Przejdź do zawartości

Przejdź do spisu treści

Meksyk

Meksyk

Meksyk

WZMIANKA o Meksyku wielu osobom przywodzi na myśl barwnych tancerzy, gitarzystów grających romantyczne serenady oraz senne miasteczka z domami o pobielanych ścianach i czerwonych dachach. Innym kraj ten kojarzy się z korkami ulicznymi w metropoliach, takich jak Meksyk, Guadalajara czy Monterrey. Jeszcze inni wspominają skromnych, gościnnych ludzi, którzy z uśmiechem witają się przyjaznym uściskiem dłoni. Taki właśnie jest Meksyk, ale można o nim powiedzieć znacznie więcej.

W kraju tym panuje dobrobyt duchowy. Chociaż Świadkowie Jehowy prowadzą działalność w przeszło 230 państwach na całym świecie, to od roku 1987 sporo ponad 10 procent wszystkich studiów biblijnych odbywa się w Meksyku. Ten program kształcenia biblijnego przynosi tutaj piękne rezultaty. W ciągu ostatnich pięciu lat aż 154 420 osób zgłosiło się do chrztu, by usymbolizować swe oddanie się Jehowie.

Niemniej wciąż potrzeba dużo pracy, by mogło zostać dane dokładne świadectwo na obszarze całego Meksyku. Mieszka tu ponad 87 milionów ludzi. Językiem urzędowym jest hiszpański, ale w użyciu są także inne języki i dialekty. Chociaż jeszcze nie każdy Meksykanin otrzymał gruntowne świadectwo, Jehowa zgromadza do swej służby poszczególne osoby ze wszystkich różnorodnych grup tworzących ten naród. Jak się to odbywa? Aby odpowiedzieć na to pytanie, zapraszamy do wspólnego zapoznania się z historią Świadków Jehowy w Meksyku.

Najpierw jednak dowiemy się czegoś o samych Meksykanach i o wydarzeniach, które ukształtowały ich obyczajowość.

Dzieje ludów Meksyku

Skąd pochodzą mieszkańcy tego kraju? Najbardziej rozpowszechniony jest pogląd, że pierwsze plemiona, które zaludniły te tereny, przybyły z Azji i przeprawiły się na kontynent zwany dziś Ameryką przez Cieśninę Beringa. Zadomowiły się tu na długo przed nastaniem naszej ery.

W historii Meksyku ważną rolę odegrało kilka głównych plemion indiańskich. Byli to między innymi Olmekowie, Majowie, Zapotekowie i Toltekowie. Gdy po roku 1490 Hiszpanie zaczęli zajmować Indie Zachodnie, większość obszaru dzisiejszego środkowopołudniowego Meksyku znajdowała się pod panowaniem Azteków. Ich stolica, Tenochtitlán, liczyła według niektórych ocen 250 000 mieszkańców. Ale kiedy w roku 1521 ostatni władca aztecki poddał się Fernandowi Cortezowi, władzę nad tą krainą objęła Hiszpania.

Aztekowie byli czcicielami słońca, wielbili też siły natury, takie jak deszcz i ogień, którym przypisywali moc podtrzymywania życia. Po przybyciu Hiszpanów nastąpiło zderzenie się różnych kultur. Rząd hiszpański wydał rozporządzenie narzucające Indianom wiarę katolicką. Z czasem przestali oni składać ofiary z ludzi, praktykowane w poprzednim kulcie, ale niektóre wierzenia i zwyczaje przenieśli do swej nowej religii.

Przybysze z Europy wyzyskiwali ludność, a nowa religia podstępnie im w tym pomagała. W jaki sposób? Przez sprawowanie nadzoru nad oświatą, którą Kościół udostępniał tylko bogatym i wpływowym klasom, podczas gdy wśród prostych ludzi panował analfabetyzm i zacofanie. Łatwo więc można było zaszczepić im fanatyzm religijny.

Minęły prawie trzy wieki, w czasie których ludzie przyswoili sobie wierzenia i zwyczaje katolickie, gdy w roku 1810 wybuchł bunt przeciwko rządom hiszpańskim. Na jego czele stanął ksiądz Miguel Hidalgo y Costilla, a rozpoczęte wtedy walki doprowadziły w końcu do uzyskania niepodległości. Nowe państwo zachowało ścisłe związki z Kościołem katolickim, do którego w dalszym ciągu należeli mieszkańcy tego kraju.

Jednakże w miarę upływu czasu władze nabierały przekonania, że religia przynosi więcej szkody niż pożytku, toteż w 1859 roku wśród ustaw Reformy (Leyes de Reforma) znalazł się artykuł zarządzający rozdział Kościoła od państwa i konfiskatę wszystkich dóbr kościelnych.

Pod koniec roku 1910 krajem wstrząsnęła kolejna rewolucja, mająca na celu obalenie dyktatury Porfirio Díaza. Po jej zwycięstwie podjęto w 1917 roku nową próbę wprowadzenia w życie ustaw Reformy. Prawo meksykańskie zagwarantowało wówczas wolność wyznania, którą jednak obwarowano pewnymi zastrzeżeniami, poczynionymi głównie po to, by ograniczyć wpływy Kościoła katolickiego. Gdy rewolucja cichła, coraz piękniej rozwijało się dzieło, które niosło ludziom jeszcze wspanialszą wolność — zaczęto szerzyć dobrą nowinę o Bożym zamierzeniu co do ludzkości.

Album wydarzeń duchowych

Sprawozdanie z działalności Świadków Jehowy w Meksyku przypomina zbiór zdjęć składających się na cenny album historyczny. Jego pierwsza stronica sięga roku 1893. Wtedy to mężczyzna nazwiskiem Stephenson wysłał z Meksyku list, w którym wyraził nie tylko swe zainteresowanie studiowaniem prawd biblijnych, ale też chęć dzielenia się nimi z mieszkańcami tego kraju. List był zaadresowany do biura Towarzystwa Strażnica w Allegheny w stanie Pennsylwania w USA, a nadawca pisał: „Załączam pięć dolarów. Proszę o roczną prenumeratę Strażnicy Syjońskiej i przysłanie tylu egzemplarzy trzech tomów Brzasku Tysiąclecia, na ile wystarczy reszta tej sumy, ponieważ chciałbym je wysłać kilku przyjaciołom zarówno tutaj, jak i w Europie. Mam nadzieję znaleźć w Strażnicy artykuły, które mogą zdziałać wiele dobrego w tym kraju, jeśli zostaną przełożone i wydane w języku hiszpańskim; podjąłbym się nawet tłumaczenia tomów Brzasku, gdybym miał fundusze na ich opublikowanie”.

Działo się to za rządów Porfiria Díaza, kiedy w Meksyku istniał podział na bardzo religijną arystokrację i bardzo biedną klasę ludzi pracy. Ci ostatni odznaczali się głęboką pobożnością i byli całkowicie podporządkowani klerowi katolickiemu. W latach 1910-1911 kraj ogarnęły krwawe walki, które doprowadziły do zmiany władzy. Díaz musiał ustąpić z urzędu.

Kiedy zawierucha rewolucyjna nieco przycichła i okazało się, że wojna spustoszyła kraj i zrujnowała gospodarkę, różne osoby zaczęły szukać Boga. Do domów powracali ludzie, którzy znaleźli schronienie na północy, w USA, a wśród przywiezionych przez nich rzeczy znajdowały się czasem skarby w postaci książek objaśniających Biblię. Ponadto niektórzy Badacze Pisma Świętego z USA często urządzali wyprawy do północnego Meksyku, by dzielić się dobrą nowiną z tamtejszymi mieszkańcami. W rezultacie kilka osób w tym kraju poznało prawdę i według swoich najlepszych możliwości zaczęło dzielić się nią z innymi.

Pierwsze próby organizacyjne

W roku 1917 do San Antonio w Teksasie przybył młody student medycyny Abel Ortega. Tam od brata Moreyry dowiedział się o zamierzeniu Bożym wobec ludzkości. Abel zmienił plany życiowe, bo wrócił do Meksyku wyposażony w coś lepszego — w Boski plan wieków. Studia medyczne umożliwiał mu stryj, którego jednak wcale nie ucieszyły ani nie poruszyły nowe przekonania bratanka. W rezultacie Abel musiał opuścić dom. Przeprowadził się na peryferie stolicy, do osady Santa Julia. Tam pod rozłożystą koroną wielkiego drzewa zaczął organizować zebrania. Po dwóch latach przychodziło na nie już 30 osób.

Ponieważ grono to stale się powiększało, wyłoniła się potrzeba wyszukania odpowiedniej sali na spotkania. Znaleziono taki obiekt w centrum miasta. W roku 1919 w Meksyku odbywały się już niewielkie czterodniowe zgromadzenia Badaczy Pisma Świętego.

Jednakże Abel Ortega wkrótce potem uległ fascynacji pewną nową grupą religijną powstałą we Francji i przestał kroczyć wspólną drogą ze swymi dawnymi chrześcijańskimi braćmi. Doszło do podziałów, po których tylko garstka osób dalej starała się wykonywać wolę Jehowy.

Hiszpańskie biuro Towarzystwa w Los Angeles

Na kartach naszego albumu historycznego pochodzących z tego okresu znajdujemy wysokiego, szczupłego Kolumbijczyka — Roberta Montero, który poznał prawdę i został ochrzczony w USA w roku 1914. Pobudzany pierwszą gorliwością, dokładał wszelkich starań, by szerzyć dobrą nowinę. Przez pewien czas pracował w bruklińskim Domu Betel, gdy prezesem Towarzystwa Strażnica był jeszcze C. T. Russell. „Najwidoczniej między rokiem 1917 a 1918”, mówi córka Roberta, María Luisa Montero (de Bordier), „brat Rutherford [drugi prezes Towarzystwa Strażnica] wysłał mego ojca do Los Angeles, aby się zatroszczył o utworzoną tam grupę hiszpańskojęzyczną oraz zajął się wydawaniem po hiszpańsku La Torre del Vigía, dzisiejszej La Atalaya [Strażnica]”. Tak oto Roberto Montero otworzył biuro w Los Angeles w Kalifornii i zaczął tam tłumaczyć oraz rozsyłać publikacje Towarzystwa do zamawiających je ludzi mówiących po hiszpańsku.

Stamtąd czasopismo La Torre del Vigía dotarło do Meksyku. Przysyłano je tu co miesiąc, czasem co dwa. To samo biuro w Los Angeles zajmowało się dystrybucją książek pióra pastora Russella. Boski plan wieków i scenariusz „Fotodramy stworzenia” stały się dość dobrze znane w Meksyku.

Biuro Oddziału w Meksyku

Mimo problemów grupy działającej w stolicy kraju, a związanej wcześniej z Ablem Ortegą, szczerze usposobieni i spragnieni prawdy Meksykanie w dalszym ciągu studiowali Biblię za pomocą publikacji Towarzystwa Strażnica. Z różnych stron kraju napływały listy z prośbą o literaturę. Pod koniec roku 1920 Roberto Montero odbył więc podróż po Meksyku i odwiedził niektórych zainteresowanych. Spotkał się z grupą w stolicy, liczącą jakieś 13 osób, a także z tworzącymi się wówczas grupami w miastach Monterrey, Guadalajara, Puebla i Veracruz.

Do roku 1925 utworzono kilka klas, czyli zborów. W ciągu paru następnych lat ich liczba wzrosła do dziewięciu. Jednakże do roku 1929 pozostały tylko cztery.

Właśnie wtedy, pod koniec roku 1929, brat Rutherford poświęcił Meksykowi szczególną uwagę, otwierając w stolicy Biuro Oddziału. Nadzór nad jego pracą miał sprawować David Osorio Morales, młody brat z USA. Dzięki sprawniejszej organizacji głoszenie dobrej nowiny w tym kraju zaczęło się rozwijać bardziej dynamicznie.

Między Kościołem katolickim a władzami panowały w tamtych czasach napięte stosunki. Niektóre świątynie katolickie zamknięto. Gdy w roku 1926 arcybiskup Meksyku, don José Mora y del Río, potępił postanowienia Konstytucji, wtrącono go do więzienia. Zajścia te doprowadziły do wybuchu powstania cristeros. Po raz kolejny w sercu republiki żołnierze starli się ze zbrojnymi siłami opozycji. Blisko po czterech latach zmagań osiągnięto porozumienie, a w kościołach wznowiono odprawianie nabożeństw. Niemniej stosunki między Kościołem i państwem opierały się jedynie na wzajemnej tolerancji. Dalej obowiązywała konstytucja z roku 1917, która nakładała na religię ograniczenia. Chociaż wśród Meksykanów były osoby pragnące i łaknące prawości, to niewielu wiedziało, gdzie jej szukać.

Rejestracja przez władze rządowe

Dnia 23 maja 1930 roku Biuro Oddziału Towarzystwa złożyło w Kancelarii Rządu wniosek o zarejestrowanie Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego. Jedno z założeń przedstawionych w tym dokumencie brzmiało:

„Międzynarodowe Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego stawia sobie za cel szerzenie wszelkimi możliwymi sposobami zasad i prawd, które przyczyniają się do uszlachetnienia wszystkich warstw społecznych, a szczególnie tej niższej, dążąc do podniesienia nie tylko jej statusu ekonomicznego, ale też moralnego, umysłowego i materialnego”.

We wniosku wspomniano, że w ramach realizacji swych założeń Stowarzyszenie wykorzystuje środki masowego przekazu, rozprowadza materiały drukowane, przygotowuje wykłady publiczne, które rozważają różne tematy w świetle Biblii, i organizuje grupy studium Pisma Świętego. W tym czasie władze Meksyku próbowały położyć tamę fanatyzmowi religijnemu i niewiedzy, na gruncie której wyrastał. Dlatego we wniosku położono nacisk na wychowawczo-oświatowy aspekt naszej pracy. W podpunkcie „e” drugiego akapitu zwrócono uwagę na charakter religijnej działalności Stowarzyszenia i oświadczono:

„Jego członkowie, będąc zdecydowanie przeciwni wtrącaniu się Kościoła w sprawy państwa oraz sprawowaniu nadzoru nad sumieniem i zagłuszaniu rozsądku, żywią głęboki szacunek dla Stwórcy nieba i ziemi, Jehowy Boga, oraz słowem i czynem oddają Mu chwałę, a swe uczucia wyrażają bez żadnych rytuałów, ceremonii itp., używając jedynie trafiających do serca argumentów i dowodów”. Następnie jednoznacznie oznajmiono, że „nie jesteśmy sektą religijną”, i przytoczono jedenaście punktów na poparcie tego stanowiska.

Dnia 2 czerwca 1930 roku z Kancelarii Rządu napłynęła następująca odpowiedź: „Kancelaria aprobuje działalność, którą pragnie prowadzić Międzynarodowe Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego, pod warunkiem, iż rzeczone stowarzyszenie nie naruszy postanowień zawartych w przepisach prawnych dotyczących kultu religijnego i zachowania w miejscach publicznych”.

Nieco później, 14 grudnia 1932 roku, złożono nowy wniosek, tym razem o zmianę nazwy Międzynarodowe Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego na Sociedad de la Torre del Vigía (Towarzystwo Strażnica), przy zachowaniu sformułowanych wcześniej założeń. Załączono jednak dodatkowy, uściślający dokument, w którym oznajmiono między innymi:

„Nie bierzemy żadnego udziału w polityce. Wierzymy, że Jehowa jest Stwórcą niebios i ziemi i że Biblia jest Jego Słowem, w którym objawił swe zamierzenie co do ludzkości. Wierzymy też, iż przyrzekł ustanowić nad ziemią rząd z Panem Jezusem Chrystusem na czele, a my żyjemy w czasie, gdy już powołano ów rząd, który przyniesie szczęście wszystkim narodom ziemi”.

Następny akapit przedstawił neutralne stanowisko Towarzystwa. Kancelaria Rządu potwierdziła przyjęcie wniosku dnia 20 grudnia 1932 roku. W ten sposób ponad 60 lat temu władze meksykańskie zarejestrowały legalne przedstawicielstwo Świadków Jehowy. Zgodnie z założeniami sformułowanymi w tamtych czasach głoszenie dobrej nowiny objęło cały kraj.

Dobra nowina dociera do stanu Chiapas

Jeszcze przed rejestracją dobra nowina dotarła do stanu Chiapas w południowej części kraju, a została tam przyniesiona przez kogoś, kto nie był Badaczem Pisma Świętego, jak nazywano wtedy Świadków Jehowy. Z okolic tych wyjechał do Europy na studia medyczne zamożny człowiek o nazwisku Del Pino. Podczas pobytu za granicą sporo się dowiedział od Badaczy Pisma Świętego. Po powrocie do Meksyku przygotował salę, do której zapraszał swych pracowników z hacjendy Montserrat oraz miejscowych kaznodziejów protestanckich. Umiał posługiwać się Biblią, a wyjaśnianie zebranym prawd doktrynalnych dawało mu sporo zadowolenia.

Wśród osób, które z otwartym sercem i umysłem przysłuchiwały się tym rozważaniom, był młody José Maldonado, pracujący w roku 1924 na tej hacjendzie. Nie wiadomo, czy jej właściciel, doktor Del Pino, kiedykolwiek aktywnie związał się ze Świadkami Jehowy, chociaż otrzymywał publikacje Towarzystwa. Jednakże prawdy biblijne, które słyszał młody José, wznieciły w nim pragnienie uczestniczenia w ich rozgłaszaniu. W roku 1927 José zamieszkał w Tuxtla Gutiérrez i choć nie otrzymał od organizacji żadnego przeszkolenia, szerzył stamtąd dobrą nowinę oraz rozpowszechniał literaturę biblijną po całym stanie Chiapas. W tym samym czasie w mieście Tapachula, niedaleko granicy z Gwatemalą, zaczęła głosić orędzie biblijne Josefina Rodríguez.

Po kilku latach José Maldonado i Josefinę Rodríguez odwiedził brat Carreón. Dom brata Maldonado posłużył mu za bazę wypadową, w której co cztery—pięć dni uzupełniał zapasy literatury, opracowując cały teren wzdłuż wybrzeża Pacyfiku, od Arriaga po Tapachula. W tej pięknej okolicy górskie drogi były w złym stanie, więc zazwyczaj podróżowało się pieszo. Wieczorami brat Carreón wygłaszał wykłady, a potem proponował publikacje Towarzystwa. Rozpowszechnił w ten sposób mnóstwo literatury. Niemniej głoszenie łączył ze sprzedażą różnych produktów.

W 1931 roku na zgromadzeniu w stolicy Meksyku pouczono kolporterów, by zajmowali się rozprowadzaniem literatury biblijnej, a nie handlem innymi towarami. Brat Carreón poczuł się tym urażony i opuścił organizację. Następnie związał się z człowiekiem o nazwisku Pérez, mieszkającym w Veracruz. Z czasem utworzyli oni grupę zwaną Estudiantes Nacionales de la Biblia (Narodowi Badacze Pisma Świętego).

José Maldonado od samego początku był pod ogromnym wrażeniem międzynarodowego charakteru organizacji Jehowy. Głęboko poruszyło go to, co usłyszał na zgromadzeniu w stolicy. W programie położono nacisk na nazwę Świadkowie Jehowy oraz na odpowiedzialność związaną z noszeniem tego imienia. Zanim zgromadzenie dobiegło końca, brat Maldonado postanowił poświęcić wszystek czas na głoszenie dobrej nowiny w charakterze kolportera. A takich osób rzeczywiście ogromnie brakowało. W całym kraju działało wtedy zaledwie 82 Świadków.

