mogłem się doczekać odpowiedzi na nie, toteż zgłosiłem się, by je zadać. Starsi nie wiedzieli, co tak bardzo chcę powiedzieć, więc trochę się obawiali udzielić mi głosu. Niewątpliwie poczuli ogromną ulgę, gdy usłyszeli, że po prostu chcę wiedzieć, jak mogę zostać Świadkiem Jehowy!

Jeszcze tego samego dnia zacząłem studiować Biblię. Musiałem dokonać u siebie wielu niełatwych zmian. Postanowiłem rzucić palenie. Wiedziałem też, że muszę zerwać z dotychczasowym towarzystwem. Dzięki modlitwie i regularnej obecności na zebraniach okazałem skruchę za poprzedni styl życia i przywdziałem nową osobowość. Jakże zbawienny wpływ wywarła prawda na mnie samego oraz na moją rodzinę! Obecnie wraz z żoną jesteśmy pionierami stałymi, a w roku 2006 zostałem sługą pomocniczym. Teraz pomagam innym zrozumieć, dlaczego ludzie cierpią i jak Jehowa wkrótce rozwiąże wszelkie nasze problemy.

[Ramka i ilustracja na stronach 249, 250]

„Tak jakby Jehowa zasłonił im oczy”

JANEZ NOVAK

URODZONY 1964 rok

CHRZEST 1983 rok

Z ŻYCIORYSU Z powodu swej wiary trzy lata spędził w więzieniu, a obecnie jest członkiem słoweńskiego Komitetu Oddziału.

W GRUDNIU 1984 roku władze wojskowe kilkakrotnie nakazywały mi stawić się do odbycia służby wojskowej. Gdy w drzwiach mieszkania znalazłem kolejne wezwanie, a w nim ostrzeżenie, że do koszar doprowadzi mnie żandarmeria, postanowiłem sam się tam zgłosić i wyjaśnić swoje stanowisko. Nie zdołałem przekonać wojskowych, którzy chcieli za wszelką cenę zrobić ze mnie żołnierza. Ogolono mi głowę, zabrano cywilne ubranie i dano mundur. Ponieważ nie chciałem go przyjąć, ubrano mnie w niego siłą. Następnie wciśnięto mi do ręki długopis i kazano podpisać zgodę na wstąpienie do armii. Odmówiłem.

Odmówiłem też udziału w porannej musztrze i oddawania honorów fladze. Gdy czterech żołnierzy zaciągnęło mnie na plac i kazało mi ćwiczyć, nawet nie ruszyłem ręką. Usiłowali podnosić mi ręce, aż zrozumieli, jak niedorzeczna jest cała ta sytuacja. Wycelowali we mnie karabin i zagrozili śmiercią. Czasem próbowano mnie przekupić kawą i ciastem.

Swoim zdecydowaniem doprowadzałem niektórych do płaczu z bezsilności. Inni wpadali we wściekłość, gdy nie chciałem napluć na podsuwany mi pod nos portret marszałka Tito. Po kilku dniach usiłowano mnie zmusić do noszenia broni, na co również się nie zgodziłem. Potraktowano to jako wykroczenie, w związku z czym przez miesiąc nie mogłem opuszczać koszar. Potem w oczekiwaniu na wyrok szereg tygodni spędziłem w więzieniu w Zagrzebiu. W celi przez całą noc paliła się czerwona żarówka, a do toalety mogłem pójść tylko wtedy, gdy strażnik był w dobrym nastroju.

W końcu zostałem skazany na trzy lata odosobnienia na adriatyckiej wyspie Goli Otok, gdzie umieszczano najgorszych kryminalistów. Do tego więzienia słynącego z przemocy wśród osadzonych zabrano mnie w kajdankach, ponieważ nie chciałem walczyć. Na miejscu spotkałem czterech innych Świadków, którzy trafili tam za neutralność.

Nie mieliśmy pozwolenia na posiadanie Biblii ani innej literatury. Ale jedna Biblia już tam była. W pudełku z podwójnym dnem rodzina przysyłała mi Strażnice. Funkcjonariusze więzienni nigdy nie znaleźli naszej literatury ani się nie zorientowali, że organizujemy chrześcijańskie zebrania. Zdarzało się, że gdy wchodzili do celi, literatura leżała na wierzchu, ale oni jej nie widzieli — tak jakby Jehowa zasłonił im oczy.

Po roku przeniesiono mnie do Słowenii, gdzie miałem dokończyć odbywanie wyroku. Jeszcze podczas pobytu w więzieniu ożeniłem się z Rahelą. Kiedy w końcu wyszedłem na wolność, razem z żoną zostaliśmy pionierami, a od 1993 roku usługujemy w słoweńskim Betel.

[Diagram i wykres na stronach 244, 245]

Kraje byłej Jugosławii — WAŻNIEJSZE WYDARZENIA

Lata 20. W Mariborze (Słowenia) niewielka grupa spotyka się na dyskusjach biblijnych.

Lata 30. Do Jugosławii zostają skierowani niemieckojęzyczni pionierzy.

1935 W Belgradzie (Serbia) powstaje Biuro Oddziału.

1940

1941 Inwazja wojsk niemieckich; rozpoczynają się ciężkie prześladowania.

1950

1953 Świadkowie Jehowy zostają oficjalnie zarejestrowani, ale głoszenie od domu do domu podlega ograniczeniom.

1960

1969 Zgromadzenie międzynarodowe na stadionie w Norymberdze (Niemcy).

1970

1990

1991 Pierwsze zgromadzenie międzynarodowe w Zagrzebiu (Chorwacja). Przyjeżdżają pierwsi misjonarze — absolwenci Szkoły Gilead. Pod nadzorem oddziału austriackiego powstaje Biuro w Słowenii. Początek wojny na Bałkanach.