„Mamy mnóstwo terenu w Meksyku”

Następnego roku, chcąc poszerzyć zakres swej służby, brat Maldonado wyraził pragnienie głoszenia w sąsiadującej ze stanem Chiapas Gwatemali. Biuro Oddziału Towarzystwa odpowiedziało: „Drogi Bracie Maldonado, mamy mnóstwo terenu w Meksyku. Można powiedzieć, że jest to teren dziewiczy. Żyje tu około 15 000 000 mieszkańców. Trzeba dać co najmniej 7 000 000 świadectw, a daliśmy ich dotąd jedynie 200 000 (...) Wystarczyłoby zajęcia dla 100 kolporterów na następne pięć lat. W tej chwili w terenie działa ich tylko 33. Możesz sobie zatem wyobrazić, ile pracy trzeba jeszcze wykonać w tym kraju”. („Świadectwem” nazywano głoszenie o Jehowie i Jego zamierzeniach, połączone w miarę możliwości z pozostawieniem literatury).

Brat Maldonado z żoną przyjęli przydział do służby w stanie Morelos na południe od stolicy, później znowu w stanie Chiapas, a następnie w stanie Guerrero, leżącym bardziej na zachód. „Gdy przyjechaliśmy do stanu Guerrero, w okolicy Arcelia nie było komunikacji, kupiliśmy więc osła imieniem Volcán, którego moja żona bardzo polubiła” — mówi brat Maldonado. „Z jednej strony objuczaliśmy go literaturą, a z drugiej walizką z ubraniami”.

Koniec roku 1933 zastał brata Maldonado w stanie Veracruz na wschodnim wybrzeżu. Tam przysłano mu ze stolicy nowe narzędzie, które można było wykorzystać podczas głoszenia — gramofon zasilany prądem. Jeśli podłączyło się do niego głośnik, nagranego przemówienia biblijnego mogło wysłuchać spore audytorium. Brat Maldonado wykorzystywał tę aparaturę na zebraniach zborowych i w innych miejscach, gdzie dawał publiczne świadectwo. Kiedy podróżowali z żoną, by świadczyć w dalszych okolicach, urządzenie to niósł na grzbiecie osioł (nie był to już Volcán, którego sprzedali, gdy znaleźli się w potrzebie).

Brat Maldonado tak podsumowuje swą pracę: „Od roku 1931 do 1941 byłem pionierem. Dużo podróżowałem, ponieważ wtedy pionier opracowywał nie tylko jedną miejscowość, ale całe stany”.

Przez parę lat wozili ze sobą swoje małe dziecko. Zdarzało się, że mierzono do nich z pistoletów lub strzelb. Brata Maldonado wtrącano do więzienia, a raz został pobity. Gdy ich córka skończyła siedem lat, uznali za rozsądne osiąść w stolicy. Tam w dalszym ciągu brali udział w służbie. Później brat Maldonado opuścił na pewien czas organizację, ale w końcu powrócił i już do śmierci służył Jehowie.

Północne stany otrzymują świadectwo

W tym samym czasie na północy kraju różne osoby, nie wiedząc o sobie nawzajem, przekroczyły granicę od strony USA, by dzielić się z Meksykanami orędziem o Królestwie.

Do grona tego należał Manuel Amaya Veliz, wysoki, szczupły młody człowiek, który usłyszał o prawdzie w roku 1922 od swego współpracownika w El Paso w Teksasie. Był wtedy aktywnym członkiem grupy prowadzącej kampanię na rzecz reform. Oto jak opisał swoją postawę: „Miałem dość absurdalne pomysły. Bardzo mi się podobało wszystko, co było przeciwne klerowi, kapitalizmowi i polityce”. Zaproszony przez kolegę z pracy, poszedł na wykład Roberta Montero. Początkowo się wahał, ale w 1928 roku rozpoczął służbę jako głosiciel Królestwa. W roku 1931 usymbolizował swe oddanie chrztem i został zamianowany „kierownikiem klasy” w El Paso. Chciał jednak więcej się udzielać w rozgłaszaniu prawdy.

„Modliłem się do Jehowy, by pozwolił mi dostać się do Meksyku i tam pełnić służbę na rzecz Królestwa” — opowiadał później. Gdy w jego miejscu pracy nastąpiła reorganizacja, otrzymał odprawę, która wystarczyła na przeprowadzkę. Przed upływem roku od chrztu, wsiadł do forda T, rocznik 1926, załadował na małą przyczepę swój dobytek, którego nie udało się sprzedać, i wyruszył z żoną na południe do Ciudad Camargo, w środkowej części stanu Chihuahua.

Żeby zdobyć trochę pieniędzy, Manuel rozłożył na targu część przywiezionych ze sobą rzeczy. „Kiedy tylko uzbierałem kilka centavos, pojechałem do stolicy i stawiłem się w Biurze Oddziału” — wspominał. Zlecono mu prowadzenie kampanii kaznodziejskiej, którą miał rozpocząć od Ciudad Camargo.

Kampanie kaznodziejskie brata Amayi

„Zacząłem pracować na swój sposób, ale zawsze w zgodzie z organizacją” — powiedział brat Amaya. Miał duży wybór książek Towarzystwa w języku hiszpańskim: Wyzwolenie, Pojednanie, Stworzenie, Rząd, Proroctwo, Życie oraz Światło. Dawał świadectwo i pozostawiał w rękach ludzi tyle literatury, ile tylko zdołał. Niektórzy zaczęli okazywać zainteresowanie.

Brat Amaya podejmował liczne podróże, aż przemierzył stany Chihuahua i Durango, zajmujące sporą część środkowopółnocnego Meksyku. Chcąc sobie zapewnić dostateczny zapas publikacji, poprosił, by do miast leżących na trasie jego podróży Towarzystwo wysyłało paczki, które odbierał po przybyciu do danego miejsca. Często wymieniał publikacje na artykuły żywnościowe, ponieważ wielu ludzi nie stać było na ofiarowanie datku.

W stanie Coahuila, w okolicy zwanej La Laguna, pewien mężczyzna oznajmił: „Ja też jestem Świadkiem”. Był to Florentino Banda, który w 1933 roku przeniósł się z Teksasu na południe. Razem opracowali ten teren, a potem brat Amaya wrócił do domu w Ciudad Camargo, brat Banda zaś dokonywał odwiedzin. Później w towarzystwie żony usługiwał jako nadzorca podróżujący.

Brat Amaya z dużym powodzeniem pomagał ludziom poznać prawdę i stać się gorliwymi sługami Jehowy. Z jego pomocą w miejscowości Valle de Allende poznał prawdę Rodolfo Maynez. Przy wielu okazjach bronił on prawdy przed władzami, a raz odbył dyskusję z miejscowym księdzem. W Valle de Allende brat Amaya udzielił pomocy rodzinie Bordierów. Gildardo Bordier usługiwał potem w biurze Towarzystwa w Meksyku i poślubił córkę Roberta Montero, Maríę Luisę. Oboje do dzisiaj trwają w wierze.

Manuel Amaya wiernie służył Jehowie aż do śmierci w 1974 roku. Z czasem również jego żona, Angelita, przyłączyła się do niego w służbie dla Jehowy. Pełniła ją niezachwianie ponad 50 lat, do swej śmierci w roku 1990.

Jak rozwijało się dzieło w stolicy?

Po otwarciu w 1929 roku Biura Oddziału w Meksyku dzieło głoszenia dobrej nowiny nabrało rozmachu. Przed upływem tego roku w stolicy działały trzy zbory, a na terenie reszty kraju było ich 19.

Do osób odczuwających głód duchowy należał młody mieszkaniec stolicy należący do greckiego Kościoła prawosławnego. Wraz z innym Grekiem często badał Pismo Święte w miejscu pracy. Pewnego dnia w 1929 roku jego przyjaciel przyniósł do sklepu książkę Boski plan wieków. Jej treść wzbudziła w nich zachwyt. Postarali się o więcej publikacji — broszur i książek. „Tamte broszury oraz książka Wyzwolenie naprawdę bardzo mnie poruszyły” — opowiadał o swych pierwszych odczuciach Hércules Dakos.

Po otrzymaniu zaproszenia na zebranie, jeszcze w tym samym tygodniu przyszedł na studium La Torre del Vigía. Tego dnia wrócił do domu z pudłem książek i broszur do czytania i rozpowszechniania. Wkrótce zaczął rozmawiać na temat dobrej nowiny o Królestwie Bożym z przyjaciółmi i klientami. W tym samym roku, 1929, został ochrzczony. Rok później spakował walizki i pojechał do Grecji, żeby podzielić się prawdą z krewnymi.

Po upływie półtora roku Hércules powrócił do Meksyku pałając jeszcze większym zapałem. Okazało się, że pod jego nieobecność zbór, do którego należał, dwukrotnie się powiększył.

Brat Dakos poświęcił szczególną uwagę rejonowi Placu Centralnego w stolicy. W budynkach rządowych znalazł wielu chętnych słuchaczy. Napisał nawet list do prezydenta, a w odpowiedzi jego sekretarz poprosił o dostarczenie kilku publikacji.

Parę miesięcy po powrocie brata Dakosa z Grecji dziełu na terenie Meksyku nadano jeszcze większy rozmach.

Brat Rutherford odwiedza Meksyk

W dniach od 26 do 28 listopada 1932 roku w stolicy Meksyku odbyło się ogólnokrajowe zgromadzenie. Przyjechali na nie bracia J. F. Rutherford i Eduardo Keller z bruklińskiej siedziby Towarzystwa. Podczas tej wizyty brat Rutherford wygłosił przemówienia dla pięciu radiostacji. Audycje te można było odbierać w całym kraju i spotkały się z życzliwym przyjęciem.

Podczas pobytu w Meksyku brat Rutherford poczynił kroki, żeby dokonać zmiany nadzorcy oddziału, gdyż jak się okazało, uwikłał się on w postępowanie niestosowne dla chrześcijanina. O przeniesienie się do Meksyku i objęcie nadzoru nad biurem poproszono Roberta Montero. Ponieważ jednak nie mógł on przyjechać od razu, brat Keller tymczasowo pozostał na miejscu i czuwał nad biegiem spraw.

Brat Montero przybył w kwietniu 1933 roku. Ostatnie problemy z nadzorem odbiły się na służbie polowej, toteż potrzeba było wielu budujących zachęt. W sprawozdaniu za listopad 1933 roku, zamieszczonym w Boletín (Biuletyn, dziś Nasza Służba Królestwa), podano: „Liczba pracowników spadła: w roku 1932 najwyższa liczba wynosiła 253, a w roku 1933 — 105 (...) W lutym zmniejszyła się do 48”.

Rodzina brata Montero staje się rodziną Betel

Jak było zorganizowane Biuro Oddziału, gdy do Meksyku przyjechała rodzina brata Montero? Jego syn, Roberto jun., który mieszka teraz w Los Angeles w Kalifornii, opowiada:

„Przeprowadziliśmy się z rodziną do miasta Meksyku, gdy miałem pięć lat. Zamieszkaliśmy w piętrowym domu (z sutereną), który później został kupiony przez Towarzystwo i stał się pierwszą siedzibą oddziału La Torre del Vigía. (...)

„Wkrótce potem ojciec zaprosił do współpracy w księgowości brata Samuela Camposa, a ponieważ władał on dwoma językami, pomagał ojcu tłumaczyć literaturę na hiszpański. Mama zajmowała się sprawozdaniami ze służby polowej i prowadzeniem archiwum. Z biegiem lat ojciec nauczył mnie i siostrę maszynopisania i stenotypii, żebyśmy mogli pomagać w biurze.

„Kiedy nabyliśmy nieco biegłości, do naszych zadań po powrocie ze szkoły należało między innymi przepisywanie na czysto rękopisów tłumaczeń i pomoc przy korespondencji. Uważaliśmy to za ogromny przywilej. W miarę upływu czasu do pracy w Biurze Oddziału przyszli inni bracia: [Mario] Mar i jego żona, Conchita, José Quintanilla z żoną Severą, Carlos Villegas i na krótko Daniel Mendoza. (...)

„Do licznych obowiązków brata Mara należała opieka nad prasą kupioną do drukowania El Informador, czyli dzisiejszej Naszej Służby Królestwa, a także różnych ulotek, zaproszeń i formularzy używanych w biurze. Pod nadzorem brata Mara pracowałem z jeszcze jednym bratem służącym w Betel, Alfonsem Garcíą — ręcznie układaliśmy czcionki, obsługiwaliśmy prasę drukarską i gilotynę do papieru, na której przycinało się druki, nadając im końcowe rozmiary. Gdy zaczęliśmy wykonywać tę pracę, mieliśmy jakieś 13—14 lat. Nauczyliśmy się wielu rzeczy przydatnych potem w dorosłym życiu, jak to i dziś bywa w wypadku młodych braci usługujących w różnych Domach Betel”.

Jego terenem był cały kraj

Wieść o ogromnych potrzebach za południową granicą USA skłoniła do wyruszenia na owe tereny jeszcze inne osoby. Zaliczał się do nich ochrzczony w 1925 roku Pedro De Anda. Pewien amerykański brat, który spędził trochę czasu w Meksyku, opowiadał mu, jaki podatny grunt stanowi ten kraj dla prawdy biblijnej. Brat De Anda bez wahania przeprowadził się do Meksyku. „Przyjechałem do [Nuevo] Laredo z żarliwym pragnieniem pełnienia służby” — opowiada. Z tego przygranicznego miasta wyruszył na południe do Monterrey, a potem dalej do stanu Zacatecas.

Wyposażony w gramofon, przybył do miasta Concepción del Oro w stanie Zacatecas, udał się tam na rynek i zaczął odtwarzać płytę. Jaką to wywołało reakcję? Brat De Anda opowiada:

„W trakcie wykładu pojawił się jakiś bardzo bogaty fanatyk i zaczął przemawiać do zebranych ludzi, nazywając nas wrogami Marii Panny i Kościoła katolickiego (...) Tłum już chwytał za kije i kamienie, aby nas pozabijać, gdy zawołałem: ‚Ludzie, zaczekajcie! Nie jesteśmy zwierzętami, żeby nas tak traktować. Jesteśmy ludźmi i chcemy tylko przekazać wam życiodajne orędzie!’ Zapytałem, czy choć jednego z nich zmuszałem, by wierzył temu, co głoszę. Następnie podziękowałem im za uwagę. Poskładaliśmy literaturę i gramofon i odeszliśmy”.

Później przed domem, w którym zatrzymał się brat De Anda, zebrała się uzbrojona grupa ludzi. Co się okazało? Byli to miejscowi baptyści. Uważali się za „braci” Pedra De Andy i przyszli go bronić! Brat wyraził docenianie dla ich dobrych chęci, ale wyjaśnił, że pomoc nie była konieczna, ponieważ jego obrońcą jest Jehowa.

Brat De Anda stopniowo poszerzał swój teren działania, aż przemierzył cały kraj, pracując nie tylko na północy, ale również w stanach Durango, Puebla, Veracruz i Chiapas.

‛Przyślijcie głosiciela’

Kiedy w 1934 roku Mario Mar poznawał prawdę, nie spotkał wcześniej ani jednego Świadka Jehowy. Jak w takim razie został głosicielem? Opowiada: „Pewnego razu, gdy moja rodzina chorowała, przeniosłem się do domu sąsiada. Znalazłem tam książki Stworzenie oraz Pojednanie, a ponieważ byłem bardzo przygnębiony, zacząłem je czytać”. Kiedy później przeprowadził się z USA do San Miguel de Camargo w stanie Tamaulipas, napisał do Towarzystwa list. „W tym czasie z powodu suszy odbywało się w mieście wiele procesji religijnych” — wspomina. „Ludzie byli bardzo fanatyczni, więc poprosiłem Towarzystwo o przysłanie głosiciela, który by z nimi porozmawiał. La Torre del Vigía odpowiedziało, że moja prośba jest bardzo stosowna i że w związku z tym zostałem wyznaczony do rozpoczęcia głoszenia w tym miejscu. Przysłali mi 75 broszur po hiszpańsku, między innymi Ucisk świata — dlaczego?, Lekarstwo, Sprawiedliwy władca oraz Rozdział ludzi”.

Posługując się broszurami Mario zaczął głosić dobrą nowinę najpierw w San Miguel de Camargo, a potem w okolicznych miastach. Podobała mu się ta praca, więc skierował do Towarzystwa pytanie, czy nie mógłby też służyć gdzie indziej. Otrzymał natychmiastową odpowiedź z przydziałem terenu w północnej części stanu Nuevo León. Mario bez wahania zabrał się do pracy. „Działałem jako pionier, nie będąc ochrzczony” — mówi. Co więcej, nie otrzymał też żadnego przeszkolenia, ale Jehowa go wspierał. Z czasem dołączyła do Maria jego żona.

Kiedy później żona zachorowała, Mario znów zwrócił się do Towarzystwa, prosząc o wskazanie najodpowiedniejszego miejsca, gdzie mogliby na jakiś czas osiąść. Bracia wysłali im adres Romána Moreno w Monterrey. Tam wreszcie spotkali Świadków Jehowy. Odtąd Mario i jego żona mogli chodzić na zebrania i wkrótce zostali ochrzczeni.

W roku 1935 na zgromadzeniu w Monterrey brata Mara zaproszono do pracy w Biurze Oddziału. Później często działał jako sługa strefy, czyli nadzorca obwodu.

Wiele braci w całym kraju pamięta, że brat Mar jako jeden z pierwszych zapoznał ich z prawdą. Służył wiernie aż do śmierci w 1988 roku. Jego żona dalej lojalnie pełni służbę dla Jehowy.

Prawda biblijna rozprzestrzenia się na północnym zachodzie

W latach trzydziestych również na północy i na zachodzie kraju, czyli w stanach Kalifornia Dolna, Sonora i Sinaloa, szybko wyrastały grupy Świadków Jehowy.

Na początku tamtej dekady Luciano Chaidez, mieszkający w Culiacán w stanie Sinaloa, spotkał kobietę, która ciągle wypowiadała się przeciwko religiom, mówiąc, że wszystkie są skazane na zagładę. Niektórzy uważali, iż jest szalona, ale ona tylko powtarzała to, czego się dowiedziała z książek przysyłanych jej przez siostrę z USA. Luciano otrzymał od owej kobiety jedną z tych publikacji — hiszpańskie wydanie Harfy Bożej — i przeczytał ją trzy razy. Nabrał przekonania, że zawiera prawdę, napisał więc list do Towarzystwa. W odpowiedzi przysłano mu publikacje, z którymi miał rozpocząć na tym terenie pracę kolporterską. Później został ochrzczony na zgromadzeniu w stolicy Meksyku w roku 1934.

Gdy brat Chaidez przybył jako kolporter (pionier) do portowego miasta Mazatlán, poznał Gilberta Covarrubiasa, spotykającego się z małą grupką tamtejszych Świadków Jehowy. Dzięki zachętom Gilberto zrobił piękne postępy. Doskonale pamięta swój chrzest. Bracia wprowadzili go do morza, kazali mu całkowicie się zanurzyć i wstrzymać jak najdłużej oddech. Kiedy się wynurzył, oświadczyli, że jest ochrzczony. Oczywiście dzisiaj odbywa się to inaczej. Gilberto okazał się gorliwym sługą Jehowy i wniósł duży wkład w szerzenie dobrej nowiny, przewodząc miejscowym braciom w służbie polowej we wszystkich miastach wokół Mazatlán.

Na tym samym terenie niesłusznie posądzono o przestępstwo i zamknięto w więzieniu Pedra Saldívara. Przebywał tam ponad trzy miesiące i zabijał czas czytaniem książek i czasopism, które przynosiła mu córka. Pewnego dnia wśród tej lektury znalazła się broszura J. F. Rutherforda. Zawarte w niej orędzie mówiące o Bożym zamierzeniu co do ustanowienia sprawiedliwego nowego świata ogromnie podniosło Pedra na duchu. Po niedługim czasie schwytano prawdziwego winowajcę, a Pedro odzyskał wolność. Natychmiast zaczął poszukiwać innych publikacji podobnych do przeczytanej broszury. Zdobył ich kilka. Wkrótce potem sąsiadka będąca Świadkiem Jehowy zaprosiła go na zebranie, które prowadził Gilberto Covarrubias. Idąc za jego przykładem, Pedro podjął kampanię kaznodziejską. Wyruszył na północ i przemierzył stan Sinaloa oraz północną część Sonory. Po dziś dzień jest tam wspominany jako jeden z pierwszych kolporterów, którzy obwieszczali w tej okolicy orędzie Królestwa.

To prawda, że niektóre z tych kampanii kaznodziejskich odciągały głosicieli daleko od domu, ale Świadków było niewielu, a kraj — ogromny. Gdy w 1938 roku oficjalnie utworzono zbór w Mazatlán w stanie Sinaloa, jako teren przydzielono mu cały stan.

Skarb i martwy osioł

Na zachód od Sonory leży Półwysep Kalifornijski, ciągnący się równolegle do północno-zachodniego wybrzeża Meksyku. W roku 1934 w dolnej części półwyspu rozmawiał z ludźmi na tematy biblijne pewien młody Świadek. Jego praca dała piękne wyniki, ale co się stało z nim samym?

Esther Pérez opowiada: „W roku 1934 do La Purísima w stanie Kalifornia Dolna przybył młody mężczyzna i zaczął opowiadać o Biblii. (...) Mój ojciec pracował (...) na państwowej posadzie i mówił nam, że otrzymał od Towarzystwa listy z prośbą o informacje o tym młodzieńcu, ale nikt nic o nim nie wiedział”. Młody człowiek zniknął. „Władze przeprowadziły śledztwo w celu odszukania ciała, ale znaleziono jedynie szkielet spętanego osła (...) Ludzie, którzy go odkryli, natrafili też na walizkę pełną książek w kolorowych okładkach. (...) Zabrali ją do miasta i zaczęli czytać te publikacje. Chociaż ich nie rozumieli, zdali sobie sprawę, że powołują się one na jeszcze inną księgę — na Biblię”.

Nigdy nie ustalono do końca, co spotkało owego młodego Świadka. Ale ludzie czytali przywiezione przez niego publikacje i niektórzy żywo zainteresowali się Biblią i chcieli ją zrozumieć.

Tymczasem miejscowy protestant wyzyskał tę sposobność, aby sobie zdobyć naśladowców. Osoby pragnące czytać te książki zorganizował w grupę. Później jej członkowie zaprenumerowali La Atalaya i zaczęli ją studiować. Siostra Pérez opowiada, co się działo dalej:

„Ponieważ ów protestant uczynił siebie przywódcą grupy, nie chciał, aby ktokolwiek kontaktował się z Towarzystwem. Ale wtedy nadszedł list, w którym Towarzystwo pytało o środki transportu, bo chciało do nas wysłać swego przedstawiciela. Pan Juan Arce (wspomniany protestant) nakazał memu ojcu, żeby nie dawał odpowiedzi (...) Mimo to ojciec z panem Francisco potajemnie napisali list, w którym poinformowali o środkach komunikacji i zaprosili przedstawiciela Towarzystwa. (...) Akurat byłam w mieście, gdy przybył ten młody brat, Terán Pardo.(...)

„Następnego dnia, jeszcze zanim się obudził, cała grupa oczekiwała już, by go powitać i zadać mu różne pytania. Brat zaplanował na popołudnie zebranie, na którym stawili się wszyscy w liczbie około 25 osób. Po wygłoszeniu wykładu zapytał: ‚Kto chce wyruszyć do służby dla Jehowy?’ Cała grupa podniosła ręce, a wtedy on powiedział: ‚Przyjdźcie jutro o dziewiątej rano, to dam wam wskazówki, jak będziecie pracować’. Nazajutrz wczesnym rankiem wszyscy przybyliśmy na miejsce. Brat dał nam karty świadectwa i powiedział, żebyśmy najpierw przedstawiali kartę, a potem proponowali broszury. Pamiętam, że zostałam wyznaczona do pracy z moją matką. Po powrocie byłyśmy ogromnie szczęśliwe, że mogłyśmy udostępniać ludziom publikacje”. Oczywiście protestant się wycofał i już nigdy się nie pojawił na zebraniu.

Pokonywanie przeszkód na południowym wschodzie

Tymczasem na południowym wschodzie dzieło głoszenia napotykało ogromne trudności. W stanach Chiapas i Tabasco panowało ogromne ubóstwo, zwłaszcza w odległych górzystych okolicach. Jak dotrze do tych ludzi orędzie Królestwa?

Kiedy w 1932 roku Daniel Ortiz poznał prawdę, mieszkał w Tuxtla Gutiérrez w stanie Chiapas. Wraz z rodziną od razu przyjął orędzie. Chociaż nie mieli wskazówek, jak prowadzić zebrania, jego domownicy i kilku innych ludzi — w sumie 12 osób — wspólnie studiowali, korzystając z publikacji Towarzystwa. Później brat Ortiz pojechał do Biura Oddziału w stolicy Meksyku, gdzie udostępniono mu literaturę do rozpowszechniania. Tryskając entuzjazmem, powrócił do domu (a mieszkał już w Cintalapie). Gdy grupa wyruszała do służby polowej, niektórzy nieśli publikacje w plecakach, inni zawijali je w papier, a on miał skrzynkę pełną literatury i przymocowaną sznurkami do żerdzi niesionej przez dwóch głosicieli. Spodziewał się dużo rozpowszechnić i rzeczywiście tak było.

Na zgromadzeniu w 1934 roku rodzina Ortizów została zaproszona do wstąpienia w szeregi pionierów. Ich terenem miał być stan Tabasco. Brat Ortiz opowiada: „Kupiłem dwa konie, jednego do noszenia bagaży, a drugiego dla mojej 12-letniej córki, Esteli. Było nas razem pięcioro. Towarzyszyły nam dwie córki, jedna 15-letnia, a druga już zamężna, oraz 15-letni brat”.

Odwiedzili wiele miast w Tabasco i rozpowszechnili mnóstwo publikacji. Jednakże w Tapijalapa zostali aresztowani i zaprowadzeni do komendy wojskowej. „Burmistrzem był pułkownik” — opowiadał później brat Ortiz. „Zapytał mnie szorstko, czy nie wiem, że tego rodzaju literatura jest w tym stanie zakazana. Odpowiedziałem, iż wydaje mi się, że przebywamy w Republice Meksyku, a ja mam zezwolenie wydane przez Kancelarię Rządu. Odpowiedział, że ten świstek papieru jest bez znaczenia. Zabrali nam wszystkie wartościowe rzeczy i całą literaturę, jaką znaleźli w bagażach”.

Jednakże brat Ortiz bardziej martwił się o los dwóch osób z grupy, które przebywały w innym mieście. Dawała tam świadectwo starsza córka brata Ortiza z jeszcze jedną siostrą. Policja wiedziała, że brakuje dwóch osób, więc wysłano ludzi na poszukiwanie. „Było około szóstej wieczorem”, mówi brat Ortiz, „a miasto leżało w odległości 20 kilometrów, droga wiodła przez góry i lał deszcz. Obliczyłem, że dostaną się tam około północy. Wzdragałem się na myśl, co może spotkać z rąk tych (...) [ludzi] owe siostry, dwie dziewczyny: 16- i 20-letnią. Jedną była moja córka, możecie więc sobie wyobrazić, jakie myśli kotłowały mi się w głowie!” Modlił się żarliwie, dopóki nie zmorzył go sen. Cóż za ulgę odczuł, dowiedziawszy się nazajutrz rano, że Jehowa wysłuchał jego modlitwy i że dziewczęta nie były napastowane!

Przez kilka dni trzymano ich o głodzie i w opłakanych warunkach sanitarnych, po czym pod eskortą żołnierzy wyprowadzono poza granicę stanu. Po uwolnieniu postarali się najpierw o mydło, poszukali rzeki, a potem się wykąpali i wyprali ubrania. Znowu wolni, od razu wyruszyli głosić dobrą nowinę, ale tym razem w stanie Chiapas. Nie zważając na przeszkody, nigdy się nie znużyli przemierzaniem kraju, żeby odnaleźć cenne owce Jehowy. Byli prawdziwymi pionierami.

W tym czasie meksykańskie Biuro Oddziału opiekowało się też Gwatemalą. Brat Ortiz na prośbę Towarzystwa często odwiedzał ten kraj i pomagał tam w odnajdywaniu i karmieniu ludzi o usposobieniu owiec.

W roku 1972 brat Ortiz miał 80 lat i ciągle jeszcze był pionierem. Cztery dziesięciolecia spędzone w tej służbie pozostawiły mu wiele miłych wspomnień, ale gorąco też pragnął dalej robić dla Jehowy wszystko, na co go było stać. Powiedział:

„Mimo iż wiek ciągnie mnie do ziemi, Jehowa wciąż odnawia moje siły i jestem szczęśliwy widząc, jak rozrasta się lud noszący Jego imię. To napełnia mnie radością i pobudza do wzmożenia wysiłków (...) Brak mi słów, by wyrazić moją wdzięczność, dlatego tę odrobinę energii, którą jeszcze posiadam, poświęcam na trwanie w służbie”.

Przytoczyliśmy tu tylko kilka doświadczeń sług Jehowy sprzed drugiej wojny światowej. Wszystkich nie dałoby się zamieścić w tym sprawozdaniu. Większość osób, które tak gorliwie uczestniczyły w szerzeniu orędzia o Królestwie w Meksyku w latach dwudziestych i trzydziestych, dziś już nie żyje. Ale każdy, kto wiernie trwał w służbie dla Jehowy, czy to w jakiejś szczególnej jej gałęzi, czy pełniąc ją we własnej miejscowości, pozostawił wzór godny naśladowania.

Najpierw walc, potem dobitny wykład

Od roku 1938 do 1943 w tej części świata bardzo skutecznie rozprzestrzeniano prawdy biblijne za pomocą samochodów wyposażonych w megafony. W Meksyku użytkowano siedem takich pojazdów, w których zainstalowano gramofon, a na dachu duże głośniki. Nadawano przez nie wykłady biblijne brata Rutherforda, które nagrał po hiszpańsku brat Keller.

Samochody z głośnikami obsługiwali między innymi José Quintanilla (później czule zwany w Biurze Oddziału „Dziadkiem”), Daniel Mendoza i Víctor Ruiz. José Quintanilla z żoną zaczęli służyć w Betel mniej więcej w rok po otrzymaniu kilku publikacji Towarzystwa Strażnica. „Mało wiedziałem wówczas o naszej działalności, bo sam zetknąłem się z nią niewiele wcześniej, a w dodatku nie miałem wykształcenia” — wspomina brat Quintanilla. Mimo to gdy go poproszono o pomoc przy naprawie samochodów używanych do rozgłaszania prawdy biblijnej, od razu się zgodził. Kiedy już kilka miesięcy wykonywał tę pracę, bracia uświadomili sobie, że jeszcze nie jest ochrzczony. Powiedziano mu, iż jeśli chce dalej usługiwać w Betel, musi dać się ochrzcić. Niezwłocznie spełnił to biblijne wymaganie, co nastąpiło w sierpniu 1938 roku.

A jak przebiegała praca z owymi samochodami wyposażonymi w megafony? Najczęściej podróżowało nimi pięciu braci. Kiedy przyjeżdżali do małej miejscowości, odtwarzali treściwy wykład biblijny przez głośniki, aby każdy mógł go usłyszeć. Potem dwóch braci rozpoczynało głoszenie od domu do domu po jednej stronie ulicy, a dwóch innych po drugiej, kierowca zaś zostawał w samochodzie, żeby odpowiadać na pytania zaciekawionych ludzi. Brat Quintanilla mówi skromnie: „Prawie całe moje zadanie polegało na rozmawianiu z tymi, którzy do mnie podchodzili, i na przedstawianiu im publikacji”.

Aby przykuć uwagę mieszkańców, czasem przed wykładami odtwarzano z płyt walce. Wyobraźcie sobie, jak zdziwieni byli słuchacze, gdy po utworze muzycznym rozlegało się dynamiczne przemówienie demaskujące religię fałszywą!

Daniel Mendoza, który także brał udział w tej pracy, opowiada: „Początkowo ludzie reagowali bardzo entuzjastycznie (...) ale potem się wymykali, by powiadomić księdza. Po jakimś czasie w całej miejscowości wrzało, a niektórzy przychodzili z kijami i kamieniami, żeby nas przepędzić”.

W pewnym miasteczku wysoki, silny mężczyzna chciał przewrócić samochód brata Quintanilli. Już nawet uniósł jedną stronę, gdy nagle coś powaliło go na ziemię. Zdziwiony i przerażony, uciekł, wołając: „Nie podchodźcie tam! W tym siedzi diabeł!” Co się stało? Niespodziewanie poraził go prąd. Brat Quintanilla podłączył bowiem instalację elektryczną do podwozia samochodu. Chociaż dzisiaj nie zalecałby takiego rozwiązania, to jednak korzystał z niego, by chronić siebie i sprzęt od zbyt krewkich ludzi.

Kiedy już przestano używać samochodów z megafonami, poszczególni Świadkowie dalej korzystali z przenośnych gramofonów. W oddziale wykonano około 300 takich urządzeń. W ich budowie znów bardzo pomagał „Dziadek” Quintanilla. Pamięta, jak sporządzał skrzynki gramofonów, a potem dopasowywał głośniki i silniki. „Sprawdzaliśmy, czy dobrze pracują i czy dalej będą dobrze służyć, a potem trafiały do braci, którzy posługiwali się nimi w pracy od domu do domu”.

Oczywiście po jakimś czasie dzięki wstępom i kazaniom drukowanym w Informatorze (obecnie Nasza Służba Królestwa) oraz dzięki szkoleniu w ramach teokratycznej szkoły służby kaznodziejskiej głosiciele nauczyli się rozmawiać z ludźmi i odpowiadać na ich pytania, przytaczając wersety biblijne.

Przybywają absolwenci Gilead!

Na początku lat czterdziestych Świadkowie Jehowy zaczęli korzystać z wielokierunkowego programu szkoleniowego, który miał wielki wpływ na ogólnoświatowe dzieło głoszenia o Królestwie. Program ten polegał między innymi na wdrażaniu personelu biur oddziałów do wykonywania obowiązków w sposób przyjęty w Biurze Głównym w Brooklynie. Duży nacisk na szkolenie kładł Nathan H. Knorr, który w roku 1942 został prezesem Towarzystwa Strażnica. Oddział w Meksyku odniósł bezpośredni pożytek z jego wskazówek, gdy w lutym 1943 roku brat Knorr złożył tu swą pierwszą wizytę. Na specjalnym spotkaniu zorganizowanym wtedy z głosicielami z całego kraju zachęcał ich do walki z odziedziczonym po przodkach analfabetyzmem, stanowiącym kulę u nogi dla mieszkańców Ameryki Łacińskiej, na których od dawien dawna wywiera wpływ Kościół katolicki. Poświęcił też dużo czasu personelowi oddziału i zanim odjechał, zarówno Biuro Oddziału, jak i dom Betel były dobrze wyposażone i dużo lepiej zorganizowane.

W Meksyku pozostało jeszcze wiele do zrobienia. Od pierwszej wojny światowej liczba chwalców Jehowy rosła stale, choć niezbyt szybko. W roku 1943 sprawozdania ze służby składało co miesiąc 1565 głosicieli i grono to naprawdę ciężko pracowało. Głosiciele zborowi świadczyli przeciętnie po 28 godzin w miesiącu, a pionierzy stali po 137 godzin.

W tym samym roku Towarzystwo otworzyło szkołę, która wywarła niesłychany wpływ na dzieło głoszenia o Królestwie i pozyskiwania uczniów. Założono Biblijne Kolegium Strażnicy — Gilead. (Później placówce tej zmieniono nazwę i obecnie znana jest jako Biblijna Szkoła Strażnicy — Gilead). Szkoła ta miała przygotowywać doświadczonych pionierów do usługiwania wszędzie tam na świecie, gdzie mogli się okazać potrzebni. Nauka w pierwszej klasie rozpoczęła się 1 lutego. Część absolwentów miała być wysłana do Meksyku.

Kiedy próbowano uzyskać wizy dla absolwentów Gilead, początkowo napotykano przeszkody prawne. W dalszym ciągu szalała druga wojna światowa, a poza tym w Nuevo Laredo w stanie Tamaulipas (na granicy z USA) zaczęto prześladować Świadków, a niektórych wtrącono do więzienia. Sytuacja ta opóźniała załatwienie formalności związanych z uzyskaniem wiz. Ówczesny nadzorca oddziału, Juan Bourgeois, w sprawozdaniu za rok 1945 donosił:

„Kiedy ogłoszono otwarcie Biblijnego Kolegium Strażnicy — Gilead i wyjaśniono jego cel, niecierpliwie oczekiwaliśmy w Meksyku pierwszego rozdania dyplomów, ponieważ byliśmy przekonani, że sporo absolwentów, specjalnie przeszkolonych do służby teokratycznej na terenach zagranicznych, zostanie wysłanych do pracy na prawie dziewiczy teren naszego kraju. Należało się też spodziewać, że przeciwnik wpadnie w złość i zrobi wszystko, by uniemożliwić naszym braciom przyjazd. W sierpniu 1943 roku Towarzystwo poinformowało, że jeśli zdołamy uzyskać niezbędne pozwolenia na wjazd do Meksyku, skieruje tu około 30 takich instruktorów [absolwentów Gilead].

„Dołożyliśmy wszelkich możliwych starań, by zdobyć te zezwolenia, ale pojawiło się niewiarogodnie dużo przeszkód utrudniających przyjazd owych instruktorów do Meksyku. Daliśmy już niemal za wygraną, sądząc, że nie jest to zgodne z wolą Jehowy, gdy w lutym tego roku przybył do nas brat Knorr. Nie przyjmując do wiadomości negatywnego załatwienia sprawy, poczynił kilka specjalnych kroków i oto ‚niemożliwe’ stało się możliwe! W marcu mogli przyjechać brat i siostra Andersonowie, a wkrótce potem, w kwietniu, zezwolono na wjazd do kraju siedmiu innym wykładowcom teokratycznym, którzy ukończyli pierwszą klasę Gilead”.

Małżeństwo Andersonów

Fred i Blanche Andersonowie mieli ujmującą osobowość; oboje należeli do ostatka pomazańców, a większą część życia poświęcili na służbę pełnoczasową w Meksyku. Brat Anderson miał w młodości wypadek, wskutek czego podczas pobytu w Meksyku konieczne okazało się amputowanie nogi. Mimo to wytrwale pracował na swym terenie w stolicy kraju, poruszając się o kulach. Fred Anderson był z natury radosny i dobroduszny. Wielu Meksykanów całym sercem kochało i ceniło zarówno jego, jak i jego uroczą żonę (chrześcijańskie siostry nazywały ją zdrobniale Blanquita).