1993 Świadkowie Jehowy zarejestrowani w Macedonii.

1994 W Słowenii powstaje Komitet Łączności ze Szpitalami.

2000

2003 Świadkowie Jehowy prawnie uznani w Chorwacji. Oddanie do użytku nowego domu Betel w Macedonii.

2004 Wydanie Chrześcijańskich Pism Greckich w Przekładzie Nowego Świata w języku słoweńskim.

2006 Oddanie do użytku nowych obiektów Biura Oddziału w Słowenii. Wydanie całego Pisma Świętego w Przekładzie Nowego Świata w językach chorwackim, serbskim i macedońskim. W Belgradzie powstaje grupa chińska.

2007 Pierwszy wykład specjalny wygłoszony w Macedonii w języku romani. Wydanie w tym języku pierwszej publikacji.

2010

[Wykres]

[Patrz publikacja]

Liczba głosicieli

Liczba pionierów

14 000

10 500

7 000

3 500

1940 1950 1960 1970 1990 2000 2010

[Mapy na stronie 147]

[Patrz publikacja]

CZECHY

AUSTRIA

WIEDEŃ

SŁOWACJA

BRATYSŁAWA

WĘGRY

BUDAPESZT

RUMUNIA

BUŁGARIA

GRECJA

ALBANIA

TIRANA

MORZE JOŃSKIE

WŁOCHY

MORZE ADRIATYCKIE

BYŁA JUGOSŁAWIA

SŁOWENIA

LUBLANA

Maribor

Kamnik

CHORWACJA

ZAGRZEB

SLAWONIA

Osijek

Vukovar

Vinkovci

Privlaka

Jasenovac

Szybenik

Split

DALMACJA

Goli Otok

Pag

Kornati

Zlarin

Krapanj

Hvar

Korčula

BOŚNIA I HERCEGOWINA

SARAJEWO

Bihać

Banja Luka

Tuzla

Travnik

Zenica

Vareš

Mostar

SERBIA

BELGRAD

WOJWODINA

Bor

CZARNOGÓRA

PODGORICA

Nikšić

Herceg-Novi

Tara

Jezioro Szkoderskie

KOSOWO

Peć

Prisztina

MACEDONIA

SKOPIE

Tetovo

Kočani

Štip

Kičevo

Strumica

Resen

Uwaga: Organizacja Narodów Zjednoczonych podała, że „w lutym [2008 roku] Kosowo ogłosiło niepodległość”. W celu ustalenia faktycznego statusu politycznego tej dawnej części Serbii Zgromadzenie Ogólne ONZ „zwróciło się o opinię do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości”.

[Całostronicowa ilustracja na stronie 142]

[Ilustracja na stronie 145]

Franz Brand

[Ilustracje na stronie 146]

Rudolf Kalle i jedna z jego maszyn do pisania

[Ilustracja na stronie 149]

W Słowenii do służby wykorzystywano wynajęte ciężarówki

[Ilustracja na stronie 154]

Pierwsi pionierzy musieli pokonywać liczne trudności

[Ilustracja na stronie 157]

Frida i Alfred Tuček z rowerami

[Ilustracja na stronie 158]

Rudolf Kalle przed Betel w Belgradzie

[Ilustracje na stronie 168]

Franc Drozg i kopia jego listu

[Ilustracja na stronie 180]

Po prawej: stajnia, którą przekształcono w Salę Królestwa w Lublanie

[Ilustracja na stronie 180]

Poniżej: jedna z pierwszych Sal Królestwa w Zagrzebiu

[Ilustracja na stronie 182]

Stojan Bogatinov

[Ilustracje na stronach 184, 185]

W tle: zgromadzenie międzynarodowe w roku 1969 pod hasłem „Pokój na ziemi”, Norymberga (Niemcy); po lewej: pociąg z delegatami z Jugosławii; po prawej: Nathan Knorr

[Ilustracja na stronie 188]

Ðuro Landić

[Ilustracje na stronie 192]

Przemawia Milton Henschel; chrzest na zgromadzeniu międzynarodowym pod hasłem „Lud miłujący wolność Bożą”, Zagrzeb, rok 1991

[Ilustracja na stronie 197]

Ljiljana z córkami

[Ilustracje na stronie 199]

Pomoc humanitarna przewieziona ciężarówkami z Austrii

[Ilustracja na stronie 200]

Rodzina Ðoremów, rok 1991

[Ilustracja na stronie 204]

Chrzest w beczce po rybach, Zenica, rok 1994

[Ilustracje na stronie 209]

Pomoc humanitarna gromadzona w Zagrzebiu

[Ilustracja na stronie 215]

Elke i Heinz Polachowie

[Ilustracje na stronie 216]

Chorwacki Komitet Oddziału i Biuro Oddziału

[Ilustracja na stronie 228]

Dostarczanie pomocy humanitarnej do Bośni

[Ilustracje na stronie 233]

Serbski Komitet Kraju i Betel w Belgradzie

[Ilustracja na stronie 235]

Saliu Abazi

[Ilustracje na stronie 243]

Głoszenie w Podgoricy; Sala Królestwa w Podgoricy

[Ilustracja na stronie 247]

Stare miasto w Piranie, Słowenia

[Ilustracja na stronie 251]

Dawne Biuro Oddziału w Lublanie, rok 2002

[Ilustracja na stronie 253]

Biuro Oddziału w Kamniku, rok 2006

[Ilustracja na stronie 254]

Słoweński Komitet Oddziału