O bracie Andersonie sporo można się dowiedzieć z jego własnych słów: „Chętnie i gorliwie zaczęliśmy dostosowywać swoje życie i przysposabiać się do (...) [służby za granicą]. Szkolenie w Gilead ogromnie nam w tym dopomogło. Pięć i pół miesiąca pracowaliśmy w pocie czoła, starając się usilnie upakować w naszych czaszkach jak najwięcej wiedzy, ale te miesiące minęły jak z bicza strzelił! I zanim to do nas dotarło, nadszedł dzień rozdania dyplomów. Sądziliśmy, że w Gilead nasza radość stała się zupełna — że nie możemy być szczęśliwsi ani bliżsi Bogu. Ale musieliśmy się jeszcze wiele nauczyć i uczyniliśmy to na przydzielonym nam terenie zagranicznym”.

Po latach służby w Meksyku powiedział: „Nie wiemy, ilu pokornym ludziom pomogliśmy wstąpić w chwalebne światło prawdy, pochodzące od Jehowy. Wiemy jednak, jak ogromnej radości zaznawaliśmy, opowiadając drugim o dobroci Jehowy”. Andersonowie przez wiele lat usługiwali w obwodzie, a później w meksykańskim Betel, gdzie zakończyli swój ziemski bieg — on w roku 1973, a ona w 1987.

Współpraca trwająca pół wieku

Inna absolwentka Gilead, Rosa May Dreyer, po pierwszych 10 latach spędzonych w Meksyku napisała, że spośród 21 osób przydzielonych początkowo do tego kraju, mogło tu pozostać 11. Dodała jednak: „Ale tych 11 na pewno zgodzi się ze mną, gdy powiem: ‚Nie chcielibyśmy pracować gdzie indziej’”.

Wskutek trudności uniemożliwiających wjazd do Meksyku Rosa May Dreyer i Shirley Hendrickson usługiwały przez dwa lata niedaleko granicy, w Teksasie. Przez ten czas uczyły się hiszpańskiego. Shirley jest bardzo pogodną osobą, ale pamięta, że tamtejszy teren był trudny. Toteż reakcje ludzi w stolicy Meksyku ogromnie ją ucieszyły. Wbrew oczekiwaniom sióstr na początku nie przydzielono im do współpracy miejscowych głosicieli. Wręcz przeciwnie, ktoś poszedł z nimi na róg jakiejś ulicy i powiedział: „To jest wasz teren”, w ogóle nie wprowadzając ich do pracy na miejscu. Poza tym jeszcze niezbyt dobrze mówiły po hiszpańsku. Nie zniechęciły się jednak i pełniły służbę najlepiej, jak potrafiły. Shirley tak wspomina tamte czasy: „Pamiętam pierwszy budynek, do którego weszłam, nieco drżąc z przejęcia, i zaraz w pierwszych drzwiach rozpowszechniłam cztery książki, które miałam ze sobą, więc musiałam wrócić do domu po następne publikacje. Dodało mi to otuchy i już potem nie miałam żadnych obaw”. Kilka lat temu Shirley była na weselu wnuczki pewnej kobiety, z którą studiowała Biblię w początkowym okresie swego pobytu w Meksyku. Z jakąż radością przekonała się, że 50 członków tej rodziny służy Jehowie. Jeden z nich pracował jako nadzorca podróżujący, a inny usługiwał w Betel.

Shirley i Rosa May współpracowały ze sobą w służbie od roku 1937 (jeszcze przed szkoleniem w Gilead) do roku 1991, kiedy to „Rosita” umarła tam, gdzie ją skierowano, to jest w Meksyku. Pięćdziesiąt cztery lata służby — i prawie cały czas razem!

Inni absolwenci

Do Meksyku przybyło z różnych krajów łącznie 56 absolwentów Gilead, pragnących uczestniczyć w przeprowadzanym tu wspaniałym dziele przekazywania pouczeń Bożych. Oprócz wspomnianych już osób usługiwali tu jeszcze inni studenci pierwszej klasy szkoły Gilead: Rubén Aguirre, Charlotte Bowin, Maxine Bradshaw, Geraldine Church, Julia Clogston, Betty Coons, Russell Cornelius, Dorothea Gardner, Verle Garfein, Frances Gooch, Elva Greaves, Thurston i Marie Hilldringowie, Fern Miller, Maxine Miller i Pablo Pérez. Jeszcze całkiem niedawno, bo w roku 1988, przybyli tu kolejni absolwenci Gilead. Służba w terenie sprawiała radość zarówno im samym, jak i drugim. Ich udziałem stawały się też różne inne radosne, choć nieoczekiwane wydarzenia.

Na przykład po dwóch latach spędzonych w Meksyku Charlotte Bowin otrzymała przydział do Salwadoru. Tam w roku 1956 wyszła za mąż za Alberta Schroedera, jednego z jej dawnych wykładowców w Gilead, który później został członkiem Ciała Kierowniczego.

W roku 1949 Samuel García, misjonarz z Gilead, który pochodził z Meksyku i usługiwał wówczas w tamtejszym Biurze Oddziału jako reprezentant Towarzystwa w sprawach prawnych, ożenił się z Maxine Miller. Kiedy w roku 1946 przybyła ona do stolicy kraju, działały tam zaledwie cztery „zastępy”. W roku 1961 było ich już 70, a na początku roku 1994 liczba zborów w Meksyku i na jego przedmieściach wynosiła 1514. Jakiż cudowny wzrost oglądała Maxine! Ale czy w trakcie swej służby pełnoczasowej zaznawała tylko samych radości? „Nie, tak nie było” — powiedziała kiedyś. „Zdarzają się też różne próby i trudne chwile, ale radość zupełnie usuwa troski w cień. A gdy spoglądam wstecz na drogę, którą przemierzyłam, zdążając do celu mojego życia jako służebnica Jehowy Boga, pamiętam właśnie te radosne momenty”. Maxine zmarła w roku 1992, wiernie usługując na wyznaczonym jej terenie.

W roku 1955, po ośmiu latach służby w Meksyku, Esther Vartanian wyszła za Rodolfo Lozano, absolwenta Gilead, który wtedy przybył do tego kraju. Kiedy Esther mieszkała w Biurze Oddziału, głosiła w mieście i pomogła wielu ludziom poznać Jehowę. Z dużym powodzeniem niosła pomoc całym rodzinom. Nawet jeśli mąż początkowo nie chciał studiować, zawsze potrafiła go do tego zachęcić. Rozmawiała z ludźmi w niezwykle życzliwy sposób, który pobudzał wielu do wysłuchania orędzia. Podchodziła do nich i mówiła po hiszpańsku z obcym akcentem: „Honey, quiero hablarte de algo muy importante [Mój drogi, chciałabym porozmawiać z tobą o czymś bardzo ważnym]”. I ludzie jej słuchali. Obecnie siostra Lozano z mężem należą do rodziny Betel w Meksyku.

Troskliwi nadzorcy chrześcijańscy w Biurze Oddziału

Oczywiście niektórzy absolwenci Gilead wysłani do Meksyku otrzymywali różne przydziały obowiązków w Biurze Oddziału i wspaniale się z nich wywiązywali. Po Robercie Montero nadzorcą oddziału został Juan Bourgeois, który pełnił tę funkcję w latach 1943-1947, dopóki nie musiał wrócić do USA. Przez następne trzy i pół roku nadzorcą oddziału był Pablo Pérez, absolwent pierwszej klasy Gilead.

Od tej pory z zadań nadzorcy wywiązywało się kolejno paru innych troskliwych braci. Przez cztery i pół roku czynił to Rodolfo Lozano, przez dwa lata George Papadem, a przez siedem i pół roku Samuel Friend. W roku 1965 nadzór nad oddziałem zaczął sprawować William Simpkins, a kiedy w roku 1976 wprowadzono Komitety Oddziałów, został członkiem takiego komitetu w Meksyku aż do roku 1986. Każdy z wymienionych nadzorców wniósł cenny wkład w rozwój dzieła Królestwa w tym kraju. Od roku 1982 koordynatorem Komitetu Oddziału jest Robert Tracy, który wcześniej przez wiele lat usługiwał w Kolumbii.

Utrzymywanie ścisłych kontaktów z „zastępami”

W roku służbowym 1940 słudzy rejonowi i słudzy strefy (obwodu) starali się odwiedzać i budować Świadków Jehowy w całym Meksyku. Potem po krótkiej przerwie nadzorcy podróżujący znów przystąpili do pracy. Tym razem przed wyruszeniem w teren przeszli specjalne szkolenie.

Dotarcie do „zastępów” nie było łatwe — nie wystarczyło kupić bilet i wsiąść do autobusu lub pociągu. Grupki te były na ogół małe i powstawały w miejscowościach leżących z dala od dróg lub szlaków kolejowych. Zanim rozesłano braci, Biuro Oddziału napisało do każdej grupy prośbę o wyjaśnienie, jak do niej dotrzeć. Pewien zastęp odpisał: „Jedyna linia komunikacyjna, która przebiega w pobliżu, to linia telegraficzna”. W sprawozdaniu przesłanym do Brooklynu oddział donosił: „Do niektórych zastępów sługa może dotrzeć tylko pieszo lub na mule, co zajmuje czasem kilka dni. Jego wizyta ogromnie raduje głosicieli, a gdy przybywa, ludzie dobrej woli schodzą się z odległości wielu kilometrów”.

W połowie lat czterdziestych niektórzy członkowie rodziny Betel, chcąc pomóc w budowaniu braci, zaproponowali, że w ramach urlopu chętnie odwiedzą zastępy wyznaczone przez biuro. Samuel i Alfonso García zostali wysłani do Silacayoápan w stanie Oaxaca. Cały dzień jechali autobusem, a przez następne dwa dni przygotowywali się do podróży, którą mieli odbyć konno. Po dalszych dwóch dniach spędzonych w siodle dotarli do celu. Przez kolejnych pięć radosnych dni wyruszali z miejscowymi Świadkami do służby polowej. Zorganizowali też chrzest, po czym zaczęli się przygotowywać do powrotu do stolicy. Ich działalność rozzłościła jednak miejscowego księdza katolickiego, który podburzył El Presidente, czyli tamtejszego wójta. W nocy 25 mężczyzn wtargnęło do domu Świadków, u których gościli bracia. Samuel García dobrze pamięta, co się wtedy wydarzyło.

Napastnicy byli uzbrojeni w maczety, szpady, noże, pałki i rewolwery. Braci pojmano, wywleczono na zewnątrz i bezlitośnie pobito. Chrześcijanka, w której domu się zatrzymali, próbowała przeszkodzić tej zgrai, za co została pobita razem z synem. Jednemu z braci rozcięto aż do kości lewą rękę i pokaleczono palce. Wśród dalszych razów i pogróżek wyprowadzono obu za miasteczko. Dokąd ich zabrano? Samuel García wspomina: „Chcieli nas powiesić na jakimś drzewie, ale gdy zobaczyli, że się nie boimy i w pełni ufamy Jehowie, pozwolili nam odejść. Dwa dni wędrowaliśmy przez góry, zanim dotarliśmy do jakiejś drogi”.

W tym czasie wieść o napadzie dotarła już do Biura Oddziału. Towarzystwo natychmiast zwróciło się z prośbą o pomoc do gubernatora stanu Oaxaca. Kiedy w końcu obaj poszkodowani znaleźli się przed budynkiem Betel, brat pełniący służbę w portierni wahał się, czy im otworzyć, bo byli tak zmaltretowani, że ich nie poznał. Ale gdy brat García wraca myślą do tamtych wydarzeń, podkreśla przede wszystkim jedno: ‛Jehowa nas nie opuścił’. A co się stało z siostrą, u której przebywali? Napisała do Biura z prośbą o więcej literatury, żeby mogła dalej dawać świadectwo.

Z jednego zgromadzenia na drugie

Kilka lat wcześniej energiczny młodzieniec Adulfo Modesto Salinas po raz pierwszy uczestniczył w zgromadzeniu Świadków Jehowy w swoim kraju. Było to w roku 1941, a zgromadzenie zorganizowano w Teatrze Narodowym w stolicy. Nawet przez myśl mu wtedy nie przeszło, że mógłby kiedyś zostać nadzorcą podróżującym.

Sługa dla braci (jak nazywano wówczas nadzorcę obwodu) Gonzalo Rodríguez zachęcił Adulfa, żeby zgłosił się do Betel. Skutek był taki, że od grudnia 1947 roku Adulfo rozpoczął służbę w Betel w stolicy kraju. Tego samego roku zaczęto urządzać w Meksyku zgromadzenia obwodowe. Początkowo organizowali je bracia z Betel, którzy wygłaszali też przemówienia. W roku 1951 Adulfo Salinas został pierwszym nadzorcą okręgu, a jego zadanie polegało na wspieraniu nadzorców obwodu i usługiwaniu podczas zgromadzeń obwodowych. Na pierwszych zgromadzeniach udzielali mu pomocnych wskazówek Rodolfo Lozano i Samuel García. Potem musiał już radzić sobie sam. W owym roku odbyło się w całym kraju 18 zgromadzeń obwodowych.

Początkowo ani organizacja zgromadzeń, ani obowiązki nadzorcy okręgu nie były dokładnie sprecyzowane. Na niektórych terenach brakowało nadzorcy obwodu, toteż miejscowi bracia sami przygotowywali zgromadzenia, jak potrafili najlepiej. Nadzorca okręgu musiał być wszechstronny. Po przybyciu na miejsce pomagał braciom organizować poszczególne działy. Woził ze sobą nie tylko aparaturę nagłaśniającą, lecz także piecyki i sprzęt kuchenny dla kafeterii. „Siostra Salinas sporo pomagała mężowi w organizowaniu zgromadzeń. Cały dzień spędzali w służbie polowej, a wieczorem brali udział w przygotowaniach”.

Brat Salinas pamięta, że na pierwszych zgromadzeniach obwodowych nie było dokładnego programu. Obecnym dawano sposobność zadawania pytań, a on starał się na nie odpowiadać. Pytano na przykład: „Czy wolno nosić pierścionki i bransoletki?”, „Czy zabijanie zwierząt jest przestępstwem?”, „Co znaczy liczba 666?” Chcąc udzielić trafnej odpowiedzi, brat musiał mieć przy sobie sporo publikacji Towarzystwa.

Z czasem dopracowano różne szczegóły związane ze zgromadzeniami obwodowymi. Wszystko przebiegało więc o wiele sprawniej.

Po 13 latach służby w charakterze nadzorcy okręgu brat Salinas otrzymał w roku 1964 zaproszenie do Szkoły Gilead. Wcześniej musiał się jednak nauczyć angielskiego. Zadanie to nie było łatwe, ale ukończył Gilead i został odesłany do Meksyku, by dalej usługiwać w okręgu. Po dziś dzień trwa w służbie pełnoczasowej mimo pewnych kłopotów ze zdrowiem. Dzielnie wspiera go żona, Leonor, która pełni z nim służbę od roku 1955. Brat Salinas opowiada: „Czasami wracam myślą do roku 1941, w którym poznałem prawdę; od tamtej pory upłynęło już (...) [ponad 50 lat] i przez cały ten czas poznawałem cudowne rzeczy ze Słowa Bożego. W 1941 roku nie miałem jeszcze 20 lat. Jestem wdzięczny Jehowie i Jego organizacji, że zamiast egzystować bez żadnych widoków na przyszłość, mogłem prowadzić tak sensowne życie”.

Trudy związane z dotarciem na zgromadzenia

Każdego roku w stolicy Meksyku organizowano zgromadzenia ogólnokrajowe i przybywała na nie większość braci. Dla niektórych nie było to jednak łatwe, gdyż brakowało im funduszy. Dopóki zgromadzenia były małe, wszystkich gości spoza stolicy kwaterowano w Betel. Potem, na początku lat czterdziestych, przygotowywano noclegi w domach braci. Ubóstwo wielu naszych współwyznawców wprost rozdzierało nam serca, a jednocześnie do głębi nas wzruszał ogrom wysiłku, na jaki musieli się zdobyć, by z odległych prowincji dotrzeć do Meksyku i skorzystać z duchowego pokarmu.

Jakże się ucieszyliśmy, gdy można było zacząć organizować zgromadzenia bliżej ich domów. Odtąd nie musieli już podróżować tak daleko. Mimo to przybycie na miejsce wciąż wymagało od niektórych braci dużego poświęcenia. Na przykład w roku 1949 grupa 20 osób ze stanu Tabasco — 18 mężczyzn i 2 kobiety — pokonała pieszo ponad 300 kilometrów, aby się dostać na zgromadzenie w stanie Veracruz. Wędrowali 15 dni. Cała wyprawa na zgromadzenie i z powrotem zabrała im jakieś 35 dni.

Stowarzyszenie kulturalno-oświatowe La Torre del Vigía de México

Zapewne przypominacie sobie, że w roku 1932 władze uznały prawnie La Torre del Vigía de México. Jednakże ograniczenia prawne nałożone na wszystkie religie pociągnęły za sobą pewne utrudnienia. Wysuwano zastrzeżenia co do działalności od drzwi do drzwi, prowadzonej przez Świadków, ponieważ prawo wymagało, by ‛każdy publiczny akt kultu odbywał się wewnątrz świątyni’. Z tego samego powodu zgłaszano zastrzeżenia pod adresem naszych zgromadzeń w miejscach publicznych. Było to kłopotliwe, gdyż zgromadzenia te stawały się coraz większe. Utrudnione było również nabywanie gruntów, prawo bowiem wymagało, by każdy budynek użytkowany w celach religijnych przechodził na własność państwa.

Z tych i innych powodów Towarzystwo postanowiło, że rozsądnie będzie dokonać reorganizacji oraz położyć większy nacisk na wychowawczy charakter naszej działalności. W związku z tym 10 czerwca 1943 roku wystąpiono do Kancelarii Spraw Zagranicznych z prośbą o zarejestrowanie La Torre del Vigía jako stowarzyszenia świeckiego. Dnia 15 czerwca 1943 roku wniosek ten rozpatrzono pozytywnie.

W związku z tą reorganizacją przestano śpiewać na zebraniach, a miejsca spotkań zaczęto nazywać Salami Studiów Kulturalno-Oświatowych. Podczas zebrań nie modlono się publicznie, chociaż nikomu nie można było zabronić żarliwej modlitwy w sercu. Unikano wszelkiego podobieństwa do nabożeństw religijnych. Zresztą nasze zebrania w rzeczy samej mają charakter wychowawczy. Kiedy Świadkowie w innych krajach zaczęli nazywać poszczególne grupy zborami, Świadkowie w Meksyku dalej posługiwali się określeniem „zastępy”. W dalszym ciągu odwiedzali ludzi w ich domach, i to z jeszcze większą gorliwością, ale starali się nie korzystać bezpośrednio z Biblii. Głosiciele uczyli się za to wersetów na pamięć i przytaczali je z głowy. Robili też dobry użytek z książki „Upewniajcie się o wszystkich rzeczach”, która zawiera zestawienie wersetów biblijnych na różne tematy. Do samej Biblii sięgano jedynie podczas odwiedzin ponownych oraz na studiach (których nie nazywano „biblijnymi”, lecz „kulturalno-oświatowymi”).

Zasadnicza działalność Świadków Jehowy nie uległa jednak zmianie. Dalej głosili o Królestwie Bożym.

Lekcje czytania i pisania

Zgodnie ze statutem La Torre del Vigía oprócz przekazywania ludziom pouczeń biblijnych rozpoczęliśmy akcję zwalczania analfabetyzmu. Dnia 17 maja 1946 roku stowarzyszenie La Torre del Vigía zgłosiło u władz ośrodek nauki czytania i pisania w mieście Meksyk. Lekcje prowadził José Maldonado.

Ponieważ władze były zainteresowane walką z analfabetyzmem, dostarczyły podręczników, których używano na lekcjach. Później zaczęto się posługiwać broszurą Nauka czytania i pisania, wydaną po hiszpańsku przez Towarzystwo Strażnica. Władze doceniały nasze wysiłki. W liście z dnia 21 stycznia 1966 roku napisano: „Za zgodą Dyrektora Generalnego z przyjemnością pragnę pogratulować Pańskiej Instytucji (...) za patriotyczną pomoc udzielaną niepiśmiennym obywatelom Republiki. (...) Mam nadzieję, że z nie słabnącym entuzjazmem będziecie kontynuować tę wytrwałą walkę z analfabetyzmem, w której biorą udział wszyscy prawi Meksykanie”.

Do roku 1966 na tych zajęciach nauczono czytać i pisać 33 842 osoby. W roku 1993 liczba ta wzrosła do 127 766. Ponadto 37 201 osób skorzystało z pomocy w udoskonaleniu umiejętności czytania i pisania. Opanowawszy tę sztukę, ludzie ci nauczyli się też cenić dobra duchowe — publikacje do studiowania Biblii wydawane przez Towarzystwo oraz zebrania zastępów.

Czystość moralna organizacji Jehowy

W tym samym okresie, kiedy odbywały się pierwsze zgromadzenia obwodowe, rozpoczęto też intensywną pracę nad oczyszczaniem organizacji Jehowy. W tamtych latach panował w Meksyku głęboko zakorzeniony zwyczaj polegający na tym, iż młody mężczyzna „wykradał” dziewczynę i żył z nią bez ślubu. Ludzie tak przywykli do tego pradawnego sposobu postępowania, na który pozwalała religia fałszywa, że większość par w ogóle nie brała ślubu. Mężczyzna i kobieta po prostu żyli ze sobą na zasadzie obopólnej zgody. Tak wyglądała sytuacja wielu osób, które zaczynały nawiązywać łączność ze Świadkami Jehowy.

Brat Salinas wysoko cenił biblijne zasady moralne i pomagał braciom je zrozumieć (Mat. 19:3-9; Hebr. 13:4). Gdziekolwiek się udawał, zachęcał do legalizowania związków.

Dla Świadków Jehowy pogląd ten nie był nowy. Już w roku 1924 we wrześniowo-październikowym wydaniu La Torre del Vigía zamieszczono odpowiedź na pytanie: „Czy słuszne byłoby wybranie na starszego klasy brata, który nie ma oficjalnego ślubu ze swą żoną?” Wyjaśnienie brzmiało: „Byłoby to całkowicie niestosowne”. W uzasadnieniu podano argumenty biblijne. Zalecono też, by nie chrzcić osób, które nie uregulowały jeszcze swych spraw małżeńskich. Niemniej w Meksyku sporo sług zastępów żyło w nie zalegalizowanych związkach.

Jednakże w roku 1952 dla dobra Świadków Jehowy na całym świecie podano konkretne wskazówki zalecające osobom pragnącym pozostać w organizacji Jehowy, by uporządkowały życie osobiste. Wcześniej niektórzy mężczyźni brali ślub, odchodzili od żony, a potem mieszkali z inną kobietą, nie rozwodząc się z pierwszą ani nie żeniąc z drugą partnerką. Czasami zawierali nowy związek, nie biorąc rozwodu z poprzednią żoną. Uporządkowanie życia, by móc służyć Jehowie wymagało więc od tych braci niemałego wysiłku.

Z wielką radością obserwowaliśmy, jak bracia reagowali na wskazówki i czynili niezbędne kroki w celu zalegalizowania swych małżeństw. W niektórych zastępach brało ślub 20 i więcej par na raz. Mimo to niektórzy na przekór słusznym miernikom Jehowy nie chcieli zmienić swego życia. Część z nich odeszła, inni zostali wykluczeni.

Pewien brat pamięta, że gdy zgodnie z wytycznymi organizacji brał ślub ze swą towarzyszką życia, były przy tym jego dzieci. Gdy sędzia zapytał: „Czy chcesz połączyć się z tą kobietą, uznać ją za żonę i być z nią, dopóki śmierć was nie rozdzieli?”, zawahał się, ale jego córeczka zachęciła go z niepokojem w głosie: „¡Dí que sí, papacito! [Powiedz tak, tatusiu!]”, wobec czego szybko odpowiedział twierdząco.

Potrzebny był czas i cierpliwość

Dostosowanie się do wysokich mierników obowiązujących w organizacji Jehowy, zwłaszcza w kwestii małżeństwa i alkoholu, zabrało niektórym trochę czasu, ale stopniowo bracia zaczęli doceniać potrzebę ścisłego trzymania się dróg Jehowy (1 Piotra 4:3).

W sprawozdaniu za rok służbowy 1953 Biuro Oddziału donosiło: „Dokończyliśmy dzieła rozpoczętego w zeszłym roku, mianowicie oczyściliśmy organizację z osób niegodnych tego, by do niej należeć. Skutkiem tego w ciągu pierwszych pięciu miesięcy roku służbowego znacznie spadła liczba głosicieli. Osiągnęła nawet poziom o 7 procent niższy od przeciętnej z ubiegłego roku, ale od lutego zaczęła rosnąć, aż pod koniec bieżącego roku służbowego była o 9 procent wyższa od ubiegłorocznej przeciętnej”. Należycie oczyszczona organizacja Jehowy w Meksyku była wreszcie gotowa do wkroczenia w okres pomyślności duchowej, który trwa po dziś dzień.

Niezapomniane zgromadzenia

Są takie zgromadzenia, które nigdy się nie zatrą w pamięci uczestników. Jedno z nich odbyło się w stolicy Meksyku w dniach od 13 do 15 kwietnia 1945 roku. Nikt z obecnych nie przybył własnym samochodem. Ponad 200 osób przyjechało pociągiem z Monterrey. Na jednym z wagonów widniała tabliczka informująca, dokąd się udają, a po drodze na wszystkich przystankach głosili sprzedawcom i zaciekawionym przechodniom. Pewna rodzina z małym dzieckiem, mieszkająca w stanie Chihuahua, szła pieszo siedem dni i dopiero potem wsiadła w pociąg jadący do stolicy. Na zgromadzenie przybyli również N. H. Knorr i F. W. Franz z Biura Głównego w Nowym Jorku. Pierwszego dnia 717 spośród 1107 obecnych wyruszyło do służby polowej, żeby zapowiedzieć wykład publiczny „Jeden świat, jeden rząd”, który brat Knorr miał wygłosić w Arena México. I chociaż katoliccy awanturnicy próbowali przerwać zgromadzenie, wykład został w całości wygłoszony.

Niektóre z najbardziej pamiętnych zgromadzeń zbliżyły Świadków w Meksyku do ich chrześcijańskich braci z innych krajów. Znamienny pod tym względem był kongres międzynarodowy pod hasłem „Wola Boża”, zorganizowany w Nowym Jorku w roku 1958. Przybyli tam delegaci ze 123 krajów, a wśród nich 503 z Meksyku. Mieli oni sposobność cieszyć się towarzystwem Świadków ze wszystkich zakątków ziemi, zapoznać się i porozmawiać z wieloma współwyznawcami. Inne wzruszające zgromadzenie odbyło się w stolicy Meksyku w roku 1966, a przyjechały na nie setki delegatów z kilkunastu krajów, którzy pragnęli uczestniczyć ze swymi braćmi w największym do owego czasu kongresie organizowanym przez La Torre del Vigía. Obecnych wówczas było przeszło 30 razy więcej osób niż na zgromadzeniu w tym samym mieście w roku 1945.

Filmy Towarzystwa

W połowie lat pięćdziesiątych program wychowawczy Towarzystwa wzbogacił się o nowy element. Brat Salinas wspomina: „Ogromną pomocą w prowadzeniu dzieła okazały się filmy Towarzystwa nagrane na taśmę o szerokości 16 milimetrów: Społeczeństwo Nowego Świata w działaniu, Szczęśliwe społeczeństwo Nowego Świata, Międzynarodowe zgromadzenie Świadków Jehowy pod hasłem ‚Wola Boża’, Ogłaszanie na całym świecie ‚wiecznotrwałej dobrej nowiny’ oraz Bóg nie może kłamać. Wywarły one duży wpływ na ludzi, którzy niezbyt dobrze orientowali się w naszej działalności”. Pierwszy film pokazywał, jak funkcjonują biura Towarzystwa. Następne trzy były relacjami z kongresów zorganizowanych w różnych częściach świata. Ostatni pomagał widzom wyobrazić sobie ważne wydarzenia biblijne i zrozumieć ich znaczenie na nasze czasy.

Filmy te często wyświetlano na wewnętrznym dziedzińcu jakiegoś domu albo w wynajętej sali. Rozprowadzano przedtem zaproszenia, dzięki czemu przychodziło sporo ludzi. Po projekcji zbierano nazwiska osób pragnących dowiedzieć się czegoś więcej.

W roku 1958 w miejscowości Tenexpa w stanie Guerrero najnowszy film Towarzystwa zaplanowano wyświetlić na wolnym powietrzu obok miejsca zebrań. Kiedy bracia sprzątali ten teren, niespodziewanie pojawił się policjant, wskutek czego zaczęli wątpić, czy projekcja dojdzie do skutku. Policjant powiedział słudze zastępu, że ma się udać do burmistrza. Ujrzawszy brata, burmistrz zapytał: „Gdzie zamierzacie wyświetlić ten film?” Kiedy usłyszał odpowiedź, zadał drugie pytanie: „Dlaczego nie pokażecie go na estradzie na rynku?” „No cóż, jeśli byłoby to możliwe...” Burmistrz załatwił też podłączenie aparatury do sieci elektrycznej. Z kina przyniesiono ławki, a niektórzy przyszli z własnymi krzesłami, ponieważ ustawiono tylko 900 siedzeń. Przybyło jakieś 2000 osób i urządzono z tej okazji małe święto, podając nawet dla wszystkich poczęstunek. Kiedy brat Salinas wyświetlał filmy Towarzystwa w północnych stanach kraju, za każdym razem oglądało je 500, 800, a niekiedy nawet prawie 1000 osób.

Obiekty oddziału umożliwiają dotrzymanie tempa działalności

Kiedy rodzina Betel w Meksyku składała się z Roberta Montero i jego najbliższych, dom przy stołecznej ulicy Melchor Ocampo 71, gdzie się wprowadzili, zapewniał dostatecznie dużo powierzchni mieszkalnej i biurowej. W całym kraju było podówczas zaledwie około 100 głosicieli Królestwa. Ale w roku 1946 działały już 223 zastępy, a liczba aktywnych Świadków wzrosła do 3732. Aby zapewnić należyty nadzór działalności wychowawczej prowadzonej gorliwie przez Świadków w całym kraju, potrzebne były większe obiekty. Dobrze się więc stało, że w owym roku oddano do użytku nowe pomieszczenie dla Biura Oddziału i Domu Betel, przylegające do wspomnianego budynku.

W roku 1962 obiekty te były już wykorzystane do ostatniego metra, toteż wzniesiono czteropiętrową dobudówkę. Mieściła się w niej między innymi mała drukarnia, gdzie powstawała hiszpańskojęzyczna wersja Informatora (obecnie Nasza Służba Królestwa) oraz formularze używane przez Biuro Oddziału i przez 27 000 osób uczestniczących wówczas w teokratycznym dziele wychowawczym w Meksyku. Pod nadzorem biura przeprowadzano też Kurs Służby Królestwa, na którym udzielano wskazówek sługom zastępów oraz pionierom specjalnym rozsianym po całym kraju.

Niegasnący fanatyzm religijny

Chociaż władze przez dziesiątki lat starały się położyć kres fanatyzmowi na tle religijnym i chociaż działalność Świadków Jehowy była dobrze znana w całym kraju, postępy ich dzieła wychowawczego doprowadzały kler do wściekłości. W latach sześćdziesiątych sprzeciw stał się gdzieniegdzie zacieklejszy niż kiedykolwiek przedtem.

Na przykład w mieście Los Reyes de la Paz w stanie Meksyk na dni 4 i 5 sierpnia 1963 roku zaplanowano zgromadzenie obwodowe. Po rozpoczęciu programu miejscowy ksiądz próbował zagłuszyć mówcę za pomocą głośników, które powiesił na ścianach kościoła i zwrócił w kierunku miejsca zgromadzenia. Wygłaszano przez nie gniewne przemówienia i obrzucano Świadków zniewagami, żeby wprawić w szał ludzi obecnych w kościele. Setki na ogół spokojnych i życzliwych katolików sprowokowano do użycia przemocy. Wylegli z kościoła, trzymając w rękach kije, pałki i kamienie. Nie dający się już okiełznać motłoch rzucił się na zgromadzonych Świadków. Przeszło 30 z nich odniosło obrażenia. Domy dwóch rodzin obrzucono kamieniami, tak iż zawaliły się ściany.

W samą porę jednak zainterweniowała policja drogowa, toteż zamiejscowi bracia mogli bezpiecznie opuścić miasto. Ale dopiero w poniedziałek ów gniewny tłum zdołało rozpędzić wojsko.

Dziennik Excelsior z 6 sierpnia 1963 roku donosił: „Proboszcz z Los Reyes, Jesús Meza, którego władze sądowe oskarżają o podburzanie do zamieszek, uciekł z miasta samochodem eskortowanym przez setki parafian uzbrojonych w kamienie, pałki i maczety”.

Niemniej ten napad motłochu pomógł niektórym szczerym ludziom przejrzeć na oczy. Kiedy po jakimś czasie Świadkowie znowu głosili w tym mieście, osiągnęli piękne rezultaty. Ludzie wstydzili się swego postępowania i powoli zaczęli nadstawiać uszu. Kiedy wybuchły zamieszki, w tej okolicy były dwa zastępy. Teraz wyrosło z nich jeszcze 50.

Akt nietolerancji religijnej w Sahuayo

W sierpniu 1964 roku do skandalicznych prześladowań doszło w mieście Sahuayo w stanie Michoacán. Gorliwie głosili tam pionierzy specjalni. Urządzali już nawet zebrania z grupką zainteresowanych. Niestety, miejscowy ksiądz podjudzał gromadę ludzi, którzy obrzucali ich pogróżkami i obelgami. Brali w tym udział mieszkańcy Sahuayo oraz pobliskiej miejscowości Jiquilpán. Nie raz, a kilkakrotnie bracia musieli stawić czoło tłumowi liczącemu od 200 do 300 osób.

Dnia 13 sierpnia sytuacja stała się niebezpieczna, gdyż dom jednego pioniera otoczyło ponad 5000 ludzi. Przynieśli ze sobą benzynę, zamierzając spalić budynek razem z mieszkańcami. W środku był brat, pięć sióstr i sześcioletnia dziewczynka. Kilku policjantów usiłowało powstrzymać rozjuszony tłum, ale niezbyt im się to udawało. Jednakże w najbardziej krytycznej chwili niespodziewanie pojawiły się trzy ciężarówki żołnierzy. Szybko uratowali Świadków z opresji i rozproszyli tłum. Komentując to wydarzenie, gazety wyraziły głębokie ubolewanie z powodu nietolerancyjnej postawy księży, inicjatorów tego zajścia.

Sytuacja była tak niebezpieczna, że uznano za rozsądne wycofać pionierów specjalnych z tej okolicy. Z czasem jednak Towarzystwo skierowało do pobliskich miejscowości pionierów, którzy zachowując rozwagę, stopniowo zaczęli wyruszać w kierunku Sahuayo i Jiquilpán. Osiągali tak dobre rezultaty, że w roku 1974, to znaczy 10 lat po tamtych zajściach, założono zastęp w Jiquilpán, a w roku 1990 w Sahuayo.

Sięgnął po coś do tylnej kieszeni

Biorąc pod uwagę te gwałtowne prześladowania, trudno się dziwić, że Świadkowie byli czasem nieco lękliwi. José Mora przypomina sobie, co przeżył w stanie Jalisco. Dzisiaj się z tego śmieje, ale wówczas nie był taki pewny siebie.

Właśnie przytoczył pewnemu mężczyźnie werset z Psalmu 115:16: „Niebiosa są niebiosami Pana, ale ziemię dał synom ludzkim”, gdy tamten błyskawicznie włożył rękę do tylnej kieszeni spodni. Brat Mora sądził, iż sięga po broń. Z jakąż ulgą zobaczył, że wyciąga książkę — Nowy Testament i Psalmy! Człowiek ten sprawdził werset we własnej Biblii i przyjął głoszone mu orędzie. Bardzo szybko on i jego rodzina zostali Świadkami Jehowy. „Zauważył jednak, że trochę się zdenerwowałem”, mówi brat Mora, „toteż gdy teraz od czasu do czasu się spotykamy, śmiejemy się z tamtego wydarzenia”.

Radosny oddźwięk w ostatnich latach

Pomimo prześladowań liczba chwalców Jehowy w całym kraju dalej rosła. Im lepiej bracia rozumieli Biblię i pewne postanowienia organizacyjne, tym skuteczniejsze stawało się głoszenie dobrej nowiny. Głosiciele coraz wyraźniej pojmowali, że trzeba podtrzymywać okazane zainteresowanie i otaczać owce opieką. W rezultacie wzrosła liczba studiów biblijnych. W roku 1970 prowadzono ich co miesiąc przeciętnie 43 961, a 10 lat później liczba ta wzrosła do 90 508. Niektórzy zainteresowani robili niezwykle szybkie postępy.

Za przykład niech posłuży Lino Morales i jego żona. Lino wraz z przyjacielem podjął pielgrzymkę do wizerunku Marii Panny w pewnym mieście w Gwatemali (a mieszkał w meksykańskim stanie Chiapas). Umówili się, że każdy z nich wejdzie oddzielnie i pomodli się przed rzeźbą. Lino opowiada: „Kiedy długo nie wychodził, zajrzałem z szacunkiem przez drzwi do kaplicy i zobaczyłem świętokradztwo: mój przyjaciel podnosił sukienkę Dziewicy! Kiedy krzyknąłem: ‚Co ty wyprawiasz?’, szybko zaczął udawać, że się modli. Z groźbą w głosie kazałem mu wyjść i na zewnątrz rzuciłem się na niego z pięściami. Potrwało dobrą chwilę, zanim zdołał mi wyjaśnić, co robił. Kiedy się uspokoiłem, powiedział, że rozczarował się do tej rzeźby, bo gdy uklęknął, by ucałować jej stopy, przekonał się, że tylko twarz i stopy gładko wypolerowano, a pod sukienką były kawałki zwykłego drewna”.

Zarówno to wydarzenie, jak i śmierć synka wyryły w umyśle Lina głęboki ślad. Co się stało potem? Jego żona tak to relacjonuje: „Do moich drzwi zapukały dwie kobiety, by porozmawiać ze mną o Biblii. Szybko się przekonałam, że mówią prawdę. Zostawiły mi książkę i obiecały przyjść później. Tuż po ich odejściu zaczęło padać. Ponieważ deszcz nie ustawał, obie kobiety wróciły, tym razem z mężami, szukając schronienia przed ulewą. Padało jednak całe popołudnie, więc wszyscy musieli zostać u mnie na noc. Dobrze wykorzystaliśmy ten czas. Oni opowiadali o prawdach biblijnych, a ja chłonęłam ich słowa. Następnego dnia rano odeszli, ale obiecali wrócić. Ten, który nadawał rozmowie kierunek, był pionierem stałym. Oboje z żoną pochodzili z południowej części stanu. Towarzyszył im Caralampio z miasta La Trinitaria. Ku mojemu zaskoczeniu mąż wrócił do domu tego samego dnia po południu. (Lino pracował wtedy w odległej wiejskiej szkole). Po kolacji powiedziałam mu, że odwiedziło mnie kilku głosicieli i że zostawili mi książkę. Zaczęliśmy ją rozważać, a ja przypominałam sobie wyjaśnienia, których mi udzielili. Wprost nie mogliśmy jej odłożyć. Nawet nie zdaliśmy sobie sprawy, kiedy upłynęła noc i zaczęło świtać. W ogóle nie położyliśmy się spać”.

Żona zaczęła przygotowywać śniadanie, a Lino osiodłał konia. Tego samego ranka pojechał do odległego o 20 kilometrów La Trinitaria, żeby odszukać Caralampia. Znalazł jego dom, ale nikogo w nim nie było, bo brat ten akurat głosił. Lino zostawił więc wiadomość u sąsiada. „Wróciłem do domu nieco rozczarowany”, wspomina, „i ogromnie się zdziwiłem, gdy następnego dnia rano usłyszałem, że ktoś puka do drzwi. Kiedy je otworzyłem, ujrzałem przed domem głosicieli. Około siódmej wieczór otrzymali informację, że ich szukam. Natychmiast wybrali się w drogę i szli całą noc, aby o świcie dotrzeć do mojego domu. Nie upłynęło więc 48 godzin, od zostawienia książki, a już dokonywali odwiedzin, chociaż była noc i mieszkali tak daleko”.

Te odwiedziny ponowne trwały trzy dni! W tym czasie Lino z żoną poznali podstawowe prawdy ze Słowa Bożego. Czwartego dnia oboje towarzyszyli Świadkom w głoszeniu innym ludziom. W ten sposób cała ta liczna rodzina zaczęła służyć Jehowie.

‛Przywróćcie życie memu synowi albo was wyrzucę’

Również Edilberto Juárez ze stanu Oaxaca szybko poznał prawdę. „Rozpaczałem po śmierci mojego brata oraz syna, którzy tego samego dnia popełnili samobójstwo” — wspomina. „Kiedy się dowiedziałem o tym tragicznym wydarzeniu, natychmiast zwróciłem się do bożków [wizerunków] zajmujących całą ścianę w moim domu i oświadczyłem, że mają przywrócić życie mojemu synowi, bo w przeciwnym razie je wyrzucę. Kiedy po ośmiu dniach zrozumiałem, iż są zupełnie bezsilne, oczyściłem z nich mój dom. Ciągle gorzko płakałem po stracie moich bliskich.

„Pewnego dnia przyszedł do mnie miejscowy nauczyciel i próbował mnie pocieszać. Dał mi Nowy Testament i zachęcał do czytania, ale ponieważ nigdy przedtem nie widziałem Biblii, nie zainteresowała mnie i odłożyłem ją na półkę. Mniej więcej w tym samym czasie odwiedził mnie pewien zielonoświątkowiec. Kiedy rozmawialiśmy, zauważyłem mężczyznę z teczką. Mój gość rozpoznał w nim Świadka Jehowy i zaproponował, żebyśmy go zaprosili, ponieważ on lepiej zna Pismo Święte. Kiedy Świadek wszedł do środka i dowiedział się, że jestem w żałobie, zaczął opowiadać o zmartwychwstaniu. To naprawdę bardzo mnie zainteresowało”.

Świadek ten odtąd regularnie odwiedzał Edilberta, chociaż musiał do niego daleko iść na piechotę. „Potem zacząłem rozmawiać z innymi o mojej nowej wierze” — mówi Edilberto. „Prawdą zainteresowały się trzy osoby, z którymi zaczęliśmy się spotykać w moim domu. Kiedy więc odwiedzał nas ten głosiciel, studiowaliśmy Biblię całą czwórką”.

Krótkie studium „kulturalno-oświatowe”

W roku 1968 ukazała się książka Prawda, która prowadzi do życia wiecznego, nazywana wówczas „niebieską bombą”. Zachęcano nas do przestudiowania jej z ludźmi w ciągu sześciu miesięcy. Niektórzy jednak nie potrzebowali aż tyle czasu. Pewne studium trwało niecałe dwa tygodnie. Oto relacja przekazana przez Biuro Oddziału:

„Kobieta dowiedziała się o prawdzie dzięki podarunkowi w postaci prenumeraty Strażnicy. Przybyła do pobliskiego miasta na zgromadzenie obwodowe, na którym był też obecny sługa okręgu z żoną. Oboje z nią rozmawiali i zauważyli, że szczerze pragnie służyć Jehowie i pomagać mieszkańcom swego miasteczka. Umówili się więc z nią na studium książki Prawda. Było jednak zbyt mało czasu, by przeprowadzić je zgodnie z zaleceniami Towarzystwa, ponieważ osoba ta mogła pozostać w mieście jedynie dwa tygodnie, po czym musiała wrócić małym samolotem do swej miejscowości, leżącej wysoko w górach. W tej sytuacji żona sługi okręgu przez dwa tygodnie prowadziła z nią intensywne studium. Prawdę mówiąc, trwało ono 30 godzin — od piątku do piątku. W tym czasie przeanalizowano całą książkę Prawda. Owa kobieta pragnęła dobrze wykorzystać pozostały czas, toteż sługa okręgu z żoną poświęcali jej po 2—3 godziny po południu i wieczorami, udzielając odpowiedzi na liczne pytania. Przed upływem tych dwóch tygodni miała podkreślone w książce wszystkie odpowiedzi i wprost nie mogła się doczekać powrotu do swego miasteczka na odludziu, by móc pomagać innym”.

Pod koniec drugiego tygodnia swego pobytu w mieście zainteresowana ta dała się ochrzcić. Wkrótce po powrocie do domu prowadziła już osiem studiów. Ponadto urządzano studium Strażnicy, na które przychodziło 15 osób, toteż powstała tam grupa na oddaleniu. Obecnie w tej miejscowości działa zbór.

Ustanowienie starszych wychodzi „zastępom” na pożytek

Zgodnie z radami biblijnymi udzielonymi przez niewolnika wiernego i roztropnego przyjęto w roku 1972 nowy system nadzorowania „zastępów”. Zamiast jednego sługi „zastępu”, który sprawował nad wszystkim pieczę, ustanowiono grono starszych. Zmiany te wprowadzono w takim stopniu, w jakim to było możliwe. Ale w wielu zastępach głosiciele byli zadowoleni, jeśli mieli w swym gronie choćby jednego lub dwóch braci nadających się na starszych (tak samo jest zresztą i dzisiaj). W tamtym okresie starszymi zostało wielu wcześniejszych sług zastępów, ale niektórzy w gruncie rzeczy nie odpowiadali wymaganiom biblijnym. Nadzorcami nie mogli być mężczyźni, którzy traktowali trzodę szorstko, jak to się zdarzało w przeszłości (1 Piotra 5:2, 3). Odkąd dwóch lub więcej braci spełniających wymogi biblijne usługiwało jako grono starszych, organizacja troskliwiej zaspokajała potrzeby trzody i tym samym ściślej wzorowała się na Jezusie Chrystusie, Wspaniałym Pasterzu.

Stale potrzeba dalszych wykwalifikowanych mężczyzn, by usługiwali w charakterze starszych. Wskutek szybkiego wzrostu w szeregach Świadków wiele zborów (nazywanych do roku 1989 „zastępami”) ma tylko jednego starszego i kilku sług pomocniczych, a czasem wszystkie obowiązki spoczywają wyłącznie na sługach pomocniczych. W Tantoyuca w stanie Veracruz były dwa zbory, a tylko jeden starszy. Chcąc służyć pomocą, przeprowadził się w te okolice wraz z rodziną Enrique Hernández Montes, będący starszym i pionierem. W zborze, do którego został przydzielony, było tylu zainteresowanych, że nie mieszczono się w Sali Królestwa. Trzeba było podzielić grupę na dwie części i urządzać zebrania w dwóch turach. Kilka lat temu w mieście Palmillas w stanie Sinaloa jedyny tamtejszy starszy stwierdził, że na następnym zgromadzeniu chce się ochrzcić 21 osób. Zrobił wszystko, co mógł, by omówić z każdą z nich pytania dla kandydatów do chrztu.

Nawet tam, gdzie jest bardzo niewielu wykwalifikowanych braci, można otoczyć owce lepszą opieką, jeśli rozdzieli się obowiązki.

Nastaje pora odsiewu

Z rokiem 1975 i jego znaczeniem w urzeczywistnieniu zamierzenia Jehowy wiązano duże oczekiwania. Niektórzy nastawiali się na to, że w tym roku stary system spotka zagłada i nastanie Boży nowy świat. Kiedy te nadzieje się nie ziściły, ten i ów przestał służyć Bogu. Niektórzy stali się odstępcami. Ale ogromna większość Świadków Jehowy kierowała się miłością do Boga. Wiedzieli, że Jego Słowo nigdy nie zawodzi.

W latach 1975-1976 ogólnoświatowa organizacja przygotowywała się na dalszy wzrost pokładając pełną ufność w Jehowie. Wzrost faktycznie nastąpił, a bracia w Meksyku mieli w tym spory udział. Co się do tego przyczyniło?

Duże rodziny zjednoczone w pełnieniu służby dla Boga

Meksykańskie rodziny są duże. Toteż do zapoczątkowanego studium biblijnego często zasiadają 3—4 osoby, a nawet więcej. Rodziny z reguły są zespolone, a dzieci odnoszą się do rodziców z ogromnym szacunkiem. Jeśli więc rodzice przyjmują prawdę, dzieci idą w ich ślady. Dzięki wprowadzaniu w czyn rad biblijnych jeszcze bardziej zacieśniają się zespalające ich więzy i często całe rodziny wspólnie pełnią służbę dla Jehowy.

Dorośli dają odczuć młodzieży, że stanowi cząstkę zboru. Przychodzący na zebrania witają serdecznym uściskiem dłoni wszystkich obecnych, nie wyłączając młodych. Dzieci rzadko kiedy nie okazują zainteresowania tym, co się dzieje na zebraniu. Na ogół wszystkie chcą zabierać głos i chętnie pomagają we wszelkich pracach związanych z salą.

Często widać, jak całe rodziny wyruszają do służby polowej. Niekiedy bardzo się starają, by większa część domowników mogła pełnić służbę pionierską. Na przykład w zborze Oriente w mieście Zapata (stan Morelos) Guilebaldo Hernández i jego żona mają trzy córki, które są pionierkami specjalnymi, i trzy usługujące jako pionierki stałe na terenie oddalonym. Dwóch synów jest głosicielami i sługami pomocniczymi, a dwie inne córki (w wieku 11 i 12 lat) są nie ochrzczonymi głosicielkami. W tej 12-osobowej rodzinie jest zatem 6 głosicieli zborowych i 6 pionierów!

W zborze Estrella w mieście Aguascalientes, leżącym w stanie o tej samej nazwie, Sabino Martínez Durán jest starszym i pionierem stałym. Jego żona i córka również są pionierkami. Jeden syn jest pionierem stałym i sługą pomocniczym w tym samym zborze. Drugi należy do rodziny Betel w Meksyku, a jeszcze inny pomaga w pracach budowlanych w siedzibie oddziału.

Szacunek dla rodziców przynosi piękne owoce

Nie ulega wątpliwości, że wzajemny szacunek członków meksykańskich rodzin, przyczynia się do szerzenia orędzia Królestwa. Dobrze ilustruje to przykład ze stanu Chihuahua.

Do starszych miasta Navojoa w stanie Sonora dotarła wiadomość, że w górzystej miejscowości El Trigo de Russo w stanie Chihuahua są ludzie, którzy studiują Biblię na podstawie publikacji Towarzystwa, między innymi książki Prawda. Starszy ze sługą pomocniczym podjęli trudną, całodniową wędrówkę, żeby sprawdzić te informacje i dopomóc osobom zainteresowanym. Okazało się, że pewien nauczyciel z żoną, choć nie byli Świadkami Jehowy, prowadzili z ludźmi studia biblijne. Spotkania odbywały się dwa razy w tygodniu, a przychodziło na nie 25—30 osób. Jak do tego doszło?

Otóż matka tego nauczyciela jest Świadkiem Jehowy. Pewnego razu odwiedziła syna i przy tej sposobności dała świadectwo niektórym ludziom w okolicy i zostawiła im książki Prawda. Widząc ich zainteresowanie, poprosiła syna i synową, żeby im pomagali. Żadne z nich nie było Świadkiem, choć w młodości matka pouczała syna o drogach Jehowy. Niemniej z miłości i szacunku dla niej zgodził się studiować z ludźmi, a jego żona była oczywiście gotowa go wspierać. W miarę jak kontynuowali studium ze wspomnianą grupą, w nich samych obudziło się zainteresowanie. Książkę Prawda przeanalizowali w ciągu czterech miesięcy. Dwaj bracia z Navojoa zatroszczyli się o to, żeby regularnie odwiedzali ich starsi i inne osoby ze zboru. Pierwszymi głosicielami w tej grupie zostali właśnie ów nauczyciel i jego żona. Dali się ochrzcić na zgromadzeniu okręgowym w roku 1989. W czerwcu 1990 roku w El Trigo de Russo założono zbór liczący 10 głosicieli, a prawie wszyscy mieszkańcy tej okolicy studiują Biblię.

Filia Szkoły Gilead zaspokaja istniejące potrzeby

Wielu młodych pionierów w Meksyku gorąco pragnęło usługiwać w innych krajach, gdzie są duże potrzeby. Ponieważ jednak do takich krajów zaliczał się sam Meksyk, nie zachęcano ich do wyjazdu za granicę i tylko nielicznych zaproszono do Szkoły Gilead. Poza tym uczęszczanie do Gilead wymagało znajomości języka angielskiego, co dla niektórych stanowiło poważną przeszkodę. Jednakże w roku 1980 i 1981 zorganizowano specjalne zajęcia meksykańskiej filii Szkoły Gilead, która przygotowała 72 młodych pionierów do służenia w różnych krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie mogli być potrzebni.

Ponieważ nie musieli pokonywać barier językowych i udawali się do krajów, gdzie panowały podobne zwyczaje jak w Meksyku, bez trudu potrafili się dostosować do nowych warunków.

Oddanie do użytku nowych obiektów oddziału

Organizacja stale się rozrastała, toteż biura przy ulicy Melchor Ocampo 71 stawały się zbyt ciasne wobec ogromu wykonywanej tam pracy. W roku 1973 La Torre del Vigía kupiło kawałek ziemi w pobliżu stolicy, w miejscowości El Tejocote, i tam zbudowano przestronny Dom Betel, który mógł pomieścić ponad 100 osób. Rodzina Betel przeprowadziła się do nowych obiektów, które zostały oddane do użytku w kwietniu 1974 roku. Wydawało się, że jest tam dość miejsca, by przez wiele lat roztaczać odpowiedni nadzór nad dziełem. Tak jednak nie było! Ponieważ szeregi Świadków powiększały się coraz szybciej, zachodziła konieczność rozbudowy, toteż w roku 1985 i 1989 oddano do użytku kolejne obiekty.

Zapotrzebowanie na biura oraz pokoje mieszkalne dla rodziny Betel zostało zaspokojone, ale trzeba się było jeszcze przygotować do drukowania dużych nakładów literatury biblijnej dla Meksyku. Sprowadzanie czasopism z zagranicy stawało się coraz trudniejsze. Chcieliśmy sami drukować, ale przepisy prawne nie pozwalały na taką działalność stowarzyszeniu świeckiemu. Dostosowując się do istniejącej sytuacji, w roku 1983 zleciliśmy miejscowej firmie druk czasopism La Atalaya ¡Despertad! (Strażnica Przebudźcie się!) Próbowaliśmy też zlecać różnym oficynom wydawniczym druk książek. Jednakże po rozsądnych cenach mogliśmy otrzymać jedynie wydawnictwa w miękkich oprawach. Nieustannie mieliśmy kłopoty z kiepską jakością i opóźnieniami.

Postanowiliśmy wobec tego założyć inne stowarzyszenie, które zajęłoby się wyłącznie działalnością wydawniczą. Spełniało ono wszystkie wymagania prawne potrzebne do prowadzenia działalności w tym kraju. Zakupiono i przebudowano fabrykę leżącą jakieś 15 minut drogi od Betel, po czym urządzono w niej nową drukarnię. Z wielką radością przyjęto wiadomość, że w Brooklynie Towarzystwo Strażnica załadowało na statek płynący do Meksyku dwie prasy rotacyjne typu MAN. Jakże jednak byliśmy zrozpaczeni, gdy się okazało, że na skutek silnego sztormu maszyny uległy w zasadzie całkowitemu zniszczeniu! Roberto Gama z Komitetu Oddziału pojechał do portu Veracruz, by odebrać prasy, a właściwie to, co z nich zostało. Kiedy je zobaczył, nie mógł powstrzymać łez.

Czy dałoby się zreperować te prasy? W innych czasach i okolicznościach być może zostałyby wyrzucone na złom. Jednakże w tym wypadku trzeba było je uruchomić. Zadanie to nie przerastało możliwości braci, którzy nauczyli się już improwizować i wykorzystywać wszelkie dostępne środki, by zaspokoić podstawowe potrzeby życiowe. Do pomocy meksykańskim współwyznawcom Towarzystwo wysłało z Brooklynu dwóch braci. Wszyscy zdobyli się na ogromną cierpliwość, wytrwałość i duży wysiłek, dzięki czemu uszkodzone części naprawiono lub zastąpiono nowymi, po czym zainstalowano pierwszą prasę. Dzięki Jehowie działała! Po jakimś czasie zreperowano drugą maszynę.

Cóż to była za radość, gdy spod prasy wyszła La Atalaya z 1 października 1984 roku! ¡Despertad! zaczęto drukować od wydania z 22 maja 1985 roku. Z ogromną ulgą uniezależniliśmy się wreszcie od świeckich firm wydawniczych.

W roku 1987 mieliśmy otrzymać nowe prasy offsetowe Hantscho, umożliwiające drukowanie techniką czterobarwną, ale żeby je zmieścić, trzeba było rozbudować drukarnię. We wrześniu 1988 roku spod pras wyszła czterobarwna broszura „¡Mira! Estoy haciendo nuevas todas las cosas” („Oto wszystko nowe czynię”). Od tamtej pory drukuje się tutaj wszystkie potrzebne książki i czasopisma dla Meksyku oraz dla wielu krajów Ameryki Środkowej. Spod tych dwóch czterobarwnych pras wychodzą miesięcznie cztery miliony czasopism.

Zbór Świadków Jehowy w Meksyku

Świadkowie Jehowy w Meksyku trzymali się zawsze tych samych zasad organizacyjnych, co ich współwyznawcy w innych krajach. Od roku 1931 poszczególni bracia nazywali siebie Świadkami Jehowy. Jednakże jak wyjaśniono wcześniej, przez wiele lat organizacja w tym kraju musiała funkcjonować jako świeckie stowarzyszenie oświatowe.

Niemniej w latach osiemdziesiątych zaszły pewne zmiany. Urzędnicy państwowi wielokrotnie odwiedzali niektóre miejsca naszych zebrań i nalegali, żeby je oficjalnie zarejestrować jako miejsca zgromadzeń religijnych, wskutek czego musiałyby jednak przejść na własność państwa. Z drugiej strony napotykaliśmy coraz większe trudności z wynajmowaniem odpowiednich obiektów na nasze kongresy, ponieważ władze utrzymywały, iż prawo zakazuje organizowania zebrań religijnych w miejscach publicznych.

W rezultacie w roku 1988 doszło do kilku rozmów z przedstawicielami rządu. Przekonaliśmy się, że chociaż władze nie mają zastrzeżeń co do działalności naszej organizacji, docierające do nich informacje na temat stosunku Świadków do symboli państwowych zrodziły pewną nieufność. Ponieważ miejsca naszych zebrań nie były wyraźnie oznaczone, wyrobiono sobie pogląd, iż prowadzimy działalność podziemną. Podczas spotkań z władzami bracia przedstawiali wierzenia Świadków Jehowy, dając obszerne świadectwo. Złożyli też wyjaśnienia w sprawie naszej chrześcijańskiej neutralności oraz szacunku dla władz państwowych, idącego w parze ze zdecydowanym powstrzymywaniem się od tego, co uważamy za bałwochwalstwo. Z rozmów tych wysnuto wniosek, iż nasza organizacja powinna funkcjonować jawnie jako religia Świadków Jehowy, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że wszystkie miejsca zebrań przejdą na własność państwa. Dzięki temu jednak władze lepiej zapoznałyby się z naszą działalnością, co jak sądziliśmy, powinno dać pomyślne rezultaty. Niemniej nie udało się wówczas rozwiązać kwestii organizowania przez nas dużych zgromadzeń.

W roku 1989 za zgodą Ciała Kierowniczego do wszystkich „zastępów” napisano list wyjaśniający, że z dniem 1 kwietnia zaczniemy działać w Meksyku jako organizacja religijna. Dalsze szczegóły podano w lipcowym numerze Nuestro Ministerio del Reino (Naszej Służby Królestwa), która do tej pory nazywała się Informador de la Torre del Vigía (Informator Strażnicy). Odtąd zaczęliśmy w pracy od domu do domu używać Biblii i modlić się na zebraniach. Później wprowadziliśmy też pieśni.

Możecie sobie wyobrazić, jaka radość zapanowała w zborach! Po twarzach braci płynęły łzy, gdy w Salach Studiów Kulturalno-Oświatowych, czyli Salach Studiów (które teraz stały się Salami Królestwa), jak również na większych zgromadzeniach zaczęliśmy publicznie się modlić i śpiewać. Ponadto bezpośrednie powoływanie się na Biblię podczas świadczenia od drzwi do drzwi napełniło braci jeszcze większą gorliwością, pozwoliło im pełnić służbę skuteczniej i dało ogromne zadowolenie. Nie zdając sobie z tego w pełni sprawy, położyliśmy w ten sposób podwaliny pod prawną obronę naszego chrześcijańskiego trybu życia.

Ogromny nacisk na dzieci Świadków

Na dzieci Świadków Jehowy zawsze wywierano dużą presję, ponieważ nie pozdrawiały żadnych sztandarów. Zarówno same, jak i w towarzystwie rodziców wyjaśniały nauczycielom swoje stanowisko. Czasami przyjmowano te wyjaśnienia, ale w większości wypadków wydalano dzieci ze szkół. Kiedy do tego dochodziło, rodzice szukali szkoły, w której nauczyciele byli bardziej tolerancyjni, aby dzieci mogły dalej się uczyć. Nie można było jednak wnieść sprawy do sądu, ponieważ brakowało podstaw do obrony praw dzieci.

W miarę wzrostu liczby głosicieli wzmagał się też nacisk na dzieci Świadków. Stanowisko Świadków Jehowy krytykowano w prasie. Ponieważ obecnie działamy w Meksyku jako organizacja religijna, nadszedł czas na podjęcie kampanii w obronie chrześcijańskiego sumienia uczniów będących dziećmi Świadków Jehowy.

Walka o wolność sumienia w szkołach

W roku 1989 kilkakrotnie występowaliśmy do władz federalnych ze stanowczymi apelami o zapewnienie dzieciom prawa do nauki, zagwarantowanego w konstytucji. W całym kraju prawnicy będący Świadkami współpracowali z komitetami ustanowionymi w celu załatwiania tych spraw pod kierownictwem Działu Prawnego w Betel. Gdy wstępowaliśmy na drogę prawną, władze szkolne często zmieniały stanowisko. Do sądu trafiło przeszło 100 spraw, z czego 49 rozstrzygnięto na korzyść Świadków Jehowy, a 28 nie zostało jeszcze zamkniętych. W kolejnych 28 sprawach wniesiono apelacje do Magistrados de los Colegiados de Circuito (czyli sądów wyższej instancji) i w 14 wypadkach uzyskaliśmy już korzystne orzeczenia, stanowiące precedens dla sądów niższej instancji. Co prawda nie zakłada się zwalniania dzieci ze świeckich ceremonii, ale zgodnie z obowiązującym prawem sędziowie orzekli, że żadnemu dziecku nie można zamykać drogi do wykształcenia. Zdarzało się, iż władze federalne interweniowały, gdy pracownicy oświaty czynili jakieś arbitralne kroki. Niektórzy urzędnicy resortu oświaty wyrobili sobie bardziej rozsądny pogląd na tę sprawę i wydali kilka korzystnych rozporządzeń.

Świadkowie rozpoczęli akcję odwiedzania dyrektorów szkół w całym kraju, mającą na celu udzielenie miarodajnych informacji na temat stosunku Świadków Jehowy do uroczystości świeckich. Przedstawiano im biblijny oraz prawny pogląd na te sprawy. Wielu dyrektorów bardzo mało wiedziało o Świadkach Jehowy. Stopniowo zaczęli rozumieć, że dzieci Świadków odnoszą się z szacunkiem do symboli państwowych oraz do władz, choć ze względu na sumienie wyszkolone na zasadach religijnych odmawiają udziału w pewnych ceremoniach (2 Moj. 20:4; Rzym. 13:1). Nie wszystkie problemy udało się rozwiązać, niemniej dano piękne świadectwo sędziom, władzom szkolnym oraz nauczycielom, wskutek czego niektórzy okazali zainteresowanie prawdą (Mat. 10:18-20).

W Ciudad Juárez w stanie Chihuahua sędzia federalny, który wydał korzystne dla nas orzeczenie, jest teraz odwiedzany przez braci. Ostatnio powiedział im, że prawie skończył czytać książkę Jak powstało życie? Przez ewolucję czy przez stwarzanie? Potem otworzył szufladę w biurku i oznajmił: „Mam tu też Biblię, którą mi zostawiliście, i obie te książki są dla mnie najlepszymi towarzyszami”.

W Chilpancingo w stanie Guerrero sędzia sądu federalnego, która wydała korzystną dla nas decyzję, poprosiła braci o dokładniejsze wyjaśnienie, na czym polega nasza chrześcijańska neutralność. Otrzymane informacje ją zadowoliły, w związku z czym oznajmiła, że chociaż nasze stanowisko dotąd nie było dla niej w pełni zrozumiałe, bardzo się cieszy, że w harmonii z prawem wydała pomyślne dla nas orzeczenie. Przyjęła też kilka publikacji biblijnych.

Wspaniałe świadectwo z okazji zgromadzeń

Nasza organizacja jest więc obecnie uznana nie za zwykłe stowarzyszenie kulturalne, lecz za wyznanie Świadków Jehowy. Jak to wpłynęło na organizowanie zgromadzeń obwodowych i okręgowych? Kiedy w roku 1988 po raz pierwszy przedstawiliśmy tę sprawę władzom, odesłano nas po prostu do przepisów, które nie przewidują, by religie mogły urządzać publiczne zebrania poza obrębem zwykłych miejsc spotkań. Sugerowano nam wówczas, byśmy nie korzystali z ogólnie dostępnych obiektów, lecz postarali się o własne i w nich urządzali nasze zgromadzenia. Nie dając za wygraną, zapytaliśmy, czy nie dałoby się uzyskać specjalnego zezwolenia na organizowanie naszych dużych spotkań w miejscach publicznych. Odpowiedziano, że jeśli przedłożymy takie prośby, to będą rozpatrywane. Nie zakazano nam urządzania dużych zgromadzeń, ponieważ zawsze je mieliśmy, a ponadto inne wyznania również pełniły publicznie usługi religijne. Jeden z upoważnionych przedstawicieli Towarzystwa pamięta, jak zakończyła się ta rozmowa: „Na odchodne powiedziałem: ‚Rozumiemy więc, że dopóki nie znajdzie się jakieś inne rozwiązanie, będziemy nadal trzymać się dotychczasowego trybu postępowania’. Przytaknięto nam i wymieniliśmy pożegnalne uściski w serdecznej atmosferze”.

A zatem Towarzystwo dalej organizowało zgromadzenia obwodowe i okręgowe, podczas których jednak zaczęliśmy nosić plakietki, jak to czynią Świadkowie na całym świecie. Wprowadziliśmy też na tych zgromadzeniach pieśni i modlitwy. Nie unikaliśmy już rozgłosu, lecz uprzejmie przyjmowaliśmy dziennikarzy. W różnych miejscach pojawili się na zgromadzeniach inspektorzy państwowi i odnieśli bardzo pozytywne wrażenie. Dzięki błogosławieństwu Jehowy takie zjazdy są też ogromnym świadectwem na rzecz Jego imienia.

W ostatnich miesiącach 1993 roku w 74 miastach odbyło się 161 zgromadzeń okręgowych pod hasłem „Pouczani przez Boga”, w których uczestniczyło 830 040 osób, a 15 662 ochrzczono. Jest to niewątpliwie ogromny postęp, wziąwszy pod uwagę skromne początki.

‛Sygnał ostrzegawczy dla Kościoła katolickiego’

Liczne gazety w kraju zamieściły bardzo przychylne relacje z naszych ostatnich zgromadzeń, co na swój sposób było wymownym świadectwem, rzucającym dobre światło na imię Jehowy. Dnia 27 października 1991 roku dziennik El Norte z Monterrey w stanie Nuevo León donosił: „Chociaż na stadionie baseballowym w Monterrey zgromadziło się 25 000 Świadków Jehowy, nie uświadczyło się tam śmieci, przepychania, krzyków, nie były też potrzebne patrole policyjne (...) Cały ten tłum — dorośli, młodzież, dzieci — przybył z tej okazji odświętnie ubrany. Mężczyźni nosili krawaty, a kobiety długie spódnice w stonowanych kolorach. Prawie każdy trzymał w ręku Biblię, tak zwany Przekład Nowego Świata, przetłumaczony przez samych Świadków, do którego wszyscy zaglądali, gdy tylko mówca powoływał się na jakieś rozdziały z tej księgi”. W innej relacji prasowej z tego samego miasta przytoczono słowa prałata katolickiego: „Doroczne zgromadzenie Świadków Jehowy stanowi dla Kościoła katolickiego sygnał ostrzegawczy, nawołujący do umacniania się w wierze”.

Dziennikarka obecna na zgromadzeniu Świadków Jehowy w Arena México uzupełniła swą relację o tym, co widziała i słyszała, następującym komentarzem: „Jeśli chodzi o mnie, to odchodzę stąd w nastroju refleksyjnym. Patrzę wokół na nasze parafie, nasze gminy, wglądam w siebie i czuję się zawstydzona nie najlepszym świadectwem, jakie daję o religii, którą wyznaję i w którą mocno wierzę. (...) Tak więc żegnam się ze Świadkami Jehowy, badając swe sumienie i prosząc o siłę do stania się prawdziwym świadkiem na rzecz prawdziwej religii”. W gazecie La Voz, ukazującej się na północy kraju w mieście Monclova w stanie Coahuila, napisano: „Musimy oddać sprawiedliwość temu, co osiągają (...) Nie tak dawno w tym samym miejscu odbyło się zgromadzenie katolików, na którym był nawet obecny czołowy przedstawiciel Kościoła katolickiego w naszym stanie, ale stadion nigdy nie był tak czysty jak obecnie (...) i to po trzech dniach zgromadzenia. A zanim opuszczą ten obiekt, jeszcze raz go posprzątają (...) Z całym przekonaniem ośmielamy się powiedzieć, że ten park wygląda przyjemnie i zachęcająco jedynie wtedy, gdy odbywają się w nim zgromadzenia Świadków Jehowy”.

Kwestia właściwego używania krwi

Obecny status Świadków Jehowy w Meksyku daje nam też lepsze możliwości obrony naszego biblijnego stanowiska w sprawie krwi. Braciom zawsze było trudno znaleźć zrozumienie w szpitalach. Meksykańscy lekarze nie przywykli do tego, by kwestionowano ich wiedzę oraz prawo do decydowania o sposobie leczenia pacjentów. Bracia, którzy musieli się poddać operacji, wyjaśniali im swoje stanowisko religijne, niemniej tylko w nielicznych wypadkach brano wzgląd na ich sumienie. Musieli udawać się od jednej placówki do drugiej, szukając lekarzy, którzy chcieliby ich leczyć bez użycia krwi.

W dniach od 25 do 27 stycznia 1991 roku w celu polepszenia tego stanu rzeczy urządzono w Meksyku seminarium medyczne. Prowadzili je bracia z Brooklynu. Zaraz potem w Biurze Oddziału utworzono Dział Informacji o Szpitalach, a w całym kraju zorganizowano Komitety Łączności ze Szpitalami. Odtąd miejscowe placówki medyczne otrzymują obfite świadectwo na temat stanowiska Świadków Jehowy w kwestii krwi.

W kwietniu 1991 roku niektórzy bracia pracujący w Komitetach Łączności ze Szpitalami zostali zaproszeni do Acapulco w stanie Guerrero na pierwszy kongres latynoamerykański poświęcony medycynie przetoczeniowej i bankom krwi. Wśród obecnych byli przedstawiciele 12 państw Ameryki Środkowej i Południowej. W referacie zatytułowanym „Organizacja, standaryzacja i podstawy prawne” nadmieniono, iż „Świadkowie Jehowy to ugrupowanie, które ze względu na swe przekonania religijne sprzeciwia się przyjmowaniu krwi, wskutek czego zachodzi potrzeba szukania innych metod leczenia”. Lekarz omawiający to zagadnienie wspomniał krótko o Komitetach Łączności ze Szpitalami. Wcześniej bracia przeprowadzili z nim rozmowę, toteż wiedział, jak jesteśmy zorganizowani. W punkcie przewidzianym na dyskusję niektórzy utrzymywali, że życie należy ratować nawet wbrew czyimś przekonaniom religijnym. Wspomniany lekarz oświadczył wówczas: „Jeżeli chcecie uniknąć kłopotów natury prawnej, odnoście się z szacunkiem do tej grupy religijnej”. Następnie dodał, że w myśl ustawy o ochronie zdrowia należy przed podaniem krwi uzyskać zgodę pacjenta.

Serię przemówień wygłoszono też w sali Trybunału Sprawiedliwości. W trakcie tej sesji pewien prawnik zadał dwa pytania dotyczące Świadków Jehowy: „Czy prawo pozwala odmawiać leczenia Świadków Jehowy tylko dlatego, że nie oddają krwi?” oraz „Czy jest rzeczą słuszną i zgodną z prawem przetaczanie krwi wbrew woli pacjentów będących Świadkami?” Dyrektor Departamentu Prawnego w Ministerstwie Zdrowia wykazał, że żadne przepisy nie wymagają, by w zamian za opiekę lekarską pacjent musiał być dawcą krwi. Oznajmił: „Konstytucja republiki nakłada na wszystkie placówki obowiązek udzielania pomocy medycznej i nie przewiduje żadnych ograniczeń. Odmowa opieki lekarskiej jest przestępstwem”. Przemówienia te dały możliwość przeprowadzenia kilku bardzo interesujących rozmów z urzędnikami Ministerstwa Zdrowia.

W sprawozdaniu Działu Informacji o Szpitalach czytamy: „Umówiliśmy się na rozmowę z dyrektorem Departamentu Prawnego w meksykańskim Ministerstwie Zdrowia. Kiedy objaśniliśmy zasadę funkcjonowania Komitetów Łączności ze Szpitalami, uznał ich powołanie za nadzwyczajny pomysł. Następnie poprosił o wyjaśnienie naszych przekonań bezpośrednio na podstawie Biblii. Wyglądało na to, że bardzo dobrze je zrozumiał, po czym powiedział, że skontaktuje nas z innymi osobistościami ze środowiska lekarskiego, którym będziemy mogli przedstawić nasz punkt widzenia i poczynione dotąd kroki. Dzięki temu spotkaliśmy się również z lekarzem będącym kierownikiem Biura Rejestracji Przeszczepów, który z powodzeniem dokonywał transplantacji nerek u Świadków Jehowy. Przeprowadziliśmy szereg bardzo ciekawych rozmów, ponieważ duże wrażenie zrobiły na lekarzach nasze ogólnoświatowe przedsięwzięcia organizacyjne zmierzające do zapewnienia lepszego porozumienia między chorymi Świadkami a personelem szpitali”.

Niech przemówią liczby

Kiedy rozgrywały się wszystkie te wydarzenia, głosiciele w dalszym ciągu bardzo aktywnie głosili dobrą nowinę. W roku 1931 sprawozdanie ze służby polowej złożyły 82 osoby, a od tej pory zanotowano nadzwyczajny wzrost. W roku 1961 najwyższa liczba głosicieli wyniosła 25 171. Rosła liczba studiów biblijnych, ale niewielu braci potrafiło je prowadzić. Stopniowo jednak głosiciele doskonalili swe umiejętności, dzięki czemu mieli coraz większe powodzenie w pracy od domu do domu, w dokonywaniu odwiedzin ponownych i prowadzeniu studiów.

W roku 1971 osiągnęliśmy nową najwyższą, która wyniosła ponad 50 000 głosicieli. W okresie ośmioletnim aż siedem razy wzrost przekraczał 10 procent, a czasami wynosił nawet 14 procent. Ponadto w latach siedemdziesiątych prawie co roku zgłaszało się do chrztu przeszło 5000 osób. Zaledwie 10 lat po roku 1971 szeregi głosicieli wzrosły prawie o 50 000. Najwyższa z roku 1981 wynosiła 101 171. W okresie tym liczba studiów biblijnych niemal zrównała się z najwyższą liczbą głosicieli i od tamtej pory na jednego głosiciela przypada przeciętnie więcej niż jedno studium.

Bracia pełnili służbę polową z nie słabnącą gorliwością. Rok służbowy 1994 zakończyliśmy najwyższą 404 593 głosicieli. Prowadzimy obecnie ponad 535 000 studiów biblijnych. Na uroczystość Pamiątki w roku 1994 roku przyszło 1 379 160 osób, to znaczy co 63 mieszkaniec Meksyku. Poniższa tabela ilustruje, jak od roku 1931 rosła aktywność sług Jehowy w tym kraju.

Jak widać, w latach osiemdziesiątych nastąpił szybki wzrost przeciętnej liczby domowych studiów biblijnych — ze 100 636 w roku 1981 do 472 389 w roku 1991. Tak więc w ciągu 10 lat odnotowano 369 procent wzrostu, ale na tym nie koniec!

W Meksyku bardzo łatwo można zapoczątkować studium biblijne. Na przykład w Monterrey w stanie Nuevo León głosiciel zaproponował pewnej kobiecie studium podczas pierwszej rozmowy przy drzwiach. Od razu się zgodziła. Później zapytał, dlaczego tak chętnie przystała na studium. Odrzekła: „Przedtem jeszcze nikt mi nie zaproponował, że będzie studiować ze mną Biblię”.

„Głosiciele wręcz tryskają entuzjazmem”

Niektórzy pytają: „W czym tkwi tajemnica nieustannego wzrostu widocznego w Meksyku w ostatnim dziesięcioleciu?”

Jeden z członków Komitetu Oddziału tak się wypowiedział na ten temat: „W każdym zakątku kraju głosiciele wręcz tryskają entuzjazmem, a prawda zelektryzowała cały kraj. Bracia z zapałem opowiadają liczne doświadczenia ze służby polowej i proszą, by opowiedzieć im swoje. Prawda ich pochłania i wokół niej obraca się całe ich życie. Głosiciele są nadzwyczaj gorliwi i głoszą dobrą nowinę o Królestwie wszędzie, dokądkolwiek się udadzą, a Jehowa błogosławi ich wysiłkom. Pięknie podsumowuje to Księga Przysłów 10:22 słowami: ‚Błogosławieństwo Jehowy — to wzbogaca’ [NW]. Bardzo często zdarza się też, że zainteresowani przychodzą na zebrania wkrótce po rozpoczęciu studium biblijnego. Zaczynają studiować z myślą, że zostaną Świadkami Jehowy. To pomaga im robić szybkie postępy w prawdzie”.

Kurs Usługiwania

Obecnie bracia w Meksyku korzystają z jeszcze jednego środka pomocniczego, który ich wyposaża do lepszego opiekowania się owocnym terenem — a mianowicie z Kursu Usługiwania. Pierwsza klasa w Meksyku rozpoczęła zajęcia w listopadzie 1991 roku. Od tamtej pory kurs ukończyło już 12 klas. Jest to ośmiotygodniowe szkolenie przygotowane przez Komitet Nauczania. Materiał jest tak opracowany, by pomóc starszym i sługom pomocniczym nabyć umiejętności niezbędnych do zaspokajania pilnych potrzeb w organizacji teokratycznej. Pod nadzorem Komitetu Służby przy Ciele Kierowniczym na kurs zapraszani są zdolni meksykańscy bracia w stanie wolnym, którzy szkoleni są z myślą o powierzeniu im dodatkowych obowiązków w okolicach, gdzie są większe potrzeby. W niektórych wypadkach oznacza to usługiwanie w innych krajach.

Bracia ogromnie się cieszą z tego kursu. Kiedy ogłoszono jego utworzenie, wniosek o przyjęcie wypełniło aż 600 osób. Ponieważ tak wielu braci stawia siebie do dyspozycji, parę razy w roku organizuje się równolegle dwie klasy. Dzięki temu trzoda Boża w tej części świata otoczona jest staranniejszą opieką.

Pionierzy docierają na tereny oddalone

W całym kraju działa obecnie 9800 zborów, toteż każde miasto i miasteczko jest już któremuś przydzielone. Niemniej wciąż istnieje sporo terenów oddalonych. Do pracy na nich zgłasza się wielu pionierów. Szukają sobie zajęcia w niepełnym wymiarze godzin bądź korzystają z rozmaitych form wsparcia ze strony rodziny, dzięki czemu mogą usługiwać w tych miejscach.

Oprócz nich pracuje obecnie 671 pionierów specjalnych, przydzielonych głównie do małych zborów i odludnych miejscowości, gdzie wcześniej dobra nowina nie była głoszona. Wykonują oni piękną pracę.

Niektórych z tego grona można by nazwać pionierami wędrownymi. Przenoszą się na danym terenie z miejsca na miejsce, aby dotrzeć do ludzi mieszkających w okolicach prawie niedostępnych. Podróżują małą furgonetką z obudowaną skrzynią, w której mają zapas literatury i miejsce do spania. Dzięki temu nie muszą się martwić o nocleg, gdy w drodze zastanie ich noc. Jednakże w górach często muszą zostawiać ciężarówkę na końcu drogi i dalej ruszają na piechotę, dźwigając żywność i inne potrzebne rzeczy w plecakach. W ciągu minionych pięciu lat Towarzystwo skierowało do takiej pracy kilka grup braci, co przyniosło wspaniałe rezultaty.

Oto jedno z mnóstwa ciekawych doświadczeń tych gorliwych braci: „W miasteczku Altamirano w stanie Guerrero odnaleźliśmy wiele ludzi zainteresowanych prawdą ze Słowa Bożego. Zaledwie w ciągu miesiąca zapoczątkowaliśmy w ich domach 40 studiów biblijnych. Jedno z nich prowadziliśmy z katolikiem, który miał w mieszkaniu pełno wizerunków. Kiedy wyjaśniliśmy mu tę sprawę i gdy przeczytał w książce Żyć wiecznie, jak odrażające jest w oczach Jehowy bałwochwalstwo, zniszczył wszystkie swoje bożki. Zaprosiliśmy go na zgromadzenie okręgowe w roku 1991, na które przybył razem z sześcioma innymi osobami. Zaczął uczęszczać na wszystkie zebrania, chociaż mieszka w odległości 45 kilometrów. Ma wszelkie warunki po temu, żeby być dobrym głosicielem”.

Dzięki wysiłkom tych pionierów rozpowszechnianych jest dużo publikacji biblijnych i powstają niewielkie zbory w miejscach, gdzie poprzednio w ogóle nie było Świadków. Jeden z pionierów tak opisuje swoje odczucia związane z tą pracą: „Docieramy do uroczych miejsc i wspaniałych ludzi, którzy mają uszy chętne do słuchania. Wielu nawet płakało i prosiło, byśmy zostali z nimi dłużej, i naprawdę chcielibyśmy to zrobić ze względu na istniejące potrzeby (...) Uświadomiliśmy sobie, jak życzliwy jest Jehowa, gdyż wysyła swych sług z dobrą nowiną do tych ludzi, którzy są ubodzy, pokorni i mieszkają w tak trudno dostępnych okolicach”.

‛Coraz więcej, coraz lepszych Sal’

Można odnieść wrażenie, że w Meksyku nie starcza czasu na wykonanie wszystkiego, co jest do zrobienia. Podjęto zakrojone na wielką skalę przedsięwzięcia budowlane, w ramach których wznosi się Sale Królestwa i Sale Zgromadzeń. Działamy w myśl hasła: „Coraz więcej, coraz lepszych i większych Sal Królestwa”, a bracia w całym kraju z zapałem budują bardziej funkcjonalne miejsca zebrań. Na zgromadzenia okręgowe przybywa ponad 800 000 ludzi, a wynajęcie odpowiednich obiektów jest coraz trudniejsze. Staramy się więc wznosić Sale Zgromadzeń, w których można by urządzać nie tylko zgromadzenia obwodowe, lecz także mniejsze zgromadzenia okręgowe. Obecne przepisy pozwalają nam snuć szerokie plany na przyszłość, jeśli spotka się to z błogosławieństwem Jehowy.

Piękny obiekt został wzniesiony w nadgranicznym mieście Reynosa w stanie Tamaulipas. Szczodry ofiarodawca przekazał tam jakieś cztery hektary ziemi pod budowę Sali Zgromadzeń. Do pracy z zapałem przystąpili bracia z ośmiu sąsiednich obwodów, zdobywając się na ogromne wyrzeczenia, aby wznieść Salę na 3600 miejsc. Mamy nadzieję, że w innych częściach kraju powstaną w ten sposób podobne obiekty. W listopadzie 1992 roku Albert D. Schroeder z Ciała Kierowniczego uroczyście oddał do użytku Jehowie Salę Zgromadzeń w Reynosie.

Przez szereg lat mieliśmy w stolicy kraju dwie niewielkie Sale Zgromadzeń, z których każda mogła pomieścić jakieś 1000 osób. Ale 9 maja 1993 roku John E. Barr z Ciała Kierowniczego otworzył w dzielnicy Tultitlán piękną salę na 3000 miejsc. Gorliwi bracia mieszkający w stolicy wznieśli ją w ciągu zaledwie jednego roku. Ta wspaniała Sala Zgromadzeń naprawdę przysparza czci Jehowie.

Budowanie na nie spotykaną dotąd skalę

Działalność Świadków Jehowy w dalszym ciągu rozwija się niezwykle dynamicznie. W ciągu ostatnich 10 lat ich liczba wzrosła ze 150 000 do przeszło 400 000. Liczba domowych studiów biblijnych prowadzonych z poszczególnymi osobami i całymi rodzinami zwiększyła się od 180 000 do ponad 535 000. Potrzebne jest więc mnóstwo publikacji do studiowania Pisma Świętego. W minionym roku Świadkowie Jehowy w Meksyku rozpowszechnili przeszło 30 000 000 książek, broszur i czasopism, objaśniających Biblię, a do tego miliony traktatów. Trwa budowa kolejnych obiektów oddziału — większych niż dotychczasowe. Będzie mogło w nich zamieszkać około 800 nowych betelczyków. Powierzchnia drukarni zwiększy się czterokrotnie. Realizacja tego przedsięwzięcia potrwa jakieś pięć lat i będzie wymagać szeroko zakrojonej międzynarodowej współpracy.

Bardzo się cieszymy z tej drukarni, w której będą produkowane Biblie, książki, broszury, czasopisma i inne publikacje w takich ilościach, by zaspokoić głód duchowy szczerych ludzi mieszkających nie tylko w Meksyku, lecz także w innych krajach Ameryki Łacińskiej.

Duchowi pasterze trzody Bożej

Bracia wchodzący w skład Komitetu Oddziału nadzorują różne dziedziny działalności w Biurze Oddziału i w terenie oraz usługują na zgromadzeniach, na które regularnie wyjeżdżają. Dzięki temu mają orientację, co się dzieje na każdym odcinku działalności prowadzonej w Meksyku. Lojalnie wspierają ich żony, pomagając im w ten sposób wywiązywać się z poważnych obowiązków. Każdy członek tego grona jest przeciętnie 41 lat po chrzcie i od 37 lat służy pełnoczasowo. Wszyscy należą do rodziny Betel.

Na terenie Meksyku pracuje 34 nadzorców okręgu i 446 nadzorców obwodu. Obecnie działa tu 9810 zborów, a co miesiąc powstaje średnio 20 nowych. Jak widać, zarówno nadzorcy podróżujący, jak i starsi oraz słudzy pomocniczy w zborach mają dużo pracy związanej z troszczeniem się o trzodę. Na każdy zbór przypada przeciętnie prawie dwóch starszych i bez mała trzech sług pomocniczych. W wielu zborach pilnie potrzeba więc zdolnych braci. Ponadto dzięki nieustannemu wzrostowi liczby głosicieli powstają następne zbory, a wszystkie potrzebują wykwalifikowanych starszych i sług pomocniczych. To nieliczne grono usługujących w każdym zborze pięknie wywiązuje się z zadania pasienia „owieczek” Jehowy (Jana 21:15-17).

Nowe prawo o stowarzyszeniach religijnych i kulcie publicznym

Przez minione 135 lat trzymano się w Meksyku zasady rozdziału Kościoła od państwa. W roku 1865 sytuacja stała się tak napięta, że nadwerężyła stosunki między Meksykiem a Watykanem. Pod wpływem wcześniejszych przykrych doświadczeń rząd nałożył ograniczenia na wszystkie religie. Ale gdy w grudniu 1988 roku urząd prezydenta objął Carlos Salinas de Gortari, przewidywano zmianę polityki wobec religii oraz ocieplenie stosunków z Watykanem. Na przemówienie inauguracyjne prezydenta przybyli wysokiej rangi przedstawiciele Kościoła katolickiego.

Rzecz jasna nasuwało się pytanie: Jak się to odbije na działalności Świadków Jehowy? Po tej manifestacji dobrej woli wobec Kościoła kler zaczął naciskać, by do konstytucji wprowadzono zmiany, które zapewniłyby większe swobody organizacjom religijnym. Przez dwa lata sprawa ta była tematem nieustannych polemik prasowych, torujących drogę do prawnego uznania organizacji religijnych w Meksyku. Do tej pory istnienie różnych religii było akceptowane, ale nie miały one statusu prawnego. Nie ulegało wątpliwości, że kler zabiega nie tylko o oficjalne uznanie, lecz także o przywileje związane z polityką i oświatą. Ponadto niektórzy księża katoliccy domagali się w swych oświadczeniach nałożenia ograniczeń na działalność Świadków Jehowy oraz nieprzyznawania im statusu prawnego. Wreszcie w styczniu 1992 roku Kongres wniósł kilka poprawek do postanowień konstytucji w kwestii religii. W lipcu tego samego roku zmiany te uzupełniono przepisami wykonawczymi, nazwanymi „Prawem o stowarzyszeniach religijnych i kulcie publicznym”.

Intencją tych przepisów było przyznanie większej swobody stowarzyszeniom religijnym. Mogą one odtąd stawać się właścicielami gruntów i obiektów. Nowe przepisy pozwalają też organizować zebrania i manifestacje religijne poza obrębem świątyń. Jeden artykuł wspominał o symbolach patriotycznych. Można było przypuszczać, że sformułowano go z myślą o Świadkach Jehowy. Jednakże 7 maja 1993 roku kancelaria rządu oficjalnie uznała La Torre del Vigía oraz Los Testigos de Jehová en México. Ufamy, że nowe przepisy pozwolą Świadkom Jehowy energicznie kontynuować działalność w Meksyku i że zapewnią pełną swobodę w jej prowadzeniu, gwarantując ustawowo korzystanie z niedostępnych wcześniej praw i przywilejów. Jeszcze przed wydaniem tych rozporządzeń Świadkowie Jehowy w Meksyku przygotowywali się do tej wolności, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.

O Meksyku można by powiedzieć dużo więcej

W sprawozdaniu tym nie dało się ująć wszystkich wydarzeń z dziejów Świadków Jehowy w Meksyku. Dokonaliśmy zaledwie krótkiego przeglądu naszego „albumu” historycznego. Niektóre sceny z przeszłości przypominają wyblakłe czarno-białe fotografie. Wydarzenia bliższe naszym czasom są pełne życia i lepiej dają się uwiecznić na taśmie wideo.

Osoby dopiero od niedawna związane ze Świadkami Jehowy mogą być zaskoczone tym, ile trudności musieli pokonać bracia uczestniczący w torowaniu drogi dziełu w Meksyku. Przyzwyczaiły się do raju duchowego, w którym jest pod dostatkiem strawy duchowej, gdzie przebywa się w otoczeniu setek tysięcy bogobojnych ludzi i pełni służbę dla Boga w sposób dobrze zorganizowany. Niemniej w wielu rejonach Meksyku Świadkowie Jehowy dalej muszą zdobywać się na spory wysiłek, żeby uczęszczać na zebrania. Niektórym wciąż trzeba pomagać w nauczeniu się czytania, by mogli skorzystać z dostępnego wyposażenia duchowego. A część nadzorców podróżujących w dalszym ciągu musi się przeprawiać w bród przez rzeki i wspinać na góry, żeby dotrzeć do zborów, którym usługują. Braciom mieszkającym w miastach życie być może ma więcej do zaoferowania pod względem materialnym, ale podsuwa też więcej pokus. Jednakże bez względu na rozmaite próby, które są ich udziałem, Świadkowie Jehowy w Meksyku ogromnie się cieszą, że wraz ze wszystkimi swymi chrześcijańskimi braćmi i siostrami na świecie są zjednoczeni w służbie dla Jehowy, która sprawia im prawdziwą radość i zadowolenie.

Chociaż już teraz sporo wiesz o dziejach Świadków Jehowy w Meksyku, nie poznałeś, rzecz jasna, wszystkich tutejszych braci i sióstr. Każdy z nich mógłby ci opowiedzieć ciekawe przeżycia. Ponadto spodziewamy się dotrzeć z dobrą nowiną do serc rzeszy jeszcze innych ludzi. Żywimy gorącą nadzieję, że i oni staną się cząstką tej szybko rozrastającej się rodziny, która uznaje Jehowę za swego Boga i Ojca. A jeśli rozwój widoczny w ostatnich latach robi na nas wrażenie, cóż powiemy, gdy po Armagedonie Jezus Chrystus zacznie wskrzeszać miliony Meksykanów spoczywających obecnie w grobach i da im sposobność poznania Jehowy i Jego prawych dróg? Tak więc niniejsze sprawozdanie w żadnym wypadku nie zawiera wszystkich wieści z Meksyku. Niektóre zachwycające wydarzenia są jeszcze przed nami. Jeśli Jehowa pozwoli, będzie jeszcze dużo więcej do opowiedzenia.

[Tabela na stronie 242]

ROK

NAJWYŻSZA LICZBA GŁOSICIELI

PRZECIĘTNA LICZBA GŁOSICIELI

LICZBA STUDIÓW BIBLIJNYCH

1931

82

1941

859

1951

10 335

8 366

5 409

1961

25 171

22 235

18 198

1971

54 384

51 256

50 270

1981

101 171

98 610

100 636

1991

335 965

319 634

472 389

1994

404 593

388 623

535 912

[Mapa na stronie 168]

[Patrz publikacja]

MEKSYK

Monterrey

Guadalajara

Meksyk

Veracruz

[Ilustracja na stronie 170]

Niektóre elementy wierzeń Azteków przeniesiono do katolicyzmu

[Ilustracja na stronie 175]

Grupka Badaczy Pisma Świętego w stolicy Meksyku około roku 1920

[Ilustracje na stronie 177]

„Biuletyn” z ogłoszeniem o rejestracji Towarzystwa oraz karta identyfikacyjna głosiciela

[Ilustracja na stronie 178]

José Maldonado, jeden z pierwszych pionierów w Meksyku

[Ilustracje na stronie 184]

Manuel Amaya oraz pojazd, z którego korzystał jako pionier

[Ilustracja na stronie 188]

Pedro De Anda głosił po całym kraju

[Ilustracja na stronie 191]

Po zapoznaniu się z publikacjami Towarzystwa Mario Mar podjął się głoszenia, choć nie spotkał wcześniej żadnego Świadka

[Ilustracja na stronie 192]

Zgromadzenie Świadków (Testigos) w stolicy Meksyku w roku 1934

[Ilustracje na stronie 198]

Dawni pionierzy w stanie Veracruz oraz ich środek lokomocji

[Ilustracja na stronie 200]

Fred i Blanche Andersonowie ukończyli Gilead i większą część życia poświęcili na służbę w Meksyku

[Ilustracje na stronie 202]

Shirley Hendrickson (z lewej) i Rosa May Dreyer współpracowały ze sobą przeszło 50 lat

[Ilustracje na stronie 207]

Inni absolwenci Gilead, którzy usługiwali w Meksyku: 1) Elizabeth Tracy, 2) Jean Friend, 3) Esther Lopez, 4) Rubén Aguirre, 5) Russell Cornelius, 6) Esther Vartanian (Lozano), 7) Mildred Simpkins, 8) Maxine Miller (García)

[Ilustracje na stronie 209]

Bracia, którzy pomagali nadzorować pracę oddziału

1) Rodolfo Lozano, 2) George Papadem, 3) Samuel Friend, 4) William Simpkins, 5) Robert Tracy

[Ilustracja na stronie 210]

Adulfo Salinas z żoną, Leonor; przez wiele lat był nadzorcą okręgu, toteż oboje dużo podróżowali

[Ilustracje na stronie 223]

Obiekty oddziału w Meksyku użytkowane od roku 1985

[Ilustracje na stronach 236, 237]

Rozradowani głosiciele Królestwa w Meksyku

[Ilustracje na stronach 244, 245]

Po lewej: Stale powiększająca się rodzina Betel w Meksyku — rok 1993. Poniżej: Nowe obiekty oddziału wznoszone z myślą o zaspokajaniu potrzeb zborów w Meksyku, których liczba szybko rośnie

[Ilustracja na stronie 252]

Obecny Komitet Oddziału w Meksyku (od lewej): Robert Tracy, Roberto Gama, Carlos Cázares, Santos Estrada, Juan Angel Hernandez i Rodolfo Lozano